Jeden z największych bestsellerów ostatnich lat, Kod Leonarda da Vinci Dana Browna, przedstawia oklepaną teorię spiskową, twierdzącą, że Jezus był zwykłym człowiekiem, a Maria Magdalena jego żoną. Po śmierci Chrystusa zapoczątkowała ona we Francji tajemny ród, którego potomkowie (istniejący do dziś) symbolizują Świętego Grala. Powieść zapewne nie wywołałaby tylu kontrowersji, gdyby nie szokujące ukazanie kościoła i organizacji Opus Dei jako instytucji przestępczych, zatajających historyczną prawdę. O tym czytadle można mówić wszystko, ale chyba nikt nie zaprzeczy, że posiada wartką, niezwykle wciągającą fabułę. Czytelnik z rumieńcami na twarzy połyka kolejne zagadki intrygi, nie zważając na ich często absurdalne rozwiązania. Właśnie dlatego idąc na ekranizację Kodu Leonarda da Vinci w reżyserii Rona Howarda spodziewałem się wprawdzie typowo hollywoodzkiego kina, ze wszystkimi jego wadami, ale od początku do końca trzymającego w napięciu. Niestety zawiodłem się. Otrzymałem kiczowaty i nudny obraz, którego kompletnie nieprzekonywujący scenariusz z każdą minutą coraz bardziej śmieszył. To co w książce było do przełknięcia, w filmie wypadło żenująco. Jedynymi atutami tej produkcji są malownicze zdjęcia Salvatore`a Totino, znakomita kreacja Iana McKellena i piękna muzyka Hansa Zimmera.
Właściwie mówiąc o muzyce jako atucie filmu wprowadzam czytelników w błąd. Bo choć sama w sobie jest niezwykle efektowna, to w połączeniu z obrazem wypada blado. Co więcej, czasem nawet potęguje ogólne złe wrażenie całego dzieła. Dlaczego? Otóż uważam, że Zimmer podszedł do tej ilustracji zbyt poważnie, paradoksalnie czyniąc film jeszcze bardziej głupim. Sceny, w których z hollywoodzką manierą wygłaszane są Brownowskie rewelacje, przy dźwiękach podniosłej orkiestry i chóru nabierają charakteru groteski. Szkoda, że Niemiec nie pokusił się o pastisz w stylu Hannibala, bo może wymowa filmu zeszłaby nieco z pseudointelektualnego tonu. Z kolei underscore jest, z pewnymi wyjątkami, prawie niezauważalny. Nieporównywalnie słabiej oddziałuje niż chociażby tegoroczna ilustracja Dario Marianelli`ego do V jak Vendetty. Oczywiście jest kilka momentów filmu, w których muzyka wyraźnie wpływa na nastrój, jednak po chwili ginie w szybkiej i bezsensownej akcji. Zdecydowanie lepiej prezentuje się na płycie.
Hans Zimmer stworzył niezwykle poruszającą i głęboką partyturę utrzymaną w sakralnej stylistyce, z wieloma charakterystycznymi dla siebie elementami. Mamy tu potężną orkiestrę z uwypukloną sekcją instrumentów smyczkowych i elektronicznie pogłębionymi basami (podobnie jak w Hannibalu) oraz delikatny chór. Zespół wykonuje mistyczne tematy o klasycznej, albo kościelnej *harmonice, często oparte na ewolucjonizmie motywicznym. Całość jest bardzo ekspresyjna i posiada niezwykły klimat tajemniczości, niepokoju, ma również nastrój smutku, przygnębienia, czasem nawet bólu. Podkreślam jednak, że wszystkie te emocje można odebrać słuchając wyłącznie płyty.
Album otwierają delikatne, ale budzące niepokój dźwięki chóru, skrzypiec i kontrabasów składające się na motyw, który przewija się przez większość utworów. W filmie słychać go wtedy, kiedy pojawia się zakonnik-przestępca Silas – ucieleśnienie organizacji Opus Dei. Ów motyw jest jednym z niewielu robiących wrażenie w filmie. Dzięki niemu, mordercze spojrzenie albinosa naprawdę budzi grozę. Po jego wybrzmieniu następują tajemnicze, jakby zapowiadające niesamowite wydarzenia dźwięki smyczków wprowadzające do zimnego, przeszywającego współbrzmienia chóru i syntezatorów. Dołączają się do niego *smyczki i orkiestra wykonuje mrożącą krew w żyłach wznoszącą progresję akordową. Nastrój ulega zmianie – słyszymy liryczny motyw fortepianu i oboju, po którym wchodzi jeden z głównych tematów dzieła wykonywany przez całą orkiestrę symfoniczną, z wyrazistą partią smyczków. Jest przepełniony nadzieją, która narasta z jego każdym kolejnym współbrzmieniem. Według mnie temat najlepiej prezentuje się w utworze CheValiers De Sangreal, nawiasem mówiąc znakomicie oddziaływującym w filmie. Tam ewolucja jest najbardziej stopniowa – harmonie narastają z pewnym powstrzymywaniem, na co wpływ mają schodzące interwały skrzypiec i głębokie, donośne motywy instrumentów dętych blaszanych – a to skutkuje potężną, chwytającą za serce kulminacją. Utwór ten uważam za jeden z najlepszych zarówno w „Kodzie da Vinci”, jak i ze wszystkich kompozycji Hansa Zimmera ostatnich lat. Ale wróćmy do Dies Mercurii I Martius. Kiedy opisany temat cichnie i wydaje się, że muzyka już nie zmieni charakteru, nagle wybucha niezwykle ekspresyjna, ostra i zdecydowana sekcja instrumentów smyczkowych. Efekt jest niesamowity! Motyw brzmi niczym manifest i działa na słuchacza porażająco. Warto dodać, że utrzymany został w harmonice łudząco podobnej do tej znanej z twórczości współczesnego kompozytora muzyki poważnej – Avro Parta. Ale to nie koniec. Po krótkim wyciszeniu wpływa wylewny, niezwykle poruszający temat orkiestry symfonicznej i chóru, który kończy utwór. Niesie on ze sobą takie emocje jak żal, smutek, prośba. Piękne.
Jak już powiedziałem w Kodzie da Vinci kompozytor buduje napięcie w charakterystyczny dla siebie sposób – poprzez zastosowanie kształtowania ewolucyjnego. Kolejnym na to przykładem jest groźny, motoryczny pochód orkiestry i chóru, śpiewającego drobne wartości rytmiczne, krótko je artykułując. Możemy go usłyszeć na przykład w L`esprit Des Gabriel. Bardzo mocno przywodzi on na myśl utwór Remember, Remember z V jak Vendetty, gdyż zastosowane instrumentarium i środki ekspresji są tu niemal identyczne. Podobne brzmienie słychać również w znakomitym The Citrine Cross, gdzie napięcie potęguje jeszcze motoryczny rytm skrzypiec, a chór osiąga apogeum. Skoro jesteśmy przy muzyce dynamicznej, nie mogę nie wspomnieć o bardzo energetycznym fragmencie utworu Fructus Gravis (5min.). Rozpoczynają go „napędzające” wiolonczele i kontrabasy o suchym i jednocześnie głębokim brzmieniu (ingerencja elektroniczna) oraz ostry fortepian grający mocnym portato w najniższym rejestrze. *Crescendo wzmocnione samplami wprowadza do bardzo dramatycznej części, w której na pierwszym planie słyszymy pełne napięcia smyczki grające długie dźwięki na mocną część taktu, a w podstawie mocny, stabilny rytm wiolonczel i kontrabasów. Gwarantuję, że to przyspieszy Wam bicie serca.
Muzyka liryczna jest tu równie efektowna. Chyba najpiękniejszym utworem tego typu jest cudowny Poisoned Chalice. Słyszymy w nim czysty, jasny śpiew sopranu o trochę zagadkowym charakterze. Co jakiś czas pojawia się wzruszający chór, przywodzący na myśl genialne partie chóralne z Listy Schindlera. Natomiast lekko bajkowy nastrój udzieli nam się, kiedy posłuchamy tematu w dalszej części omawianego utworu albo na początku Fructus Gravis. Przywodzi on na myśl poszukiwaczy, którzy odnaleźli na wyspie upragniony skarb. Zresztą ilustruje między innymi scenę zdobycia tajemnego przedmiotu.
Bardzo oryginalnie prezentuje się Beneath Alrischa oparty na krótkich, szybkich motywach sekcji smyczkowej o zróżnicowanej artykulacji, często przerywanych długimi pauzami budującymi napięcie. Słuchając go zawsze odnoszę wrażenie, jakby skrzypce, altówki, wiolonczele i kontrabasy a także kotły rozmawiały ze sobą i obmyślały jakiś diabelski plan. Naprawdę fascynujące.
Podobnie jak w Hannibalu, płytę kończy absolutna perełka skomponowana przez innego kompozytora – Richarda Harvey`a. Utwór Kyrie for the Magdalene to nieskazitelne piękno anielskiego chóru, śpiewającego wzruszające do łez melodie przy dostojnej, królewskiej harmonice. Nie można koło tego przejść obojętnie.
Kod da Vinci uważam za znakomitą kompozycję, której poziom tylko trochę odbiega od Hannibala. A odbiega ze względu na czas ścieżki – niecałe 70min. – w dużej mierze wypełniony przez nierówny underscore. Nie zmienia to jednak faktu, że najnowsze dzieło Zimmera jest zróżnicowane i prezentujące wysoki poziom artystyczny. Tylko jakby napisane do innego filmu. Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz
Lista utworów:
1. Dies Mercurii I Martius - 6:03 2. L`Esprit des Gabriel - 2:48 3. The Paschal Spiral - 2:49 4. Fructus Gravis - 2:50 5. Quodis Arcana - 6:07 6. Malleus Maleficarum - 2:19 7. Salvete Virgines* - 3:14 8. Daniel`s 9th Cipher - 9:31 9. Poisoned Chalice - 6:19 10. The Citrine Cross - 5:22 11. Rose of Arimathea - 8:12 12. Beneath Alrischa - 4:23 13. CheValiers de Sangreal - 4:07 14. Kyrie for the Magdalene** - 3:55
Razem: 68:03 *bonus (nie występuje w filmie) **kompozycja Richarda Harvey`a