HomeFront, czyli najnowsza produkcja KAOS Studios, miała wedle słów z kampanii reklamowej wstrząsnąć nami, jak żadna inna gra o tematyce wojennej. I owszem, Myszastym najwyraźniej wstrząsnęła. Nie do końca chyba jednak zgodnie z intencjami twórców...
"Klonów Call of Duty ci na świecie dostatek, ale i tego wyprodukujemy w imię sprzedaży" zdają się mówić do nas ludzie z KAOS Studios. I wszystko byłoby naprawdę świetnie, gdyby nie fakt, że ekipa odpowiedzialna za Homefront bierze z wielkiego przeboju Activision to, co najgorsze, doprawia własnymi błędami i zaledwie kilkoma ciekawymi pomysłami. Zamiast więc potencjalnego hitu, otrzymujemy bardzo przeciętną strzelankę z przyzwoitym trybem multiplayer.
Podobnie, jak w przypadku gier z serii Battlefield, czy Call of Duty, tryb dla pojedynczego gracza najchętniej w ogóle bym pominął. Są to przecież tytuły, które swoją prawdziwą siłę i żywotność czerpać powinny z rozgrywek sieciowych. Jednak w przypadku Homefront, twórcy i wydawca przyłożyli w kampanii reklamowej wielką wagę do tego właśnie trybu rozgrywki, który miał nam "po raz pierwszy w historii gier pokazać okrutną prawdę o wojnie i wstrząsnąć do głębi każdym graczem". Czy to się udało?
Problem w tym, że nie bardzo. Owszem, sam początek rozgrywki jest nawet całkiem zachęcający, choć trudno pozbyć się wrażenia - które towarzyszyć nam będzie do końca zabawy - że wykorzystane przez twórców pomysły i zagrywki skądś już znamy. Takich koncepcyjnych deja vu przeżyjemy tu naprawdę sporo, a po spokojnej analizie konstrukcji Homefront łatwo dojść do wniosku, że całość ulepiona została z mocno ogranych już elementów. Mamy więc obowiązkową misję snajperską, polatamy sobie śmigłowcem, obejrzymy świat z okna autobusu, czy też pokierujemy ostrzałem z UAV-a. Coś nowego? Jakieś 30 sekund bezruchu pod stertą trupów. Innych nowinek nie zauważyłem.
Nie byłoby w tym nic złego - wszak wykorzystywanie sprawdzonych koncepcji nie jest grzechem - gdyby nie fakt, że zazwyczaj jest to zrealizowane gorzej niż u konkurencji. Jednym z podstawowych problemów Homefront jest bowiem reżyseria i aranżacja poszczególnych scen. Poza samym początkiem i naprawdę świetną akcją z granatami fosforowymi w połowie gry, cała reszta nie wywołała we mnie praktycznie żadnych emocji. Tematyka - abstrahując już od samego tła "historycznego" - pozwalała przecież na stworzenie gry, która miała realne szanse głęboko zapaść w pamięć graczy, wywołać sporo emocji i mocno zagrać na naszych uczuciach.
Niestety, nie udało się. Kilka wzbudzających kontrowersje scenek nie jest w stanie uratować całości, a reszty dopełniają główni bohaterowie. Bohaterowie, o których zapominamy w minutę po ukończeniu gry. Nie wzbudzają w nas żadnych uczuć, ani negatywnych, ani pozytywnych, po prostu są. Nie pamiętamy ich imion, nazwisk, rozpoznajemy na zasadzie "koleś w czapce", czy "gość z wygoloną głową".