"Stadion przypominał śmietnisko. Zebraliśmy się w środku sektora, nikt nic nie mówił. Na sektor gości ze śpiewem weszli kibice West Hamu. Tam gdzie staliśmy my, panowała martwa cisza. Momentalnie jednak atmosfera się zmieniła. Kilku wielkoludów zaatakowało nas od dołu. Chwilę później doskoczyli inni, byli dookoła nas. Jeden z chłopaków ze Stretford wygiął się przez barierkę i rzucił gorącym ciastkiem któregoś z miejscowych w twarz; ten krzyknął, a jak podniósł głowę, ktoś kopnął go prosto w twarz.
Ruszyliśmy na nich. Widziałem jak Shane machał łapami. Próbowałem się do niego zbliżyć, ale jakiś wielki Walijczyk złapał mnie za kurtkę i próbował przewrócić. Potem chciał mnie przyciągnąć do siebie. Walczyłem o odzyskanie równowagi i wyrwanie się z jego łap. Nie dałem rady i przewróciłem się myśląc, że już po mnie. Gdy jednak podniosłem głowę zobaczyłem, że na Taffy?ego wskoczyło dwóch naszych chłopaków. Szybko wstałem i wróciłem do gry ? kopałem, waliłem co się tylko ruszało. Cały sektor wrzał, jak nasze dwa autokary robiły porządek z tymi walijskimi bandytami. Do zabawy przyłączyli się tamtejsi policjanci. Swoich rodaków nie ruszali, za to nas ostro okładali pałami. W końcu zostaliśmy otoczeni i wyprowadzeni do właściwego sektora.
Byliśmy tak podładowani, że w ogóle nie interesował nas mecz. Po jego zakończeniu trzymali nas na sektorze jeszcze pół godziny. Potem, w szczelnej obstawie, odprowadzili do autokarów i eskortowali aż do autostrady. Drugi raz nie mieli zamiaru dać się podejść?
Po dojściu na stację, na górnym piętrze zobaczyliśmy tłum ludzi, a było już po północy. Co to za ekipa? Było ich chyba ze trzystu. Momentalnie wytrzeźwiałem, podobnie jak pozostali. Stanęliśmy w kolejce, bacznie się im przyglądając. Oni przyglądali się nam. Nie ma siły, na pewno będzie dym, konkretny dym. Ale skąd oni są? Byli starsi i więksi od nas, razem z nimi było kilka dziewczyn. Dołączyła do nas reszta ekipy. Ok., zaczęło się. Dawaj Shane, otoczyli Swallowa z chłopakami.
Wpadłem pełnym rozpędem i wyrżnąłem komuś w głowę popielniczką. Momentalnie ktoś mnie czymś walnął. Ludzie wrzeszczeli, rozpętało się piekło. W powietrzu latały kubki, talerze, tace, wszystko, czym się dało rzucić. Byłem dumny z naszych chłopaków; byliśmy w samym środku bitwy razem z ekipą z the Brit. Kopali mnie, walili, popychali, ale chyba posuwaliśmy się na przód. Walę w co się da.
Klincz został rozerwany, teraz staliśmy przed sobą i miotaliśmy różnymi pociskami. Czułem, że jak jeszcze raz zaatakujemy, to uciekną. Tak też zrobiliśmy i, faktycznie, odwrócili się i zbiegli schodami w dół na parking. Wbiegłem do głównego holu i zobaczyłem, jak kilku z nich przeskakuje przez bar i ucieka na zaplecze. Nie goniłem ich, ale wróciłem na pole bitwy, gdzie Andy, Danny Tiderman i paru innych przepychało automat do pinballa w stronę schodów. Na dole zostało jeszcze kilku tamtych i patrzyło co się dzieje. W końcu maszyna poleciała w dół, z hukiem ich rozpędzając. Uciekli, mieli dosyć. Gratulacje! Właśnie spotkaliście InterCity Firm"