SPIS RZECZY.
Str.
Wstęp 5
I.
ROMANIZ M.
Rozdział I 15
Rozdział II 22
Rozdział III 25
Rozdział IV 30
Rozdział V 35
II. G O T Y K.
Rozdział I 41
Rozdział II , 49
Rozdział III . . . . : 55
.Rozdział IV 66
Rozdział V 75
Rozdział VI 79
Rozdział VII 89
Rozdział VIII 96
Rozdział IX 101
Rozdział X 104
Rozdział XI 109
Rozdział XII 124
Rozdział XIII 130
Rozdział XIV , 138
Popełnienie , 143
WSTĘP.
Dawno malarstwo polskie nie zostało zaregestrowa-wane bodaj drobną wzmianką w ogólnym dorobku ludz¬kości, i żaden z pisarzów powszechny cli dziejów sztuki nie wspomina o niem ani słowa. Rzeczywiście prawdą jest, że przez długi© wieki, kiedy" inne narody świę¬ciły u siebie w różnych epokach najwspanialszy roz¬kwit życia artystycznego, kiedy Włochy, Niderlandy, Niemcy, Hiszpania, Francya, wreszcie Anglia wydzie¬rały sobie kolejno1 palmę pierwszeństwa w dziedzi¬nie twórczości plastycznej, kiedy głoszono sławę Giot-tów, V.an Eycków, Michałów Aniołów, Rafaelów, Dti-rerów, Rembrandtów, Velasquezów, Poussinów aż do Grainshoroughów i Reynoldsów, z. nad brzegów Wi¬sły i Warty nie przedarło się w świat szerszy ani je¬dno nazwisko malarza, któryby mógł stanąć obok tylu tak głośnych twórców.
Dało fco nawet pochop Klaczce, subtelnemu skąd¬inąd pisarzowi i estetykowi, do przedwczesnego wnio¬sku o naszej zupełnej nieudolności rasowej w tym kie¬runku. Odsądzano nas niejako raz na zawsze od wszel-
— 7 —
ldego udziału w twórczości plastycznej i jakoby tyl¬ko „słowo" pozostawało Słowianom, jako jedyny ele¬ment tworzywa artystycznego.
Nagłe olśniewające zjawienie się wspaniałego ma¬larstwa czasów ostatnich i stały potężny rozrost je¬go w dobie dzisiejszej ukazały horyzonty uzdolnień naszych w tej mierze w zgoła odmiennem świetle, co najdobitniej dowiodło bezpodstawności uczonych wy¬wodów przenikliwego krytyka; niemniej przecież przy¬znać szczerze należy, iż badając przeszłość polskiej sztuki plastycznej, niewiele prawdziwie pięknych kart znajduje się tain do odczytania.
Dawna Polska istotnie nie przedstawiała gleby zbyt podatnej dla uprawy tego delikatnego kwiatu, który rozwija się bujnie jedynie w ciepłej, miękkiej atmosferze spokoju-.i.rozkoszy, pielęgnowany troskli¬wą dłonią rozmiłowanego hodowcy. Takich warunków sztuka znaleźć nie mogła dawniej na obszarach ziemi polskiej. Kraj był szarpany burzami wojen, najazdów, zmuszony do ciągłej gotowości bojowej, inne więc wy¬rabiał w sobie cnoty i upodobania. To właśnie musiało być przyczyną zasadniczą słabego rozwoju sztuki przez wieki,
Przedewszystkiem już samo położenie geografi¬czne Polski, stawiające ją otworem ze wszystkich stron na łupieskie zagony sąsiadów, a zwłaszcza ustawi¬czny czuj duch wobec grozy nawały tatarskiej, musiały wpłynąć na pewne specyalne ukształtowanie się spo¬łeczeństwa. Była ona przedmurzem i strażnicą chrze¬ścijaństwa, to też rycerstwo jej, zaprawione do zbroj¬nego czuwania, prowadząc życie szorstkie, niemal obo¬zowe, nie mogło oddać się troskliwej uprawie sztuk pięknych i estetyzlmowi Było ono dumne ze swego posłannictwa, stanowiło czoło narodu i domagało się
za to dla swego stanu najwyższych względów i przy¬wilejów, a niechętnem okiem patrzyło na wzmaganie się mieszczaństwa, które przez handel i przemysł mo¬gło dojść do potęgi i znaczenia. Ścigano łyczków za zbytek w stroju, za przep}rch urządzeń domowych, za¬braniano używania pewnych barw, kosztowności, orꬿa. Księgi grodzkie Krakowa, Warszawy, a zwłaszcza Lwowa, gdzie ormianie przez handel ze Wschodem do¬chodzili do ogromnych bogactw, pełne są śladów o ka¬rach, nakładanych na mieszczan za przepych, nie ^li¬cujący ze stanem". Nie mogło to bynajmniej wyrobić w nich wytworniejszego smaku i zamiłowania w rze¬czach sztuki, a już radykalnie tamowało wykształcenie estetyczne ogółu. Chwilowo upodobania artystyczne dworu panującego udzielały się wprawdzie magna1-tom, nigdy to jednak nie przechodziło w rdzeń naro¬du tak silnie, ażeby, mogło wywołać szeroką twór'L czośe rodzimą. Doktor Fetrycy, pisarz z XVII w., chwali, naprzykład, I. P. Wolskiego, marszałka kor., „że Rabsztyn odnowił, ciosami, obrazami, słupami ozdo¬bił", ale jednocześnie przeraża; go, że objaw ten może się zbytnio rozszerzyć, więc natychmiast nagania zbytek, jaki się wkrada między mieszczaństwo: „Wszakże" w ochędóstwie domu ze strony obicia i obrazów dwój się może wynaleźć występek: zb}rtnie ochędóstwio i szwankowanie w ochędóstwie. Zbytek ochędóstwa znaj¬duje się w mniejszych stanach, jako w mieszczaninie względem szlachcica, wieśniaku względem mieszcza¬nina itd.", czego nie chwali, a w końcu radzi, ażeby zamiast Wener, Jowiszów, Wulkanów itd. wieszać na ścianach obrazy religijne, jak Matki Boskiej z Dziecię¬ciem, Chrystusa Pana, lub Sw. Jerzego, dla pobudki ku nabożeństwu.
Bardzo interesujący, a niezmiernie charakterystyczny dla obrazu epoki szczegół o wspomnianym Wol-sM|m na jednem z posiedzeń komisyi do badania hi-storyi sztuki w Polsce podaje prof. Maryan Sokołow-ski z notat Zarewicza a 1630 roku *). Przytacza tnia-nowicie polecenie jego, zostawione przed śmiercią do¬mownikom, „aby obrazy ad. libidinem i do grze¬chu pobudzające, co ich jeszcze w zamku krzepickim (gdzie najczęściej przemieszkiwał) się znajdzie, wszyst¬kie spalić; a te, co na murfee w mojej izdebce, gdziem sypiał, i komnatce nago są malowane, proszę was, niech malarz, który to potrafi, sukienki jakiekolwiek wyma¬luje, a, inhonestates niech pokryje".
Wiele to prawdziwych dzieł sztuki, powstałych w poprzedniej epoce, w chwilach wolniejszej myśli, następnie pod wpływem podobnych skrupułów moral¬nych, płonęło na stosach oburzenia, lub ukrywało się wstydliwie pod grubą farstwą farby niedołężnie dora¬bianych sukienek. Przed kilku laty, widziałem u je¬dnego z artystów-restauratorów w Warszawie obraz o cechach mistrzowskiego pędzla, zeszpecony w wie¬lu miejscach ordynarną różową draperyą. Kestaura-torowi jednak udało się szczęśliwie zdjąć późniejsze malowania, z pod których wyłoniła się wspaniała „Nim¬fa" Eubensa, przedziwny akt niewieści, o karnacji peł¬nej blasku i miąższości, jak to ten mistrz tylko ma¬lować potrafił.
Wogóle przypuszczać należy, iż jednym z li¬cznych hamulców wyrobienia się należytego poczucia formy w malarstwie naszem, jeszcze nawet w czasach późniejszych, była właściwa artystom polskim pruderya w przedstawieniu nagości, do czego Włosi, mając przed oczyma przewśpaniałe antyki, przystępowali z większą swobodą, gdyż nauczyli się wcześnie patrzeć na kształty ludzkie z punktu widzenia piękna plasty¬cznego. Akt akademicki, czyli studyum nagiego cia¬ła, od dawien dawna jest zasadniczą podstawą wy¬kształcenia malarskiego, a był nią stokroć bardziej w czasach, kiedy pejzaż jako samoistny utwór nie miał racyi bytu w hierarchii twórczości malarskiej.
Skrupuły p. Wolskiego zatem z punktu widzenia czysto malarskiego muszą się wydać bardzo zaba¬wne.
Jakże inaczej wygląda czasem aż, powiedzdećby można, pogańskie rozmiłowanie się w sztukach pla¬stycznych wielu papieży we Włoszech.
Wobec tego rodzaju zapatrywań u nas kasty naj¬potężniejszej, wszechwładnego stanu szlacheckiego, tru¬dno się z drugiej strony dziwić, iż nie powstali z mie¬szczaństwa, z ludzi, w pokoju i dobrobycie za waro¬wnymi murami grodów byt swój wiodących, mecenaso¬wie w wielkim stylu, jak słynni dorobkiewicze włoscy w rodzaju Medyceuszów. Szaraki, w obawie prześlado¬wania od karmazynów, kryli zazdrośnie dukaty po skrzyniach, nie ważąc się na splendor1 zewnętrzny w obrazach; stwardniała w bojach szlachta, ugania¬jąc się po dzikich polach za Tatarzynem, subtelnych upodobań artystycznych wyrobić w sobie nie była w stanie i właśnie prostotę obyczajów za cnotę stanu rycerskiego głosiła. Nie było tu miejsca na wyrafinowa¬nie ateńskiego estetyzmu. Na nieliczne zresztą zapo¬trzebowania dworu i magnatów wystarczali artyści cu¬dzoziemscy, których z Zachodu, a nawet ze Wscho¬du sprowadzano.
Nadto od udziału w sztuce wyłączony hył lud kmiecy, „nie wypadało bowiem poddanemu bawić się sztukami, które dla sfwej. zacności wyzwołonemi są nazwano"—głosi jeszcze w artykule 6 projekt ustano¬wienia akademii sztuk wyzwolonych, przełożony kró¬lowi Stanisławowi Augustowi przez M. W. Mniszcha, Marszałka Wiel. Kor. *).
Tak rzeczy stały istotnie, kiedy sztuka nowożytna pod wpływem odrodzonej myśli rozwijała się w Euro¬pie do najwyższych gianic artyzmu, ale w wiekach średnich, w epoce strzelistych sklepień ostrołukowych i mocnej wiary,, malarstwo polskie, jako przejaw twór¬czości narodowej, jeżeli nie zdobyło sobie stanowi¬ska pd er wszo rzędnego, w każdym razie przedstawiało całość zwartą, określoną pewnemi właściwościami, któ¬re je wyróżniały z pośród produkcyi innych ludów i da¬wały mu znaczenie odrębnej szkoły artystycznej. Głę¬boka pobożność średniowieczna okazała się dźwignią, która poruszyła tw^rczosić. Okalała się potrzeba li¬cznych obrazów świętych do nowopowstających ko¬ściołów, tudzież ozdób i dekoracyi do bogatych para-mentów liturgicznych. Powstało malarstwo religijne. Zamknęło się ono w zgromadzeniach zawód owo-reli¬gijnych, obwarowało paragrafami ustaw cechowych i tejm samem może z góry już nałożyło na siebie ha¬mulce dla dalszego rozwoju, na razie jednak odpowia¬dało potrzeboni czasu i stało na wysokości zadania. Rzeczywiście cechowe malarstwo nasze z wieków XIV", XV i pierwszej połowy XVI pozostawiło zabytki, któ¬rych z punktu widzenia sztuki lekceważyć nie wol¬no. Malarstwo nasz© w tem najwcześniej szem swera: zaraniu biło naprawdę tętnem natężonego życia, ado-
piero w wiekach następnych niby w sen letargiczny zapadło.
Chciałbym zatem scharakteryzować tu ową,epo¬kę, tudzież podać garść wiadomości o ludziach, któ¬rych pamięć historya nam przekazała, jako też o dzie¬łach przechowanych w zabytkach starożytniczych. Nio są to możo arcydzieła pierwszorzędnej wartości, ale bądź co bądź na poznanie dokładne zasługują jako niezaprzeczalna własność naszego dorobku artystyczne^-
Zanim jednak do tego przystąpię, zacznę od opi¬sania najdawniejszych śladów twórczości artystycznej u nas, .co przypada na epokę romańską.
E. Rastawieeki: Słownik nialarzów polskich. Tom
Wystawa retrospektywna malarstwa polskiego w ro¬ku 1894 we Lwowie stała się punktem wyjścia dla dr. Jerzego Mycielskiego do napisania obszernej pra¬cy, zawierającej historyę ruchu malarskiego za czas od 1760—'1860. Książka, ta, zatytułowana „Sto lat dzie¬jów malarstwa w Polsce", zamyka istotnie bardzo cen¬ne i wyczerpujące wiadomości o artystach polskich, i ob¬cych, dla Polski pracujących w oznaczonej wyżej epo¬ce. Takaż sama wystawa, urządzona w cztery lata później w Warszawie, przyniosła zapewne niejeden szczegół, mogący służyć za- dopełnienie do powyższej pracy, gdyż znalazło się tu wiele dzieł, których! dr. Mycielski na wystawie lwowskiej widzieć nie mógł; Przytem niezmiernie obfity i nader poważny materyał dla historyka przedstawia bogata, jak nigdy przedtem, produkcya nasza po roku 1860. To jednak do zakresu przedsięwziętej obecnie sprawy nie należy.
Założeniem książki niniejszej było przedstawienie' obrazu, jak to w tytule wskazałem, zarania malarstwa polskiego, więc najpierwszych początków jego, co też starałem się ująć w rozdziałach poprzednich i zdaje mi się, że jakkolwiek w rozmiarach zbyt skromnych i nie-dość plastycznej formie, przedmiot na razie wyczerpar łem. Chciałbym jednak w dalszym ciągu, choć w naj-
146
ogólniejszych zarysach, choćby najpobieżniej dać garść wiadomości o malarzach, polskich, pracujących w na¬stępnych epokach, aby tym sposobem nawiązać do pe¬wnego stopnia, ciągłość z cenną, a tak bardzo popularną i jedyną w tym rodzaju pracą dr. Mycielskiego.
Pozatem należy się kilka słów dopełnienia do historyi samego cechu, jako instytucyi malarskiej, któ¬ra przy końcu wieku XVIII przeszła przez szereg prze -obrażeń i w najnowszem swem ukształtowaniu się za¬jęła stanowisko przejściowe do dzisiejszych szkół sztuk pięknych i akademii malarskich.
W drugiej połowie XVI w. z przyczyn, któreśmy wyżej starali się wyjaśnić, malarstwo cechowe obniża swoją działalność tak dalece, że przestajemy się niem. zajmować, i wogóle ruch w tej dziedzinie aż do pa¬nowania Zygmunta III jest bardzo słaby.
Na dworze Zygmunta Augusta spotykamy wspo¬mnianego już Coragla, artystę wielkiej miary, ale ten, ściśle biorąc, nie jest malarzem. W złutrzałym, jak z przekąsem mówi prof. Łuszczkiewicz, Gdańsku, w mieście obojętnem na sprawy religijno, budzić się za¬czyna ożywienie w kierunku malarstwa portretowego. Pracuje tam Marcin Kober, nadworny malarz Stefana Batorego, według prof. Łuszezkiewicza jedyny zdolny artysta tych czasów i autor portretu królewskiego, prze¬chowywanego w1 klasztorze Misyonarzy w Krakowie, o czem wszakże nie wie E. Rastawiecki i w słowniku
_ 147 —
swoim, podając o malarzu tym wiadomość, przypuszcza iż był tylko dekoratorem pokojowym.
Dopiero' zjawienie się w Polsce Tomasza Dollabelli, sprowadzonego z Wenecyi przez Zygmunta III, wywo¬łuje w społeczeństwie większe zainteresowanie się ma¬larstwem i podniesienie poziomu wymagań estetycznych przynajmniej w pewnej sferze.
Dollabella, urodzony w Belluno, miasteczku rze-czypospolitej weneckiej, był uczniem Antoniego Vassil-lacłii, zwanego Aliense, wziętego malarza fresków, któ¬remu w robotach dopomagał. Sam. też już w Wenecyi, zwłaszcza przy zdobieniu pałacu Dożów, nabył pewnego rozgłosu, dzięki czemu zawezwany był przez istotne¬go miłośnika malarstwa Zygmunta III do Krakowa. Był to malarz zręczny, śmiały i płodny, posiadał przy-tem koloryt przyjemny, na którym czuć jeszcze było dobre tradycye Pawła z Werony i Tinfcoreta, do piew-szorzędnycli jednak wielkości, bezwzględnie biorąc, nie należał. :W PoLsce wszakże cieszył się sławą niepo¬spolitą i tak potężnie zapisał się w. pamięci potomnych, tak w historyi stał się popularny, że wszystkie obra¬zy tej i epok następnych przypisywano jego pędzlowi.
Prawdą jest rzeczywiście, iż malował bardzo ła¬two, więc zostawił dzieł ilość ogromną. Przytem pra¬cował we wszystkich kierunkach, malował obrazy hi¬storyczne, dworskie, portrety, obrazy religijne i al-i legoryczne. Dawny malarz fresków lubuje się w kom-pozycyach na szeroką skalę, to też zamalowuje sążni¬ste płótna scenami pełnemi tłumów, akcesoryi i ozdób najrozmaitszych. Przebywał w Polsce blizko lat 50, a umarł w roku 1650, pochowany w kościele Domi¬nikanów krakowskich, u których długi czas przemie¬szkiwał. Jak się poprzednio wspominało, przyjął pod koniec życia obywatelstwo krakowskie i został maj-
strem cechowym, 'miał też kilku uczniów Polaków, mię¬dzy którymi historya wspomina Wawrzyńca Cieszyń¬skiego, zmarłego 1650, tudzież Marcina Blecbowskie-■go zmarł, w r. 1761. O pracach samodzielnych jednak tych artystów nic nie wiadomo. Musieli oni poprostu, obyczajem ówczesnym, pomagać mistrzowi przy malo¬waniu tych ogromnych machin, a może też część wła¬snej produkcyi wypuszczali w świat pod firmą Dolla¬belli i stąd właśnie tak wielka ilość dzieł, przypi¬sywanych włoskiemu artyście.
Pozatem miał on pośrednio wpływ na całe ówcze¬sne malarstwo cechowe. Kie dorównywali mu wpra¬wdzie panowie majstrowie świetnością kolorytu, co We-netczyk ten miał zapewne we krwi jako puściznę po wielkich poprzednikach swego kraju; ni© mogli mu też sprostać w łatwości kompozycyi, niemniej przecież wyraźne piętna kierunku Dollabelli cauć na pracach Zacharyasza Zwonowskiego, który w kościele św. Ka¬tarzyny w Krakowie malował .cykl obrazów z życia św. Augustyna, tudzież Łukasza Porębowicza, autora „Ukrzyżowania" w kościele ks. Marków również w Krakowie. Obraz ten był malowany w roku 1618.
Bawi jeszcze pod te czasy w Polsce kilku innych Włochów, jak ojciec Wenanty, KamedułazSubiaco, we¬zwany przez rodzinę Tęczyńsłich' do odmalowania ko¬ścioła w Rytwianach, wreszcie artyści sprowadzani przez Wolskiego, Lubomirskiego i innych szczególniejszych miłośników sztuki.
Drugim malarzem nadwornym Zygmunta III był Norymberczyk Jakób Troszel, urodzony w r. 1538. Cie¬kawy współczesny portret sztychowany tego malarza, znajdujący się w zbiorach lir. Konstantego Przezdzie-ckiego, przedstawiał na jednem z posiedzeń toomisyi
prof. Sokołowski *).' Artysta wyobrażony jest tam, w stroju polskim. Był on synem Jana Troszla, słynnego w Norymberdze z wyrobu nader sztucznych zegarów słonecznych. Jakób, poświęcając się sztuce malarskiej, uczył się najprzód do r. 1598 u norymberskiego mala¬rza Jana Juvenella, następnie u Aleksandra Lindne-ra. Wezwany do dworu polskiego, został malarzem, na¬dwornym króla Zygmunta III i odtąd ciągle w Polsce mieszkał, malująo portrety i przedmioty historyczne. Umarł w Krakowie roku 1624 **).
Po wpływie Dollabelli zaczyna z kolei oddziały¬wać na malarstwo polskie mistrz antwerpski Rubens. Malował on, jak wiadomo, portrety Zygmunta III i Wła¬dysława IV. Pozatem przebywał w Polsce uczeń jego jego Piotr Soutmans, który niezawodnie musiał tu kie¬runek mistrza swego wprowadzić. Ale najsilniej z pe¬wnością zaważyły tu liczne sztychy z dziel Rubensa, Wykonane przez Westermanów i innych, które szły z jednej strony przez Gdańsk dla mieszczan, z drugiej strony przez Jezuitów, posiadających w Antwerpii wie¬le religijnych dzieł mistrza — do klasztorów polskich.
Pod bezpośrednim wpływem tych rycin był wiel¬kiej swego czasu sławy zażywający braciszek klasztor¬ny kis. Franciszek Lexycki, nazywany nawet często z emfazą polskim Angielikiem da Fiesole. Malarz ten rzeczywiście zdobył bardzo wyrobioną, poprawną te¬chnikę, wysoką umiejętność kładzenia farb, przyczem posiadł miły, soczysty koloryt, ale w1 kompozycyi, nie-
stety, nietylko zbytnio inspirował się sztychami Ru-bensa, lecz czasami poprostu je żywcem kopiował. Oko¬liczność ta zmniejsza ogromnie znaczenie tego mnicha-malarza dla historyi sztuki naszej. Jak utrzymuje bar. Rastawiecki *), miał on być rodem z Krakowa, szcze¬góły jednak życia jego mało są znane. Sztuki malar¬skiej uczył się we Włoszech. Był jakby żonaty, po¬tem dopiero wstąpił do zakonu św. Franciszka ks. Ber¬nardynów, żona jego zaś sukienkę zakonną tejże re¬guły w klasztorze św. Józefa w Krakowie przyjęła. Umarł w Grodnie w r. 1668.
Malował wiele i to wielkich rozmiarów, -obrazy. Kilkanaście z nich wymienia bar. Rastawiecki, jest jednak przypuszczenie, że pozostało sporo dotąd nie zaregestrowanyoh. Na wszystkich, obrazach, miast pod¬pisu, malował trupią główkę nad złożonemi na krzyż piszczelami, łatwo więc je poznać po tym ascetycznym znaku.
Bardzo 'zręcznym technikiem i dobrym kolorystą w duchu rubensowskim, był Bartłomiej Strobel, Wro¬cławianin, posiadający tytuł nadwornego malarza cesar¬skiego. Około r. 1642 przybywszy do Polski, wszedł w służbę króla Władysława IV i pracował dla niego głównie' w Elblągu. Napisał dzieło o sztuce malar¬skiej, lecz nie wiadomo czy było kiedykolwiek dru¬kiem ogłoszone **).
Bardzo ciekawą postacią i wcale niepoślednim ar¬tystą jest malarz nadworny Jana III Jerzy Eleuter Semiginowski, czy Siemiginowski, którego kilka do-
skonałych, naprawdę artystycznych utworów widzieliśmy na wystawie retrospektywnej r. 1898. Na obrazachpoci-pisywał isię tylko Eleuter, przez długi czas więc mia¬no go za cudzoziemca, bawiącego czasowo w Polsce. Dopiero bar. Rastawiecki w III tomie „Słownika ma¬larskiego" podaje dokładną wiadomość o jego pocho¬dzeniu, według herbarza -I. N. Bobrowicza, tudzież zapisek 2egoty Paulego.
Jerzy Eleuter, według dokumentów rodowych, jest synem szlachcica Jerzego Semiginowskiego herbu Sas, który za zabicie sąsiada skazany został na banicyę.
„Po śmierci Jerzego wdowa jego, która już ta¬jemnie od króla Jana III wiele łask doznała z dzie¬cięciem pieszo udała isię do króla, podówczas w Kra¬kowie będącego, i oddała mu syna Jerzego, sama zaś przytułek i śmierć spokojną w klasztorze Panien kra¬kowskich znalazła. Jerzy, znany pod przybranem nazwi¬skiem Eleutera, okazując talent szczególny do malar¬stwa, z funduszu królewskiego do Rzymu1 na naukę posłany, tak się wydoskonalił w swej sztuce, że do celniejszych włoskich należał a w Polsce pod owe czasy był pierwszym narodowym malarzem. Malował dużo obrazów do kościołów w Krakowie, Warszawie i Żółkwi. Pr^ez wdzięczność dla króla, pozostawał na jego dworze, nawet wojenne wyprawy podzielał, bi¬twy i położenia okolic malował. Król Jan III, -nagradzając zasługi, uczynił go najprzód kawalerem złotym (Eques auratus), a później zaś przywilejem wy¬danym w Żółkwi dnia 7 sierpnia 1687 r. dał mu wieś Lukę".
Dalej, idąc za Bobrowiczem, dowiadujemy się, iż w początkach panowania Augusta II, piastował urząd starosty Jabłowickiego, był kawalerem Złotej Ostro¬gi i Janiny, oraz posłem na dworze hiszpańskim.
Do wysokich godności doszedł ten człowiek przez swe zasługi malarskie, co dowodzi, że w owym cza¬sie na dworze Sobieskiego i Sasów umiano cenić ar¬tystę, że- przesądy kastowe nie mogły być przeszkodą do zajmowania się tym procederem i mógł się szlachcic zabawiać malarstwem, nie ubliżając sobie bynajmniej. Podane przez Bobrowicza wyjaśnienie o owej właśnie banicyi ojca Eleutera, jako istotnej przyczynie ukry¬wania się syna z nazwiskiem rodowem, powinno być odpowiedzią dla tych, którzy mniemali, jak to sam1 Raśtawiecki w pierwszym tomie „Słownika" zaznar cza, iż malarz przybrał pseudonim, ażeby rzemiosłem nie kalać szlacheckiego klejnotu.
Oczywiście uprzedzenia takie istnieć musiały wśród ciemnego gminu szlacheckiego, którego wiedza nie wy¬chodziła poza alrara, ale w "sferach dworskich pod wpływem poloru europejskiego pryskały ponure prze¬sądy wobec podziwu i szacunku dla .artyzmu. To też w Polsce nawet wielu malarzy rekrutowało się z pomię¬dzy osób bardzo dostojnych. Jeszcze za Władysława IV, Paweł Grodzicki, generał artyleryi koronnej, ma¬luje obraz do kościoła Jezuitów w Poznaniu, później sam Stanisław Leszczyński, król polski, w wolnych chwilach zajmuje się malarstwem wcale nie po dyie-tancku.
Wie wiem co sądzić o obrazach pana generała artyleryi, ale obraz Stanisława Leszczyńskiego widzia¬łem na warszawskiej wystawie retrospektywnej i śmia¬ło twierdzić mogę, iż była to rzecz, ujawniająca duże wyrobienie zawodowe i oczywiście znaczne wrodzone zdolności. Zresztą była to chwila, kiedy panie i pano¬wie z najwyższych warstw .społecznych rozwijali w so¬bie upodobania artystyczne i namiętnie uprawiali sztuki piękne.
Malarstwo artystyczne z zamkniętego okólnika ce¬chowego musiało wyjść ostatecznie na świat szeroki swobodnego współzawodnictwa.
Na zakończenie wiadomość o wysokiej godności, jakiej cech malarzy krakowskich dostąpił. Istnieje przy¬wilej Augusta III z dnia 5 grudnia roku 1746, za¬twierdzający uchwałę rektora uniwersytetu krakowskie¬go Kazimierza Pałaszewskiego z dnia 15 stycznia r. 1745, mocą której zgromadzenie, to jest cech malarzów krakowskich, jako sztuki wyzwolonej mężów, do zna¬czenia sztuk wyzwolonych z, dozwolenia uniwersyte¬ckiego jest przypuszczony i wolności, osobom uniwer¬syteckim isłużące, onym są udzielone *). Oryginał aktu tego zachowany jest w archiwum uniwersytetu Ja¬giellońskiego.
Uchwała powyższa rektora akademii Krakowskiej miała na celu podźwignięcie podupadającego całkowi¬cie pod te czasy cechu przez podniesienie malarzy do znaczenia artystów i przyjęcie ich pod opiekę praw, przysługujących członkom akademii, ,,'tej wszystkich umiejętności i sztuk wyzwolonych matki".
Na skutek tego zażądali malarze krakowscy wcią¬gnięcia ich do album uniwersyteckiego, co też im było dozwolone. Jakoż wpisali się natychmiast: Domi-
nik Manigni Morentczyk, senior kongregacyi, tudzież mistrze: Jędrzej Cencler, Jan Albrykiewicz, Krzysztof Sikorski, Krzysztof Lisowski, Bonawentura Batkowski, Marcin Stachowicz, Jan Chodejowski, Wawrzyniec Bro-cki i Gabryel Durajski.
Niezwłocznie też mistrzowie zajęli się ułożeniem dla c&ełin swego ustawy dodatkowej, rozwijającej da¬wne przepisy, które rektor uniwersytetu Stanisław Fi-lipowicz zatwierdził w dniu 3 lipca 1748 r.
Przytoczę tu kilka wyjątków dla scharakteryzowa¬nia, jak się tu -często reformy i ulepszenia w du¬chu nowożytnych potrzeb mieszały ze średniowiecznemi tradycjami bractwa.
,,PP. Konsyliarze wybierają seniora ,,etiam nie umiejącego języka łacińskiego, byle był sprawiedliwy, Boga się bojący i przywileje JKmci Kongregacyi Ma¬larskiej nadane przy proiekcyi przesławnej Akademii Krakowskiej utrzymujący". Dalej idą paragrafy o pa¬nach magistrach i czeladzi, które są. w zasadzie pog¬warzeniem dawnych ustaw i wielkierzy. Czas termi¬nu .czy nauki przeciąga się tylko do lat siedmiu, po których skończeniu powinien chłopiec pokazać „umie¬jętności swojej sztukę malowaną lub złoconą".
Pozatem następują przepisy co do rozgraniczenia umiejętności malarskich, ustanowienie pewnej hierar-cliiczności w sztuce, co zresztą rohi się głównie z po¬wodu, że „o kontraktowanie roboty wzajemne kłótnie bywają, zaczem dla lepszego rozsądku i wzajemnej mię¬dzy pp. magistrami kunsztu malarskiego przyjaźni", rektor uznaje za stosowne ustanowić porządek uzdol¬nień. „Ponieważ w kunszcie malarskim insza sztuka albo umiejętność malować obrazy, kopersztychy, lan-czafty i tym podobne sztuki, jak na płótnie, tak na in-szej materyi do tej sztuki zgodnej, insza jest umiejętność
złocić, chińezczyznę praktykować na drzewie albo innym fundamencie do tego sposobnym, a insza i najpodlejsza robota klejowana czyli to na płótnie, czyli to na dre¬wnie". Otóż chodzi o to, ażeby magistrowie bawili się tylko tą robotą i nią kontentowali, w której mają bie¬głość i doskonałość, „chyba że który magister w ka¬żdej z tych sztuk był periekt, i miał na to od kon¬gregacyi testim onium".
Że „sztuka malarska — twierdzi przedmowa do ustaw — nietylko z siebie, ale i z innych nauk, z któ¬rych wypływa, jest wolna, % doświadczenia mamy, Al¬bowiem geometrya, architektura, optyka y perspektywa, że wolne są nauki, wiadomo uczonym, a osobliwie tym, którzy się w tych naukach kochają, a gdy ma¬larstwo od przerzedzonych nauk dependuje y wypły¬wa, bo z nich. swoje początki zbiera i bez tych umie¬jętności malarstwo (osobliwie wyższego gradusu) mu-larstwem hardziejby się nazwać powinno, więc malar¬stwo między wolnemi naukami zawsze powinno mieć miejsce".
Kongregacya jednak wolności zupełnej przypu¬ścić nie może, więc zastrzega się, iż dzielić się ona zwykła dwojako:-„Jedna, która się ściąga do ozdoby kościoła w nabożeństwie i promocyi chwały Patrona swego św. Łukasza, jako malarzów osobliwego Pa¬trona, a ta bardziej bractwem św. Łukasza zwać się powinna,. Druga ściąga się specyalnie do kunsztu malowania y ćwiczenia młodzi w nauce malarskiej". To też na publiczne „lekcye i kwestye ku ćwiczeniu młodzi polskiej" dopuszczeni są „wolontarynsze", któ¬rych rygory cechowe nie obowiązują.
Tak się
WIELKOŚĆ 19X12,5CM,TWARDA OKŁADKA,LICZY 155 STRON.
STAN :OKŁADKA BDB-/DB+,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB+/BDB-.
KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM
/ KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / .
WYDAWNICTWO GEBETHNER I WOLF WARSZAWA 1905.
INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.
PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"
NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!
ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE
ZOBACZ STRONĘ O MNIE