Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

KONOPNICKA PAN BALCER W BRAZYLII 1910 P. WYDANIE

18-05-2012, 14:59
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Aktualna cena: 89.99 zł     
Użytkownik serdecznie
numer aukcji: 2349985117
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 8   
Koniec: 25-05-2012 19:29:50
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO SPISU TREŚCI

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO OPISU KSIĄŻKI

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY ZNAJDUJĄCE SIĘ W TEJ SAMEJ KATEGORII

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT

PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ SPRZEDAWANEGO PRZEDMIOTU, WYSTARCZY KLIKNĄĆ NA JEDNĄ Z NICH A ZOSTANIESZ PRZENIESIONY DO ODPOWIEDNIEGO ZDJĘCIA W WIĘKSZYM FORMACIE ZNAJDUJĄCEGO SIĘ NA DOLE STRONY (CZASAMI TRZEBA CHWILĘ POCZEKAĆ NA DOGRANIE ZDJĘCIA).


PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI - PAN BALCER W BRAZYLII
AUTOR -
WYDAWNICTWO -
WYDANIE -
NAKŁAD - EGZ.
STAN KSIĄŻKI - JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).
RODZAJ OPRAWY -
ILOŚĆ STRON -
WYMIARY - x x CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE, MAPY ITP. -
KOSZT WYSYŁKI 8 ZŁ - Koszt uniwersalny, niezależny od ilośći i wagi, dotyczy wysyłki priorytetowej na terenie Polski. Zgadzam się na wysyłkę za granicę (koszt ustalany na podstawie cennika poczty polskiej).

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ

SPIS TREŚCI LUB/I OPIS (Przypominam o kombinacji klawiszy Ctrl+F – przytrzymaj Ctrl i jednocześnie naciśnij klawisz F, w okienku które się pojawi wpisz dowolne szukane przez ciebie słowo, być może znajduje się ono w opisie mojej aukcji)

MARYA KONOPNICKA

PAN BALCER
W BRAZYLII
WYDANIE NOWE
WARSZAWA
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA KRAKÓW- G. GEBETHNER I SPÓŁKA





Pierwsze wrażenia. Ave Stella maris. Noc. Pan Balcer ogląda okręt. Narady i nadzieje. Choroba. Przytula poskramia łyczka. Interwencya Horodzieja. Horodziej
0 żywiołach naucza. Rekin. Burza. Jak wygrali Łohi-szyńce. Pożar. Bunt Opacza. Matka. Widzenia na chmurach. O Josephowym senniku. Magier i Żdżara. Chrzest.
Pod równikiem. W porcie. Ziemia.
I.
Więc kiedym stanął na onym pokładzie Na pewnych nogach i szeroko w kroku, Tom się pocieszył, że już na zawadzie Nie będzie teraz nic, nawet łza w oku. Okręt był wielki, głęboki w nasadzie, A choć wiatr tęgi zadymał mu z boku, Ledwo się w sobie kolebał bez mała Na linie, co się prężyła i drżała.
Ha, w imię Ojca, i Syna, i Ducha... Zrobiłem święty krzyż: Płynąć, to płynąć! Człowiek nie plewa, wiatr go nie wydmucha, Katolik przecie, Bóg nie da mu zginąć!
1 zaraz we mnie wstąpiła otucha,
A że mnie jeden z fajeczką chciał minąć,
Więc ognia wziąłem i czapkęm nacisnął Na ucho, kiedy nagle sygnał świsnął.
Jest przeraźliwość jakaś niespodziana W takowym świście, co jeży ci włosy. Boć to waleta przez ziemię ci dana, A ty się zbieraj i w garści dzierż losy. Więc się pode mną ugięły kolana, I w oczach nieco zaczułem tej rosy, Która, choć nikt cię nie żegna z żałobą, Samego człeka urzewnia nad sobą.
A już te czółna przewoźne, te łodzie,
Co do okrętu latały od brzega,
Tak się zwijając i goniąc po wodzie,
Jak stado rybitw, gdy płocia dostrzega,
To w prost, to w ukos, to w tyle, to w przodzie
Cała ta luza już od nas odbiega.
Wtem działo w porcie ryknęło co garła...
Głos poszedł duży, lecz woda go zżarła..
Znak to był, jako na grzbiecie już swoim Morze nas samo trzyma, bez kotwicy. Załopotały po boku oboim Skrzydliska, nakształt młyńskiej śmigownicy, Nie czułem zrazu czy płyniem, czy stoim, Dym buchał gęsty jak z czarciej kuźnicy, Okręt, choć trzeszczał, lecz mocny się zdawał, I jak rak wodę łapami rozkrawał.
Tuż za nim, jako kiedy na nowinie Pług zajmie krojem skibę, a odwali, Taka się połać skroś morza odwinie, I szczerym ogniem po strzępach się pali. Bo już się słońce nurzało w głębinie, Kolory dając ze siebie tej fali, Co się waliła w żar, bruzda po bruździe, Łódź czarną ciągnąc za sobą na uździe.
Na statku wrzawa, komenda, tłok, krzyki, Po ludziach depcą, jak w boru po chruście. Człek się tu robi przemyślny a dziki, Ustąp się krokiem, to chybniesz w czeluście. Nie tak się niedźwiedź pilnuje muzyki, Gdy mu gra cygan na drumli w odpuście, Jak tu człek prawa morskiego i rządu, Iż apelować daleko do lądu.
Zrazum był, jako więc w ostęp wpędzony Wprost na nagonkę, w sam kocieł obławy Ów szarak, co to nie wie, z jakiej strony Słuchy ma wytknąć, by nie dać odprawy. Świst wiatru w uszach i rozpęd szalony Mało mnie z onej nie wymiótł precz nawy, Razem z magierką, butami i pasem... Wiecem się skulił, by zając pod lasem.
Ażci powoli cichło. Czym ja zwykał, Czy też tak woda po sobie rozniosła.
A com rozumiał, że każdy w swą krzykał, Jeden drugiego pędzając za posła, — Nieprawda! Tuman mi z głowy już znikał. Różny tu urząd i różne rzemiosła. Nad wszystkiem stoi kapitan w honorze I w rozkazaniu. A nad nim zaś - morze.
Starsze ci ono nad wszystkie burmistrze, A każdy przed niem kiep i staje frontem. Gdy huknie, kiedy przyporwie się bystrze, To właśnie, jakbyś na działo szedł z lontem. Zwolnieje zasię, potoczy się czystsze Pod drobną falą, jak gdyby pod gontem, To ci od miru tego, od tej łaski, Na cały okół świata biją blaski.
Ale nim sobie rozbierzesz to, człecze,
Jużeś poczęstnem szturchańców wziął siła.
Już za kark pieszczę, już na łeb ci ciecze,
Już cię tu lina skrobnęła, jak piła,
Tuś w łańcuch stąpnął, więc z sobą cię wlecze,
Tu pompa chlusła i gębę ci zmyła,
Gdzie spojrzysz - wszędzie srogość i zawziątek,
A morze kipi i bucha, jak wrzątek.
Toż i nie dziwo, żem zrazu, w tym warze Zgoła nie wiedział, co z naszą gromadą! Stalić tam w dymach kotłowych i w parze, Do kupy zbici, by owiec tych stado,
Gdy je zapłoszy wilk. Spojrzałem w twarze: Te jedne sino mienią się, te blado, W oczach błąd, chłopom kolana dygocą, Trzęsą się wargi ściskane przemocą.
Więc gdym obaczył znagła te sukmany, Co zwyczkiem siedzą schowane we zbożu, On to len siwy, wełnami przetkany, Na polskiej chaty przędziony zaprożu, Gdzie wiśnie kwitną, a dach jest słomiany, Jak dziś po wielkiem unoszą się morzu, Za bujnym wiatrem wiewając po świecie, Tom uczuł w piersiach mróz, a ciarki w grzbiecie.
Bo to już wybić musiała godzina Sądna, i one rokowe momenty, Kiedy w narodzie tynk opadł i glina, A wyszły na jaw tajne fundamenty. Już być musiała nie byle przyczyna, Gdy chłop, w ostatnie jakby sakramenty Opatrzył duszę, i szuka sposobu Za morzem, jakby z tamtej strony grobu.
Kto powierzch ziemi siedzi — nie dziwota. Łacno jest ze mchów płytkiego wziąć grzyba. Aleć kto dębem korzenie rozmota Skroś tej macierzy, i czyja sadyba Samo jej serce, — tam twarda robota. Śmiertelny topór przyłożon jest chyba
Do pnia narodu, do rdzenia i miazgi, Skoro z nas lecą za morze aż drzazgi!
Boć, ze rzemiosłem, to jeszcze pół licha. Człek jest światowy i luźny sam w sobie. Kunszt go prowadzi i wszędzie przepycha: Źle mi? — poprawię. Straciłem? — zarobię. Ale chłop, w sochę co żywot wydycha, A ziemię tylko przewraca i skrobie, Kiedy chce od niej — nie puszcza go, stęka, Krwawe rozdarcie jest, i śmierci męka.
Więc gdy tak patrzą na one to brzegi, Choć im i cudze były i nielube, Na one wody pieniste, by śniegi, Co walą z hukiem, a idą we śrubę, Podobni ptactwu, co miewa noclegi W śródniebnych drogach, a podczas i zgubę, Od skrawka ziemi niknącej w oddali Odjąć nie mogli oczu, i tak stali.
A już te łuny ugasły na wodzie Z zachodowego pożaru i słońca, Niebo się miało ku cichej pogodzie Otchnione parą od końca do końca. Lekuchna modrość szła po niem na wschodzie, Aż nagle pierwsza gwiazda błysła drżąca, I liczko swoje zamglone i blade Prosto na naszą zwróciła gromadę.
I patrz, ]ak dziwne są moce i siły
W onych to światłach litosnych na ziemię:
Wszystkie się głowy podniosły i wzbiły,
Jakoby tknięte matczynym tchem w ciemię,
Wszystkie się oczy rosami zaszkliły,
A choć nikt znaku nie dał, lud, jak brzemię,
Z jękiem i z płaczem upadł na kolana:
...O gwiazdo morza!... Karmicielko Pana!...
Szeroko pieśń się poniosła w przestworze, Bo ludu kupa była — do tysiąca. Dołem, jak organ, dawało głos morze, Powyż — ta jedna gwiazda błyskająca, Gwiazda, co gdzieś tam po naszym ugorze, Po naszych polach chodziła świetląca, A teraz przyszła tu, zliczyć te głowy, I dzieciąteczek posrebrzyć włos płowy.
I tak nas zaszła noc, nad tą głębiną
Z wyciągniętemi klęczących ramiony,
Jak te bociany, gdy loty rozwiną
Od gniazd, gdzie miały bezpieczne uchrony,
A niewiedzące są: wrócą, czy zginą,
Czy koła dawne obaczą i brony...
Więc tylko skrzydła na wichrach położą
I płyną — niebem nakryte i zorzą.
...



WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.