Zwyczajne niezwyczajne
Każdy test KEF-ów zawiera frazę poświęconą oryginalnemu koncentrycznemu układowi przetworników Uni-Q, dzięki któremu kolumny tej firmy są wyjątkowe i rozpoznawalne. Jak każdy, to każdy - można tak nawet wtedy, gdy testowane kolumny owego Uni-Q wcale nie mają... Wyjątek potwierdza regułę. Wyjątki są nawet ciekawsze - ale tylko wtedy, gdy znamy regułę.
Gdyby nie reguła Uni-Q, kolumny KEF C5 mogłyby uchodzić za dość zwyczajne. A przecież zwyczajne nie są - bo KEF bez Uni-Q to coś... nadzwyczajnego? Nie jest to nowa droga rozwoju firmy; to uzupełnienie oferty, opierającej się z założenia na jak najszerszym wykorzystaniu Uni-Q, o najtańszą serię, w której właśnie z powodów budżetowych patent Uni-Q nie mógł znaleźć zastosowania.
Z jednej strony, z punktu widzenia technologii i firmowej ideologii, nie ma się czym chwalić, z drugiej - nie przekreśla to szans na dobre brzmienie, które inne firmy osiągają przecież i bez układów koncentrycznych. Jednocześnie rezygnując z Uni-Q, KEF musiał specjalnie się postarać, aby kolumny te w jakiś sposób wyróżnić... Z pewnością się udało - również dzięki odważnemu designowi.
Tutaj trzeba wyjaśnić, że seria C nie jest świeżutka, liczy sobie już kilka lat i obecnie nowszymi są zeszłoroczna seria Q jak i dopiero wchodząca na rynek seria R (zastępująca XQ). Ale to właśnie seria C przywróciła do łask prostopadłościenne obudowy, które teraz widzimy w droższych liniach.
Głośnik wysokotonowy może wykazać się powinowactwem z Uni-Q - otóż przed kopułką znajdują się ułożone promieniście "listki", tworzące charakterystyczny tylko dla KEF-a układ korygujący promieniowanie, zastosowany po raz pierwszy w Uni-Q kilka lat temu.
Sama kopułka jest aluminiowa i ma średnicę 19 mm, membrany nisko-średniotonowe są celulozowe, ale wyglądają efektownie dzięki relatywnie (w stosunku do ich średnicy) bardzo dużym wypukłym centralnym nakładkom. Podobnie jak w kolumnach Boston Acoustic A250, obydwie "piętnastki" są tak samo filtrowane, razem pracują do 2,5 kHz, jest to więc układ dwudrożny, a nie dwuipółdrożny.
Obudowa
Obudowa również nie jest skomplikowana - zawiera jedną komorę z otworem na przedniej ściance, i choć otwór ten ma wydłużony kształt, to zasada działania pozostaje niezmieniona - to konwencjonalny układ basrefleks. Wraz z nietypowym otworem, płytą frontową zakrywającą kosze i mocowanie wszystkich przetworników, błyszczącym rozpraszaczem wysokotonowego i dużymi "grzybami" głośników nisko-średniotonowych, w sumie dość prostymi, ale dobrze zharmonizowanymi środkami, uzyskano bardzo atrakcyjny wygląd i wrażenie technicznego zaawansowania.
Nie ma tu kosmicznych technologii, lecz przynajmniej KEF C5 nie są banalne. Warto przypomnieć, że nieco większe C7 - z parą 18-cm nisko-średniotonowych - były już testowane w "Audio" dwa lata temu. W serii są również podstawkowe modele C3 i C1, uniwersalna konstrukcja C6LCR i subwoofer C4.
Odsłuch
Pociągnę ten wątek, którym rozpocząłem opis poprzednich kolumn: Gdyby w teście nie było Bostonów, to pewnie bez skrupułów rozpocząłbym odsłuchy od KEF-ów, z powodów już wcześniej wyłuszczonych - KEF-y mają może nawet lepiej ugruntowaną reputację głośników grających równo, neutralnie, odpowiedzialnie, choć bez wielkiego animuszu i potężnego basu. Nie można mieć wszystkiego naraz, zwłaszcza na tym poziomie cenowym... również i tym razem, choć można mieć znacznie więcej, niż się spodziewałem.
Kolumny KEF C5 naprawdę mnie zaskoczyły, mimo że w pewnym stopniu było to zaskoczenie trochę udawane, ponieważ testowaliśmy już (dwa lata temu) model C7, i wcale go nie zapomniałem... KEF-y z serii C najwyraźniej nie poprzestają na prezentowaniu dobrze zrównoważonej charakterystyki, chociaż i w tej mierze trudno im zarzucić poważne błędy, jednak największe wrażenie robią dopiero wtedy, gdy jest to połączone z energetycznością i swobodą, która wcale nie wymaga choćby mocnego eksponowania skrajów pasma.
Dźwięk kolumn KEF C5 jest dynamiczny, rytmiczny i zwarty, ani nie ugrzeczniony czy "przyklepany", ani nie rozbity na odrębne wątki, które oddzielnie może byłyby i wartościowe, lecz ostatecznie nie syntetyzowałyby w muzyczne emocje.
Brzmienie kolumn KEF C5 jest bardzo żwawe, trochę wyostrzone (ale nie rozjaśnione!) i chropowate, mniej gładkie i delikatne niż A250, z tym że przez to jeszcze wcale niejednoznacznie agresywne - można uznać, że o tyle, o ile Bostony wykonują krok do tyłu, w obszar brzmienia łagodniejszego, o tyle KEF-y - mały krok naprzód, w obszar brzmienia z dodatkową szczyptą soli. Nie zmienia ona zasadniczego smaku dobrego zrównoważenia, a mimo to sporo wnosi.
Warto zatrzymać się przy wysokich tonach tych obydwu kolumn, bo wraz z następnymi modelami tego testu lepiej już nie będzie... W obydwu przypadkach udało się pokazać ich klasę bez wyraźnego eksponowania, co samo w sobie jest już pewną sztuką. Z KEF-ów są bardziej błyszczące, iskrzące, mniej zniuansowane, nie pokazują najdelikatniejszych wybrzmień z taką gracją i pieczołowitością, lecz za to atak mają bardziej zdecydowany, a przy tym wciąż daleko im do pospolitej "metaliczności".
Co najważniejsze, dobrze pasują do całości, chociaż w takim, często stosowanym sformułowaniu może tkwić gruby błąd... gdyż same wysokie tony mogą w decydujący sposób określać ów charakter całości, więc trudno, żeby do niego nie pasowały... Podobnie bas - bardziej zdecydowany, wibrujący, chociaż wcale nie tak gęsty, to świetnie rozciągnięty i kontrolowany.
Dobrze słychać "pudło", pewnie i więcej lokalnych podbarwień, żaden artefakt nie staje się jednak dominujący i męczący. Środek wcale nie cofa się w tym towarzystwie, czasami nawet przejmuje inicjatywę i to dość mocno pokazując swój wyższy podzakres - wtedy całe brzmienie staje się najbardziej pobudzone. Do tego dochodzą wyraźne efekty w przestrzeni, zwłaszcza umiejętność ulokowania źródeł w głębi sceny - i nie jest to efekt obecny stale, dodany przez kolumny, lecz właściwe odtworzenie materiału.
Cena podana za sztukę, sprzedawane tylko w parach!
W celu uzyskania dokładniejszych informacji dzwoń pod numer
32 [zasłonięte] 40
506 [zasłonięte] 18 35