Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

LA BRUYERE - CHARAKTERY OBYCZAJE TEGO WIEKU 1911

22-01-2014, 19:04
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Najwyzsza cena licytacji: zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 3859972308
Miejscowość Kraków
Licytowało: 1    Wyświetleń: 9   
Koniec: 19-01-2014 19:50:00
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

.WSTĘP - SPIS TREŚCI - OPIS:



TREŚĆ.


Wstęp 5—36
I. Epoka . . j . 5— 8
II. Kierunek umysłów 8— 11
III. Pisarz 11—15
IV. Dzieło ; 15— 21
V. Język 21— 24
VI. Znaczenie 24— 30
VII. Kilka słów o przekładzie . . . . . 30— 36
Przedstawię 37— 38

I. O pracach rozumu 39— 53
II. O zasłudze osobistej 54— 62
III. O kobietach 63— 76
IV- O sercu 77— 81
V. O towarzystwie i o rozmowie 82— 93
VI. O dostatkach . . 94—102
VII. O mieście .".-_-.. 103—107
VIII. O dworze 108—119
IX. O wielkich panach 120—129
X. O panującym . 130—140
XI. O człowieku . 141—163
XII. O opiniach 164—175
XIII. O modzie . . 176—181
XIV. O niektórych zwyczajach ...... 182—189
XV. O kazalnicy .......... 190—196
XVI. O wybitnych umysłach , . . . , , - 197—212



WSTĘP,



NOWEGO' WE LWOWIE,

1. EPOKA.
La Bruyere (1645—1696) przyszedł na świat w Paryżu, zmarł w Wersalu. Niech ta półwiekowa podróż życia, która zaczęła się w sercu Francyi, w sta¬rem Cite, w łonie stołecznej mieszczańskiej rodziny, w kolebce jasnych umysłów, bo w Ile de France — zakończyła się zaś na Wersalskich komnatach pała¬cowych króla-słońca, Ludwika XIV. — niech bę¬dzie diia nas życiorysem pisarza. Więcej niż życio-ryjfc-zawiera w sobie ten przebieg niedalekiej drogi, łączącej dwie stolice: stolicę miast i stolicę dworów świata — wschód i zachód całej wielkiej epoki. Tu w jednym zwięzłym obrazie żywię symbol pamiętny: Paryż i Wersal —płomień i blask jednej podwójnej gwiazdy, lśniącej w zenicie losów ówczesnego świata — gwiazdy, dokoła której, grawitując ku niej, toczyły się przecież wszystkie konstelacye życia i użycia, siły i świetności. Apolliński, słoneczny wóz tryumfu, try¬umfu i kultury pysznej, szczodrej, łaskawej toczył się tędy, że przez chwilę wierzyć trzeba było wzu-zwycięztwo ludzkie nad losem, bo los sam

D

ujarzmiony zdawał się być możliwą do odczytania gwiaździstą geometryą wielkich planów, podług któ¬rej należy tylko wykreślić wszelkie urzeczywistnie¬nia: pałac i ogród, miasto i dwór, filozofię i poezyę, scenę świata i scenę tragedyi —- wszystko na tej geometryi pobudować się ważył geniusz epoki.
Przez chwilę — przez krótkie ongi, ale dzisiaj jakże nieśmiertelne stulecie — apołliński wódz wzbi¬jał się w zenit, że zdawać się mogło, że to w istocie sam Apollo, Król Słońca, — cóż, że w sto lat potem żałosny Faeton rozbił kwadrygę tryumfu i padł w wersalskie baseny, a one spłynęły krwią?
Ale był czas oślepiającej świetności, a promienie jej wykreślały widnokrąg losów ludzkich.
I znowu powiem: więcej niż losów, bo ludzkiej myśli. Nieporównany wiek rozkwitu ducha w tak zu¬pełnej całości, że jak kielich po brzegi wypełniony treścią człowieczą wydają się nam ich czasy, dziś w aureoli oddalenia tak coraz bliższe!... Czasy, na-które padały jeszcze zachodnie promienie potężnej doby humanistów: Rabelais, Montaigne, Pascal, Kar-tezyusz — ledwie zdołali zamilknąć, a milczenie ich było jakby hasłem dla ludzkości do objęcia w po¬siadanie skarbu ich ducha. Racine i Moliere od śród-wiecza wchodzą w okres najbujniejszej twórczości. W Hotelu Rambouillet czy na salonach finansistów, w Akademii czy na salonach przyjaciół królewskich wije się nieporównana girlanda świetności: Boileau, La Fontaine, Bourdalon, Bossuet, La Rochefoucauld,

Saint Simon, Fenelon — to współcześni. Mansart, Mignard, Le Brun, Puget, Constan, Coyzevox — również. Towarzystwo to jakby wzór podać miało powstającemu przepychowi gobelinów — samo się układa w jakieś orszaki, gdzie Mars, Apollo, Venus i Pallada mogą prawdziwie czuć się wpośród swoich. — Sława żyje wpośród śmiertelnych. Turenne i Vauban, Colbert, Louvois nie stali się jeszcze symbolem i wo¬dzów i ministrów, lecz żywi dopełniają swych losów. La Valliere, Montespan, pani de Sevigne, Main-tenon, La Fayette, Montpensier — „rywalki muz i Amfitryty" — przodują całemu pokoleniu kobiet pięknych, mądrych, wyrafinowanych, zuchwałych. Nic się nie marnuje z sił ludzkich w tej pełnej chwili: wszystkie święcą tryumf. Niekiedy jakiś los wy¬śniony — w zaraniu życia szalejący szczęściem, w "wieku męskim idący od zwycięstwa do zwycię¬stwa — w starości jeszcze roztacza nieporównany blask pogody dokoła siebie. Tak Wielki Kondeusz staje się również wielkim mecenasem, jak był wo¬dzem i równie zwycięskie grupuje dokoła siebie po¬kolenie myślicieli, jak ongi pułkowników. Wersal, Trianon, Marły, Chantilly, wyrastają jak żywe bajki dokoła Paryża i cóż dziwnego, że w stolicy conocne pochodnie płoną na placu Zwycięstwa dokoła posągu króla, jak dokoła ołtarza — że król sam siebie ma za bóstwo godne panowania w orszaku olimpijskich współbohaterów — że orszak ten nieporównany ma znowu siebie za ludzkość samą?

Tryumf! Takiem widzę to śródwiecze niezrównane, rozwijające się w pamięci ludzkiej, jak gobelin w bar¬wach świetnych, gdzie mistrz nad mistrze utrwalił jakby próbę urzeczywistnienia greckiej baśni olimpijskiej w kształtach nowej ludzkości,
II. KIERUNEK UMYSŁÓW.
Lecz świetność chwili, upojenie tryumfu, radosna świadomość królewskich przeznaczeń syna człowie¬czego — nie zaćmiła żadnem omamieniem umysłów tej epoki. Na zbyt potężnych zasadach oparł huma¬nizm jego budowanie. Nic mętnego, żadnej ułudy nie dopuszczała myśl skąpana w krynicy, w przeźroczu Montaigne'a i Pascal'a. Śmiech rabelaisowski gro-mowem echem wypłoszył z duszy wszelką gnuśność. Wielki Pan w orszaku Satyrów wtórował apolliń-skiemu orszakowi muz.
Humanizm budował zarówno na zasadniczych mocach, jak i na pierwszorzędnych słabościach na¬tury ludzkiej — potęgując pierwsze, nie przeoczając w rachubie drugich. Nic z parweniuszowskiego oby¬czaju pół-prawdy nie przemycała rasa tych umysłów świetnych, lecz wskroś jasnych. Nie było w niej szepiołów i szamanów samooszustwa. Dyscyplina nie¬ubłaganej, jak stal szpady, logiki broniła dusze ludzkie przed pseudowiedzą i pseudo ekstazą. Entuzyazm ich nie tarzał się, jak pijany wyzwoleniec w świątyni myśli, lecz był tylko najwyższym szczeblem pozna-



nia. Cudowny zmysł historyczny rasy dopełniał uzbro¬jenia. Dla nich ludzkość nie była apokaliptyczną be-śtyą zbiorową, lecz zgromadzeniem osób. Dzieje nie układały się tam w gmatwaninę ślepych potęg, lecz rozsnuwały się w wątkach żywotów swoich sprawców. Zrozumienie mechanizmu cnót i grzechów, wad i za¬let, potęg i słabości natury ludzkiej obalało przesąd oddalenia w czasie lub przestrzeni i pozwalało ob¬cować umysłom z pokoleniami ojców i pradziadów w zupełnem rozumieniu. Historya dla tak postawionych umysłów jest w istocie poprzednim ciągiem życia. Gdy zaś życie samo jest obcowaniem ludzkich indy¬widualności— historya jawi się |ako dalsza amfilada komnat obok komnaty, w której chwilowo bawimy. Messire Guesclin czy monsieur de Vauban, La Pu« celle czy Madame de Montpensier, dwa wieki wstecz czy dzisiaj, to, zawsze tylko żywe, starsze lub młodsze postacie, nie formułki dawne lub nowe — oto tajem¬nica humanizmu: tajemnica zrozumienia życia — życie czyniąca dokoła.
Jak światła tem świetniejsze, im cieniem głębszym przedzielone — tak tem pełniejszy treści człowieka tu obraz chwili, gdy odbity w świadomości swych twórców bez złudzeń jawi całą treść swoją. Jakim ludzkim głosem, jakim akordem zrozumienia brzmi dla mnie ten oto ustęp La Bruyere'a:
„My którzy jesteśmy dziś tak nowożytni, będzie¬my również starożytni za kilka stuleci. Wtedy to hi¬storya ukaże potomności sprzedajność urzędów,— więc



10
władz mających dawać opiekę niewinności, karać występki i wymierzać sprawiedliwość powszechną, — sprzedawanych za gotówkę, jakby to były folwarku ukaże wywyższenie dzierżawców podatkowych, tych samych, którymi tak pogardzali Hebrajczykowie i Grecy. Wtedy to o stolicy pewnego wielkiego kró¬lestwa będą mówili, że nie posiadała placów pub¬licznych, kąpieli, wodotrysków, amfiteatrów, galeryi,. portyków ni wirydarzy, choć przecie była miastem podziwu gddnem.
„Powiedzą o niej, że życie tam upływało na ucie¬kaniu niejako z własnych domów, a na przesiady¬waniu w cudzych; że niewiasty godne, nie będące ani przekupkami ani oberżystkami utrzymywały domy otwarte dla tych, którzy się mogli opłacić, wybierając między grą w kości lub w karty. Że w domach tych jadło się i miało na rozkazy udogodnienia wszel¬kiego rodzaju. Stanie się wiadomem, że lud ukazy¬wał się w tem mieście po to tylko, by w pośpiechu je przebiegać; żadnego obcowania, żadnej zażyłości nie dopuszczał tam bowiem dziki i zatrważający turkot powozów, które należało wymijać, a które pę- ■ dziły w pośród ulic, właśnie jak to bywa na torze wyścigowym, gdy chodzi o zdobycie nagrody.
„Wtedy to — już bez zdziwienia dowiedzą się lu¬dzie, że czasu głębokiego pokoju, wśród społeczności spokojnej, obywatele wchodzili do świątyń lub odwiedzali niewiasty czy przyjaciół w zbrojnym rynsztunku i nie było niemal nikogo, ktoby przy

11
boku swym nie miał oręża dla zamordowania bliź¬niego.
9"
„A jeżeli ci, którzy przyjdą po nas, zrażeni tak dziwnym a odmiennym od własnego obyczajem, nabiorą przez to odrazy do naszych pamiętników, poezyi, komedyi i satyr — czyż nie będziemy ich z góry żałowali, że się pozbawiają przez te fałszywe skrupuły czytania dzieł tak pięknych, tak foremnych i opracowanych, oraz poznania najpiękniejszego ze wszystkich, które kiedykolwiek zdobiły dzieje, pano-
wania t
Jak gdyby mądre jakieś oczy patrzyły ku nam z oddali nic niemglistej czasów i jakiś uśmiech na twarzy ludzkiej, pół-ironiczny, pół-smętny mówił: to ja, wasz brat, żywy człowiek.
III. PISARZ.
La Bruyere przebył bystro nieodzowne szczeble ówczesnej karyery. Więc zakupiwszy nieodzowną szarżę (skarbnika w Caen w r, 1674) — dostąpił równie nieodzownego dla tej kategoryi umysłów za¬szczytu mentora w rodzinie królewskiej, stając się nau¬czycielem młodego księcia de Bourbon, wnuka Kon-deusza (1684), potem jego dworzaninem (1686) i kończąc wreszcie ten konieczny przebieg karyery XVII, wieku wejściem w poczet nieśmiertelnych Aka¬demii Paryskiej (1693). Ani zbyt niebezpiecznie

□ 12 — o
blizki źródła łask dworskich, ani zbyt oddalony, prze¬bywał La Bruyere etap po etapie, jak mu trzeba było dla zrozumienia zakresu obserwacyi tak, by patrząc z kolei na filozofa, dworaka, magnata lub króla módz w ich rysach zawsze odnaleźć zwyklejszą lub rzadszą odmianę — człowieka. Człowiek był wielką namiętnością epoki. Serce, zmysły, umysł -— namiętności, interesy, ambicye — obyczaje i insty-tucye — oto teren nieustającej obserwacyi tych cza¬sów. Komedya i dramat, filozoficzny traktat i zbiór nowinek, powieści, pamiętnik, satyra — wszystko to obraca się dokoła osoby ludzkiej. Jest to chwila, w której myśl konstruuje jakoby anatomię ducha — jasnowidztwo geniuszów przenika tak na wskroś sprawę jego cudownego mechanizmu, jak w niektó¬rych przeźroczystych żyjątkach oko badacza przeziera cały system krążenia krwi.
Wielki kościół humanizmu jak każdy miał swych założycieli — już w legendzie wieków przebóstwia-nych prometejsko, swych męczenników i palady¬nów, ojców i komentatorów — kim staje się w nim La Bruyere?
Po zdobywczym Montaigne'u, po żarliwym PascaFu, po ich pracy budowniczej, którą wiązania duszy no¬woczesnej po raz pierwszy stanęły w perspektywicz¬nym stosunku do starożytności, a podobnie od fun¬damentów do szczytu zarysowane — nie tak rychło mógł się zjawić nowy architekt. Ani też żaden prawy umysł nie mógł się nie uczuć w swej pracy ich sy-

D= —= ™ n
nem lub wnukiem. Zresztą od stoickiej mądrości do ateńskiego wdzięku, od nieubłaganego sceptyzmu do żarliwego cierpienia a przez nie do ekstazy, a przez ekstazę do ostatecznej równowagi ducha — czyż te umysły nie ustanowiły w świadomości epoki wszystkich pierwiastków życia duchowego? Epoka też na ich dziedzictwie utrwalona czerpała z tego skarbca bez wytchnienia. Przedewszystkiem zaś na drugim biegunie ducha objawiały się te same z istoty prawdy w wiecznie nowym kształcie — sztuki! Moliere, Corneille, Racine — to akord nieodzowny Montaigne'a, Pascala, Descartes'a. Zaś między jednym biegunem a drugim — cała skala dusz pośredniczą¬cych, przejściowych, dwulicych. W tej to skali mię-dzybiegunowej — w pobliżu jakiegoś złotego środka proporcyi i miary należy szukać miejsca La Bru¬yere^. Jest ono niejako wzorowym organizmem du¬chowym tych czasów, którego funkcyą nie walka ani cierpienie, nie pionierstwo ani proroctwo, lecz — poznanie. La Bruyere, ten ogromny materyał myśli i życia, który stanowi treść epoki, przyswaja z cu¬downą ekonomią sił — on go przetrawia. Produktem trawienia jest szlachetna fala krwi, która odżywia organizm. La Bruyere z ogromu materyałów, z głę¬biny źródeł, z przestworza myśli czerpie i przetrawia właśnie tyle, ile objąć zdolen wzorowo zdrowy, wszech¬stronny, żywotny organizm. Rzekłbym: czerpie na mia¬rę żywota człowieka poczciwego, z myślą że tu mowa o obywatelu rzeczypospolitej ludzkiej humanistów.

D
14
Podobnie jak wszystkie pierwiastki wskazane były wnukowi w genialnej pracy dziadów —. tak i sama forma ich opracowania dana jest w spuściinie w atmosferze twórczej epoki, Montaigne dał Próby, Pascal dał Myśli, La Rochefoucald — Afo¬ryzmy' — cala społeczność pisała listy, pamiętniki, komentarze, charakterystyki — zgolą literatura re¬fleksyjna ze wszystkiemi wyrafinowaniami stylu i zu-peinem wyszukaniem wszystkich form już istniała. Geniusz twórczy stworzył nieprzerwaną wizyę po¬staci od Tartuffa i Alcesta do Fedry i Andromachy. — Omawiano też wszystkie tradycye starożytne — a to¬warzystwo na wzór jednych i drugich w pamiętnikach, listach, rozmowach szkicowało portrety. W tej atmo¬sferze znawstwa literatury i stylu rozmiłowanie się w formach języka i świadomie rozciągnięta czujność nad jednem i drugiem — stawały się koniecznością. I La Bruyere — szczęśliwie w obserwatorjum zło¬tego środka zamknięty — przeżywa w niem wszystko, czem żyje epoka.
Charaktery Teofrasta, które przetłumaczył, dały mu bez wątpienia pomysł własnych Charakterów. Lecz Teofrast mówi :
„Podziwiałem to częstokroć i dziś jeszcze, wy- ; znam, nie rozumiem, aczkolwiek poważnie nad tem się zastanawiam, dlaczego, skoro Grecya cała leży pod jednem niebem, Grecy zaś jednakowo się żywią i chowają — wszelako tak mało podobieństwa w oby¬czajach greckich?"

o
Teofrasta więc uderza różnica typów ludzkich.
Tymczasem zaś mniemam, że La Bruyere skłon-niejszy był właśnie wśród tylu różnic pozornych upatry¬wać wiecznie tę samą — ludzką — istotę typów. Sta¬nowi to jedność dzieła La Bruyere'a.
IV. DZIEŁO.
Istnieją zapewne dwa (prócz wielu innych, gdyż wszystko, co czynimy, do tego zmierza), zasadnicze sposoby poznawania człowieka. Pierwszy polega na skrzętnem badaniu poruszeń i zmian organizmu duszy ludzkiej, ludzkiej osoby. Drugi polega na rozpatry¬waniu instytucyi, obyczajów i stosunków między ludźmi, więc ludzkiego zbiorowiska.
Osią pierwszego sposobu jest psychologia, osią drugiego socyologia. Nie znaczy to, by psycholog miał zapominać o tej rzeczywistości, skrystalizowa¬nej w całość, której na imię społeczność, jak nie zna¬czy, by socyoiog miał nie pamiętać o jedynie żywej istocie wątku społecznego, której na imię jednostka, człowiek. Jedno uzupełnia drugie. Może nie dwie osie, lecz raczej dwa bieguny badania stanowią te dwa stanowiska: biegun poczynań i biegun urzeczy¬wistnień — pomiędzy zaś jednym a drugim legła potężna oś życia, która nie zna rozgraniczeń i sama tylko obejmuje wszystko, tworząc całość. Za¬sadniczą cechą umysłu o skłonnościach humanistycz¬nych jest to, że w jakiejkolwiek dziedzinie porusza

D — 16 ID
się — nigdy nie traci z oka owej jedynie żywej istoty — jednostki, indywiduum. Teorye i doktryny, siły i potęgi nie zasłaniają mu nigdy —osoby. Dwie władze najszlachetniejsze ducha poręczają mu usta¬wicznie jej dostojeństwo i utwierdzają wśród mo¬rza zjawisk i zmienności jej przewodnie znaczenie: władza pamięci, której wyrazem jest historya, i wła¬dza tworzenia, na której stoi sztuka. Jednostka, in¬dywiduum, pozostaje zawsze właściwym przedmiotem badania takiego umysłu — społeczność zaś, historya lub sztuka są dlań jako nieodzowne, poręczające ca¬łość żywą przedmiotu pryzmaty, przez które je ko¬lejno bada. Właśnie w dziele La Bruyere'a ta oso¬bliwość (zbawienna) występuje w całej pełni. Oto są punkty widzenia, z których kolejno przygląda się pi¬sarz przedmiotowi swemu— indywiduum: bada je w sprawach umysłu i w zasadniczych wartościach czyli zasłudze osobistej, rozważa w nim serce, za¬stanawia się nad kobietą — roztrząsa życie towa¬rzyskie i dostatki — miasto i dwór, w panach moż¬nych i w królu szuka charakterystycznych skażeń lub zalet — aż wreszcie szeroko rozprawiwszy się z naszymi sądami, obyczajami i modą — dociera do ostatecznych świadectw religii i rozumu. Rzekłoby się niemal, że gdyby na utworach, jak na organi¬zmach, można było czynić cięcia odsłaniające ich bu¬dowę, to tu w którymkolwiekbyśmy fragmencie Cha¬rakterów wzięli taki przekrój, zawsze przeko¬nalibyśmy się, że materyał, istoty samej dzieła sta--

nowi indywiduum ludzkie i że społeczeństwo w zna¬czeniu dyscypliny obyczaju, historya w znaczeniu dyscypliny faktu i sztuka w znaczeniu dyscypliny formy są tu nierozdzielnie obecne w życiu, jak na¬czynia i przewody obecne są nieuchronnie w prze¬kroju organicznej tkanki.
Ta nadzwyczajna jedność kompozycyi dzieła, nie głębsza zapewne, jak w Myślach Pascal'a lub Próbach Montaigne'a, ma w La Bruyere'a Uwa¬gach tę zaletę, że jest wskroś przejrzysta, jawna, jak gdyby na użytek każdej ludzkiej inteligencyi wy¬dana. Może dla tego, że jest to jedyne dzieło ży¬wota tego pisarza, jak znowu pisarz jest jedyną formą wcielenia tego człowieka. Jasność idzie w pewnej mierze wespół z ograniczonością. Podczas gdy My-ś I i lub Próby są jak mateczniki ducha nowożyt¬nego niezgłębione i niewyczerpane, Uwagi jak już nadmieniłem — są właśnie zaczerpniętą w kryszta¬łową czarę treścią tych źródeł. Treść ta opanowana więc i ograniczona formą, że zaś forma jest przej¬rzysta — głębia przestaje być bezdenna, ciemna: przejrzawszy się w La Bruyerze, spostrzegamy za¬wsze nie ciemną tajemnicę, lecz — siebie.
La Bruyere pisał swe Uwagi przez całe życie (przekład Teofrasta, mowa w Akademii ściągają się oczywiście do Charakteró w). Kiedy wydał u Mi-challet'a pierwsze w małej dwunastce wydanie dzieła w r. 1688, to zawierało ono już wszystkie te roz¬działy i w tym samym porządku jak i ostatnie za
Symposion XI. La Bruyfere. 2

—.—— — bl
życia autora a na zawsze utrwalone po jego śmierci wydanie z r. 1686. Podobnem było dzieło to od po¬czątku w tem do organizmu żywego, że rosnąc po¬większało się zapewne, lecz od urodzenia, a nie¬wątpliwie od zarodka już miało tę samą organizacyę. Tak w I-szem wydaniu 1688 liczy dzieło uwag 402, w rok potem w wydaniu IV. podwaja niemal tę cyfrę do 764, wreszcie w wydaniu IX. (1696) staje na 1,120 uwagach. Rośnie więc, lecz rośnie ciągle z sie¬bie i wiernie w coraz większej objętości powtarza-rzając całkowity zarys planu pierwotnego i cechy, z któremi przyszło na świat.
Niekiedy więc garść świetnych aforyzmów o głup¬cach rozwinie się w wyczerpującą monografię ich rodzajów. To znowu kilka uwag o religii i nabożeń¬stwie rozkwitnie w wirydarz, gdzie widzimy zardwno pasterzy jak owieczki, dostojników kościoła na świa¬towej scenie, i światowych w kościele, dworaków, panów i pospólstwo, mężów i żony w obliczu ob¬rządku i wiary.
Zwiększy się ogromnie w całem dziele liczba tych nieporównanych portretów, w których to Mopsus, Zoilus, Cliton, Borcius, Babyllus, Geront, Teobald, Arfura, Irena, Lelia, Glicera, Emira, Eliza — w ręku pisarza są jak żywe pochodnie blaskiem swym roz¬świetlające zarówno epokę jak ludzką naturę.
To znowu rozdział jakiś wzbogaci się rozprawą, jak ciekawy ustęp o wyrazach wychodzących z uży¬cia w rozdziale VII. z VII. wydania.

19
Jestże jakaś forma, którąbyśmy mogli dla uwag
La Bruyere'a uważać za najbardziej charakterystycz¬
na za typ ich ? Prawdziwie pisarz ten z równem
mistrzowstwem posługuje się wszystkiemi. Więc jak La Rochefoucauld włada ostrzem tej szpady stylu, aforyzmem, jak Montaigne da malowidło zupełne sceny lub obyczaju, celuje w rodzaju portretów tak skoń¬czonych i przestudyowanych jak Chardina, pomiędzy rozsypaną niedbale garścią świecących aforyzmów, potrafi wstawić* rozprawę o ścisłej, metodycznej skali rozumowań — poprowadzi tu i ówdzie dyalog tak ożywiony i obrotny, jakby to była scena z S a w a n-t e k lub Mizantropa. W paru wreszcie miej¬scach wygłosi krótką rzecz, w której bez trudu po¬znajemy doskonale ujęty typ krasomówczego kaza¬nia lub nauki. Przypowieść, portret, dyalog, kazanie, anegdota, rozprawa, aforyzm —- zna wszystkie te ro¬dzaje. Jednakowoż stwierdzimy, że może portret jest najulubieńszy dlań, podczas gdy znowu krót¬sza lub dłuższa uwaga pociąga go więcej niż afo¬ryzm. Portret — to zawsze żywcem wzięte z jed¬nej lub wielu postaci barwne, charakterystycz¬ne zestawienie pewnego typu. Uwaga La Bruyere'a to myśl wyrażana dyskretniej i z większą dbałością o odcienia, niż aforyzm La Rochefoucauld'a, gdzie idzie raczej o świetność i krańcowość tej samej my-sh. Uwagi wreszcie organicznie] się wiążą ze sobą, niż'aforyzmy: podczas gdy ostatnie są jak dysk swo¬bodnie zakreślający w powietrzu świetne łuki, uwagi



^^^^^■■•^"^^^^Wi^^MMM


m

podobne są do ogniw kunsztownych jednego łań¬cucha, gdzie każde jest zamknięte, lecz i zależne. Wartość aforyzmu sam on najlepiej określa; wartość uwagi poznajemy w związku z całym poprzednim tokiem myśli. Jakże n. p. znamiennie na końcu roz¬działu o towarzystwie, poświęconego zaletom i prze¬wagom tegoż brzmi ta krótka uwaga finału: „Męd¬rzec ucieka niekiedy od towarzystwa w obawie nudy"... Jeden temat — indywiduum, człowiek, dusza ludzka — widziany przez pryzmaty społeczności, his-toryi, sztuki — oto budowa Dzieła. Organizacyę jego w odniesieniu do epoki daje nam poznać rozkład i rodzaj rozdziałów. W przeprowadzeniu tej pracy posługuje się pisarz wszystkiemi, jak widzieliśmy, formami literackiemi. Gdy więc dalej należałoby poznać dzieło same i czego już żadna charakterys¬tyka zastąpić nie może — pragnąłbym dać jego przedsmak w jednym obrazie. Są dzieła, które przy¬równać można do symfonii lub sonaty muzycznej, inne podobne do świątyni lub labiryntu, inne jeszcze dające się porównać z malowidłem lub posągiem. Łańcuch czy girlanda uwag La Bruyere'a wijąca się dokoła jednego tematu, któremu na imię człowiek, przypomina owe fryzy architektoniczne, gdzie wy-pukło rzeźbione medaliony popiersi przeplatając się z emblematami i maskami satyrów, przetykane liśćmi . palmy i akantu w muzycznej niemal harmonii wy¬razu i formy dookoła potężnej budowy gdzieś pod jej szczytem głoszą jakąś powieść lub myt — ten

sam zapewne, który wydźwignął świątynię i jest ta¬jemnicą jej ołtarzy. Tak w wielkiej świątyni huma¬nizmu nad nie gasnącymi palnikami Pascala i Mon-taigne'a biegnie ów fryz La Bruyere'a wytwornym, lek¬kim rytmem ornamentu wtórujący ich dziełu.


WIELKOŚĆ 18,5x14,5CM,MIĘKKA OKŁADKA,LICZY 212 STRON.

STAN :OKŁADKA DB/DB-,BLOK KSIĄŻKI NIE JEST PRZYCIĘTY DO RÓWNA,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB/DB+.

WYSYŁKA GRATIS NA TERENIE POLSKI / PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA ,W PRZYPADKU PRZESYŁKI ZAGRANICZNEJ PROSZĘ O KONTAKT W CELU USTALENIA JEJ KOSZTÓW / .

WYDAWNICTWO NAKŁADEM KSIĘGARNI POLSKIEJ B.POŁONIECKIEGO
LWÓW 1911.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE