Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

KOLEBA NA HLINIKU PRZYGODY TATRY GEBETHNER I WOLFF

18-05-2014, 20:15
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Aktualna cena: 49.99 zł     
Użytkownik inkastelacja
numer aukcji: 4253579192
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 1   
Koniec: 28-05-2014 20:03:02
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO SPISU TREŚCI

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO OPISU KSIĄŻKI

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY ZNAJDUJĄCE SIĘ W TEJ SAMEJ KATEGORII

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT

PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ SPRZEDAWANEGO PRZEDMIOTU, WYSTARCZY KLIKNĄĆ NA JEDNĄ Z NICH A ZOSTANIESZ PRZENIESIONY DO ODPOWIEDNIEGO ZDJĘCIA W WIĘKSZYM FORMACIE ZNAJDUJĄCEGO SIĘ NA DOLE STRONY (CZASAMI TRZEBA CHWILĘ POCZEKAĆ NA DOGRANIE ZDJĘCIA).


PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI - KOLEBA NA HLINIUKU (PRZYGODY W TATRACH)
AUTOR -
WYDAWNICTWO -
WYDANIE -
NAKŁAD - EGZ.
STAN KSIĄŻKI - JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).
RODZAJ OPRAWY -
ILOŚĆ STRON -
WYMIARY - x x CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE, MAPY ITP. -
KOSZT WYSYŁKI 8 ZŁ - Koszt uniwersalny, niezależny od ilośći i wagi, dotyczy wysyłki priorytetowej na terenie Polski. Zgadzam się na wysyłkę za granicę (koszt ustalany na podstawie cennika poczty polskiej).

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ

SPIS TREŚCI LUB/I OPIS (Przypominam o kombinacji klawiszy Ctrl+F – przytrzymaj Ctrl i jednocześnie naciśnij klawisz F, w okienku które się pojawi wpisz dowolne szukane przez ciebie słowo, być może znajduje się ono w opisie mojej aukcji)

J. M. RYTARD i H. ROJ
KOLEBA NA HUNIKU
(PRZYGODY W TATRACH)
WYDANIE DRUGIE
NAKŁAD
GEBETHNERA I WOLFFA
WARSZAWA
Fotografie S. Zwoliński

I
W upalny dzień czerwcowy odbywały się na wielkim stadionie stołecznym doroczne międzyklubowe zawody lekkoatletyczne.
Na górnej trybunie siedziało trzech młodych chłopców w wieku lat około 17-tu, uczniów jednego z liceów warszawskich: Stanisław Walczak, Wojciech Grzybowski i Michał Kosiński. Wszyscy trzej wysportowani, opaleni i pełni werwy młodzieńczej. Zżyli się z sobą od kilku lat na ławie szkolnej. Węzły przyjaźni zacieśniły się jeszcze bardziej na boisku sportowym, gdzie zetknęli się z Antonim Bielakiem, uczniem tapicerskim, doskonałym gimnastykiem i żeglarzem oraz niezłym lekkoatletą, który wszedł jako czwarty do ich dobranej kompanii.
Tego dnia umówili się na zawodach, aby zdecydować ostatecznie, gdzie i jak spędzą rozpoczynające się za dziesięć dni wakacje. Najciekawsza część zawodów skończyła się właśnie. Był to bieg sztafetowy 4 X 400 m., w którym wziął udział Bielak zastępując niedysponowanego kolegę klubowego. Ujrzeli z daleka jego niską, krępą sylwetkę w wypłowiałych spodenkach treningowych. Z trudem przecisnął się przez publiczność do swych przyjaciół, oklaskujących przed chwilą jego doskonały bieg w drugiej
zmianie. Nie zdziwili się jednak, gdy przyjął ich gratulacje dość lekceważąco. Znali go dobrze pod tym względem. Nie przywiązywał zbytniej wagi do swych wyczynów sportowych, uzyskiwanych jakby od niechcenia, pokpiwa-jąc sobie z kolegów klubowych, którzy zachowywali się na boisku jak primadonny, zwłaszcza po jakimś sukcesie. Teraz odsapnąwszy po biegu patrzył ze znudzoną trochę miną na to, co się działo na bieżni. Skrzywił się.
— Dość już mam tej boiskowej kołowacizny. Żeby ruszyć się wreszcie gdzieś dalej — westchnął przeciągając się.
— Właśnie mamy o tym pomówić — rzekł Michał. Walczak zapatrzony w rozjaśniony błękit nieba, po
którym płynęły ciężkie złote obłoki, siedział milczący i jakby nad czymś zamyślony. Nie słyszał wrzawy stadionu, ani
słów kolegów.
Zamiast szarych dachów kamienic wielkomiejskich, widnych w oddali, miał w tej chwili w oczach zupełnie inny krajobraz: niebieski mur podniebnych szczytów ciągnący się od wschodu, aż po purpurowo-złote przymglenie na zachodzie, na którego tle ostro rysuje sięt ciemny trójkąt Osobitej. Potoki huczą w dolinie. Wiatr przynosi od regli ich splątany szum. Jest jesień. W zachodzącym słońcu płoną wąskie pasy ściernisk na stromych stokach Gubałówki. Słychać miarowy stuk cepów w boisku u „stryka" na Hockowskim. Oto jeden z obrazów jego góralskiego dzieciństwa. Inny świat...
Teraz jest uczniem liceum warszawskiego — przygarnięty po śmierci rodziców przez dalekich krewnych, którzy przed niepamiętnymi dla niego czasy przenieśli się do Warszawy i osiedli tu na stałe. „Sceprzyli" się, jak to się teraz mówi. Czują się doskonale w stolicy, z której on
wyrywa się często myślą, tam na południe, ku Tatrom, reglom, zielonym brzyzkom nagrzanym słońcem, gdzie żyje się inaczej niż tutaj i ludzie niepodobni są do tego mrowia szarego, wypełniającego ulice pełne wrzasku i zaduchu.
Z miłej zadumy wyrwał go głos Wojtka Grzybowskie-go, małego wesołego blondynka o pulchnej, różowej twarzy, przezwanego przez kolegów „krągłym Wojtusiem".
— Cóż to za melancholia? — spytał nachylając się ku niemu.
Walczak jakby się zbudził z miłego snu, lecz bez śladów zaspania. Roześmiał się wesoło. Energicznym, żywym spojrzeniem czarnych oczu powiódł po kolegach.
— Debatujecie nad projektami wakacyjnymi, słyszałem? Prawdziwy sejmik w Kaczym Dole. Co tu dużo gadać, mamy wszyscy rowery, stare bo stare, ale jeszcze niejedną setkę kilometrów wytrzymają te gruchoty. Każdy z nas odłożył trochę oszczędności na lato. Jedziemy więc w Tatry do „stryka" Kucika na Hockowskie, które będzie naszym punktem oparcia, powiadam warn, idealnym. Tatry pod nosem. Opijemy się kwaśnego mleka za cały rok. Kucik jest teraz sam, bo mu jedynego syna, Jaśka, wzięli na wiosnę do wojska. Jak mu pomożemy przy gospodarstwie, będzie nas gościł może i za darmo. Schabików i „sznycelków" jadać nie będziecie, ale z głodu nie umrzemy na pewno. Poza tym może na tartaku się co zarobi. Już niejedno lato spędziłem w ten sposób z Geniem Wa-bińskim, wiecie, tym, co umarł w zimie. Ja już ze skóry wyłażę, żeby się znaleźć w górach. Skończyłem uff... Teraz, panowie sejmikowicze wakacyjni, głosujcie.
— Zrobione, nie ma co głosować, tralala, pakować ma-natki i jazda! — zgodził się natychmiast Bielak.
— Za dziesięć dni, to znaczy w śłodę wyjechalibyśmy, czy tak? — Grzybowski nie wymawiał litery „r", co potęgowało komizm tej postaci.
— W środę rano — rzekł Michał.
— Byczo jest, panowie inteligenci. Niech żyje raid Warszawa—Haczykowskie. Primadonny będą sobie w kółeczko latać po boiskach jak konie w ujeżdżalni, a my, bracia, na łono przyrody, po tatrzańskich drapaczach chmur będziemy się drapać, kozicom pod ogony zaglądać, byczo jest, panowie.
— Skończyłeś? — odezwał się Walczak.
— Jako żywo, panie projektodawco, tapicer już milczy jak nagrobek powązkowski z marmurowymi figura-
sami.
— Ty bestio, rasowego, nałogowego melancholika rozśmieszyłbyś - śmiał się Walczak. - Ale jak mi jeszcze raz przekręcisz nazwę Hockowskiego, to cię nie znam.
— Zrobione. Hoc, Hoc, Hoc, Hockowskie, dobrze?
— No nareszcie. Nie śmiej się z gwary góralskiej, bo jak twierdzą wtajemniczeni, zachowało się w niej do dzisiejszego dnia wiele staropolskich wyrażeń, niespotykanych już w tak zwanym literackim języku.
— „Habdank" za cenną informację, mistrzu podhalański. No, ja uciekam, bo muszę jeszcze odrobić jeden kiera-cik na bieżni. Jutro w klubie o czwartej jak zwykle. Ach Tatry! — Bielak zniknął w tłumie.
— Świetny chłopak, przyda się taki wesołek, prawda? — śmiał się Walczak żegnając się z kolegami, zadowolony, że projekt jego znalazł ogólne uznanie. Zżył się z nimi w ostatnich latach, cieszył się więc myślą spędzenia lata wspólnie, w Tatrach.
W ciągu dziesięciu dni, dzielących naszych młodych przyjaciół od upragnionej godziny wyjazdu, opanował całą czwórkę gorączkowy nastrój. Było to zresztą zrozumiałe, gdyż projekt spędzenia wakacyj w górach oraz podróż rowerami do Zakopanego — wymagała odpowiednich przygotowań.
Pokoik Michała zamienił się w warsztat ślusarsko-krawiecki. Naprawiano rowery, łatano wiatrówki i plecaki, cerowano dwa namioty dwuosobowe, Michała i Wojtka, będące najcenniejszym ich dorobkiem turystycznym, jeszcze z czasów obozów wakacyjnych nad morzem. Walczak troskliwie opatrzył linę wysmarowawszy ją lekko wazeliną — dla zabezpieczenia przed wilgocią w czasie podróży. Doprowadził także do porządku buty turystyczne. Specjalnością jego były gwoździe, zwłaszcza haki boczne, o które dbał bardzo i zamieniał umiejętnie na nowe, gdy tylko zauważył, że któryś się obruszył lub nadłamał. W ogóle na sprzęcie turystycznym znał się doskonale, dbając oń z wzorową dokładnością rasowego, urodzonego alpinisty.
Za jego przykładem reszta kolegów prześcigała się w pracy nad doprowadzeniem najdrobniejszego szczegółu do porządku.
Nadszedł wreszcie upragniony dzień.
W pogodny, słoneczny ranek czterech kolarzy, obładowanych wypchanymi plecakami, wyjechało w świetnych humorach na szosę grójecką. Cztery pasma pyłu, wlokące się za nimi na zakurzonej jezdni, zlewały się pomału w biały obłok, który unosił się nisko nad ziemią.
Wojtek Grzybowski, jadący trochę w tyle, oglądał się od czasu do czasu, jakby chciał sprawdzić czy dużo ujechali.

...





SŁOWNICZEK WYRAZÓW GWAROWYCH, TATERNICKICH

asekuracja - ubezpieczenie liną
bacować — kierować wypasem owiec
baka - szczęka metalowa przy wiązaniu narciarskim
basy — basetla
biała izba — izba gościnna
bryja - zupa z mąki owsianej
brzyzek — stromy brzeg nad potokiem
burniawa — hałas
ceper - przybysz z dolin
cesarka — szosa, droga bita
cetyna - gałęzie świerkowe z igliwiem
chwyt -mały występ skalny, służący do trzymania się lub oparcia
oiert — diabeł
cuha — sukmana
czekan - kij zakończony metalowym ostrzem i szpicem; służy w górach
do rąbania stopni w śniegu i lodzie czerpak - drewniane litrowe naczynie na mleko dutki — pieniądze dujawica — wiatr z deszczem ekspozycja - powietrzność, przepaścistość frejirka — ukochana
galeryjka - wąski, długi występ w ścianie gazda — gospodarz
graniówka — szlak turystyczny, wiodący granią grodzka — żłób z drabinką dla owiec grule — ziemniaki
grzęda - boczne żebro w stoku górskim halny — ciepły, b. silny wiatr południowy hasen — pożytek
hasnują — smakują, przynoszą pożytek hojco — różne rzeczy
hole (hale) - polany i doliny porośnięte trawą, gdzie wypasa się bydło huścioki — krzaki, zarośla hyrny — honorowy, dumny, sławny
P2 — tama przybrzeżna
juhas — pasterz owiec
ka? — gdzie
katana — kurtka
kazeście — gdzieżeście
kerdel — stado
kierpce — skórzane obuwie góralskie
kłobuk — kapelusz
koleba — schron pod skałami1
komin - prostopadła albo prawie prostopadła szczelina w ścianie
z budowy przypominająca właściwy komin, któremu odjęłoby sie
leden bok
kosor — zagroda na owce
krzesany - taniec, polegający na uderzaniu piętą o piętę w takt muzyki
Jirzypota — kaszel
lejba — ulewa
Luptacy - Słowacy mieszkający na Luptowie po południowej stronie
macie roki duze — jesteście starzy
maliniaki1 — duże głazy
mlecok — smarkacz
moskol — placek owsiany
msenie - zatykanie mchem szpar między belkami w ścianach
naganio — napędza
nowłóki — rzemienie do kierpców
nuta „pyzowiańska" - melodia śpiewana na Pyzówce
obońka - naczynie drewniane, okrągłe, rodzaj beczułki do przewożenia mleka
opasek - szeroki pas z rzeźbionymi sprzączkami, nabijany mosiężnymi guzikami1
oscypek - ser owczy wygnieciony formą drewnianą i uwędzony w dymie
osęk — kij z hakiem na końcu
ostrewka - sękaty kij, wokół którego układa się siano w kopy
ozwodna nuta — smętna, przeciągła melodia
pasterka - kij, do którego przywiązuje się krowy na pastwisku
pazdziory — odpadki z lnu
pąkze sie — posuń się
perć — ścieżka
piarg — usypisko drobnych kamieni
płasienka - trawiasta płaszczyzna
płaśnia — polana
płony — kiepski, lichy, marny
pocie — chodźcie
podysorek — półka
pod buckiem - pod bukiem; „poza bucki" - na zbój
polowacka — kłusownictwo
połednina — obiad
półka — poziomy występ skalny
próg — stopień skalny
rajtok - drewniane naczynie na mleko, pojemności 4—5 litrów
raubsicować — kłusować
regle - zalesione wierchy podtatrzańskie, ok. 1500 m. wys.
rombanica — ciupaga
różdżka — bukiet ślubny
sąsiek — skrzynia na ziarno, mąkę itp.
sietniok — kaleka, ułomny
siodło (w górach) — wgłębienie, mała przełęcz
siompawica — drobny deszcz
skrzele — rondo od kapelusza
skole —- kamienie
smrek — świerk
ispowali —- sypiali, nocowali
syktować — przygotowywać drzewo w lesie
śpas — żart
stucka — mięso; ,,ale ik stucka grzeje" — mowa o kłusownikach, którzy przemarznięci w górach, przy tropieniu zwierzyny, rozgrzewają się pieczonym mięsem upolowanego zwierza
śtuder — spryciarz, kombinator
trawersować — posuwać się w poprzek stoku, żlebu itp.
trzydziestka — lina długości 30 mtr.
tryźnić — marnować
turnia — ostry szczyt, igła skalna
ujeno do roboty — zachęciło do pracy
uherlok — chorowity, słaby
upłaz - trawnik na skalistym zboczu
usknon — uschnął, zmarniał
wanta - kamień
warcej — prędzej watra — ogień, ognisko wierch — szczyt
wierchowiec — wierzchołek drzewa wspinaczka — wspinanie się po skałach wyrek — posłanie wyśkli — wyjaśni
wyzwyrtać, zwyrtać - kręcić się w kółko w tańcu zaklinować — utkwić w szczelinie
zapieranie -- sposób posuwania się w wąskich przesmykach skalnych, polegający na rozstawianiu nóg i rozpieraniu rąk między skałami zazgrzeło sie — zaciągnęło, zachmurzyło zbyrcały — dzwoniły zmamić — zmylić żentyca — serwatka z owczego mleka.



WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.