Z ostatniej strony:
" Pobyt we Wronkach to była już normalna, więzienna wegetacja. Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, bez specjalnych szykan, ale i bez nadziei. Korzystając z lepszego klimatu politycznego pisałem podania i zażalenia, domagałem się rewizji procesu, domagałem się wolności.
Wciąż jednak bez skutku ani nawet odpowiedzi, Władza pozostawała głucha. Jeden "Warszawiak" - nasz oddziałowy - jakby uległ odwilży. Kiedy miał służbę w niedzielę, przychodził do celi, wywoływał: - Skalski wychodzić!
Prowadził mnie na górę, gdzie czekała już gromadka jego kumpli. Siadałem, dostawałem papierosa i opowiadałem. O walkach na Zachodzie, o udziale naszych jednostek, epizody walk powietrznych... Słuchali w grobowej ciszy, z pałającymi oczyma, dumni - bo to przecież o Polskę, bo to przecież rodacy ! To było wzniosł, patriotyczne, piękne i zupełnie nie kojarzyło się z tym tutaj... A tutaj oni tamtych rodaków pałami, kopniakiem w piszczele, łapą za gardło... uczyli moresu. "