Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ, CZYLI MÓJ PEEREL

11-07-2015, 2:29
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Cena kup teraz: 33 zł     
Użytkownik wlodekbar
numer aukcji: 5490272808
Miejscowość Warszawa
Wyświetleń: 6   
Koniec: 11-07-2015 02:34:30

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: miękka
Kondycja: bez śladów używania
Rodzaj: wspomnienia
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Oferuję Wam moją najnowszą książkę

„KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ, CZYLI MÓJ PEEREL”.

Jest to moja siódma książka.

--------------------------------------------------------------------

Jest to publikacja, która dwudziestoma kilkoma krótkimi rozdziałami językiem tekstu oraz czarno-białej fotografii, głównie z gatunku klasycznego reportażu (zdjęcie/zdjęcia – tekst) ukazuje nieco (sporo?) PRL-u, przy czym jej ambicją jest naszkicowanie minionego czasu, przede wszystkim dekady Gierka, obiektywnie i w lekki, łatwo przyswajalny sposób.

--------------------------------------------------------------------

Ma format A5, zawiera w środku 68 zdjęć mego autorstwa - przede wszystkim reprezentantów klasycznej czarno-białej fotografii reportażowej przedstawiającej głównie dekadę Gierka - liczy 121 stronic. Pełna humoru, napisana jest arcyprostym żywym językiem. Na końcu zawiera kilka stronic poradnikowych dotyczących reporterskiego fotografowania; uchylam też rąbka tajemnicy czym i na czym zrobiłem zamieszczone w niej zdjęcia. Jako chyba pierwszy autor starałem się o naszkicowanie okresu głównie gierkowskiego obiektywnie.

--------------------------------------------------------------------

Jest niedroga jak na takie albumowe wydawnictwo, cena wynosi 35 złotych. Ładnie opracowana wizualnie, zwłaszcza ze swą okładką-perełką (podobno:). Przeznaczona dla osób, które pamiętają dawne czasy; dla młodych ludzi, którzy nader często mają braki w wiedzy dotyczącej PRL; dla Rodaków za granicą. Wysyłka za granicę jest droższa niewiele, kosztuje kilkanaście złotych (cennik jest na stronie Poczty Polskiej), a procedura dokonania wpłaty jest prosta. Wysyłka w kraju: polecona priorytetowa 10, polecona ekonomiczna 8 zł. Książkę za granicę wyślę poleconym priorytetem (Poczta Polska nie oferuje poleconego ekonomicznego).

---------------------------------------------------------------------

Procedura jest taka: przelanie pieniędzy na konto – wówczas od razu prześlę książkę, bądź – przesłanie jej za zaliczeniem pocztowym.

----------------------------------------------------------------------

Chętnie skreślę dedykację czy opatrzę autografem; to zawsze miłe :)

----------------------------------------------------------------------

Pozdrawiam serdecznie,

Włodzimierz Barchacz

----------------------------------------------------------------------

Fragment recenzji Jarosława Kolasińskiego:

Koń jaki jest każdy (po swojemu) widzi, jednakże pogłoski na temat rumakowego poczucia humoru bywają często przesadzone. Czy i w tym wypadku? Włodzimierz Barchacz, znakomitość polskiego fotograficznego światka, twierdzi, że jego peerelowskie wspominki, suto okraszone kapitalnymi zdjęciami z owej epoki powinny każdego konia rozśmieszyć. Nie posiadając na podorędziu żadnego wolnego rumaka, recenzent zmuszony został do przeprowadzenia empirycznej analizy tej tezy na sobie samym. Stało się to możliwe dlatego, że tak się jakoś składa, że być może słusznie nazywany przez niektórych starym koniem. Na własnej więc starokońskiej skórze sprawdził, czy faktycznie jest się z czego w tej książce śmiać.

Peerelowskie konie (z wyjątkiem może wierzchowca Kowalczyka na igrzyskach w Moskwie) nie miały łatwego życia (te współczesne mają?). Te pod siodło, jako sanacyjny przeżytek, traktowane były „średnio na jeża”. Pociągowe natomiast wprawdzie pomagały w pracy chłopom mało i więcejrolnym, ale niestety spełniały też rolę wywrotową. W prasie springerowskiej, o czym usilnie staramy się dziś nie pamiętać, czy francuskiej, sfotografowane w duecie z wozem drabiniastym symbolizowały ekonomiczne zacofanie naszej części Europy. I było to, przyznam, dość zabawne w sytuacji, kiedy jeszcze u schyłku lat sześćdziesiątych spotkać można było we Francji (Masyw Centralny) wołu zaprzężonego do pługa, ale nie szkodzi. Jak widać zarówno wysoko rozwinięty Zachód, jak i nisko zwinięty PRL niejedno miały imię. I o tym w dużej mierze jest ta książka.

Jednego peerelu bowiem nie było. Każdy z nas miał swój. Niekoniecznie taki, na jaki sobie zasłużył, ale swój. Ciasny, ale własny. PRL dziadowskiej pensji, młodości, jaboli, Radia Luksemburg, dojrzewania, strajków, intelektualnego kiełkowania, przymusowej (lub nie) przyjaźni z ZSRR i nasiąkania całkiem niezłą peerelowską kulturą, która wcale nie cała przecież pochodziła z międzywojnia. O epoce tej można czarno, jak malują jedni, można też biało lub nawet różowo, jak wolą za PRL ślepo tęskniący. Lepiej jednak użyć pełniejszej (chociaż tez niepełnej) palety barw, jak choćby Kuroń z Żakowskim („PRL dla początkujących”) lub prof. Friszke („Przystosowanie i opór. Studia z dziejów PRL”). I tym tropem (choć duuużo lżejszym krokiem) stąpa Włodzimierz Barchacz. Będąc reporterem miał okazję więcej zobaczyć, niż większość z nas – jego rówieśników lub ćwierć-rówieśników. W końcu każdy widział tyle, ile mu pod oczy podeszło. A kiedy człowiek patrzy przez wizjer aparatu, to z samej tylko choćby chęci trzaskania znakomitych, interesujących ujęć – widzi więcej. Jeśli zaś to, co dostrzega dokumentuje na błonie fotograficznej oraz piórem, to efekt musi być taki, jaki jest – solidny i frapujący. Solidny – wcale w tym konkretnym przypadku nie znaczy nudny, sztampowy lub wspominkowo-pouczliwy. W przypadku recenzowanego „Konia…” tak nie jest. A jak jest? Ciekawie i zaskakująco.

Jedną z zalet książki jest to, iż jest równie „zjadliwa” dla czytelnika dobrze pamiętającego „końskie czasy”, jak i dla kogoś, kto w pełni świadomy żywot wiedzie już w III RP. Zupełnie tak, jak to się dzieje z „Rejsem” Piwowskiego, czy komediami Stanisława Barei. Jednych w nich bawi, tumani, przestrasza w nich sam humor z gatunku „czystych” innych też to samo, ale wzmocnione o znajomość kontekstu historyczno-społecznego. Bo się wtedy żyło, bo się ówczesne życie zna.

A życia nie zna, kto nie wypił gruźliczanki uwiecznionej na zdjęciach W. Barchacza. Kiedy tłumaczę swoim dzieciom, co to było krzywią się z obrzydzeniem. – Jak ty mogłeś tego pić po 6 szklanek z sokiem? Ale sami, higieniczni tacy, diabli wiedzą jakie kolorowe świństwa w plastikowych butelkach żłopią bez opamiętania. Może ktoś kiedyś ich sfotografuje, a po latach przypomni. Też się koń uśmieje po pachy, o ile takowe posiada.

PRL odbija się w Barchaczowym zwierciadle w sposób różny. Raz to odbicie sympatię budzi, raz śmiech wywołuje, innym razem grozę (fotoreportaż z supersamu). Nie ma tu jednak mowy o żadnej „komunonostalgii”, choć niejakie plusy dodatnie tamtych czasów – ściślej – ówczesnego życia (milicjanci chadzali bez broni! – patrz kapitalna sesja z dzielnicowym) są tu wspominane. Z niejakim rozrzewnieniem zresztą, ale swoistym i ukierunkowanym. Autor, podobnie jak i każdy normalny człowiek nie tęskni za pustymi półkami, cenzurą za stanem wojennym. Na samą wieść o możliwości powrotu tamtych czasów dostałby z pewnością dreszczy przerażenia. Jeśli już za czymś W. Barchacz tęskni (choć nie łka sentymentalnie, będąc obdarzony poczuciem humoru), to za durną i chmurną młodością oraz… niektórymi absurdami (tak ja to przynajmniej odbieram).

Moim ulubionym zdjęciem opublikowanym w „Koniu…” jest arcypiękna i znamienna dla minionej epoki scenka rodzajowa z zakładowego festynu. Na stadionie kłębi się (aczkolwiek prawie na baczność) tłumek podwładnych, a szallony towarzysz dyrektor, walcząc z przynależnym funkcji brzuszyskiem szallleje, ech, szallleje na skakance. Same dyrektorskie ewolucje sportowe nie bawią jednak nawet w połowie tak, jak wyraz twarzy jednej z pracownic. Z pięknym biurokratycznym uśmiechem na licach, z dłońmi złożonymi jak do modlitwy (o podwyżkę czy talon?) ona po prostu swego szefa kocha, lubi, szanuje… i w najwyższym stopniu Go chce, o Niego (a jednak!) dba i wcale w swym zaangażowaniu nie żartuje. Cudo! Facjaty tow. dyrektora niestety nie widać, ale nie można mieć wszystkiego – otrzymujemy w ramach odszkodowania dyrektorski zadek, jakże z zajmowanym stołkiem kompatybilny. Scena jak z „Rejsu”, z treningu sekcji gimnastycznej. Skojarzenia z tym kultowym filmem podczas lektury książki W. Barchacza wciąż się nasuwają. Absolutnie nieprzypadkowo. Nie sposób też, delektując się „Koniem…” zapomnieć o serialu „Alternatywy 4”, gdy się czyta rozdział poświęcony peerelowskiemu budownictwu – to istny traktat o braku kątów prostych, których stosowanie w ówczesnej praktyce wcale nie było takie proste.

Nie wszystko wszakże w tej książce śmieszy, a jeśli nawet, to śmiech to bywa nader gorzki. Choćby wówczas, gdy autor opisuje swoje zawodowe perypetie. Nie inaczej (nawet gorzej), kiedy wspomina SB służbowo rozsiewającą o autorze plotki, jakoby cierpiał na – uwaga! – schizofrenię bezobjawową. Dopiero zdobyty certyfikat lekarski, kres tej paszkwilanckiej działalności (ściślej – jej następstwom położył).

Nie tyle też śmiech, co uzasadniony uśmiech się pojawia na twarzy czytelnika, gdy dzięki autorowi obcuje z wielkimi ówczesnej polskiej kultury: z Ryszardem Kapuścińskim, Teodorem Parnickim, Czesławem Niemenem, czy maestro Antonim Witem. Okazuje się, iż w oczach autora (który wcale w minionym ustroju zakochany nie był, delikatnie mówiąc) PRL nie był wcale – jak niektórym się dziś raczy wydawać – kulturalną pustynią. Nawet jeśli bracia Mroczkowie nie brylowali w dwuprogramowej telewizji. Puste były wówczas półki, ale nie głowy i dusze. Z ocenami niektórych wspominanych tu postaci można dyskutować, ale warto pamiętać, że „Koń…” to nie jest podręcznik historii, ale fotograficzno-literacka podróż do „zamierzchłych” czasów. Podróż sentymentalna. Peregrynację taką zawsze warto odbyć, a szczególnie wówczas, gdy się ma za cicerone kogoś, kto ma świetny zmysł obserwacji i się tego efektów nie boi. Kimś takim jawi mi się autor „Konia…”.

Żeby było „weselej”, to wiele z obśmianych w książce aspektów peerelowskiej rzeczywistości tak całkiem mrok historii nie okrywa. Czy bowiem „podwładny” podziw dla szefa na skakance nie przypomina dzisiejszych imprez integracyjnych? Co z tego, że wtedy towarzysz dyrektor kicał w radzieckim zgrzebnym dresiku, a dziś w „Hummelu” się z podległym mu plebsem pospolituje, bo tak na szkoleniu z zarządzania kazali? Co z tego, że wówczas był towarzyszem, a dziś wabi się dyrektorem kreatywnym, czy czymś w tym rodzaju? Podobnie kapitalnie Barchaczowsko sfotografowane giełdy samochodowe dekady Gierka różnią się od dzisiejszych jedynie (?) dużo większą ofertą oraz tym, że się tam nie opycha teraz talonowych fiacików. Inne szwindle przetrwały. Czy tandetnych targowisk dziś brak? Też nie, choć zapewne klimat dawnego Różyckiego jest nie do odrestaurowania. A czy w deweloperskich fuszerkach faktycznie więcej jest kątów prostych niż w latach siedemdziesiątych? Może. Ale krzywych kantów również pod dostatkiem.

Jakie by jednak nie były podobieństwa i różnice pomiędzy dzisiejszym wspaniałym światem (bardziej a la Orwell chyba, niż Huxley) a tamtym siermiężnym minionym, warto ten drugi wraz z W. Barchaczem wspomnieć. To pośmiać się z niego, skrzywić się z odrazą lub się do niego nieco nawet sentymentalnie uśmiechnąć, nie wszakże popadając w płytką nostalgię za mitem. Tego typu odbiór autor „Konia…” (i chwała mu za to) narzuca czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony, zarówno PRL pokazując, jak i dzieląc swoimi refleksjami. A że ktoś po zamknięciu książki może mieć nieco inne? A co to szkodzi i komu? Jedno pozostaje pewne, że tak młody źrebak, jak i stary koń podczas i na koniec lektury poczuje się w pełni usatysfakcjonowany. I uśmieje się wielekroć potrząsając młodą lub też wyliniałą grzywą. Uśmieje się absolutnie paszczowo i służbowo na statek.

---------------------------------------------------------------------

Książka cieszy się powodzeniem, i to, co wiem od Czytelników, mają oni pochlebne opinie o niej i ją lubią. Mam już sporo tych opinii i… własnowolnie napisaną recenzję od jednego z Czytelników.

---------------------------------------------------------------------

Spis treści:

SŁOWO NA POCZĄTEK…/4

BIEGIEM PO ZDROWIE…/6

O ZASPOKAJANIU PRAGNIENIA, CZYLI – DLA WYRÓWNANIA POTENCJAŁÓW – PŁUCKA,PŁUCKA…/9

ZAWSZE Z SOBĄ, CZYLI A NUŻ COŚ RZUCILI!…/12

CZTERECH KÓŁEK CZAR…/16

BUDOWNICTWO MIESZKANIOWE…/19

TELEFONY…/27

UFF, JAK GORĄCO!…/30

ZABAWY LUDOWE…/33

SZKOŁA…/35

KILKU LUDZI KSIĄŻKI…/44

TRZECH MYCH IDOLI TAMTYCH CZASÓW – ARTYŚCI I UTWORY Z DUCHEM…/56

PRÓBA ORKIESTRY…/62

POLAK POTRAFI…/

68 BAZAR RÓŻYCKIEGO…/70

O CZŁOWIEKU, KTÓRY MIERZYŁ WYSOKO…/72

CIUCHY, CIUCHY…/74

DZIELNICOWY…/80

KILKA ZDJĘĆ Z CENTRUM STOLICY…/83

POD WIATR…/89

TURNIEJ BRYDŻA SPORTOWEGO…/90

WYGŁADZANIE RUBENSA …/92

ODBUDOWA ZAMKU KRÓLEWSKIEGO…/94

AKADEMIK…/98

NIECH SIĘ ŚWIĘCI 1 MAJA…/100

GIEŁDA NA SKRZE W WARSZAWIE, CZYLI OWOCE POŁUDNIOWE Z BIURA POLITYCZNEGO KOMITETU CENTRALNEGO PARTII …/103

PUSTE PÓŁKI…/109 ?? …/113

SKOK…/114

SŁOWO NA KONIEC…/115

ANEKS DLA MIŁOŚNIKÓW FOTOGRAFII I TYCH, KTÓRZY ZAMIERZAJĄ SIĘ NIĄ ZAINTERESOWAĆ…/116

    NIECO OPINII CZYTELNIKÓW

Longin Pietras (looo): Dzisiaj z południową pocztą otrzymałem Twoją książkę. Nie mogłem sobie odmówić natychmiastowej lektury (ach ten rozbuchany konsumpcjonizm!). Znakomite spojrzenie na czasy PRL-u. Blaski i cienie tych czasów opisane wnikliwie, a co ważne, z charakterystycznym dla Ciebie ciepłem, odnoszącym się do ludzi. To ciepło zauważyłem już dużo wcześniej w Twoim fotografiach. Pięknie potrafisz pisać... tak o wielkich tego świata, milicjancie z Pragi-Północ, jak i o Cioci Adeli z IX Liceum. Chwała Ci Włodzimierzu za to. Do tego duża dawka humoru i dystansu do siebie. PRL miała wiele odcieni, ocena tamtych czasów nigdy nie zmieści się w ciasnych, czarno-białych ramach, co znakomicie wynika z Twojej książki. Dziękując, pozdrawiam Cię serdecznie i składam wyrazy szczerego szacunku.

---

(…) Wszędzie, w całym cywilizowanym świecie, osobom takim jak Włodzimierz, za Ich dorobek, za sposób życia, za humanizm i ciepłą prawdę o człowieku zawartą w Ich pracach, okazuje się podziw i szacunek. (…) Włodek,wyrazy szacunku!

----------------------------------------------------------------------

Monika Martko: Dziękuję za cudowną książkę Włodku "Koń by się uśmiał czyli mój Peerel" to pełen wspomnień i błyskotliwego humoru zbiór opowieści z czasów, kiedy nie było nam do śmiechu. W tamtych latach byłam jeszcze dzieckiem, dzięki czemu zapamiętałam tylko pozytywy... zapamiętałam, że byliśmy sobie bliscy, rodzinnie, sąsiedzko, koleżeńsko... Wspólnie przeżywalismy nasze codzienne historie. W tych trudnych czasach staraliśmy sobie umilić czas zwykłymi spotkaniami, bez pompy, bez szpanu, bez rywalizacji kto ma więcej, kto jest lepszy. O tym opowiada Twoja książka. Zabawne zdarzenia i wspomnienia ozdobione fantastycznymi fotografiami... jedynymi, niepowtarzalnymi, bardzo osobistymi... Dla mnie jej lektura była powrotem do czasów beztroskiego dzieciństwa, dla młodszych czytelników będzie na pewno interesującą opowieścią o czasach trudnych, ale na swój sposób barwnych...uroczo oddałeś klimat PRLu szanowny Autorze. Z całego serca polecam.

----------------------------------------------------------------------

Janusz Z. Sawicki: Dostalem od Mistrza w prezencie z piekna dedykacja-dziekuje. Przeczytalem; Barchacz na lamach ksiazeczki przez pryzmat swoich doswiadczen i szklem aparatu, przywoluje to, co juz minelo. A skoro jest opisane i sfotografowane to nie tak calkiem zaniklo. Z tresci dowiadujemy sie co to jest saturator i jaka prawdziwa nazwe nosil kultowy napoj z tej maszyny (gruzliczanka!) A na innych fotografiach widac czasy, kiedy bylismy mlodzi i piekni. Nawet w PRL, tym najweselszym baraku socjalizmu jakos sie bawilismy. Nie bylo "komorek", GPS a do trzepaka wszyscy z podworka wedzieli jak dotrzec. Z kart ksiazki i fotografii, mowia do nas ludzie,ktorzy juz odeszli, ale ich wnioski wazne sa i dzisiaj. I widac zwykla szara sprzataczke w liceum Barchacza, ktora kazdy uczen cenil; piekne to. Ksiazke polecam dla przypomnienia a dla naszych dzieci i wnukow powinna byc obowiazkowym prezentem. Historycznym. Zrobiles fajna rzecz Wlodku;) Gratulacje.) ----------------------------------------------------------------------

Barbara Patrick: Ksiazke Twoja przczytalam od razu i bardzo ja lubie. Pozyczylam ja nawet pewnej starszej pani dla rozrywki i jej reakcja ma wartosc wprost anegdotyczna. Otoz,kiedy mi ja oddawala po przeczytaniu,zachwycona,powiedziala,ze ta ksiazka tchnela w nia mlodosc i werwe i pierwszy raz od wielu lat sama odwazyla sie wejsc do wanny,wziac kapiel bez asysty i z tej wanny bez niczyjej pomocy sie "wygramolic". Mysle,ze to jest najlepsza recenzja Twojej ksiazki i zarazem rekomendacja.

----------------------------------------------------------------------

Danuta Piosik: Książka jest wspanaiała! Prawdziwa perełka dokumentująca tamte czasy. Świetne zdjęcia i dowcipne teksty. Okazuje się, że oko fotografa jest w stanie widziec więcej, niż oczy innych ludzi. Również i rozdziały o życiu kulturalnym w Polsce PRL - u doskonałe - i ja też byłam fanką Niemena i Krajewskiego, czytelniczką Kapuścińskiego i Parnickiego. Żałuję, że w tamtych czasach nie interesowałam się fotografią, wówczas była to dla mnie czarna magia. Dopiero aparat cyfrowy wzbudził we mnie taką pasję.

---------------------------------------------------------------------

Robert Dziuba: Witaj ...własnie otrzymałem ...BIAŁY ALBUM....tak go nazwałem.....BIAŁY ALBUM PRLu (…) ŻONA porwała i czyta...TO SĄ nasze CZASY...jesteś bardzo Ciekawym człowiekiem, cieszę sie że mam tak piekne wydawnictwo ....no i z dedykacją To sa nasze czasy ...szkoły podstawowej i średniej....TO JEST PO PROSTU ODLOT --- JESTEM PO PROSTU ZACHWYCONY..... pojawiły się wspomnienia..." jedną z sokiem proszę"...czy też "kindersztuba w szkole" ooo ile ciosów moja głowa otrzymała drewnianym piórnikiem od nauczycielki historii....hmmm Wszystko było inne i nawet inaczej pachniało...na tzw. "gruźliczankę" ..to czekałem kiedy będzie.... bo pan chłodził wodę olbrzymimi kostkami lodu..w upalne dni...wszyscy żyli a jakie były kolejki przed łazienkami O MATKO... a obecnie sanepid i procedury ....PO PROSTU INNE CZASY. Ta publikacja wstrzeliła się w czasy moich lat szkoły podstawowej no i OTWIERAJĄ się zupełnie nie zrozumiałe dla innych KORYTARZE ENERGETYCZNE...Dziękuję Włodku za tak energetyczny album no i za wspaniała dedykację.....hmmm ja ze swoimi fotkami to się chowam ...Pozdrawiam Robert Dziuba

----------------------------------------------------------------------

Marek Niedostatkiewicz: A myślę ja sobie, że czasem niepozorne książki są prawdziwą kopalnią wiedzy o czasach minionych. Przykład? Proszę bardzo: W. Barchacza "Koń by się uśmiał, czyli mój Peerel". Książkę polecam młodszemu pokoleniu, dla którego tamte czasy to prehistoria

---------------------------------------------------------------------

Sława Edman: Włodku dziękuję za tak fantastyczne wspomnienia Ksiązki otrzymałam, czytam jednym tchem. Jeszcze raz dziękuję za wspomnienia.

---------------------------------------------------------------------

Tomek Wiśniewski: Witaj Włodku,dziękuję za wiadomość Twoją. Tak się złozyło źe pozycje które mi proponujesz są mi znane i czytane.. Wysłałeś te pozycje pewnej pani.. osobie mi bardzo bliskiej tak że książki Twoje automatycznie także wpadły w moje ręce.. i czytałem je z wielkim zainteresowaniem.Dwie książki czyli -mój Peerel oraz -Fotografujemy są bardzo interesującymi,ciekawymi oraz bardzo dobrymi pozycjami Włodku wielki ukłon w Twoją stronę oraz szacunek wielki dla Ciebie ode mnie Pozdrawiam serdecznie życząc wiele dobrego.. i bardzo dziękuję za to że dzięki Tobie mogłem powspominać i przypomnieć jak też czegoś nauczyć się z odległych czasów.. I oczywiście wielkie dzięki również za świetny kurs fotografowania.. Twoje rady i nauka przyczynią się do tego iż dzięki temu jestem w stanie pogłębić swój warsztat i robić coraz to bardziej interesujące zdjęcia.. Dziękuję

--------------------------------------------------------------------

Paweł Papardelle: Dotarła!!! Dziękuję Włodku za książkę, w dodatku z niespodzianką - dedykacją. Ja Ci dam człowieka orkiestrę - A tak na marginesie - miło powrócić w te durne czasy - sam nie rozumiem czemu. Dziękuję.

---

Serwus, bardzo ciepło mi się to czyta jeszcze nie skończyłem, bo mam ostatnio strasznego zajoba w pracy, ale do połowy doszedłem i jestem pod wrażeniem. (…) Jak kiedyś mnie będzie stać, to sobie zamówię u Ciebie odbitkę "brydżysty" (jak go nazywam) - powiększenie takie minimum 50 x 60. Uwielbiam to zdjęcie. Pozdrówka, Paweł

---

(…) Mnie szlag trafia, bo jak widzę jakie badziewiaki wydają albumy, a co jeden to mądrzejszy a co drugi to największy artysta... A Ty, chłop z takim dorobkiem, co mógłbyś ich wszystkich przykryć pierzyną z negatywów z jednego roku pracy musi myśleć o finansach, ograniczeniach i podobnych pierdołach...wstyd mi... Poziom żenady w zenicie - poziom głupoty w szczycie - wszędzie blaga modnie zwana marketingiem... a pies im mordę lizał! U nas to trzeba kopyta wyciągnąć, żeby coś osiągnąć Patrz, nawet do rymu mi wyszło... Czas spać po bardzo długim dniu, pozdrawiam cieplutko, P.

-----------------------------------------------------------

Jarek Zając: Właśnie skończyłem lekturę książki która dotarła w sobotę rano. Jutro - ale jak znam moją życie to jeszcze dzisiaj wieczorem - zabiera się za nią moja żona. Gratuluję. Naprawdę ciekawa i wciągająca książka. Dziękuje również za dedykację. Przeważnie pozycje które traktują o tamtym okresie albo są przepełnione negatywnymi komentarzami albo podchodzą czysto historycznie - czyli nudno. Twoja książka jest bardzo naturalna, ma się wrażenie prawie osobistej rozmowy. Zdjęcia dopełniają całego klimatu czasów o których traktuje. Naprawdę ciekawie mi się czytało. W domu kolejka - Ela - moja żona, a potem młodsza córa (19 lat - więc będzie masę tematów do poruszenia) "zaklepały" sobie już lekturę. --- Cóż mogę dodać ? Polecam gorąca każdemu czytelnikowi. Starsi - przypomną sobie młode lata, młodzi - poznają jak żyło się w tamtym okresie. Ze swojego, domowego podwórka mogę Wam powiedzieć, że wiele ciekawych wieczorów spędziliśmy na rozmowach z naszymi córkami - dzisiaj już 19 i 25 latek Oglądanie takich dziwnych rzeczy jak kartki na mięso (interesowałem się kiedyś filatelistyką, ale też zbierałem kartki spożywcze, znaczki podziemnej Solidarności itp) dla naszego pokolenia brutalnie normalnych i codziennych, powodowało masę pytań. Wierzcie lub nie ale rozmowy zbliżają - jeden szlag na jaki temat - mimo różnicy wieku. Starsza córka "przerabiała" w szkole temat stanu wojennego. Nie potrafiła na podstawie tematów i programu lekcji pojąć np zjawiska komitetów kolejkowych. Dla niej to było coś z innej planety, takie swojski S-F Sama powiedziała mi niedawno że tak właśnie powinny być pisane podręczniki naszej historii - nie dodałem że również, z ciekawością przeczytała Twoją książkę. Choć nie ukrywała że podchodziła do niej z pewnym - niestety wyrobionym w szkole - dystansem. Więc moje podziękowania dotyczyły nie tylko tego, że dostałem od Ciebie ciekawą książkę z dedykacją, ale głównie za to że pozwala ona młodym ludziom dostrzec i docenić naszą historię. To że teraz - mimo całego politycznego bajzlu (przepraszam za wyrażenie) mają jednak dużo więcej możliwości, lepszy start i jednak wyższy poziom życia niż ich rówieśnicy (my ? ) za tamtych czasów. Rozpisałem się trochę chyba. Pozdrawiam

---

Moje ego rośnie w siłę i dostatek - tak nawiązując do klimatu książki Cieszy mnie niezmiernie że mam mozliwość porozmawiać i utrzymywać znajomość z osobą która ma tak ogromny dorobek literacki i fotograficzny. Ludzie dookoła mają jasno wytyczone cele - nowe auto, kolejny remont w domu, kolejne zero na koncie. My sobie z żoną żyjemy skromnie, ale mamy - tak przynajmniej nam się wydaje - dużo więcej. Potrafimy, staramy się przynajmniej, patrzeć na to co dookoła pod kątem togo co po sobie zostawimy, jak nauczymy dzieci tego co naprawdę dobre od tego co tylko ładnie błyszczy, ilu ludziom - jeśli przyjdzie TA godzina - będzie nas naprawdę brakowało. To chyba żadna szczególna mądrość. (…) To między innymi zasługa takich książek jak Twoja - człowiek ma możliwość spojrzeć na wszystko inaczej, szerzej, zastanowić się nad tym co jest ważne a co tylko takie się wydaje. To przeniesienie między epokami pokazuje różnice. Ludzie wtedy też mieli jakieś dążenia - ile z nich zostało ? Długo wahałem się przed dołączeniem do Facebooka, nie wyrózniam się jakoś towarzysko - introwertyk, o, to właśnie mogło by zastępować nazwisko. Ale dla poznania takich ludzi jak Ty, Ania i Jarek Kolasińscy warto tu być.

----------------------------------------------------------------------

Paweł Dutka Szambonur: peerel'a liznąłem tylko końcówkę, a książkę właśnie czytam i nie wiem czy śmiać się należy z absurdów czy płakać nad naszym losem że w takich czasach żyliśmy. Jedno jest pewne całe szczęście to już się dawno skończyło... Prawdopodobnie za parędziesiąt lat ktoś będzie się dziwił jak można było. Dziękuje za książkę z autografem i za świetne zdjęcia w niej...

---------------------------------------------------------------------

Bzowa Babuleńka: ja już zamówiłam.. i też będę tę książkę miała, która mimo iż na obce języki nie jest /chyba, jeszcze;)/ przetłumaczona, już doczekała się sławy poza naszą Ojczyzną

---------------------------------------------------------------------

Krzysztof Konecki: Dziś poczta dostarczyła mi książkę. Czytam ją z wielkim ukontentowaniem Zdecydowanie warto zainwestować w tę perełkę - świadectwo tamtych lat! Ja jako świadek tamtych lat (rocznik 1942) i, wg obowiązującego obecnie nazewnictwa, stary komuch i stalinowiec Wam to mówię.

--------------------------------------------------------------------

Marcelina Hettwer: Włodziu, dziękuje za książki. Są świetne! Polecam je innym!

--------------------------------------------------------------------

Artur Stefanowski: Włodzimierzu, dzis odebrałem książkę ... dotarła wczesniej, ale nie było mnie w domu, podjechałem więc na pocztę i mam .. dziękuję za piękna dedykację ... obejrzałem, przejrzałem i już jestem szczęśliwy z jej posiadania ... no, może nie do końca, bo na razie zabrała mi książeczke żona ... bardzo tez jej spodobała się od pierwszego wejrzenia ... a wice o głębszych wrażeniach napiszę za czas jakiś ... pozdrawiam

----------------------------------------------------------------------

Agata Koziak: Książka jest bardzo ciekawie napisana - MISTRZU !

--------------------------------------------------------------------

L Smykowska-Karaś Kawiarenka Kulturalno-Literacka: Bezpośrednio u autora nabyłam książkę. To była dobra decyzja. Na minione czasy dobrze spojrzeć z pewnym dystansem. Gwarantuje to właśnie ta książka. Profesjonalne fotografie i lekki, momentami - dowcipny tekst uzupełniają się wzajemnie. Lubię, gdy zdjęcie, ilustracja odzwierciedla tekst, nie przepadam za ilustrowanymi abstrakcjami, pewnie to „pozostałość” z okresu dzieciństwa, czasu pochłaniania baśni z ładnymi obrazkami. I jeszcze jedno - Włodzimierz Barchacz, autor książki, dba o oryginalne dedykacje. To jakby oryginalny pieprzyk na wyśmienitej całości. Książkę polecam!

----------------------------------------------------------------------

Grzegorz Barczyk (barszczon): Dobry wieczór Podwójnie dobry - przynajmniej dla mnie, bo po powrocie do domu zastałem przesyłkę z Twoją książką i dedykacją Dziękuję bardzo - książkę przeczytałem "od jednego kopa" a zdjęcia - choć znam je przecież z Twojego portfolio na Plfoto - podobają mi się jeszcze bardziej. Jeszcze raz bardzo dziękuję, zarówno za to, że zaproponowałeś mi kupno, jak i za dedykację. Kiedy kolejny tom? pozdrawiam

----------------------------------------------------------------------

Joanna Kozłowska (kiki123): Dzięki za chwile wspomnień i relaksu :))) Fajnie się czyta a każde ze zdjęć to materiał na godzinną kontemplację, wracają emocje, wspomnienia. Gratuluję jeszcze raz! - -

----------------------------------------------------------------------

Katarzyna Sroka-Wojciechowska: Znakomita książka. Pod każdym względem. Z serca polecam

----------------------------------------------------------------------

Jan Wichrowski: Wielkie dzięki, właśnie przyszły do mnie Twoje książki. Dziękuję za piękną dedykację. Przeczytałem I obejrzałem jednym tchem. I wzruszyłem się. Nad przeszłością w której żyliśmy, nad młodością, którą się cieszyliśmy.

---------------------------------------------------------------------

Mariusz Rosa: Kapitalnie się ją czyta. Z przysłowiowym "końskim uśmiechem" z tytułu.

-------------------------------------------------------------

Andrzej Bersz: Masz dobrą książkę i należy ją zarówno propagować, jak i sprzedawać! Zasługuje na to! Wiesz Włodek, tak naprawdę młodzi w ogóle nie wiedzą, co to był PRL... a Twoje zdjęcia pokazują go uczciwie, bez przesady, bez ideologii, bez martyrologii.