W piśmie "New Yorker" ukazał się niedawno satyryczny rysunek, na którym prezes firmy mówi do pracowników: "Ponieważ nie ma powodów do paniki, myślę, że rozsądnie będzie przygotować się do paniki". Tym człowiekiem mógłby być John Rothchild. W swojej książce Rothchild, jeden z najinteligentniejszych i najdowcipniejszych amerykańskich autorów piszących o giełdzie radzi, by inwestorzy zaczęli myśleć o dawno niewidzianym w tym kraju "rynku niedźwiedzia".
Problem bessy nie jest problemem "czy?", ale "kiedy?" Wprawdzie w książce nie znajdujemy precyzyjnej odpowiedzi na drugie pytanie, ale autor przypomina nam, że najgorszego należy spodziewać się wtedy, gdy na rynku panuje powszechny optymizm. Rothchild opisuje historie największych i najbardziej dramatycznych "rynków niedźwiedzia". Z tych historycznych przykładów wynikają pewne wnioski, które powinniśmy mieć w pamięci. Poza radami, jak się zachować, gdy rynek skieruje się wreszcie w dół, znajdziemy tu opinie i prognozy tych analityków i komentatorów, którzy od dłuższego już czasu sceptycznie przyglądają się hossie lat dziewięćdziesiątych. Choć w pewnym momencie okaże się na pewno, że mieli oni rację. Problem w tym, że mieli rację za wcześnie. Dlatego sam autor nie ryzykuje prognozy, lecz przekonuje, że nawet w sytuacji, w której pewność i precyzja nie są osiągalne, można zachować się mądrze lub głupio.
Recenzja:
Napisana żywym, pełnym anegdot językiem książka, którą powinni przeczytać zwolennicy koncepcji "kup i trzymaj", długoterminowych wzrostów gospodarki oraz wszyscy, którzy w ostatnich latach uważają, że Otwarte Fundusze Emerytalne potrafią "rządzić" rynkiem. Jak pokazał rok 2000 i 2001 - nie potrafią. Rothchild pokazuje, że podobne idee żywe były w USA za każdym razem, gdy rynek zbliżał się do krachu. Jak pokazała rzeczywistość, fundusze bez względu na wielkość nigdy nie były w stanie powstrzymać spadków.
|