Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Jacek Bocheński - Boski Juliusz - Warszawa:)

27-01-2012, 22:22
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 18 zł     
Użytkownik Evy1
numer aukcji: 2060052441
Miejscowość Warszawa
Wyświetleń: 8   
Koniec: 25-01-2012 23:34:32

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: miękka
Rok wydania (xxxx): 2009
Kondycja: bez śladów używania
Język: polski
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Jacek Bocheński napisał piękną i mądrą książkę zatytułowaną „Boski Juliusz”. Wydawałoby się niepodobieństwem dodać cokolwiek do literatury o Juliuszu Cezarze; od czasów Swetoniusza, Appiana, Plutarcha i Diona biografia ta nie przestawała urzekać historyków i pisarzy, znamy jej wersję szekspirowską, wiemy o niegasnącym zapale, z jakim opisywano Cezara w ostatnich dziesiątkach lat, przypomnijmy choćby Shawa, Brechta czy Wildera, który poświęcił swe „Idy marcowe” pamięci Laura de Bosis (poecie rzymskiemu poległemu w walce z reżymem Mussoliniego) i zakończył swą książkę fragmentem ze swetoniuszowskich „Żywotów”. Bocheński kończy Plutarchem. Poświęca zaś swą książkę jednemu przede wszystkim problemowi praktycznemu (co zrobił Cezar, aby zostać bogiem) i jednej osobie. Tą osobą nie jest jednak Cezar, choć o Cezarze, jego przeprawach i zabiegach w drodze do boskości, czytamy na wszystkich bez mała stronicach książki. Nie jest nią również któryś z groźnych antagonistów Cezara, militarny przeciwnik Pompejusz. romantyczny oportunista Cyceron, poetycki mąciwoda Katullus. Jest nią republikański nudziarz Katon młodszy, jedyny z oponentów, który także ma -zadatki na boskość, jedyny, wobec którego Cezar pragnąłby być lwem - i nie może, nie może, jest ledwo szczurem, i jest także dość wulgarnym i bezbronnym polemistą z „Anty-Katona”. Samobójstwo tamtego uprzedza jego łaskę i niestety - jak wtedy gdy Cezar próbował uwięzić Katona i z pewną przykrością musiał z tego zrezygnować czując przechylanie się szali świętości na stronę pryncypialnego nudziarza i jego republikańskich dogmatów moralnych - cały model wali się wówczas, ów świetny model Juliusza Cezara, wielka koncepcja, która sformułowana najprościej, powinna była brzmieć: dyktatorem Rzymu będzie liberał, zwycięskie wojny przeprowadzi pacyfista, republikę zniszczy ten, kto pozwoli istnieć jej instytucjom. Trzeba było na to, zapewne, wojska i pieniędzy, trzeba było także ludowego entuzjazmu, jakiego w końcu nie zabrakło. Lecz do pewnych granic, gdyż na niesione w pochodzie karykatury tamtego Katona (sycił się ich widokiem) ulica nie może przystać, niestety, ulica wypija falern i jednak się gorszy, bo po co – mówią - taki wielki Cezar pozwolił szydzić z nieboszczyka, po co karykatury Katona, przecież t a m t e n był dobrym człowiekiem, po prostu świętym. Niestety, nic nie uchroni Cezara przed nieśmiertelnością tamtego. Jest jeszcze sprawa Neposa i sprawa Attykusa, obydwie interesują nas w sposób zgoła współczesny, obydwie należą do kręgów refleksji, w których rozważane są - jak u Camusa na przykład, choć w odmiennym ujęciu - stosunki pomiędzy człowiekiem i innymi ludźmi, starcie się człowieka z absurdalnością losu, zagadnienia samotności i solidarności, odmowy i nieuczestniczenia. Oczywiście, jeśli jest się pisarzem, można powiedzieć sobie jak autor „Dżumy”: Zarówno duch historii jak artysta pragną odmienić świat. Lecz artysta zna granice, których nie zna duch historii. Dlatego ten ostatni prowadzi do tyranii, podczas gdy pasją pierwszego jest wolność. Katon nie byt jednak artystą, przeciwnie. można przypuszczać, że należał do osobowości dosyć odległych od zainteresowań dla sztuki. Jego pasja wolności - ta nudna, toporna, nieefektowna pasja rzymskiego senatora - była przecież zjawiskiem pierwszego blasku. I miała finał nieprzeczuwany, choć przez Katona przemyślany głęboko, ten śmieszny przeciwnik (cóż za szansę mają w dzisiejszych czasach pokazy prostolinijności, które urządza Kato), ten uparty mówca, który dochowywał wierności przebrzmiałym cnotom i którego nikt nie słuchał, ten wyobcowany samotnik potrafił przecież skłonić Cezara, cóż za triumf!, do rozważań na temat siły tkwiącej w bezsilności (czy można być aż tak bezsilnym, ze się przez to będzie silnym?) i uspokajającej myśli, że, na szczęście, w Rzymie większość ludzi jeszcze nie zwariowała, przynajmniej Cezar jest człowiekiem normalnym. Oczywiście, lecz sama już myśl tego rodzaju jest porażką dla siły zmierzającej do boskości, dla Cezara stającego się boskim Juliuszem. Autor „Boskiego Juliusza" pokazuje owo stawanie się z systematycznością, na jaką zasługuje zjawisko tak niezwyczajne: w Galii, gdzie Cezar dziesiątkuje Helwetów, łupi ziemie Ariowista i rozprawia się z Wercyngetoryksem pod Alezją; w trakcie wojny domowej, na drodze do tytułów Ojca Ojczyzny, Dyktatora Wiecznego i Dozorcy Moralności; w miłosnych przygodach łysego gacha, których ukoronowaniem był związek z Kleopatrą, kochanką-półboginią, po trosze Izydą, po trosze Mut i Hatior; w grze z Cyceronem, który ułoży palinodię, nabierze przekonania do kroków nakazywanych przez konieczność i po powrocie z obozu Pompejusza uzyska bez trudu amnestię od Cezara. Dodajmy, że fragment poświęcony stylistyce antagonistów stanowić mógłby jedną z prób tej zwięzłej i znaczącej prozy, która stroniąc od ozdób i barokowych konstrukcji, cała prześwietlona jest treścią, pragnieniem nazwania myśli i wzruszeń, wiedzą niezbędną dla tego pragnienia. ARTUR MIĘDZYRZECKI