Z Joanną Bator po raz pierwszy zetknęłam się na łamach „Bluszczu”, gdzie pisuje felietony poświęcone Japonii. Lubiana przeze mnie tematyka plus lekki język zachęciły do sięgnięcia po drugie, uzupełnione wydanie „Japońskiego wachlarza”, które niedawno ukazało się nakładem wydawnictwa W.A.B.
Bator, wyruszając po raz pierwszy do Japonii, niewiele wiedziała o tym kraju. I to właśnie stanowi największą siłę książki – dzięki temu autorka zwracała największą uwagę na rzeczy małe, prozaiczne, dotykające codzienności. Udało jej się oddać swoje zaskoczenie i fascynację, które odczuwa się, gdy człowiek pierwszy raz styka się z nowym. Jednocześnie potrafi wszystkie te codzienne drobiazgi umiejscowić w szerszym kontekście historycznym i kulturowym lub odwołać się do filozofii i religii, np. tłumacząc, jak w świadomości Japończyków odcisnęła się II Wojna Światowa albo z czego wynika ich zamiłowanie do przebieranek. Potrafi zgrabnie przedstawiać tradycyjne zachowania i nowe mody oraz wzorce zapożyczone z Zachodu jako spójną całość.
Wśród ciekawostek znalazły się m. in. dlaczego to pasażer wsiadający do taksówki musi znać drogę? Dlaczego Japończycy tak kochają uniformy? Dlaczego nie uprawiają seksu w domu, tylko w „love hotels”? Dlaczego robią pranie częściej niż my? Dlaczego są zawsze uprzejmi? Dlaczego japońskie toalety potrafią doskonale imitować dźwięk spuszczanej wody, ale… naprawdę jej nie spuszczają? Dlaczego kochają wszystko co jest kawaii? I choć część z tych pytań wydaje się dziwna, to gdy już poznamy na nie odpowiedź, zrozumiemy, że nawet najdziwniejsze dla nas zachowania mają sensowne, związane z japońskim stylem życia, uzasadnienie.
Autorka bardzo płynnie przechodzi między tematami, bo i „płynna” jest sama Japonia. Nowoczesność oraz tradycja stoją obok siebie, przenikają się. Poprzebierane za ulubione fikcyjne postaci dziewczęta swoje korzenie mają w japońskim teatrze, a nieustannie zmieniające się, przebudowywane w błyskawicznym tempie Tokyo ma swój stały punkt w postaci cesarskiego pałacu. Bator potrafi o Japonii pisać w sposób niezwykle przejrzysty i ciekawy.
Jednocześnie ustrzegła się niezdrowego, całkowitego zachwytu wszystkim co japońskie. Potrafi też krytykować, choć głównie stara się po prostu tłumaczyć. Dlatego znajdziemy tu mnóstwo objaśnień, dlaczego Japończycy postępują właśnie tak a nie inaczej. To dodatkowa wartość tej książki. Choć oczywiście niejednokrotnie będziemy mieć okazję poczuć pasję, jaką autorka darzy Kraj Wschodzącego Słońca. Niejednokrotnie też pocieknie nam ślinka, gdyż książka pełna jest jedzenia, nie tylko w rozdziale poświęconym temu tematowi. Choć, jak pisze autorka, w Japonii trzeba „pokonać własne kubki smakowe”, by polubić tamtejsze jedzenie.
Słowo o wydaniu – „Japoński Wachlarz. Powroty” ma twardą okładkę z motywem czerwono-białego wachlarza, który oczywiście nawiązuje do japońskiej flagi. Na to nałożono mangowe obrazki. Nie bardzo wiem, dlaczego akurat takie, gdyż moim zdaniem nie są za piękne. To jednak kwestia subiektywna. Natomiast w środku książka jest cudowna – ładna kolumna z szerokimi marginesami tworzy estetyczne wrażenie i sprawia, że czyta się naprawdę przyjemnie. Dodatkowo książkę zdobią pojedyncze, ręcznie pisane znaki (z zapisem w romaji i tłumaczeniem angielskim). Łagodne i dyskretne, umieszczone zostały w dolnym rogu pustej poza tym strony. Książka zawiera też dużo opisanych i zgrupowanych tematycznie zdjęć umieszczonych na kilku wklejkach. Plus dla wydawnictwa za tak ładne wydanie.
„Japoński wachlarz. Powroty” to pozycja obowiązkowa dla każdego fana Japonii. Ale też dla każdego, kogo fascynują odmienne kultury, odległe zakątki świata i podróże w nieznane. I choć to zbiór słownych pocztówek, to porywa jak wartka powieść. Polecam gorąco.
Agnieszka „Ag” Ża