Płyta już nienowa, wydana w 1993 roku, ale nazwisko autora nic mi nie mówiło. Kupiłem ją w zasadzie w ciemno, powodowany zaufaniem do produktów wytwórni Neu Harmony. Może to dziwne, ale ta metoda jeszcze mnie nie zawiodła i pozwoliła mi odkryć paru naprawdę dobrych wykonawców. Tym razem też się udało.Tytuł sugeruje coś mrocznego. Spoglądający z okładki, sardonicznie uśmiechnięty księżyc pozwala mieć nadzieje, że nie będzie to mrok totalny, nie rozjaśniony żadnym promieniem. I tak jest w istocie. Siedem utworów (dwa z nich to właściwie krótkie przerywniki) opiera się w zasadzie na podobnych pomysłach brzmieniowych: bardzo klasyczna elektronika i bardzo analogowa perkusja, momentami dość agresywna. Jest to muzyka, która próbuje zjednać sobie słuchacza bardziej pomysłami melodycznymi niż bogactwem barwy i brzmienia czy egzotycznym instrumentarium. Jeśli otwierający całość The Mad God nie spodoba się, to można sobie spokojnie darować całą resztę, bo przez następną godzinę będzie podobnie. Oczywiście oparta na takiej konwencji muzyka może być godna uwagi tylko wtedy, kiedy owych pomysłów melodycznych nie braknie; w przeciwnym razie będzie po prostu nudna. Tu na szczęście Jim Kirkwood staje na wysokości zadania, bo mimo owej jednorodności Tower of Darkness to płyta, której dobrze się słucha. Trudno też wyróżnić jakiś utwór; jeśli już, to wspomniany The Mad God i Legion of Dawn, ale chyba najlepiej wysłuchać po prostu całości. Czy przemówi do wyobraźni, czy wywoła nastrój będący osobliwym połączeniem mroku i niepokoju - to już zależy od indywidualnych preferencji słuchacza.Nawiasem mówiąc: gdybym był producentem wysmakowanego estetycznie thrillera, bez wahania powierzyłbym Jimowi ścieżkę dźwiękową.
nota ze strony
http://www.generator.pl/produkt,kirkwood-jim-tower-of-darkness,[zasłonięte]57107,1.html#recenzje
odsłuch publicznie dostępnych fragmentów:
http://www.generator.pl/produkt,kirkwood-jim-tower-of-darkness,[zasłonięte]57107,1.html#utwory