JMSN
”Priscilla”
1. Choices
2. Jameson
3. Alone
4. Do U Remember The Time
5. Somewhere
6. Hotel
7. Something
8. Fallin
9. Love & Pain
10. Fire
11. Jameson Pt. II
12. Runaway
13. Girl (I Used To Know) ft. Boldy James
14. Let U Go
15. Lights
16. Nunca Se Sabra
Stan: nowa w folii.Prawdziwy rarytas niedostępny w Polsce - u nas tylko jedna sztuka do nabycia od reki!
Od czego zacząć. Może na początek krótka artystyczna wizytówka. Christian Berishaj to amerykański songwriter. Człowiek umuzykalniony do tego stopnia że sam zajmuje się produkcją, inżynierią dźwięku, miksem. Gra na gitarze, keyboardzie, basie, perkusji. Człowiek orkiestra. Swą muzyczną podróż zaczynał nieśmiało od dancowo-klubowych pieśni, by w tym roku zmęcić nasze zmysły albumem solowym nagranym pod pseudonimem JMSN zatytułowanym „Priscilla”. Album napisał i wyprodukował w pełni samodzielnie, a jego wydanie artysta uświetnił swym reżyserskim debiutem filmowym. Muzycznie zawartość albumu nie daje się łatwo sklasyfikować. Subtelny soulowy sposób śpiewania, genialne wolne beaty, subtelne melodie, bogate pełne rozmachu wielowątkowe aranżacje. Spokojnie da się to sklasyfikować w ramach R’n’B jednak nie składowe stylowości są tu najważniejsze. Najistotniejszym elementem wybijającym album do rangi sztuki jest niesamowity duszny, depresyjny, mroczny i magiczny klimat albumu „Priscilla”. Tej atmosfery nie da się porównać z żadnym innym dziełem powstałym od zarania współczesnej muzyki. Bliski osiągniecia podobnego odcienia mroku był jedynie Tricky na „Nearly God”. „Priscilla” to obraz trójwymiarowego bólu, stanowiący wręcz jego konsumpcyjne studium po rozstaniu z tytułową Priscillą. Słychać tu przytłaczające pustką dźwięki, które spowite kolejnymi wersami tekstów wyrywają Christianowi duszę, oplatając ją mglistą zasłoną przeszłości. Muzyka zawarta na tym LP ma tak intymny charakter że, obcowanie z nią staje się dla słuchacza krępujące. Nuty i emocje tak intensywne że aż materialnie namacalne. Artysta przekracza tym samym granice sztuki pomiędzy naszym utożsamieniem się z katharsis wydarzeń losowych (rozstaniem, pustką)a zaistniałą uniwersalnie piękna i czystą formą pietyzmu z jaką tka subtelne melodie, kreśli kolejne mroczne pasaże za pomocą skrzypiec, beatów, kontrabasu, saxofonu. Muzyka korespondując z naszą duszą, zachwycającdramatyzmem staję się częścią nas, nie zaś tylko odbiciem nas samych w podobnym stanie pustki emocjonalnej. Choć znajduje w sobie szczątki podobnych wspomnień, utożsamiam się z nimi, to kolejne piosenki z „Priscilla” istnieją bez nich, stanowiąc wartość dodaną same w sobie. Emocjonalna głębią która okazała się barierą nieosiągalną dla osławionego Franka Ocean’a czy Kanye Westa tu znajduje swój wertykalny wyraz w koncepcji albumu. Pieśni pokroju „Alone” (zilustrowanego fantastycznym teledyskiem), „Do You Remember The Time” czy „Runway” doświadcza się pełnią każdego ze zmysłów…zostawiając nas ze słowami „ze mną lub beze mnie, zawsze będziesz już niekompletny”. Gdyby nie nieco słabsza końcówka w postaci kojarzącego się raczej z Justinem Timberlakiem rozbujanego „Girl” oraz nieco monotonnego „Let U Go” byłoby więcej gwiazdek.
|