Rozmówcą nagrodzonego Oscarem aktora jest jego buddyjski nauczyciel Roshi Bernie Glassman, z którym przyjaźni się od ponad dziesięciu lat. Przyrównuje on ikoniczną rolę Jeffa Bridgesa w filmie "Big Lebowski" do łamed wownika - jednego ze sprawiedliwych w żydowskim mistycyzmie, którzy niczym się nie wyróżniają i są ludźmi prostymi, ale o tak szlachetnym sercu, że dzięki nim Bóg pozwala światu trwać. Jego przyjaciel Jeff ujmuje to inaczej: wielkość Kolesia polega na tym, że woli dać pyska niż dać w pysk.Toczący się niespiesznie dialog odwołuje się do biografii Bridgesa, nie tylko zresztą artystycznej. Wspomina on swoje dzieciństwo, młodość oraz ludzi, których spotkał na swojej drodze i których nauki wywarły na niego wpływ.Punktem wyjścia do rozważań Bridgesa i Glassmana jest tytułowy Koleś, grany przez Bridgesa w "Big Lebowskim". Podstarzały wieczny hippis, od którego bije nie tylko ujmująca szczerość i dobroduszność, ale także... dość luzackie podejście do życia. Glassman: Koleś przypomina nas wszystkich. Wnerwiają go różne rzeczy, na przykład gdy ktoś sika na jego dywan. Ma różne myśli, przeżywa frustracje, jak my wszyscy, ale nie to jest podstawą jego działania. Podstawę stanowi to, gdzie jest. Odpowiada mu Bridges: Robi swoje, jest bardzo autentyczny, ale nieprzewidywalne życie tarmosi nim raz za razem. Koleś radośnie wiosłuje po rzece, ale ciągle pojawia się coś nowego, więc musi się dostosowywać."Koleś i mistrz zen" to także (a może nawet przede wszystkim!) błyskotliwie poprowadzony wykład buddyzmu zen. Stąd wszelkie nawiązania do "Big Lebowskiego" - czy biografii jego aktora - zostają zgrabnie powiązane z wątkami tej filozofii. Przypadki Kolesia stanowią znakomity pretekst do duchowych podróży Glassmana: Jedna z pierwszych nauk Buddy mówi, że życie to cierpienie. Budda nie miał na myśli rozdzierającego, dojmującego, traumatycznego cierpienia, ale coś bardziej fundamentalnego. Bo bez względu na to, jak dobrze nam idzie albo jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, każdego dnia pojawiają się zmiany, które przynoszą nam niezadowolenie i rozczarowanie. Tak więc film zaczyna się zaserwowaniem Kolesiowi porcji cierpienia, bo ktoś sika na jego dywan, dywan, który "robił mu pokój"."Koleś i mistrz zen" to inspirująca i pogodna książka, zapis swobodnej, serdecznej rozmowy o życiu i filmach, zabawnej i zarazem pouczającej. Głęboki humanizm jej autorów przypomina o wadze czynienia dobra w trudnych czasach.