Witam na mojej aukcji, dziś mam do zaoferowania książkę:
"KAJUTKOMPANIA"
Andrzej Pawlik
wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza, Szczecin 1987 stron: 135 + fotografie. stan książki: dobry.
Andrzej Pawlik urodził się w 1942 r. w Krakowie, gdzie ukończył szkołę średnią i studia - filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1968 r. zaczął karierę dziennikarską w "Gazecie Krakowskiej" i "Życiu Literackim" w Krakowie. Od 1982 r. do sierpnia 1987 r. pracował w "Życiu Gospodarczym", a obecnie w tygodniku "Kultura" w Warszawie.A. Pawlik zajmuje się publicystyką i reportażem głównie z zakresu marynistyki. Jego publikacje dotyczą problemów gospodarki morskiej (flota, stocznie, porty, armatorzy itp.), jak również ludzi morza i wybrzeża. Stąd m.in. powstał zbiór reportaży wydanych przez KAW Szczecin w 1981 r. pt. "Na strądzie, na nowym brzegu". Autor jest członkiem Klubu Publicystów Morskich SDP oraz Stowarzyszenia Marynistów Polskich, publikował w "Przekroju", "Polityce", "Odrodzeniu", "Zdaniu" oraz w "Ekspresie Reporterów".
"Kajutkompania" to efekt podróży autora "Darem Pomorza" na trasie Gdynia - Gibraltar - Pireus - Funschal (Madera) Calais - Brema - Bremerhaven - Gdynia.
Jest to zbiór reportaży uzupełniający monografię o "Białej Fregacie" przedstawiający część sylwetek ludzi "Daru" i wręcz irracjonalnej właściwości tego żaglowca w pozyskiwaniu sobie serc i umysłów Polaków z różnych regionów kraju.W 1977 roku płynąłem "Darem Pomorza" w jedną z ciekawszych przygód swojego życia. Już wtedy mówiło się głośno i coraz głośniej, że statek dobiega kresu morskiej służby. Umyśliłem sobie wówczas, iż w rewanżu za tę przygodę życia, sprawię mu prezent na kres jego dni właśnie tym zbiorem życiorysów jego pracowników. Ale nie zdążyłem... Skrypt tekstu dostał się w ręce tyleż w sobie zadufane, co mało kompetentne, aby nie powiedzieć, że niekompetentne w ogóle. Nie miejsce tu na roztrząsanie przeszłości, faktem jest, że rzecz drukiem się nie ukazała. Pisałem ją wówczas w dramaturgicznym czasie teraźniejszym, bo też i "Dar" rozwijał swoje żagle, więc taki czas był mu przynależny.Potem "Dar Pomorza" przestał rozwijać żagle — w 1981 roku i stanął zacumowany przy gdyńskim nabrzeżu, jego morska służba stała się faktem przeszłym, historycznym. Gdyby więc chcieć być w zgodzie z realiami, czas narracji należałoby także odmienić na przeszły. Wzdrygałem się przed takim zabiegiem, przed zamianą czasu teraźniejszego, dynamicznego, na przeszły, statyczny, znieruchomiały, zastygły, martwy prawie...Przecież tyle marynarskich pokoleń ma go w pamięci ciągle żywym, widzi go ciągle na falach. Zdecydowałem się zatem na mistyfikację — na pozostawienie konwencji dynamicznej, na przedstawienie fregaty taką, jaką była w czasach morskiego życia, mimo że fakty realne są inne...Kiedy dla leżącego od lat w autorskiej szufladzie skryptu książki, przytłoczonego absurdalnymi, zadufanymi i niekompetentnymi recenzenckimi uwagami, nastały sympatyczniejsze perspektywy wydawnicze skrypt ten oddałem do czytania i konsultacji jedynemu bez reszty kompetentnemu czytelnikowi, jedynemu bezwzględnemu autorytetowi, jakim był komendant i kustosz w jednej osobie — kapitanowi Kazimierzowi Jurkiewiczowi. Wiosną 1984 roku. Na marginesie skryptu mam teraz jego życzliwe uwagi, a w pamięci rozmowę z Nim w kapitańskiej kabinie przemienionej już na gabinet kustosza: prostował pomyłki, korygował fakty, jedne ociosywał z marynarskiej fantazji, inne wzbogacał i uzupełniał. Miał wtedy do autora jedną tylko pretensję i jedną propozycję. Nawet obiecał dopomóc osobiście w ich spełnieniu. Uważał, że w jego załodze jego "Daru" są ludzie, którym warto poświęcić kolejne rozdziały, chciał, aby w tym zbiorze znalazło się także miejsce dla innych, pominiętych. Miał na myśli przede wszystkim bosmana Pawia Kotowskiego. Zgadzałem się z Nim w zupełności i to nie tylko w chwili naszej rozmowy w 1984 roku, lecz dużo wcześniej, w 1977 roku, byłem tego samego mniemania — że warto i trzeba umieścić konterfekt Pawła wśród portretów jego współtowarzyszy. Już wtedy próbowałem z nim rozmów, ale nie wyszło nam — ciekawe swoje życie streszczał lapidarnie, po marynarsku, w kilkunastu zdaniach. Potem stawał się jakby zażenowany i mówił, że to właściwie wszystko, a fantazjować to on nie umie... Wspomniałem o tym Komendantowi, zmartwił się, bo wiedział i wierzył, że Paweł wart zapisu. Może kiedyś, może ktoś inny.Wtedy, podczas tej rozmowy z Kapitanem, układałem w myśli dedykację, jaką postawię mu na wstępie w rewanżu na życzliwość autorytetu wobec laika. Umyśliłem sobie wszak, że jeżeli nie mogłem zrobić prezentu statkowi, to zrobię go temu, który ze statku uczynił legendę i sam był jego legendą.Nie zdążyłem po raz drugi... Zimą przyszła smutna wiadomość — odszedł na wieczną wachtę. Najpierw Jego statek, teraz On. Pokolenie odchodzących... Ale i On i statek w setnych, pewnie i tysięcznych pamięciach — ciągle żyją i żyć będą jeszcze długo. To jest ten najważniejszy powód dla którego w relacji o przeszłości używam czasu teraźniejszego — żeby podkreślić niezniszczalność...
Spis treściOd autora
Słownik niektórych terminów morskich użytych w tekście
Słownik nazw statków użytych w tekście
Przed zalicytowaniem koniecznie zapoznaj się ze stroną "o mnie" !
ODPOWIADAM NA WSZYSTKIE PYTANIA pisz na gg[zasłonięte]23279 lub dzwoń 889 [zasłonięte] 506.