Sport często łączył się i mieszał z polityką. Nie było jednak w historii polskiego sportu postaci, u której było to tak wyraźnie widać, jak w wypadku Jerzego Pawłowskiego.
Jeśli jest ktoś, kto nigdy o nim nie słyszał nic w tym dziwnego. Władze PRL zadbały o to, aby nazwisko Jerzego Pawłowskiego zostało wymazane z kronik, tabel i zestawień. Istnieje wiele publikacji na temat polskiego olimpizmu i szermierki, w których nazwiska Pawłowski nie ma w ogóle, a jeśli jest, to tylko w kontekście zdrady i wyroku peerelowskiego sądu, który skazał go za nią w 1976 r. Czasami te publikacje zakrawają o śmieszność, gdy przy złotym medalu dla Polski w szermierce z igrzysk w Meksyku w 1968 r.
zostawiają puste miejsce. Plan władz Polski Ludowej, aby o Pawłowskim nie mówiło się w ogóle, albo - jeśli już, to źle - długo się ziszczał.
Dziś możemy już jednak prześledzić niezwykłą karierę tego szermierza - najwybitniejszego w historii tej dyscypliny w Polsce. Szermierza, któremu niewiele zabrakło, aby zostać najwybitniejszym przedstawicielem tej dyscypliny w całych jej dziejach. A równocześnie - szpiega. Szpiega w masce - tej szermierczej.
Urodził się 25 października 1932 r. w Warszawie. Na igrzyskach olimpijskich wywalczył aż pięć medali. Niesamowite jest to, że startował aż na sześciu igrzyskach - od Helsinek w 1952 r., gdy miał 20 lat, po Monachium w 1972 r. Proces i wyrok spowodowały, że nie pojechał w 1976 r. do Montrealu. Nawet tam mógł powalczyć o medal. Jeszcze w latach 80., jako pięćdziesięciolatek, walczył na planszy.
Zapraszamy na spotkanie z wielkim sportem i wielką polityką, z którymi związany był Jerzy Pawłowski. A także na spotkanie z polską szermierką, która przez lata dostarczała nam na igrzyskach tylu medali i emocji.