Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

LISTY Z PODRÓŻY - KAREL CAPEK - NOWA WAWA!!!

11-03-2012, 12:42
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Cena kup teraz: 40.90 zł     
Użytkownik hajduchek
numer aukcji: 2112838858
Miejscowość Warszawa
Zostało sztuk: 2    Wyświetleń: 14   
Koniec: 11-03-2012 14:27:47

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: miękka
Rok wydania (xxxx): 2011
Język: polski
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

 

SKLEP Z KSIĄŻKAMI



LISTY Z PODRÓŻY

  • AUTOR: KAREL CAPEK
  • STRONY: 572, FORMAT: 15X21 CM
  • ISBN:[zasłonięte]978-8314-931-0
  • ROK WYDANIA: 2011
  • WYDAWNICTWO: WAB
  • OPRAWA: TWARDA

OPIS

Gwarne Włochy, majestatyczna Anglia, dumna Hiszpania, mieszczańska Holandia i spokojna Skandynawia - pięć podróży, podczas których Karel Čapek odkrywa fascynujące bogactwo europejskiej kultury. Dociera zarówno do najpopularniejszych miejscowości turystycznych, jak i do miejsc, o których bedekery z reguły nie wspominają. Podróżuje bez planu, nie pomijając przedmieść i wiosek. Świat urzeka Čapka tak bardzo, że aby go właściwie opisać, słowa wspomaga rysunkami. We Włoszech zachwyca się kotami na trawniku w Rzymie i malarstwem Giotta. Wielka Brytania ujmuje go starymi drzewami i angielską mentalnością. W Hiszpanii opisuje dostojne kobiety w mantylach, przerażającą corridę oraz czyszczenie butów, które przybrało postać tańca lub obrzędu. Holandię postrzega jako przyjemny, malowniczy kraj, który z mieszczańskiego spokoju wyrwał Rembrandt. Skandynawia zadziwia go ufnością ludzi i rozległymi pustkowiami.Opowieści Čapka pełne są ciepła i humoru. Doskonały przekład Piotra Godlewskiego dodaje im uroku.Są ludzie, którzy kochają cały świat, póki ten świat chce mieć asfaltowe szosy albo wierzyć w jednego Boga, albo pozamykać winiarnie i restauracje. Są ludzie, którzy potrafiliby kochać świat, gdyby miał jedno, właśnie to ich, cywilizacyjne oblicze. Ale ponieważ mimo to nie zaszliśmy dotychczas z tą miłością zbyt daleko, spróbujmy tego w inny sposób. Znacznie radośniej jest kochać cały świat, ponieważ ma tysiące twarzy i wszędzie jest inny, a przy tym wykrzykiwać: "Chłopcy, skoro już się tak kochamy, utwórzmy Ligę Narodów; ale, do cholery, niech będą to Narody ze wszystkim, co się z tym wiąże, każdy z innymi włosami i z innym językiem, ze swymi zwyczajami i kulturą, a jeśli trzeba, to najspokojniej również ze swoim Panem Bogiem; bo każda różnica jest godna miłości już chociażby dlatego, że pomnaża życie. Niechaj łączy nas wszystko, co nas dzieli!(fragment)FragmentO ile Wenecja najbardziej wyróżnia się kanałami, gondolami i turystami, to Padwę charakteryzują podcienie i rowery, Ferrarę zaś rowery, ceglane pałace i styl romański. Rowerami nie będę się zajmował; mam nadzieję, że dzięki temu one także zostawią mnie w spokoju. Co się tyczy Padwy, to proszę zauważyć, że możność zobaczenia w ciągu jednego przedpołudnia najpiękniejszych dzieł Giotta, Mantegny i Donatella jest wielką łaską, darem niebios i radością podobną do pięknego snu. To tylko mały, skromny kościółek, ta Santa Maria dell'Arena; ale Giotto wypełnił malowidłami całe jego wnętrze, nie zostawiając najmniejszego pustego kawałka, i tchnął w nie swoją wspaniałą, prostą logikę malarza i chrześcijanina, Giotto bowiem był duchem absolutnie rozumnym, nabożnym i jasnym. A Mantegna mistrzem rysunku, twardym, ostrym, nie wiem, jak to powiedzieć: strasznym formalistą, ale spowity w welon Bóg wie, jakiej dziwnej, ślicznej i surowej tęsknoty. A Donatello to jedynie namiętny smutek, jakaś milcząca, dogłębna gorycz ducha nazbyt doskonałego. Wszyscy trzej należą do najbardziej męskich wśród artystów. Święty jest dzień, w którym można poznać tę trójcę.Zakończywszy ten święty dzień kropką, a następnie kolacją (z tym, że już nie w Padwie, lecz w Ferrarze), w czasie jaki upłynął od poprzedniego zdania, nabrałem doświadczenia, którym właśnie chcę się z wami podzielić: podróżując po Włoszech, strzeżcie się tak zwanego wina di paese. Jest taniutkie, na pozór niewinne, a podają je wam w butlach, których pojemność na pierwszy rzut oka z pewnością zlekceważycie. Po wysuszeniu ich wszakże - wino to jest bowiem nadzwyczaj dobre - obudzi się w was jakiś animusz, bojowość, zamiłowanie do śpiewu, entuzjazm i podobne uczucia. A więc gdybym w owej chwili miał przed sobą niejakiego **, który tam u was, w Czechach, wypisuje przeraźliwe głupstwa o teatrze, ukatrupiłbym go - bo w takiej jestem pasji. Ukatrupiłbym jeszcze wielu innych, którzy pisują o sztuce, na przykład *** i inne skądinąd poważne osoby, po czym, zbryzgany ich krwią, z głośnym śpiewem, wielbiąc Giotta, Mantegnę i Donatella, położyłbym się spać i jeszcze zasypiając widziałbym kościółek dell'Arena i ołtarz w bazylice przy Piazza del Santo, i kaplicę w kościele degli Eremitani, potępiłbym samego siebie, pokłonił się nieskończonej wielkości sztuki i usnąłbym z ostatnim wdzięcznym wspomnieniem o winie di paese.***Gdy byłem młodszy znałem tylko dwa typy Anglików: jeden nazywał się John Bull, był gruby i rumiany, nosił buty z cholewami i spodnie do konnej jazdy i zazwyczaj towarzyszył mu buldog; drugi nazywał się Mr. Smith albo jakoś podobnie, był wysoki i kościsty, nosił ubranie w kratkę i rude baki, i odznaczał się tym, że przy każdej okazji kładł nogi na stole. Obaj pojawiali się głównie w karykaturach i w komediach.Kiedy później przyjechałem do Anglii, byłem rozczarowany, widząc, że przytłaczająca większość Anglików nie nosi kraciastych ubrań ani baków, ani nie kładzie nóg na stole; że (z wyjątkiem pana G.B. Shaw) nie są uderzająco wysocy ani (z wyjątkiem pana G.K. Chestertona) uderzająco przysadziści. Tak oto człowiek traci iluzje swej młodości. Stwierdziłem natomiast, że Anglia różni się niemal wszystkim od kontynentu, poczynając od trawy i bluszczu, a kończąc na uniwersytecie lub parlamencie. Mógłbym szczegółowo opisać różnicę między Notting Hill a Sewillą; ale byłbym w kłopocie, gdybym miał napisać, czym mieszkańcy planety zwanej Anglią powszechnie i bez wyjątku różnią się od mieszkańców planety zwanej Europą. Na pewno istnieje wielka różnica, w zwyczajach i poziomie życia między przeciętnym Brytyjczykiem a, dajmy na to, macedońskim pasterzem; ale myślę, że niemal taka sama uderzająca różnica zachodzi między przeciętnym Brytyjczykiem z Izby Lordów a Brytyjczykiem z Psiej Wyspy. Nie jestem pewien, czy obie te klasy Brytyjczyków mają takie same narodowe zalety i takie same narodowe wady. Mógłbym napisać rozprawę o zaletach Anglików, które zaobserwowałem w klubie Athenaeum, lub o ich cechach nieprzyjemnych, które zauważyłem widząc ich jako turystów we Włoszech; lecz zdaję sobie sprawę, że ani Athenaeum, ani całe Włochy razem z Sycylią i Riwierą nie są jeszcze całą Anglią.***Gdybym miał dostatecznie dużo pieniędzy i gdyby w tej kwestii panował wolny rynek, z pewnością utworzyłbym sobie kolekcję państw. Doszedłem do przekonania, że granice państw nie są zbędne; nie lubię wprawdzie celników i kontrola paszportowa mnie nudzi, ale stwierdzam, za każdym razem na nowo oczarowany, że przekraczając granicę państwa, wchodzę w nowy świat, w którym są inne domki i inny język, inni policjanci, inna barwa gleby i inna przyroda. Po konduktorze niebieskim przychodzi konduktor zielony; za parę godzin jego miejsce zajmie brązowy; powiadam wam, to jest jak w Tysiącu i jednej nocy. Po czeskich jabłoniach przychodzą brandenburskie sosny na białych piaskach, wiatrak macha skrzydłami jakby dokądś biegł, ziemia jest równa jak stół i rodzi głównie tablice z reklamami papierosów i margaryny. To są Niemcy.Potem skały porośnięte bluszczem, góry podziurawione przez szukających w nich czegoś ludzi, głębokie i zielone doliny rzek, huty i piece stalowni, żelazne żebra wież wyciągowych, hałdy kruszywa podobne do wulkanów świeżo po wybuchu, mieszanka bukolicznej przyrody i przemysłu ciężkiego, koncert, w którym szałamaja i carillon akompaniują fabrycznej syrenie: istny Verhaeren, Les heures claires oraz Les villes tentaculaires. Cała Flandria starego poety: kraj, który nie mógł rozpostrzeć się ze swoimi skarbami i ma je wszystkie w jednej kieszeni; miła Belgia; mamusia z dzieckiem na ręku, żołnierzyk pojący konia, gospoda w dolinie, kominy i okropne wieże przemysłu, gotycki kościół i wytapialnia żelaza, stado krów między szybami kopalń; wszystko tu mają upchane jak na staroświeckim straganie - Bóg jeden wie, jak się im to mieści.Tak, a teraz znów bardziej otwarte przestrzenie: to Francja, kraj olch i topoli, topoli i platanów, platanów i winnic. Srebrzysta zieleń, tak, zieleń srebrzysta jest jej kolorem; różowe cegły i niebieskawe dachówki; leciutki welon mgły, więcej światła niż barwy, Corot. Na polach ani jednego człowieka; zapewne ugniatają w prasach zebrane winogrona, winko z Touraine, winko z Andegawenii; winko Balzaka i wino pana hrabiego de la Fere. Garçon, une demi-bouteille, i wasze zdrowie, wieżyczki doliny Loary! Czarnowłose kobiety w czarnych sukniach. Jak to, dopiero Bordeaux? Żywiczna woń niesie się nocą; to Landy, kraina sosen. Potem woń inna, ostra i rozweselająca: morze.Hendaye, przesiadka! Żandarm o twarzy młodego Kaliguli, w lśniącym trójgraniastym kapeluszu, bazgrze na walizkach magiczny znak i majestatycznym gestem wypuszcza nas na peron. No i stało się: jestem w Hiszpanii.Camarero, una media del jerez. No i stało się. Diaboliczna Hiszpanka z paznokciami pomalowanymi henną. Coś ty, człowieku, to nie dla ciebie. Ale gdybym mógł przynajmniej tego żandarma zawieźć wypchanego do domu!***Przyszedł do mnie niedawno młody Łotysz i po pewnych ceregielach rąbnął pytanie swojego życia: Czy warto tworzyć łotewską literaturę i wydawać łotewskie książki, kiedy robi się to w istocie tylko dla garstki ludzi. Czy trwanie jako wyspa narodowa i marnowanie tak wielkiej energii właściwie jedynie na to, żeby pisać i żyć po łotewsku, warte jest tego trudu. Czy nie rozsądniej byłoby przyłączyć się do jakiegoś większego obszaru kulturowego i wydawać książki po rosyjsku lub po niemiecku, mieć udział w szerszych nurtach umysłowych, korzystając z takiego instrumentu, jakim jest język bardziej światowy, współuczestniczyć w problemach kulturalnych w skali europejskiej...- My, proszę pana - powiedziałem mu - znamy to; jakieś czterdzieści lat temu to samo pytanie stawiał u nas pewien młody malkontent czeski. Został za to zwymyślany przez cały naród, co oczywiście nie jest ostateczną odpowiedzią na jego problem. Właściwą odpowiedzią jest, dajmy na to, że dziś wy, inni Europejczycy, przyjeżdżacie do nas aż z Rewla, by studiować dzieła takich twórców kultury jak Březina albo Masaryk i że u nas nikomu nie przychodzi już na myśl, by głowić się nad tragicznym pytaniem Huberta Gordona Schauera, rozumiemy się?- Tak - kontynuował młody człowiek z goryczą. - Tylko że ja przyjechałem nie z Rewla, ale z Rygi; otóż w Rewlu mieszkają Estończycy. No i widzi pan: co znaczymy dla świata, jeżeli nas, Łotyszy, każdy myli z Estończykami i Litwinami? Czy to w ogóle coś warte...***Ze Sztokholmem jest tak: macie tam dokładnie pośrodku miasta most; co prawda jest to jedynie mostek w porównaniu z różnymi sławnymi mostami świata, ale jest o tyle niezwykły, że tuż przy jednej jego stronie woda rozlewa się i tworzy same viken i fjärden, i sundet, same sjön i holmen, same zatoki i przystanie, i cieśniny, i wyspy, aż w końcu robi się z tego Morze Bałtyckie; a zaraz po drugiej stronie mostu ta woda znowu rozlewa się na setki kilometrów i tworzy z siebie mnóstwo cieśnin, zakoli, sundów i strömów, same fjärden i sjön, i viken, i holmen, co w sumie składa się na słodkowodne jezioro Mälaren; a ponieważ na tych wyspach zbudowana jest część Sztokholmu, cudzoziemiec nigdy nie ma pewności, czy w danej chwili stoi na stałym lądzie, na wyspie czy jedynie na cyplu, na morzu lub pośrodku słodkowodnego jeziora. Co się tyczy tych wysp i wysepek, to tamte dalej na morzu nazywają się skjären i jest ich tyle, że każdy zamożniejszy Szwed może sobie pozwolić na swoją własną wysepkę i własną motorówkę i może kąpać się w swoim własnym przypływie; jest ich tu jak ziarenek maku, tych motorówek, i co chwila któraś z nich głośno i żwawo pyrkocze, zmierzając na skalistą wysepkę z trzydziestoma sosnami i jednorodzinnym domkiem; ale listonosz nie ma tutaj lekkiego życia, jeśli musi codziennie to objeżdżać.Sam Sztokholm jest miastem żywym, ładnym i najwyraźniej bardzo bogatym: ma mnóstwo odlanych w brązie królów oraz opalonych na brąz rowerzystów i pięknych, długonogich dziewcząt i chłopców, z reguły nadnaturalnej wielkości; jest to doskonała rasa, ale tu nie mają na to żadnej rasowej teorii. Ludzie są przeważnie wysocy i jasnowłosi, barczyści i wąscy w biodrach; a przede wszystkim - cisi. Nie zatrąbi tutaj samochód ani nie zaklnie szofer; niechaj każdy uważa na siebie i na innych, wita się i nie robi hałasu. Następnie jest tu zamek królewski niczym ogromny kwadratowy przycisk nad morzem; piwnica Bellmana, gdzie po dziś dzień dobrze się je i pije na pamiątkę poety epikurejczyka; na Djurgarden stare dęby, rosnące na pamiątkę tegoż Bellmana; w parku Skansen stare chałupy i wiatraki, zwiezione tu ze wszystkich zakątków Szwecji razem ze staruszkami w strojach ludowych, białymi niedźwiedziami, fokami, łosiami i reniferami; a w Nordiska Museet przebogaty folklor malowany i rzeźbiony - na to muszą być te długie północne noce, żeby człowiek wziął kozik i majsterkował, wycinał i piłował dajmy na to pedał do kołowrotka, aż będzie ażurowy i delikatny jak koronka. A na ścianach wiejskich izb namalowano długie pasy figur, żeby również podczas nordyckiej nocy człowiek spotykał całe korowody innych ludzi. Jakaż to siła twórcza tkwi w ludzkiej naturze! Jaka naiwna radość z rzeczy malowanych i wyrzynanych, wyklepywanych i haftowanych, i tkanych! Od wysp Fidżi aż po krąg polarny mamy do czynienia właściwie z tym samym: człowiek jest tu nie tylko po to, by zarabiać na utrzymanie, ale żeby przedstawiać świat oraz wytwarzać rozmaite przedmioty dla ich piękna i dla swej przyjemności; ale dziś nie wycina już ozdób i nie rzeźbi posągów, tylko naprawia swój motocykl lub kształci się, czytając gazetę. Co chcecie, to jest postęp.

W WARSZAWIE MOŻLIWY ODBIÓR OSOBISTY

Kontakt

FIRMA HANDLOWA PRZYSTANEK MOKOTÓW 

Zbigniew Motelewski

ul. Puławska 50 m 58

02-559 Warszawa

tel.  507 [zasłonięte] 730

e-mail: [zasłonięte]@poczta.onet.pl

 

 

Wysyłka

  • Koszty przesyłki są uzależnione od wagi książek 
  • Wysyłam tylko przesyłki rejestrowane!!!
  • UWAGA!!! Koszty dostawy zostaną uwzględnione w cenach towarów proporcjonalnie do ich wartości

Regulamin aukcji

  • Nie odwołuję aukcji, nie chcesz kupić, nie licytuj
  • Towar wysyłam po wpłacie na konto
  • Wysyłam na Twój adres z Allegro w ciągu 1-3 dni roboczych
  • W przypadku innego adresu proszę o informację przed wysłaniem przelewu
  • Komentarz kupującemu wystawiam jako drugi.