Stan książki: Nieczytana,nowa.!!!!
Opis:
„Jeden dzień Iwana Denisowicza” jest przy gigantycznych panoramach („Archipelag GUŁag”, „Krąg pierwszy”, „Czerwone koło”), jakie miały wyjść w przyszłości spod pióra pisarza, niczym miniatura. Ot, kilkanaście godzin z życia trzydziestoosobowej brygady zeków, murujących ścianę w litym mrozie. A przecież Sołżenicynowi udało się pokazać w tym tekście cały obozowy kosmos, jego mieszkańców i rządzące nimi prawa: żołnierzy Armii Czerwonej, którzy mieli pecha trafić do niemieckiej niewoli oraz Ukraińców i Bałtów, którzy walczyli o niepodległość. Moskiewskich inteligentów i baptystów z Powołża, byłych dyrektorów i wychowanych poza prawem urków. Szulerów i strażników, kapusiów i świętych. Wśród nich ¬- pokaleczony, ciężko doświadczony, lecz zachowujący elementarną prawość Rosjanin z głubinki, Iwan Denisowicz Szuchow: prosty żołnierz, odsiadujący pod absurdalnym zarzutem zdrady ósmy rok łagru.
Można czytać tę mini-powieść jako świadectwo – Sołżenicyn sam trafił do łagru. Można traktować ją jako poradnik przetrwania w obozie (jak uczciwie zdobyć drugą miskę kaszy?) lub jako traktat etyczny. Warto w niej jednak zauważyć jeszcze jedną osobliwość: jedyna radość, jakiej doświadczają jej bohaterowie, pozbawieni rodzin, sprawiedliwości, sytości i snu, to kwadrans, kiedy wspólnie kładą cegły. To nie socrealizm: to ukazanie szlachetności ludzkiej pracy wbrew wszystkim, którzy w XX wieku szydzili z niej najokrutniej, umieszczając nad bramami lagrów i łagrów drwiące „Arbeit macht frei” i „Czierez trud k’ cziestnoi żyzni”.