Napisałem tę książkę pod srogim spojrzeniem Sigmunda Freuda. Na półce tuż nad moją głową stał, jeszcze nie rozpakowany, prezent od przyjaciela – Sigmund Freud w wersji Action Figure. Plastikowy, dziesięciocentymetrowy Freud z ruchomymi kończynami i głową spokojnie obserwował świat spoza warstwy celofanu. Niestety, ani poważny, pozbawiony cienia uśmiechu wyraz twarzy, ani dostojeństwo szarego, trzyrzędowego garnituru nie były w stanie przywrócić godności komuś, kto stał się kolejnym handlowym gadżetem. Pudełko pokrywają pseudofreudowskie frazy, takie jak: «Opowiedz mi o swojej matce». Stanowią one jawny wyraz tego, co w sposób ukryty komunikuje sama figurka: ten człowiek i jego odkrycia stały się naszymi niegroźnymi znajomymi, kolejnymi motywami na tapecie kultury. Trudno sobie wyobrazić bardziej ambiwalentny wyraz uznania, będący zarówno hołdem, jak i przejawem lekceważenia. Freud jest obecnie zarówno wystarczająco wielki, jak i wystarczająco mały, by powstawały jego, produkowane na masową skalę, plastikowe miniatury w wersji Action Man. Freud wiecznie żywy – ale w martwych komórkach nierozkładalnego plastiku […] W tej książce za cel stawiam sobie odświeżenie, choćby częściowo, prowokującej siły myśli Freuda. Warto przypomnieć, że Freud przekazał potomności teorie, które nieodwracalnie zmieniły nasze rozumienie świata i siebie. Nasza kultura ma wysoce ambiwalentny stosunek do Freuda, co wyraża się, z jednej strony powierzchownym rozumieniem jego poglądów, a z drugiej polemicznymi atakami i obronami oraz uproszczeniami i zniekształceniami. Zabiegi te ostatecznie służą unikaniu kontaktu z odkrywczą siłą jego myśli. Na pewno nie chcę przez to powiedzieć, że prawdziwe spotkanie z Freudem musi zaowocować przyjęciem tego, co on mówi (nie mamy do czynienia z prostym wyborem: przyjąć czy odrzucić). Wręcz przeciwnie, jeżeli czytamy Freuda, nie stawiając mu oporu, tak naprawdę nie czytamy tego, co napisał. Nie sposób jednak po spotkaniu z Freudem zachować w stanie nienaruszonym wszystkich swoich uprzedzeń. Przynajmniej obraz siebie, wyobrażenie o tym, co to znaczy być człowiekiem, zostanie nieco zachwiane. Zaś tym spośród nas, którzy idee Freuda biorą sobie do serca, trudno będzie dokładnie tak samo, jak przed spotkaniem z nim, przeżywać to, z czym się spotykamy – czy będą to powieści, reklamy, spojrzenia, rozmowy, myśli, czy uczucia. !
Josh Cohen (z Wprowadzenia)
Fragment Rozdział 2 Osiem sytuacji grupowych Osiem opisanych w tym rozdziale sytuacji grupowych umożliwi Czytelnikowi przemyślenie tego, jakie podjąłby interwencje, gdyby prowadził tę grupę. Sytuacje te wydarzyły się w grupach prowadzonych w prywatnej praktyce przez członków Wspólnego Komitetu Badawczego (Joint Research Committee). Wszystkie ilustrują zwrotne lub kluczowe punkty w życiu grupy i wiele zależy od tego, jak te kryzysowe sytuacje zostaną rozwiązane. Grupa może się zdezintegrować, zatrzymać w rozwoju lub w inny sposób stać się destrukcyjną dla jej uczestników, jeśli przyjęte przez nią rozwiązania będą dysfunkcyjne. Terapeuta ma szansę, poprzez własne interwencje, przechylić szalę w kierunku korzystnego rozwoju zdarzeń. [...] SYTUACJA 1 Pierwsza sesja – wyraźna próba odwrócenia uwagi Grupa spotyka się na pierwszej sesji. Na początek sześcioro uczestników przedstawia się imieniem, nie podając żadnych innych informacji o sobie. Jeden z uczestników mówi o terapii i wspomina nazwisko Carla Rogersa. Inny pokazuje wyrwane z gazety ogłoszenie o warsztacie Ronalda Lainga, który odbędzie się za tydzień, i posyła je między uczestników. SYTUACJA 2 „Rundka” na wczesnych sesjach W nowej grupie uczestnicy wypracowali zasadę, według której wszyscy na kolejnych sesjach opowiadają „historię swoich nieszczęść”. Inni słuchają, udzielają rad i „terapeutyzują”. Trwa szósta sesja i przyszła kolej na pana X. Pan X zaczyna. SYTUACJA 3 Możliwość „wypadnięcia“ z grupy (drop out) jednego z uczestników Grupa spotyka się od dwóch miesięcy. W pierwszych tygodniach dwaj uczestnicy odeszli z grupy, nie omawiając tego wcześniej. Kolejny pacjent, John, opuścił dwie sesje, nie informując o powodach. Podczas tych dwóch sesji uczestnicy wyrażali zaniepokojenie jego depresyjnym wyglądem i wyizolowaniem społecznym. Na kolejną sesję John spóźnia się pięć minut. Jedna osoba wita go radośnie: „Cześć John, miło cię widzieć.” Następnie uczestnicy zaczynają rozmawiać o negatywnym stosunku kolegów z pracy do psychoterapii oraz toczą intelektualną dyskusję o tym, dlaczego ludzie popadają w przygnębienie. Nikt nie zwraca się do Johna, który siedzi w milczeniu. SYTUACJA 4 Uczestnik poszukuje aprobaty równoległej terapii indywidualnej Grupa spotyka się od roku. Atrakcyjna młoda kobieta (jedna z pięciorga rodzeństwa) po trudnych początkach spowodowanych tendencją do skupiania na sobie uwagi całej grupy, znalazła w niej w końcu swoje miejsce i stała się jej stabilnym uczestnikiem. Zdajesz sobie sprawę, że przeżywa ona nadal silne, nieprzezwyciężone uczucia rywalizacyjne wobec matki, co jest związane z relacją z ojcem. Dziś z dużym wahaniem oświadczyła, że grupa z pewnością będzie na nią bardzo zła, ponieważ od pół roku – w tajemnicy zarówno przed pozostałymi uczestnikami, jak i terapeutką – uczęszcza na terapię indywidualną. Grupa zareagowała ciepło, wspierając jej otwartość, chwaląc za odwagę i zachęcając do korzystania z obu form terapii. Uczestniczka odwraca się do ciebie i pyta przymilnie, czy masz coś przeciwko temu. SYTUACJA 5 Zaproszenie na przyjęcie bożonarodzeniowe Ostatnia sesja przed przerwą świąteczną w grupie, która spotyka się od roku. Pomimo Twojej ciężkiej pracy uczestnicy nie potrafią uznać, iż zaprzeczają obawie przez zbliżającą się przerwą – wszyscy wydają się bardzo pogodni. Przy tej okazji jeden z nich niespodziewanie przyniósł kosz pełen domowych, smakowicie pachnących pasztecików, ktoś inny butelkę wina i kieliszki dla wszystkich – włącznie z terapeutą. SYTUACJA 6 Zagrożenie przedwczesnym zakończeniem terapii Samotna, trzydziestoletnia kobieta, która spędziła w grupie rok, oznajmiła, że chce odejść za cztery tygodnie – okres zgodny z warunkami przedstawionymi uczestnikom na wstępie. Choć zyskała przez ten czas większą pewność siebie, termin ukończenia terapii wydaje się przedwczesny, ponieważ niektóre trudności pacjentki w niewielkim stopniu przeanalizowano w grupie – zwłaszcza kłopoty z radzeniem sobie z własną agresywnością i agresją innych. Pytana przez grupę o powody odejścia podałą niejasne odpowiedzi – czuje, że nie dostaje w tej grupie tego, czego potrzebuje. Po kolejnych pytaniach stwierdziła, że tak naprawdę sama tego nie rozumie. Trwa ostatnia z czterech sesji poprzedzających odejście i nie wiadomo, czy pacjentka nadal chce odejść, czy zmieniła zdanie. SYTUACJA 7 Rozczarowanie terapią W grupie, która pracuje ponad od ponad dwóch lat wczesną idealizację prowadzącego i grupy zastąpiły różne przejawy rozczarowania. Na dzisiejszej sesji uczestnicy chóralnie wyrażają przekonanie o bezużyteczności psychoterapii. W obliczu braku odpowiedzi ze strony terapeuty powtarzają tę tezę głośniej, a potem kolejno milkną. Cisza trwa już czternaście minut, a do końca sesji zostały jeszcze trzy. SYTUACJA 8 Zagrożenie atakiem fizycznym Pacjentka z zaburzeniem osobowości typu borderline dołączyła do pracującej grupy osiemnaście miesięcy temu. Nie potrafiła przyjmować wsparcia i miewała zmienne nastroje. Na opisywanej sesji obecnych było czworo z sześciu uczestników. Wspomniana pacjentka nie potrafiła wyrazić emocji wobec terapeuty. Gdy sesja zbliżała się do końca, wściekła wyciągnęła żyletkę i zagroziła, że go „potnie”. Dwoje uczestników grupy z przerażeniem uciekło. Książka ta, moim zdaniem, wymaga wstępu. Są w niej rozważania ona o matkach i niemowlętach, rodzicach i trochę starszych dzieciach, a w końcowych rozdziałach – o dzieciach w szkole i w otaczającym je świecie. Język, którego używam, zmienia się – że tak powiem – w miarę jak rośnie dziecko, i mam nadzieję, że zmiany te odzwierciedlają przejście od intymnego kontaktu z niemowlęciem do luźniejszych więzi ze starszym dzieckiem. Chociaż pierwsze rozdziały są adresowane do matek, to na pewno nie chcę tu narzucać poglądu, że młoda matka powinna koniecznie czytać książki o dzieciach. Oznaczałoby to, że jest bardziej niepewna swojej roli, niż to się dzieje naprawdę. Matka potrzebuje opieki i informacji oraz wszystkiego, co medycyna jest w stanie jej zapewnić w zakresie pielęgnacji ciała dziecka. Potrzebuje lekarza i pielęgniarki, których zna i do których ma zaufanie. Potrzebuje też oddanego męża i zadowolenia w życiu płciowym. Lecz niekoniecznie musi zawczasu wiedzieć, jak to jest być matką. Jedna z głównych zasad, które wyznaję, głosi, że najlepsze macierzyństwo wypływa z naturalnego zaufania do siebie samej i należy odróżnić to, co przychodzi naturalnie, od tego, czego trzeba się nauczyć, aby nie zepsuć tego wszystkiego, co wypływa z natury. Nie chcę pisać o abstrakcyjnych matkach i niemowlętach, zwracam się więc bezpośrednio do was rodzice, bo w ten sposób temat ten stanie się bliższy życiu. Ludzie chcą wiedzieć, co działo się w ich dzieciństwie i uważam to za rzecz normalną. Można powiedzieć, że społeczności ludzkiej czegoś by brakowało, gdyby dzieci dorastały, same stawały się rodzicami, nie wiedząc i nie doceniając tego, co na początku ich życia zrobiła dla nich matka. Nie chciałbym przez to powiedzieć, że dzieci powinny być wdzięczne rodzicom za to, że je poczęli, czy że wspólnie budowali dom i zajmowali się sprawami rodziny. Chodzi mi o stosunek matki do swego dziecka tuż przed urodzeniem i w pierwszych tygodniach i miesiącach jego życia. Chcę zwrócić uwagę na ogromne zasługi na początku rozwoju jednostki i społeczeństwa zwykłej dobrej matki wraz z pomocnym mężem przez to, że jest po prostu oddana swojemu dziecku. Czyżby zasługi matki nie były doceniane tylko dlatego, że są tak ogromne? Gdyby w pełni je uznawano, to każdy rozsądny człowiek, każdy, kto uważa się za istotę ludzką i dla kogo świat cokolwiek znaczy, każdy szczęśliwy człowiek, słowem wszyscy powinni być nieskończenie wdzięczni kobiecie. W najwcześniejszym okresie niemowlęctwa, kiedy była nam obca świadomość zależności, byliśmy całkowicie zależni od matki. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że wynikiem takiego uznania roli matki nie ma być wdzięczność czy pochwała, lecz zmniejszenie istniejącego w nas lęku. Jeśli społeczeństwo będzie się ociągało z pełnym uznaniem owej zależności, która jest faktem w początkowej fazie rozwoju każdej jednostki, to nie osiągniemy pełni spokoju umysłu i zdrowia, bo będzie nas dręczył niepokój. Jeżeli rola matki nie zostanie prawdziwie doceniona, to zawsze będzie nam towarzyszył nieokreślony lęk przed zależnością. Może on przybrać formę lęku przed kobietami w ogóle albo lęku przed określoną kobietą, a w innych wypadkach może ujawnić się w mniej widoczny sposób, choć zawsze będzie wynikiem tamtego niepokoju. Niestety, lęk przed dominacją nie prowadzi do jej uniknięcia, wprost przeciwnie – wciąga ludzi w układy, w których stają się zdominowani w jakiś szczególny sposób. Gdybyśmy zbadali psychikę dyktatora, to możemy oczekiwać, że między innymi w swej osobistej walce stara się panować nad kobietą, której dominacji podświadomie ciągle się obawia; próbuje mieć nad nią kontrolę poprzez dogadzanie jej, działanie w jej imieniu, a w zamian żąda całkowitego podporządkowania i „miłości”. Wielu badaczy rozwoju społeczeństw twierdzi, że lęk przed kobietą jest w ogromnym stopniu powodem pozornie nielogicznego zachowania się grup ludzkich, ale rzadko dociera się do źródeł tego zjawiska. Gdy jednak prześledzi się je w rozwoju każdej jednostki, to okazuje się, że lęk przed kobietą jest obawą przed uznaniem zależności od niej z okresu wczesnego niemowlęctwa. Dlatego też istnieją wystarczające racje społeczne, by rozpocząć badania nad najwcześniejszymi stadiami związku między matką i dzieckiem.
Michał Łapiński (ze Wstępu do wydania polskiego)
|