Model Klipsch RF-82II w swojej grupie cenowej jest dla manie rekordzistą pod względem osiąganej dynamiki i energiczności brzmienia. Te kolumny są jak dynamit – siadamy wygodnie w fotelu, podpalamy lont i czekamy, aż nastąpi wybuch. Efektem tego jest „przejażdżka”, którą trudno zapomnieć. Pierwsze, co przyszło mi na myśl po odpaleniu tych kolumn, to porównanie z zawodowym atletą – RF-82II aż prężą swoje przetworniki przy każdym odtwarzanym dźwięku i kiedy trzeba, uwalniają całą energię, jaka drzemie w muzyce. Pamiętam test sprzed lat i wielokanałowy system oparty na zestawach Reference, które miałem okazję słuchać w stereo. Były to podłogówki RF-62, uzupełnione o pozostałe kolumny w systemie 5.1. Model w drugiej i udoskonalonej wersji, a więc RF-62II, również miałem okazje testować równo rok temu, więc wspomnienia pozostały, tym bardziej, że te kolumny wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Nowy model w stosunku do poprzedniego jest jeszcze lepiej dopracowany w detalach, a brzmienie cechuje się jeszcze lepszą plastyką i integracją wszystkich przetworników, zwłaszcza w punkcie podziału, gdzie działają filtry. Te kolumny nie dość, że są większe od poprzednich, to dysponują bardziej okazałymi stożkami odpowiadającymi za reprodukcję średniego i niskiego zakresu częstotliwości, więc moc wrażeń gwarantowana! Za materiału muzycznego w postaci albumu „Returning Jesus” duetu „No-Man” testowane kolumny zrobiły niesamowity spektakl – płyta ta, mimo dosyć melancholijnego klimatu, za pośrednictwem RF-82II ożyła. Wcześniej gdy jej słuchałem, wydała mi się mało wciągająca, głównie ze względu ze względu na nieco stonowane barwy i charakterystyczne tło z leniwie wybrzmiewającymi, prostymi, zapętlonymi dźwiękami, towarzyszącymi większości utworów. Klipsch wycisnął z tej płyt wszystkie soki niczym sokowirówka z owoców. Pierwsze co mi się rzuciło na uszy, to fakt, że takie instrumenty, jak perkusja (nie automat) oraz kontrabas, zdecydowanie zyskały na brzmieniu, które stało się bardziej ekspresyjne, nabrało masy i przede wszystkim wigoru, którego wcześniej tak mi brakowało. To prawda że Klipsch powiększa pewne zjawiska dynamiczne niczym przez lupę, ale czy to nie jest fajne? Gwarantuję Wam, że jakiejkolwiek płyty posłuchacie, dynamika ulegnie znacznej poprawie – od razu słyszalna będzie lepsza reakcja w skali makro, gdzie duże instrumenty chętniej pulsują życiem; podobnie ma się sprawa, jeśli chodzi o mikroskalę – tu z kolei do głosu dochodziły drobne dźwięki w paśmie wysokich tonów i w średnicy – one również nabrały życia i znacznie zyskały na szybkości narastanie i wygaszania. Co ciekawe, na efekty brzmieniowe, jakie uzyskałem, pozwolił mi system oparty m.in. ma tranzystorowym wzmacniaczu stereofonicznym Goldenote S1 dysponującym mocą zaledwie 40W na kanał w pomieszczeniu o powierzchni 20 metrów kwadratowych. Wymiana na mocniejszą integrę, a mianowicie model A-9070 marki Onkyo, zwiększyła ekspresję przekazu, ale mimo to i tak uważam, że to, co udało mi się osiągnąć za pomocą włoskiego wzmacniacza i kolumn Klipsch, zasługuje na uznanie.
Wspomniana wcześniej tubka Tractrix Horn wspomaga reprodukcję zjawisk przestrzennych. Słychać to właściwie na przykładzie każdego odsłuchiwanego materiału muzycznego, ale do gustu przypadły mi szczególnie elektroniczne, pulsujące życiem dźwiękowe pejzaże z albumu „Ineffable Mysteries from Shpongleland” brytyjskiego zespołu Shpongle. Ta płyta jest pełna przeróżnych dziwacznych detali i oryginalnego brzemienia syntezatorów. Mimo sporego zagęszczenia tych wszystkich źródeł pozornych Klipsch „postarał się” o dokładne i rzetelne rozmieszczenie ich na obszernej scenie dźwiękowej.
Klipsch podobnie jak JBL, reprezentuje amerykański styl brzmienia, a więc stawia na dźwięk dużego kalibru, nie tylko za sprawą odpowiedniego dociążenia w basie, ale również szeroko rozciągniętej przestrzeni z ostro kreślonymi źródłami pozornymi przede wszystkim na dalszych planach, bez skupiania większej uwagi na linii najbliżej położonej miejsca odsłuchowego. Jest to całkowite przeciwieństwo tzw. brytyjskij i japońskiej estetyki brzmienia – Amerykanie kochają duże brzmienie, ale dysponują też dużymi pomieszczeniami, które trudniej nagłośnić niż Europejskie czy Japońskie klitki. Wysokotonowa tubka ze względu na swoją specyfikę brzmienia w główniej mierze decyduje o charakterze dźwięku prezentowanego przez RF-82II – wysokie tony choć sa lepie zintegrowane z niższym zakresem średnicy niż w przypadku poprzedniej konstrukcji, to nadal mają w sobie ten żar charakterystyczny dla tubowych przetworników produkowanych przez amerykanów. Na tle takiej konstrukcji jak Dynaudio DM3/7 model Klipsch RF-82II wydaje się brzmieć jakby nieokrzesanie, przezde wszystkim w zakresie wysokich tonów – delikatna jedwabna kopułka duńskich kolumn nie ma tego zadzioru typowego dal Klipscha, ale niektórzy wolą taki właśnie charakter brzmienia, gdzie większy nacisk kładziony jest na delikatność i słodycz niż bezpośredniość i dynamikę. Klipsch ma jednak jedną zasadniczą przewagę nad pochodzącym z Danii rywalem, a mianowicie zaspokoi się dużo mniejszymi dawkami prądu ze wzmacniacza osiągając przy tym spektakularne efekty brzmieniowe, zwłaszcza w zakresie dynamiki. Z Klipschem jest tak, jakby się przejechać mocnym lekkim i zwinnym samochodem – może sponiewiera Was nieco podczas przejażdżki, ale gdy skończycie, dojdziecie do wniosku, że chcecie jeszcze !
Dane techniczne :
Moc ciągła 150 W
Moc szczytowa 600 W
Skuteczność 98 dB
Impedancja 8 Ω
Pasmo przenoszenia 33-24000 Hz
Częstotliwość podziału zwrotnicy (wysokie) 1400 Hz
Głośnik wysokotonowy średnica 1" (2.54 cm), tytanowa membrana zamknięta w obudowie Tractrix® Horn
Głośnik niskotonowy 2 x 8" (20.3 cm), Cerametallic™
Typ obudowy Bass-reflex
Wysokość 1114 mm
Szerokość 235 mm
Głębokość 414 mm
Waga 22,30 kg / szt