Marcin Gokieli Głosy, słowa, elektrony
Kuba Kossak Fagot, elektrony, komputer
Ho Ho JAnek Kasia / Bajka o kozie
Nagrano we "Wuodi Studios" w Warszawie i Klarysewie w grudniu 2001.
Realizacja dźwięku, edycja, mix, mastering Kuba Kossak
Foto Ola Staszko
Normal 0 21
Ho ho!
Wtedy to byo!
Lat było nań siederr, czy osiem
biegato się wówczas wspaniale -
gdakaniem nas budził koiiar;
Gdy stara rosa miauczata
gdy dzwonki „ciekać umiały...
Ho no hol
Kot popiskiwał z cicha:
„Mam dwie fury badyli!
Oddań ich tobie nieco
izysom w ten spcsób pazury.
Utożę je potem na ganku.
~am czosnek! Ryby.
Tam chleb -
żółty, czerstwy, zleża'y...
To wszystko są moje skarby
Temu swe życie oddaleń"
Nlie na już dziś czytania
Trzeba iść, pobiec, polecieć,
zjeść pot, trzy bzy, i ogórek
Zasypać to wszystko w popiele.
Janku Kochany! Kasiu!
Zabierze e swe futerały.
Czy zna) was Witek, co
piasek pożerał cc ranka?
Ho Ho! Ha! Ho:
Nuże, idźmy tam, dzieci!
Będą tam Janek i Kasia.
Suszą dwie
suszą kolbami bagnetów.
„Oj ciężko! Mamy tu dużo roboty.
A zncju nikt nie wywiezie.
Mamy strumień. Dużo złota"
Tak to jtż wtedy
(HO! HA!)
pyto.
Dziś będzie pewnie inaczej
Tylko dość już. p'oszę, czytania:
Umarł kot. Pochowany został za lasem.
Choć tak tu ciemno, choć zwierza
(komar k l'y, kot)
Zasyprry to wszystko palcami.
Wszak choć to praca niełatwa -
Ktoś zrobić to przecież musi.
(A oni? Gazetę czytają zza węgła! Gazetą torują, torują...)
ho, ho!
teraz jest rzecz jasna inaczej
wszystko leci gdzieś, pędzi...
Ja lubię rysować, gryzmolić
Mam pastę. Mam szntrek.
Byt chłopiec, i chłopiec ten był biedny. Bieda go czasem dusiła. Przychodzi, mówi: oddaj dług; o na to nie mogę; ona zaczyna dusić... Jak BOA DUSICIEL. Śmierć zawsze chciała być dusicielem, na razie jednak bieda bliższa była osiągnięcia tego niezwykle cennego trofeum.
Chłopiec postanowił, że się wzbogaci. Wziął jedyną rzecz jaką miał - kozę, starą kozę - i poszedł na targ. Myślał: sprzedam, a trochę kozy zjem, kupię kalafior
i zasieję. Za rok Kalafiorów całe GÓRY!. Przerwę opowieść teraz, muszę spać. Cześć, już jestem. No i idzie idzie przez lasy... A tu koza nagle do niego głosem ludzkim: nie wydawaj mnie na pożarcie! Proszę cię! Jak to? A za co żyć będę?
Nie martw się ... - łypnęła, łypnęła, jeszcze raz łypnęła, a potem byty tylko jęki, ekstaza, i głęboka radość. No bo jeśli koza może mówić ludzkim głosem, to inne cechy też może mieć zupełnie, ale to zupełnie jak człowiek.
Wrócili do domu. Pieniądze byty absolutnie najpotrzebniejsze. Koza mówi: zabjemy i zdusimy biedę, niech przyjdzie cię poddusić, a ja ją wtedy kopytem w ryj! I
pieniążki zabieramy, i jemy kalafiory i mleko i sól. Potem, oczywiście, sapali.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, myślała bieda, która podsłuchiwała ich zza drzwi. Musicie też bowiem wiedzieć, że kochała ona Kozę wielką, a niespełnioną
miłością. Przebrała się za królika i weszła do chaty. Czy mogę się ogrzać? Proszę...
Wejdź, stworzonko... KOCHAMY zwierzęta! - ryknęli chłopiec i koza, bo nie wiedzieli, że to zlotooka bieda, która i tak już wszystko słyszała i wie, że nie pójdzie tak łatwo im ją
zabić i zadusić, bo jest przebiegła i ma rozlegle stosunki w świecie.
Ugościli ją wodą i obierką, byli bardzo biedni (bieda do nich musiała się przebrać za zwierze przed przyjściem, tacy byli biedni, bo planowali podstęp! A nie wyszło, bo bieda się czuła u nich jak w domu u siebie, tam hej, tam gdzie stonko - wysoko, wysoko, hen na niebie... No i podsłuchała, i nie było już przed nią żadnych tajemnic).
Mówią:
Wiesz, jesteśmy biedni, ale szczęśliwi. Biedę wygnamy z naszego życia! Będziemy mieli kalafiory.
A tu nagle wchodzi śmierć. Wszyscy się przestraszyli; weszła przez pomyłkę, bo miała iść do drugiego domu obok. Tam dziewica zgwałcona życie odebrała sobie, matce swojej. Ale wychodzi, bo to. A koza pomyślała, ze to bieda zawbiona: a mam cię teraz - bo była głupia jak koza, rzuciła się za nią z butem i walnęła w głowę. Śmierć padła nieruchomo. Dziewica nie mogła umrzeć przez trzy tygodnie, a gwałcono ją wielokrotnie a bezboleśnie; rozkosznie i pełnie, bez większych problemów, luksusowo. No i myśleli, że biedę mają z głowy. A to śmierć leżała nieruchomo, a bieda przebrana za królika chichotała i grzmiała.
Zaczęła im podkradać obierki po dniach kilku. Nie mieli już co ozreć zupełnie. Koza pomyślała: pójdziemy na targ, sprzedamy królika, zjmy trochę mięsa jego i kupimy kalafior, potem je zasadzimy, za rok kalafiorów całe góry, jak plony będą dobre. Złapali, i idą sprzedać. Biedzie w to graj. Bo jak byli w lesie, mówi nagle:
a fiudru, brekasde, mekukkma, meektuya. Masderfe def wesrasd. Co mówisz? Głupku...
I wtedy bieda zrzuca przebranie królika, więzy spadają, bo bieda ma nadprzyrodzoną moc. I oni ją poznają, a ona ich zaczyna dusić. Oni błagają o litość, bieda na to że kozę zawsze kochała ale to nic nie pomoże bo czym jest miłość nie wiadomo, a biedę każdy zna, a duszno to duszenie, i umrzeć trzeba.
Ale śmierć była nieprzytomna, i nie mogli umrzeć. Bieda przywiązała ich do drzewa i nuże ze skóry ich obdzierać! nie było rady, trzeba było i krew wypić i oczy wyskubać. Śmierć się wreszcie obudziła, i zabrała chłopca i kozę, pod warunkiem , że bieda nauczy ją dusić, a sama nie będzie dusić, bo śmierć chciała być podobna do BOA dusiciela.
No i tak zrobili, i odtąd ludzkość poznała ŚMIERĆ PRZEZ UDUSZENIE.