Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

JÓZEF PIŁSUDSKI - ROK 1[zasłonięte]920 19

07-08-2014, 20:06
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 89.99 zł     
Użytkownik dicentium
numer aukcji: 4455394359
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 8   
Koniec: 07-08-2014 19:50:00

Dodatkowe informacje:
Rok wydania (xxxx): 1927
Okładka: miękka
Stan: Używany
Waga (z opakowaniem): 0.75 [kg]
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Copyright by Józef Piłsudski
Wszelkie prawa phzedruku i przekładu zastrzeżone.
Odbito 5100 egzemplarzy na papierze zwykłym i 100 egzemplarzy numerowanych na papierze bezdrzewnym w druKARNI Ministerstwa Spraw Wojskowych w Warszawie 1927.



SPIS   TREŚCI.



JÓZEF PIŁSUDSKI:   ROK 1920.                                                Str.
Przedmowa do wydania II...............      V
Przedmowa do wydania I......:........       1
Rozdział        I....................       9
Rozdział      II....................     18
Rozdział     III...................    ¦     30
Rozdział    IV....................     47
Rozdział     V....................     56
Rozdział    VI.....................    101
Rozdział   VII....................    129
Rozdział VIII....................    140
Rozdział    IX....................    201
Rozdział      X....................    212
M.   TUCHACZEWSKI: POCHÓD ZA   WISŁĘ......    229
Przypisy...................    289



SPIS SZKICÓW POZA TEKSTEM. Do „Roku  1920":



Szkic Nr  1. Położenie wyjściowe  dnia 4.VII. rano......     65
Szkic Nr 2. Położenie 4.VII. wieczorem..........     67
Szkic Nr 3. Położenie wieczorem i w nocy  5.VII.......      75
Szkic Nr 4. Położenie rano 6.VII.............     81
Szkic Nr 5. Położenie  obu  stron z  11  na  12.VII.......    127
Szkic Nr 6. Położenie  I2.VIII. wieczorem.........    169
Szkic Nr 7. Położenie  17.VIII. wieczorem.........    181
Szkic Nr 8. Położenie 16 — 25.VIII............    199
Do „ Przypisów ":
Szklc Nr *....................    331
Szkic Nr 2....................    333



PRZEDMOWA DO WYDANIA II.



Kiedym trzy lata temu pisał swoją książkę, nieraz przy pisaniu zastanawiałem się nad specjalną  jej  konstrukcją, która mnie ustawicznie krępowała. Związałem się bowiem względnie  niewielką   broszurką   p.   Tuchaczewskiego,   któremu w ten sposób pozostawiłem inicjatywę w konstrukcji swojej własnej pracy. Gdy teraz już minęły trzy lata, ten zasadniczy błąd — na który rozmyślnie zresztą szedłem —-wywołuje we mnie jakgdyby coś w rodzaju żalu. Z powodu bowiem przyjęcia tej właśnie konstrukcji zrobiłem ze swojej książki przyczynek jedynie historyczny, a nie właściwą historję.  Opuszczałem więc  całe mnóstwo i  swoich własnych przeżyć, i czynności dowodzonego przeze mnie wojska, i mnóstwo  danych,  związanych z  przeżyciami histo-rycznemi mego narodu, które nieraz stanowiły decydujące motywy mojego postępowania jako naczelnego wodza, dlatego jedynie, by nie zadać kłamu konstrukcji małej  broszury,  związanej   z  przeżyciami  i   państwowemi  i  wojen-nemi nie naszej strony, lecz strony nieprzyjacielskiej. Pomimo  jednak żalu, który odczuwam,  muszę się  pogodzić z faktem tak, jak on się stał w realności życia.
Przy drugiem wydaniu nie jestem w stanie osobiście naprawić tego błędu tak jak nieraz marzyłem, że to kiedyś zrobię. Zbyt zajęty jestem bowiem sprawami państwowemi i nie zdołałbym nigdy przepracować ogromnego materjału, który z taką pracą jest związany.  Nie potrafiłem nawet
wymusić aa sobie przestudiowania zwiększonego w ilości materjału historycznego ściśle wojennego, który od czasu wydania mojej książki w druku się ukazał, Zastąpił mnie w  tej   właśnie   części  pracy  historycznej   przyjaciel   mój generał     Stachiewicz,     któremu     niezmiernie     wdzięczny jestem, że zechciał się tego podjąć, dając mi swoją współpracę równie chętnie, jak dawał ją przy pierwszem wydaniu,   jako szef naszego Wojskowego Biura  Historycznego. Zestawienia literatury historycznej, uczynione przez niego i   jego  współpracowników,   znajdzie   czytelnik   w   przypisach.   Naturalnie   ten   system   i   ta   konstrukcja   szkodzić musi samej książce, gdyż nie jest to przepracowanie podane w tekście i związane organicznie z sarną książką. Lecz innego wyjścia wraz z p. generałem Stachiewiczem nie znalazłem,
Materjał   historyczny,   który   był   do   przepracowania, wyrósł przez tych kilka lat do znacznych rozmiarów i wyświetlił   dość   wielką   ilość   zjawisk,   które   przy   pisaniu książki mogły być czy wątpliwemi, czy niejasnemi.  Niestety, .nasz ówczesny nieprzyjaciel prześcignął nas w tej sprawie bardzo   znacznie,    Nie tylko   bowiem praca  historyczna rosyjska prześciga nas pod względem ilości roboty w historję włożonej,  ale różni się także od naszych prac swoją jakością. Już przy wstępie, napisanym przeze mnie w  roku   1924,   zakończyłem   swoją   przedmowę   słowami: ,,Kończę wstęp wyrażeniem żalu, że niektóre nasze publikacje historyczne sio ją niestety tak nisko, że ani dobrem źródłem być nie mogą, ani zasługiwać nie są w stanie na porównanie z pracą w tej dziedzinie naszych byłych przeciwników, a często, zbyt często, robią wrażenie prac żaka szkolnego,, który, wiedząc, że zawinił, blagą ^nadrabianiem miny oszukać się stara surowego nauczyciela — historję". Nie   mógłbym   cofnąć   swego   określenia   niestety i teraz, gdyż na publikacjach „historycznych" naszych nie radziłbym nikomu z poważnych historyków opierać swoje sądy, ani też wyrabiać swe zdanie,  nawet gdy chodzi o publikacje oficjalne.
Przeglądając jedną z książek, wydanych w Rosji, a mianowicie książkę p. Witolda Putny, który podczas operacji warszawskiej dowodził 27-ą dywizją sowiecką, należącą do 16-ej armji i zwycięską przy szturmie na Radzymin, znalazłem bardzo ciekawy i rzadki w historji wojny ustęp, opisujący fakt zerwania istotnej łączności wszystkich dywi-zyj tejże 16-ej armji z dowódcą armji już dnia 18 sierpnia. Zerwanie tej łączności nastąpiło w tak gruntowny sposób, iż od dnia tego, aż do wieczora dnia 25 sierpnia, dowództwo 16-ej armji, odchodząc ku wschodowi aż za Wołkowysk, nie dowodziło właściwie swojemi wojskami, gdyż przez cały ten czas moje prawo-flankowe dywizje — 1-a z kawaler ją a potem i 21-a (górska) — stały i poruszały się pomiędzy dowództwem armji 16-ej a oofają-cemi się w bezładzie dywizjami tejże 16-ej armji ku półno co-wschodowi w stronę Białegostoku. Nie przeszkodziło to jednak, jak stwierdza p. Witold Putna, dowódcy i sztabowi 16-ej armji wydawać codzienne rozkazy do każdej z dywłzyj przez cały ten czas, pomimo, iż ani raporty od dywizyj do armji, ani rozkazy od armji do dywi-zyj nie dochodziły nigdy. To znaczy, iż historja istotna i realna szła swoją drogą realności zjawisk, swoją zaś zupełnie odrębną drogą biegło fikcyjne rozkazodawstwo zapisane w dokumentach.
Polskie publikacje historyczne oficjalne, specjalnie praca nad bitwą warszawską szefa do niedawna naszego Biura Historycznego, są pisane w ten właśnie sposób, jak-gdyby kto chciał opisać działanie 16-ej armji na podstawie dokumentów dowództwa tejże armji wtedy, gdy pisało ono rozkazy bez związku z wojskami i realnością zjawisk wojennych, gdy 16-a armja była odłączona i żadnych stosunków z armją swoją, t. j. żołnierzami i dowódcami dywizyj nie miała. Ten oryginalny sposób pisania historji bez związku z realnością zjawisk wojennych był niestety, jak dotąd, charakterystyką literatury historycznej polskiej. Muszę więc niestety żal swój, który w przedmowie do „Roku 1920" wyrażałem — wyrażać i teraz.



P R Z E D M O W A.



Rok 1920 pozostanie   w   dziejach   co   najmniej   dwóch państw i narodów rokiem na długo pamiętnym. Na ogromnej arenie, pomiędzy brzegami Dniepru, Berezyny i Dźwiny, a z drugiej strony Wisły, rozstrzygały się w walce wojennej, losy nasze polskie i sąsiedniej  z nami Sowieckiej Rosji. Rozstrzygnięcie walki rozstrzygnęło zarazem na czas pewien i losy miljonów istot ludzkich, które reprezentowane były wtedy przez walczące na tej ogromnej przestrzeni wojsko i jego wodzów. Nie chcę wchodzić w dociekania czy boje toczone w tym roku swem znaczeniem nie obejmowały znacznie szerszych kręgów, niż zakreślone one były granicami obu państw,  będących w sporze  wojennym,  nie-chybnem jednak jest, że napięcie nerwów w całym świecie cywilizowanym było niezwykle duże i ku nam, ówczesnym żołnierzom,  skierowane  było mnóstwo ócz,  napełnionych to trwogą, to nadzieją, to łzą goryczy, to uśmiechem szczęścia. Nic więc dziwnego, że ciekawość dotąd pyta o wyjaśnienie zagadek i wątpliwości, które dręczyły ongiś ludzi. Zrozumiałą również jest ciekawość nasza, głównych aktorów ówczesnych dziejowych zdarzeń, w stosunku do działań, myśli i nawet wszelkich szczegółów pracy tych, z którymi ongiś skrzyżowaliśmy szpady. Pan Tuchaczewski (nie mogę zaleźć innej formuły, gdyż nie wiem, czybym określeniem rangowem nie uraził w czemkolwiek swego byłego przeciwnika)  wydał świeżo książeczkę pod tytułem  „Pochód
za Wisłę", ja zaś zostałem zaproszony przez polskich tej książeczki wydawców o danie dla polskiej publiczności swojej tego dziełka oceny i przeciwstawienia myślom i ujęciom każdorazowej sytuacji wodza jednej z partyj walczących, myśli i takiegoż ujęcia wodza z naszej strony. Sądzę, że wydawcy mieli w tej sprawie myśl szczęśliwą, gdyż taka jednoczesna obserwacja obu stron walczących daje największe zbliżenie do realnej prawdy i stanowić może bardzo dobrą podstawę dla każdego z poważnych badaczy historji. Niechybnie p. Tuchaczewski ma przede mną przewagę pierwszeństwa, że tak powiem przewagę inicjatywy — zaczął pierwszy- A z tego powodu zgodnie z celami wydawnictwa jestem zgóry związany zarówno układem pracy p. Tuchaczewskiego, jak jej metodą i jej konstrukcją; w pracy zaś literackiej równie dobrze jak i w pracy wojennej jest to niemało ważną przewagą. Wobec tego jednak, że i w naszem spotkaniu wojennem losy pod względem inicjatywy sprzyjały nie mnie, lecz partji przeciwnej, zgodziłem się chętnie na propozycję wydawców, gdyż sama metoda ujęcia pracy przez p. Tuchaczewskiego niezwykłe sprzyja zadowoleniu szeroko odczuwanych u nas potrzeb wyświetlenia wielu zjawisk przeżytych przez nas tak głęboko w przełomowym dla naszej Ojczyzny roku 1920.
Mianowicie p. Tuchaczewski, wydając pod powyższym tytułem swe prelekcje na dopełniającym kursie akademji wojennej w Moskwie, poszedł w ograniczeniu ich' treści tak daleko, że zawarł ją, jak mówi we wstępie ,,w obszczem strategiczeskom obzore operacij" a „razsmotrenja strate-giczeskich detalej i takticzeskich sojedinienij" zdecydował uniknąć, zupełnie. Z tego powodu dziełko p. Tuchaczewskiego staje się dostępne szerokiemu kołu czytającej publiczności, Strategja bowiem tak ogólnie pojęta, bez związania jej ściślej zarówno ze szczegółami tej dziedziny, jak i z taktycznemi działaniami wojska, oswobadza piszącego czy mówiącego od ciężko strawnej dla ogółu analizy wo-
jennych sytuacyj, nie wymaga trudnych do odcyfrowama dla przeciętnego czytelnika szkiców i map, a zarazem przenosi czytelnika i słuchacza do tej dziedziny, gdzie zaczyna panować niekiedy wszechwładnie — nieuchwytny nieraz dla ścisłej analizy czar sztuki wojennej. Dziedzina zaś każdej sztuki jest tą, gdzie przeciętnie wykształcony człowiek obraca się względnie swobodnie, a przynajmniej swobodnie się czuje; gdy jest wystawa obrazów, wszyscy nie malujący rozpowiadają wcale swobodnie o artystach i ich metodach, gdy zaś jest wystawa wojny, niema szerzej omawianego tematu, jak strategiczne błędy i zalety głównych aktorów wojny, których właśnie udziałem jest dziedzina strategicznej sztuki wojennej. Gdy więc nasz Stańczyk mówi, że najwięcej na świecie jest lekarzy, dających porady chorym, to śmiem zaprzeczyć znakomitemu rodakowi, stwierdzając, że podczas wojen najwięcej jest mądrych strategików, operujących swobodnie w dziedzinie strategicznych operacyj. Gdy zaś echa wojny libiegłej drżą jeszcze w powietrzu, gdy nieraz starzy i młodzi uczestnicy tak niedawnych jeszcze klęsk i zwycięstw gwarzą wśród chętnych słuchaczy o swych przejściach, wdzięczny jestem p. Tuchaczewskiemu, że swą metodą pracy zachęcił mnie do skrzyżowania jeszcze raz z nim szpady tym razem niewinnie na papierze, w nadziei, że w ten sposób przyczynimy się obaj do gruntowniej szych i bardziej uzasadnionych rozpraw wśród strategicznych amatorów w obu naszych ojczyznach.
Gdy mówię o skrzyżowaniu szpad i stwierdzam przewagę p. Tuchaczewskiego, bo ma ich wybór, śpieszę odrazu zaznaczyć, że mam swoje przewagi, z których nie omieszkam skorzystać. Pierwszą z nich jest fakt, że dzieje postawiły mnie wyżej od p, Tuchaczewskiego, Dowodził on większą coprawda, lecz jednak tylko częścią wojsk sowieckich, walczących ongiś z nami, gdy ja byłem naczelnym wodzem wojsk polskich. Gdy więc on, jako podwładny, nieraz z konieczności był krępowany w swoich zamie-
rżeniach rozkazem przełożonych i wyznaczeniem mu środków dla prowadzonej przez niego walki, ja tego skrępowania nie miałem. Z tego też powodu w dziedzinie najogólniejszych strategicznych działań z musu musiałem sięgać szerzej i obracać się w rejonach wojennej sztuki i w myślach z nią związanych w wyższym kręgu, niż to było udziałem p. Tuchaczewskiego. Pocieszam się tem, że ta naturalna przewaga jest przez p. Tuchaczewskiego zupełnie negowana, gdyż czyni on mnie w swoich rozumowaniach także podwładnym rozmaicie: to generalnemu sztabowi Ententy, to znowu kapitalistom całego świata.
Pozostaje do omówienia inna przewaga z mojej strony, z powodu której przez dłuższy czas się wahałem, czy mam się podjąć wogóle pracy, o którą mnie proszono- Jeżeli p. Tuchaczewski przez celowe, jak zaznaczyłem, ograniczenie siebie do najogólniejszych strategicznych rysów operacyj przez siebie dowodzonych stał się dostępnym dla względnie szerokiego koła czytającej publiczności, to równocześnie z tem wyrządził sobie krzywdę, gdy mówiąc i wydając książkę o historycznej swej pracy dowodzenia wielką ilością wojsk, obniżył ją do rozmiarów jednej tylko funkcji wodza, sprawiając tem często wrażenie wiatraka, obracającego się w pustej przestrzeni. Nie chcę tem obrażać lub w czemkolwiek ujmować p. T-, lecz nadmierna, zdaniem mojem, abstrakcyjność wykładów oddziela p. Tuchaczewskiego od wojska, którem dowodził, tak daleką i tak ni-czem niezapełnioną przestrzenią, że jedynie z wielkim nakładem pracy nad sobą, mógłbym iść w jego ślady i przystosować swoją pracę do jego metody i do jego ujęcia wykładów.
Przerzucałem więc po kilka razy kartki książeczki, niezdecydowany ciągle, czy mam podjętą pracę wykonać, czy też zrzec się jej całkowicie. 0 pracach bowiem historycznych, rzeczach, które się działy na wojnie realnie, nie mogłem się odważyć pisać w ten sposób, jak to uczynił p. Tu-chaczewski.
Rozumiem jeszcze, gdy idzie o wykład czy to strategji ogólnej, czy to tej lub innej jej części, a jako przykład ilustrujący myśl wykładowcy bierze się ogólnikowo takie lub inne fakty historyczne, metoda p. Tuchaczewskiego byłaby usprawiedliwiona. Lecz ani sama treść wydanej książeczki, ani sposób ujęcia tematu nie dawały mi możności zaliczyć pracy p. Tuchaczewskiego do takiej właśnie kate-gorji. Treścią właściwą jest historja myśli przewodniej dowódcy wojsk sowieckich, stojących przeciw nam na froncie na północ od Prypeci w niezaprzeczenie pięknej operacji w roku 1920. I zaledwie jedna drobna część wykładów p, Tuchaczewskiego, mianowicie jego rozważania działań za pomocą mas taranowych,  dałaby się zaliczyć do prac
0  charakterze  teoretycznym,  do czego potrzebną by była ilustracja historyczna. Z chwilą zaś, gdy w całej książeczce wymieniona   część   jest   tylko   krótkotrwałym   epizodem, a reszta jest historja w ścisłem tego słowa znaczeniu, nie mogłem wymusić na sobie wyrzeczenia się praw istotnego dowodzenia i praw historji, ciążącej zawsze nad wodzami wojny, gdybym się zdecydował iść w ślady p. Tuchaczewskiego,
Niewątpliwie dla historji każdej z wojen nieodzownem źródłem jest historja pracy duszy każdego z wodzów, dowodzących wojną. Wpływ bowiem, jaki ma ta praca na losy wojny jest tak wielki, że historja wojny staje się bez tego niezrozumiałą,  często  dziwaczną  mieszaniną  faktów
1  fakcików, nieujętych w żaden system,  tak,  że zjawisko zwycięstwa czy klęski nie daje się przyczynowo ująć i wisi w jakiejś    abstrakcyjnej    pustce,    niewiadomo    dlaczego upiększając   głowę   jednych   laurem,   a   oblewając   żarem wstydu twiarze innych.
Dlatego też książeczka p. Tuchaczewskiego jest niechybnie źródłem historycznem, spowiada się w niej p- Tuchaczewski ze swych myśli wodza i daje wyraz tej pracy dowodzenia.
Lecz wtedy ta niezwykła abstrakcyjność pracy daje nam obraz człowieka, który — j ak mówiłem — miele tylko własny mózg czy własne serce, wyrzekając się lub nie umiejąc dowodzić codziennie wojskiem w jego pracy, która to praca nietylko niezawsze odpowiada myślom i zamierzeniom wodza, lecz nieraz mu zaprzecza lub zmuszona jest zaprzeczyć przez działanie i pracę wojsk nieprzyjacielskich.
Nie chcę przez to powiedzieć, że p. Tuchaczewski istotnie tak dowodził, nie chcę w całej pełni korzystać z przewagi mi w ten sposób danej, lecz nie mogę się oprzeć wrażeniu, że bardzo wiele zjawisk w operacjach 1920 roku zawdzięczać należy nie czemu innemu, jak wielkiej skłonności p. Tuchaczewskiego do dowodzenia wojskiem w ten właśnie abstrakcyjny sposób. Wobec zaś tego, że w swoim typie dowodzenia nie znajdowałem nigdy tej skłonności i o swojej pracy dowodzenia nie mógłbym, gdy idzie o historję tak pisać i myśleć, gdym wreszcie się zdecydował podjąć proponowanej mi pracy, nie wyrzekam się tej naturalnej przewagi w naszej odnowionej walce na papierze, którą mi da analiza wiążąca moje myśli i moją pracę mózgową z pracą wojsk, z pracą dowódców, którzy mi byli wówczas podwładni.
Jeżelim zatrzymał czytelnika tak długo na wstępie nie przechodząc do treści, to uczyniłem to dlatego, abym mógł być wolnym od wielu uwag, które musiałbym stawiać, idąc w rozważaniu operacji 1920 roku krok w krok zta takimże rozważaniem p. Tuchaczewskiego. Z chwilą zaś, gdy jestem przy usuwaniu przeszkód w pracy, usunąć chcę i parę innych.
Po pierwsze, nie chcę iść także w ślady p. Tuchaczewskiego pod względem stylu, który nadał swojej pracy; niechybnie p, Tuchaczewski wydawał książeczkę nie dla nas Polaków i żołnierzy polskich, lecz stylem swoim o charakterze, że się tak wyrażę, mocno publicystycznym nie upiększył wcale swojej pracy. W stylu jego jest jakgdyby chęć
agitowania swoich słuchaczy czy czytelników z próbą ustawiczną ubliżania swoim przeciwnikom na wojnie. I pomimo, że osobiście nie mam pretensji do p. Tuchaczewskiego za kolorystyczne określenia mas walczących z nim w 1920 roku, z wyraźną chęcią podania nas wzgardzie publicznej, unikać będę w swej odpowiedzi nawet zwyczajnego U na9 określenia „bolszewik", gdyż niewątpliwie określenie to nabrało u nas także cech pogardy i chęci ubliżenia. Nie wyklucza to wcale, że zająć będę musiał swe stanowisko do poglądów p- Tuchaczewskiego o charakterze polityczno-socjalnym; rozrzucone są one niekiedy epizodycznie w różnych częściach wykładów, a skoncentrowane w jednym specjalnym rozdziale, zatytułowanym „Rewolucja z zewnątrz". Wydaje mi się to koniecznem, gdyż niewątpliwie czynniki polityczno-socjalne odgrywały bardzo poważną rolę w samej wojnie, a zatem i w rozważaniach jej wodzów.
Dodam we wstępie wreszcie, że nie mogąc w wykładach p. Tuchaczewskiego znaleźć, jak to powiedziałem wyżej, odpowiednika całości pracy jego dowodzenia, starałem się o inne źródła, któreby mi brak ten wyrównały i lukę zapełniły. Znalazłem je w niedostatecznej wyznaję mierze w szeregu prac historycznych, wydanych przez naszych byłych przeciwników na wojnie, Z prawdziwą przyjemnością konstatuję, że zarówno pod względem metody jak i ujęcia wytrzymać one mogą porównanie z wybitnemi pracami tego rodzaju na świecie. Istotną zaś perłą pod tym względem w tej literaturze jest książka p. Sergiejewa pod tytułem >.Od Dźwiny do Wisły", która daje historję działań 4-ej armji sowieckiej oraz.pracę jej dowódcy, autora książki. Korzystałem z niej obficie przy wszystkich próbach mojej analizy historycznej w poszczególnych sytuacjach kampanji 1920 roku, a niestety daje ona możność ilustrowania tej prawdy o dowodzeniu p, Tuchaczewskiego, którą wypowiedziałem wyżej.
Kończę wstęp wyrażeniem żalu, że niektóre nasze publikacje historyczne stoją niestety tak nisko, że ani dobrem źródłem być nie mogą, ani zasługiwać nie są w stanie na porównanie z pracą w tej dziedzinie naszych byłych przeciwników, a często, zbyt często robią wrażenie prac żaka szkolnego, który wiedząc, że zawinił, blagą i nadrabianiem miny oszukać się stara surowego nauczyciela — historję.



WIELKOŚĆ 24X16,5CM,MIĘKKA OKŁADKA,LICZY 378 STRON+8 SZKICÓW POZA TEKSTEM.

STAN:BRAK TYLNEJ OKŁADKI,BLOK KSIĄŻKI NIE JEST PRZYCIĘTY DO RÓWNA,JEDEN ZE SZKICÓW JEST LUŹNY I LEKKO PODNISZCZONY,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB/DB- .

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 10 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA EKONOMICZNA + KOPERTA BĄBELKOWA.W PRZYPADKU PRZESYŁKI POLECONEJ PRIORYTETOWEJ PROSZĘ O DOPŁATĘ W WYSOKOŚCI 3ZŁ.KOSZT PRZESYŁKI ZAGRANICZNEJ ZGODNY Z CENNIKIEM POCZTY POLSKIEJ / .

WYDAWNICTWO INSTYTUT BADAŃ NAJNOWSZEJ HISTORJI POLSKIEJ WARSZAWA 1927.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE