KRALLICE
Diotima
Profound Lore
CD (digipak)
USA
Black Metal / Avantgarde
Violence Magazine:
Każda ekstremalna formuła muzyczna musi prędzej czy później podzielić los innych niszowych dziedzin popkultury, a więc zostać wchłonięta przez jej główny nurt. Nie inaczej było z black metalem, ale zamiast tracić czas i energię na zżymanie się, że większość jego przedstawicieli gra i brzmi inaczej niż na „Under a Funeral Moon”, lepiej dostrzec pozytywne skutki naturalnych procesów. Ta muzyka żyje nie tylko dzięki frakcji konserwatywnej, ale też dzięki otwieraniu się na nowe inspiracje i element, który u zarania uznawany był za wrogi. Dla nas, szarych słuchaczy, same z tego korzyści. Można mienić się fanem gatunku bez obawy, że do drzwi zapukają smutni panowie z TTF, by zweryfikować nasze poglądy, można też bez wyrzutów sumienia nosić kolorowe koszule, kochać rodziców i nie spędzać urlopów w psychuszce. Nie brzmi to najgorzej, prawda?
Cały ten bełkot ma z Krallice tyle wspólnego, że nie do pomyślenia jest, by taki zespół mógł powstać paręnaście lat temu. Z punktu widzenia towarzyszącej gatunkowi ideologii, twórcy „Diotima” to pozerka do sześcianu, że się Bundeswehra na spółkę z Przemkiem Popiołkiem mogą schować. Stawiam moje demówki Nobilitas Nigra, że ci czterej amerykańscy life-metalowcy nigdy nie biegali w koszulkach Hellhammer, a po nocach zamiast królestwa bez krzyża śni im się Chapman Stick… A mimo to muzyka wyszła im znakomita i bardzo blackmetalowa.
Wydany w 2009 roku „Dimensional Bleedthrough” odpowiadał na pytanie, którego pewnie nikt sobie nie zadawał – co by to było, gdyby wymiatacze spod znaku technicznej ekstremy zabrali się za korzenny black metal na nordycką modłę? Lider Krallice, Colin Marston zdobył papiery na granie ścierając palce między innymi w Gorguts, Behold! The Arctopus czy Dysrhythmia, zdążył więc przesiąknąć technicznym, wielopłaszczyznowym muzykowaniem i pewnie inaczej już nie umie. Wyraźnie jednak ukochał sobie muzykę prostą i ekspresyjną, stąd „Diotima”, podobnie jak poprzednik, to black metal jak się patrzy, ale przepuszczony przez pryzmat indywidualnej optyki Marstona. Zamiast oklepanych odlotów w progresywno-postrockowe przysmęcanie – przepisowa gatunkowa rzeź, opętany trans i ściana dźwięku jak za dobrych lat „De Mysteriis Dom Sathanas”. Krallice podeszli do tej znanej formuły od technicznej flanki, zapychając kilkunastominutowe utwory gitarowymi nakładkami, wielką pardubicką szybkich, chwytliwych riffów i gęstą, ale swobodną i pełną wyobraźni grą perkusji. Wirtuozeria metalowego shreddingu i antywirtuozeria black metalu znajdują wspólny język i nie ma w tym ani śladu muzycznego kuriozum czy przekrzykiwania się wątków. Być może „Diotima” nie wnosi nowej wartości do muzyki Krallice i skupia się przede wszystkim na rozwijaniu wątków „Dimenisional…”, po kilkunastu przesłuchaniach wydała mi się jednak ciekawsza na poziomie samych kompozycji, trudniejsza w odbiorze (co tu akurat jest tylko zaletą) i niekiedy naprawdę odważna w rozjeżdżaniu gatunkowych kolein (posłuchajcie „Litany of Regrets”!). Karkołomny pomysł Amerykanów sprawdza się już na trzecim z kolei albumie, zespół okopał się na wygodnych pozycjach, jakościowo jednak ich muzyka zwyżkuje, a obecności nudy wciąż nie stwierdzono. Szkoda trochę, że tak dobrą płytę opakowano w coś, co wygląda, jakby autor niezapomnianej okładki albumu Mystic Charm nauczył się Photoshopa.
It didn’t take long for Brooklyn, NY’s KRALLICE to get notoriety. Initially formed because of a desired collaboration between notorious avant-garde shredder Mick Barr and technical guitar wizard Colin Marston, for both musicians to explore a more black metal terrain with their music, KRALLICE was originally supposed to be a one-off kind of sporadic project for both musicians to create an album, with vocals (which both musicians weren’t even used to), with an actual band, and with the uncertainty that there would be any more albums following the self-titled debut. That thought would quell quickly enough as KRALLICE immediately became a functioning band, playing shows along with their debut garnering critical acclaim all across the board through many prominent media outlets and immediately, KRALLICE would become a one-of-akind act within extreme metal. A band unlike anything the scene has befallen upon. And it wouldn’t take long for the inspiration to come full-on, as the creative surge coming from KRALLICE would accelerate as the band continued to write and immediately would conjure material that would make their epic undertaking “Dimensional Bleedthrough” come out only a year after their debut. “Dimensional Bleedthrough” nonetheless would raise even more eyebrows and it came to a point where KRALLICE would eventually become the most recognized musical outlet out of all of Mick Barr and Colin Marston’s other musical endeavors. Two musicians who have already had a pedigree in progressive/technical/avant-garde music/metal prior to KRALLICE even forming. And now with KRALLICE’s third album “Diotima”, the band have undoubtedly released their darkest, heaviest, most-dense, hypnotizing, challenging and accomplished album to date, a turning point album for KRALLICE if there ever was one. The album the band themselves are the most satisfied with and the album (in every aspect possible, from the playing, the performances, and ultimately the production) in which will even more solidify KRALLICE’s importance as one of the most prominent and unique extreme metal bands and exports from America today.
1. Intro
2. Inhume
3. The Clearing
4. Diotima
5. Litany Of Regrets
6. Telluric Rings
7. Dust And Light