Wojna prowadzona przez wojska amerykańskie na Pacyfiku obfitowała w krwawe i okrutne wydarzenia, jednak bitwa, która rozegrała się na wyspie Iwo Jima, stanowi prawdziwy symbol śmiertelnych zmagań prowadzonych w wojennym zamęcie. Rzeź. To słowo najtrafniej oddaje naturę walk, które doprowadziły do ostatecznego zwycięstwa, okupionego nadzwyczaj wysoką ceną. Japoński dowódca, zdecydowany prowadzić wojnę obronną na wyniszczenie, przyjął strategię obrony wyspy do ostatniego żołnierza. Osobiście i z wielką pieczołowitością nadzorował budowę betonowych schronów, blokhauzów i różnego typu stanowisk obronnych, a także wielopoziomowej sieci podziemnych centrów dowodzenia, koszar oraz magazynów broni, które sięgały nawet 30 metrów w głąb ziemi. Jeszcze przed dniem D - 19 lutego 1945 r. - większość tych imponujących umocnień połączona została liczącą ponad 16 kilometrów siecią podziemnych tuneli. Wyspy bronił garnizon japoński złożony z 23 tysięcy żołnierzy, wspierany jednostkami marynarki. Wielu z nich było doświadczonymi, zaprawionymi w walkach na Pacyfiku i w Chinach wiarusami. Setki moździerzy, dział i wyrzutni pocisków rakietowych zostały precyzyjnie rozmieszczone, a każdy cel na wyspie przećwiczony tak rzetelnie, by został trafiony pierwszym pociskiem