Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

HENRYK HEINE - NIEMCY - BAŚŃ ZIMOWA 1924

20-03-2012, 16:59
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Cena kup teraz: 40 zł      Aktualna cena: 29.99 zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 2197159828
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 5   
Koniec: 23-03-2012 19:50:00
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

PRZEDMOWA POETY.


Poemat, który tu ogłaszam, pisałem w mie¬siącu styczniu b. r. w Paryżu — a wolne tchnie¬nie miejscowości silnie] zawiało w strofę nie¬jedną, niż mi to właściwie miłem było. Nie omieszkałem z samego już początku łagodzić i wyrzucać, co — jak przypuszczałem — znieść by nie mogło klimatu niemieckiego. Mimo to, kiedy w marcu posłałem manuskrypt memu nakładcy w Hamburgu, poddano mi różne wątpliwości pod rozwagę. Jeszcze raz podjąć się musiałem fatalnego zadania opracowywa¬nia i stąd zapewnię poszło, że poważne tony stłumiłem nad potrzebę, albo przygłuszyłem zbyt uciesznie dzwonkami humoru. Kilku my¬ślom nagim w niecierpliwej niechęci zerwałem ich liście figowe i obraziłem może uszy skrom¬nie drażliwe. Żałuję, ale pocieszam się w prze¬świadczeniu, że więksi autorzy dopuszczali się podobnych wykroczeń. O Aristofanesie, na moje uniewinnienie, ani wspomnieć chcę, bo to ślepy był poganin, a publiczność jego ateń¬ska miała wprawdzie klasyczne wychowanie, ale mało co wiedziała o moralności. Lepiej mógłbym się powołać na Cervantesa i Moliera —

a pisał pierwszy z nich dla wysokiej szlachty kastylijskiej, drugi zaś dla wielkiego króla i wielkiego dworu wersalskiego! Ach, zapo¬minam, że żyjemy w czasie strasznie miesz¬czańskim — i przewiduję niestety, że wiele córek klas wykształconych nad Sprewą a na¬wet nad Alsterą wykrzywiać będzie nad moim biednym poematem swoje mniej czy więcej zagięte noski. A z większem jeszcze ubole¬waniem przewiduję okrzyki owych faryzeu¬szów narodowości, którzy wespół z rządem powstawają na wszystko, co mu jest anty¬patyczne, wielką cieszą się miłością i szacun¬kiem cenzury i ton nadawać mogą w pismach codziennych, ilekroć idzie o zwalczanie prze¬ciwników, będących zarazem przeciwnikami ich wysokich panów. Serce nasze opancerzone jest przeciw wstrętom tych bohaterskich loka¬jów w czarno-czerwono-żółtej liberji. Słyszę już ich głosy zapite: „Nawet z barw naszych naśmiewasz się, z ojczyzny szydzisz przyja¬cielu francuzów, którym oddać chcesz wolny Ren". Uspokójcie się. Szanować i czcić będę barwy wasze, jeśli na to zasłużą, jeśli prze¬staną być czczą i służalczą igraszką. Zatknij¬cie chorągiew czarno-czerwono-żółtą na wy¬żynie myśli niemieckiej, zróbcie z niej sztan¬dar wolnej ludzkości, a oddam za nią krew z pod serca. Uspokójcie się! Kocham ojczyznę nie mniej, niż wy. Dla tej miłości przeżyłem trzynaście lat na wygnaniu i dla tej miłości wracam na wygnanie, może nazawsze, a w każ¬dym razie bez zawodzenia i nie wykrzywiając


ust na grymasy męczennika. Jestem przyja¬cielem francuzów, jak przyjacielem jestem wszystkich ludzi, którzy są dobrzy i rozsądni i bo sam nie jestem ani tak głupim ani tak złym, bym życzyć sobie miał, żeby moi niemcy i francuzi, żeby oba narody wybrane ludz¬kości pokręciły sobie karki na rzecz Anglji i Rosji i ku uciesze wszystkich junkrów i kle¬chów całej kuli ziemskiej. Uspokójcie się! Ni¬gdy Renu nie odstąpię francuzom, choćby z tego już prostego powodu, że Ren do mnie należy. Tak jest. Moim on jest prawem nie-odwołalnem mego miejsca urodzin. Wolnego Renu o wiele wolniejszym jeszcze synem je¬stem; nad jego brzegiem stała kołyska moja i nie rozumie wcale, dlaczego Ren do kogoś innego należeć ma, niż do własnych swoich dzieci. Alzacji i Lotaryngji — coprawda — wcielić nie mogę tak Jatwo do Niemiec, jak wy to czynicie, gdyż mieszkańcy owych ziem mocno przywiązani są do Francji z powodu praw, uzyskanych przez przewroty w niej państwowe, z powodu równouprawnienia i wol¬nych instytucyj, które tak miłe są mieszczań¬skim sercom, choć żołądkom wielkiej masy dużo pozostawiają jeszcze do życzenia. Jednak Alzatczycy i Lotaryńczycy znowu połączą się z Niemcami, jeśli dokończymy, co francuzi poczęli, jeśli prześcigniemy francuzów w czy¬nach, jak prześcignęliśmy ich już w myślach, jeśli wzniesiemy się do ostatnich konsekwency tych myśli, jeśli służebność wszelką zniesiemy we wszystkich jej kryjówkach aż po samo niebo, jeśli Boga, któiy zamieszkał w ludziach

na ziemi, dźwigniemy z jego poniżenia, jeśli staniemy się zbawcami Boga, jeśli biednemu, wydziedziczonemu ludowi i wyszydzonemu geniuszowi i zhańbionej piękności wrócimy ich godność, jak wielcy mistrzowie nasi mó¬wili i śpiewali i jak tego chcemy my — ich uczniowie. Tak jest! nietylko Alzacja i Lota-ryngja, cała Francja nam tedy przypadnie, cała Europa, świat cały. Cały świat stanie się niemiecki. 0 tej misji i o takiem światowładz-twie Niemiec marzę często, przechadzając się pod dębami. 1 to jest mój patrjotyzm.
W najbliższej książce wrócę do tego tematu z ostateczną stanowczością, z nieubłaganą bez¬względnością, ale w każdym razie — lojalnie. Szanować potrafię najjaskrawszy sprzeciw, jeśli wypłynie z przekonania. A nawet bru¬talnej nieprzyjaźni wybaczę cierpliwie i samej głupocie odpowiedzieć będę gotów, jeśli tylko pomyślane będą uczciwie. Milczącą zaś po¬gardę mam tylko dla każdego szubrawca bez przekonań, co z czystej chęci lżenia, albo zjadliwej zawiści imię moje zniesławiać zechce w opinji publicznej, a przytem przywdzieje maskę patrjotyzmu, albo nawet religji i mo¬ralności. Anarchiczny stan niemieckich poli¬tycznych i literackich dzienników, wyzyskano czasem pod tym względem z talentem, który podziwiać prawie muszę. Zaprawdę Szufterle (Szufterle, postać z tragedji Schillera „Zbójcy", której akcja rozgrywa się w lasach czeskich (uw. tlóm.) nie zmarł,*żyje on zawsze jeszcze i stoi od lat na czele dobrze zorganizowanej bandy zbójów, czyhających z za krzaka i uprawia-

jących swoje rzemiosło w czeskich lasach na¬szego dziennikarstwa. Za każdym krzewem, za każdem listowiem kryją się, posłuszni na najlżejsze gwizdnięcie swego czcigodnego her¬szta.
W końcu nadmieniam, że „Baśń Zimowa* stanowi koniec „Nowych poezyj", które wy¬chodzą teraz u „Hoffmanna i Campego". Aby oddzielną móc dać odbitkę, musiał nakładca mój oddać poemat stróżującjm władzom pod szczególną opiekę i nowe warjanty i skreśle¬nia są wynikiem tej krytyki wyższej.
Hamburg, 17 września 1844.
Henryk Heine.



PRZEDMOWA TŁÓMACZA.


Poemat „Niemcy — baśń zimowa" był — Jak poeta sam przewidywał i pozostał po dziś dzień przedmiotem naj zacieklej szych napaści na osobę twórcy. Odwieczną metodą, nie mo¬gąc ubić dzieła i druzgocącej jego ironji, rzu¬cono się na twórcę. Stworzono legendę, star-czącą w literaturze, jak niejeden zabobon w rzeczach wiary, że Heine zaprzedał się Francuzom, że dybie na ideę jedności Niemiec, że jest szkodnikiem politycznym, który kraje nadreńskie każdej chwili odstąpić gotów są¬siadom, odwiecznym wrogom (dem franzosi-schen Erbfeind), że z drwinami wyraża się o najświętszych uczuciach miłości kraju i wiary.
Po krytyce osoby zwolna w kuźniach este¬tyków domorosłych wykuwać poczęto zjadliwe pociski przeciw wartości czysto poetycznej utworów jednego z największych liryków nie¬mieckich a jedynego w Niemczech humorysty o sławie światowej. Podczas gdy Artur Scho-penhauer stawiał go w rzędzie pierwszych humorystów literatury wszystkich czasów, kry¬tycy patrjotyczni z obozu prusko-narodowego odmawiali mu szczerego uczucia, a nie rozu-

miejąc jego rytmiki i muzykalności „niegra-matycznej" jego wiersza, zarzucali mu zanied¬bywanie formy a nawet niewłaściwości języ¬kowe, tracące narzeczem nadreńskiem.
Kiedy pruski duch zapanował po roku 1871 w „zjednoczonych" Niemczech, autora „Obra¬zów z morza północnego" i tylu pieśni i bal¬lad, które obiegły całą Europę, stawiać usi¬łowano poniżej .różnych poetów, których za granicami Niemiec zna tylko historyk literatury lub wychowanek szkoły niemieckiej.
Wszystkie te zarzuty i przeciw osobie i prze¬ciw utworom poety spotykały się oczywiście w samych Niemczech z opozycją ludzi uczci¬wych, nie będących — wedle wyrażenia Hei¬nego^— „lokajami w liberji czarno-czerwono-złotej".
Heine mógł się w niejednem mylić, a mylił się stanowczo, że filozof ja niemiecka, że sny niemieckich idealistów, z których wiekuistego trwania w dziedzinie abstrakcji sam się nai-grawał, przecież urzeczywistnią się kiedyś i dopełnią dzieła, poczętego przez rewolucję francuską, bratając narody, niszcząc wojow¬niczy szowinizm, nietolerancję plemienną i re¬ligijną. Jego — rzadki u poetów — zmysł kry¬tyczny często nasuwał mu cierpkie słowa o śpiącym, bezczynnym idealizmie niemieckim (jak i w „Baśni Zimowej" Rozdz. VII), ale w gruncie rzeczy ten idealizm kosmopo¬lityczny w najsziachetniejszem tego słowa zna¬czeniu, dążący do stworzenia wielkiej rodziny wolnych i szanujących się narodów, który

przyświecał i wielkim naszym poetom Mickie¬wiczowi, Słowackiemu, Krasińskiemu i Ujej¬skiemu był i dla Heinego głównym artykułem wiary politycznej. Zwalczał tedy nielitościwie wszystko, co w drodze stawało tym celom wyśnionym a przedewszystkiem Prusy i reak¬cyjny ich rząd, który budzeniem namiętności narodowych rozniecał ogień, aby własną swoją Hohenzollernowską upiec przy nim pieczeń. A wypadki po śmierci już Heinego dowiodły, jak trafnie ocenił wstrętne mu prusactwo. Wcielanie księstw, wojna w r. 1866 z nie¬miecką, podówczas centralistyczną Austrją, rządzoną przez starą niemiecką dynastję, związek w tej wojnie z Włochami, którym Prusy dopomogły do okrojenia stanu posia¬dania monarchji habsburskiej, gwałt popełniony na Hanowerze, wojna wszczęta w roku 1870 z Francją a cichaczem przygotowywana długie lata przeciw niezbrojącemu się sąsiadowi i uza¬sadniona niesłychanem w dziejach sfałszowa¬niem depesz dyplomatycznych, zjednoczenie Niemiec przy zapewnieniu Prusom dominują¬cego stanowiska, na co Bawarja po długich targach zgodzić się musiała i za słabą się czując i pozostając pod rządami opętanego przez pruską dyplomację króla — rządy na¬stępne w tych „zjednoczonych" Niemczech z bezwzględnem pomiataniem praw mniejszości narodowych, z uciskiem Duńczyków, Francu¬zów i polityką eksterminacyjną względem Po¬laków, komedjancka czelność Wilhelma Il-go, najzarozumialszego dyletanta na tronie, który miał zuchwałość wyrywać się pod adresem

opozycji z dewizami: „Zmiażdżę tych, co mi się sprzeciwią", — „Wola króla najwyższe prawo" — „Tak chcę, tak rozkazuję", — oto nieprzerwany ciąg dalszych ilustracyj do nie¬śmiertelnej satyry Heinego: „Niemcy, baśń zimowa".
A po pogromie w ostatniej wojnie duch prusactwa nie zamarł. Żyje on w tem lokaj-stwie pruskiem, które kupione, utuczone na żołdzie Hohenzollernów, bezustannie pracuje nad ich powrotem i nad przygotowaniem od¬wetu, żyje w otumanionych umysłach uczon-ków i literackich eunuchów, którzy dzisiejszy ustrój republiki uważają za stan tymczasowy na wypowiedzenie i żyje w łonie samego rządu republikańskiego, który podtrzymuje wszystkie tradycje pruskie i przekazanym try¬bem Frydryków i Wilhelmów albo wyłamuje, albo wybiega się z wszelkich umów i trak¬tatów.
A więc i satyra Heinego, skierowana głów¬nie przeciw Prusom i zaprzedanym im litera¬tom żyje wciąż, nietylko jako dzieło literatury, które długie wieki czarować będzie jeszcze nieuprzedzonych czytelników, ale i jako ode¬zwa polityczna do ludzi o widnokręgu szer¬szym, niż go objąć można z nad Sprewy.
Jedenaście lat przed wyjazdem z Paryża na kilko ty go dniowy pobyt w Hamburgu i przed zebraniem nowych wrażeń, które złożyły się na „Baśń Zimową", pisał Heine w słynnej przedmowie do swoich „Stosunków we Fran¬cji" (Franzosische Zustande) pod datą Paryż

18 października 1832: ...„Istniał niegdyś pruski liberalizm a przyjaciele wolności z zaufaniem zwracali już oczy ku lipom berlińskim. Co do mnie, nigdy zgodzić się nie chciałem z tą ufnością. Owszem z niepokojem śledziłem tego orła pruskiego i podczas gdy inni sławili jego wzrok, śmiało wpatrzony w słońce, ja tem więcej zwracałem uwagi na jego pazury. Nie zawierzałem tym Prusom, temu długonogiemu, samochwalczemu poboźnisiowi o wielkim żo¬łądku, szerokiej gębie i kiju kapralskim, wprzód zawsze umaczanym w wodzie święconej, za¬nim nim uderzy. Nie podobało mi się to filo¬zoficzno-chrześcijańskie żołdactwo, ta miesza¬nina piwa, kłamstwa i piasku. Wstręt, głęboki wstręt odczuwałem do tych Prus, do tych sztywnych, obłudnych, tak niby nabożnych Prus, do tego świętoszka między państwami. Wreszcie kiedy Warszawa padła, opadł też z Prus miękki płaszcz bogobojności, którym tak długo osłaniać się umiały — i najgłupsi dostrzegli żelaznej zbroji despoty, ukrytej pod nim. To zbawienne rozczarowanie zawdzięczają Niemcy nieszcz꬜ciu Polaków.
Polacy! Krew kipi mi w żyłach, kiedy pi¬szę to słowo, kiedy pomyślę, jak Prusy po¬stąpiły z temi najszlachetniejszemi dziećmi nieszczęścia, jak tchórzliwie, jak podle, jak skrytobójczo! Historyk w abominacji swojej nie znajdzie słów, chcąc opowiedzieć, co się stało w Fischau! Owe niecne bohaterstwa skreślić będzie musiał chyba kat — a słyszę

już rozpalone żelazo, syczące na chudych ple-cach*Prus".
W dalszym ciągu opowiada, jak Prusy hi¬storyka Raumera, który zrazu powstawał prze¬ciw wybrykom cenzury, kupiły za 200 tala¬rów, aby napisał obronę i pochwałę postępo¬wania przeciw Polsce, jak się sforę demagogów utrzymuje wszędzie krzyczących, że całe Niemcy pójść muszą pod Prusy, jak zniewo¬lono Hegla, by poddaństwo, by to, co jest i istnieje, ogłosił za rozumne, jak liberalnego teologa Schleiermachera opętano, że zaleca uległość wobec woli zwierzchności. „Oburza-jącem i nikczemnem jest to posługiwanie się filozofami i teologami, aby wpływu ich użyć na szerokie masy".
„Mały" Ranke (historyk) odbywa podróże na koszt Prus i pisze apologje najwsteczniej-szych uchwał sejmu rzeszy. Poetów zniepra-wiono. Cóż się stało z Arndtsem? co z Stae-gemannem, który tak świetne rokował na¬dzieje, a który pisze dziś „Pieśni rosyjskie" (Russenlieder).
„A cóż powiem o Schleiermącherze, który został rycerzem orderu czerwonego orła III klasy? Był on niegdyś sam lepszym rycerzem i sam był orłem i należał do I klasy".
„O znam was Jezuici północy". ; •
Zarzut zwalczania Prus śmiało brał Heine na siebie. Nie był on w owych latach jedy¬nym pisarzem, co cierpiał od reakcji panującej w Prasiech a za ich przykładem i w innych krajach niemieckich. W roku 1827 przejeż-

dżając przez Wirtembergię, musiał z nakazu policji czem rychlej opuścić kraj, jako autor „Kartek z podróży". W roku 1835 zakazały Prusy i Rzesza niemiecka drukowania i roz¬powszechniania pism jego i innych poetów „Młodych Niemiec". Henryk Laube odsiedział rok więzienia za sympatje dla Polski, Gutz-kow trzy miesiące za „niemoralność".
Heine miał tylko uśmiech pogardy dla pru-sactwa i jego służalców — w jakie dziesięć lat po jego śmierci największy poeta austrjacki Grill-parzer Franciszek nazwał prusaków w p r o s t złodziejami.
Des Preussentums Regierungskunst Ist Diebstahl bei einer Feuersbrunst; So haben sie uns Schlesien gestohlen, Jetzt mtfchten sie das Ubrige holen.
(Prusactwa sztuka panowania Jest skraść coś, gdy wybuchnie pożar, Tak niegdyś nam ukradli Śląsk, Teraz by resztę chcieli wziąć.)
Otóż i Grillparzera ile możności umniejszać chcieli patrjotyczni pruscy literaci i krytycy. Grillparzer był jednak poetą niemców austrja-ckich. Miał i ma za sobą 9 miljonów w dawnej Austrji zamieszkałych niemców, związanych tradycjami antypruskiemi, które, coprawda, w ostatnich dwudziestu kilku łatach słabły pod naporem niemieckich narodowców. Trudniej było i będzie zepchnąć go z stanowiska, które zajął jako poeta kraju politycznie odrębnego.
Heine zaś pisał nie dla jakiegoś kraju nie-

mieckiego, ale dla Niemiec całych. Wszak i Heine uśmiechał się z partykularyzmu nie¬mieckiego, ze sporów księstw Hessen-Nassau i Heśsen-Darmstadt, w ciągu których Darm-sztadczycy zasypali ramię Renu przy Biebrich kamieniami (R. V), z małego księstwa Biicke-burg tak błotnego, że pół księstwa przyległo mu do podeszwy (R. XIX), z trzydziestu sze¬ściu państw niemieckich, któremi rządzą trzy tuziny ojców (R. XI) a którym przepowiada rozkład przyszły z fetorem, jakby trzydziestu sześciu czyszczonych odrazu kloak (R. XXVI).
Wszak i on pragnął zjednoczenia Niemiec, ale wolnych, z szeroką autonomją poszczegól¬nych krajów — a nie podeptanych, zunifor-mowanych przez Prusy. 1 dlatego strzeże każ¬dego kroku Prus. Dlatego w poemacie swym, który zatytułować mógł był: „Prusy — baśń zimowa" tyle miejsca poświęca Prusom.
Prusy są strasznie pobożne — z pomocą kościoła i aspektami na niebo ujarzmiają lud na ziemi. Na samej granicy dziewczyna śpiewa o niebie (R. I), ale zarazem pruscy celnicy szukają w bagażach poety książek, zarazem praski rząd wprządz już zdołał państwa mniej¬sze do związku cłowego, unifikuje a cenzurą zabija wolną myśl (R. II).
W Akwisgranie widzi wojsko pruskie szty¬wne, wymusztrowane, zarozumiałe a teraz przybrane w hełmy średniowieczne, widomy symbol reakcji i widzi orła pruskiego, które-goby ubić kazał (R. 111).
Król pruski odkrył w sercu swem sympatje

nieprzezwyciężone dla katolickiego kościoła w Kolonji i popiera dalszą budowę tumu, straż¬nicy najstraszniejszego wstecznictwa w Niem¬czech XVI w. (R. IV). Ren nic wiedzieć nie chce o prusakach, tęskni za francuzami i modli się do nieba o ich powrót. A gniewa się na pieśni patrjotyczne przeciw Francji (R. V). W nadreńskich krajach długo spodziewano się, że prusacy, którzy je obsiedli i wyjadali, wyniosą się, że Bonaparte zmartwychwstanie i ich przepędzi (R. VIII). Prusy są dla poety synonimem więzienia. A kiedy zajeżdża do twierdzy Minden, zdaje mu się, że już się z niej nie wydostanie. Śni mu się orzeł pruski, ten znienawidzony ptak, który mu wyjada wątrobę (R. XVIII). W Hamburgu ostrzega przed dobrodziejstwami Prus, które zagarnąć zechcą miasto (R. XXI). A na samym końcu poematu zwraca się wprost przeciw królowi pruskiemu, którego ostrzega, by nie prześla¬dował poetów (R. XXVII).
I któż z bojowników o wolność narodów inny miał sąd o Prusiech! Czy ci, którzy wal¬czyli na barykadach w r. 1848? Czy choćby ci, którzy zahukani cicho siedzieli po kątach, pomni, w jak kłamliwy sposób, aby ostatki sił wycisnąć z łudu, król pruski w chwili trwogi i nie¬bezpieczeństwa w wojnie ostatniej z Napoleo¬nem, przyrzekł konstytucję i jak haniebnie złamał tę obietnicę, odbierając i te resztki swobód, które przykład w rządzonych przez Francję krajów wymusił był na nim.
Zamiast dać wolność i prawa przyrzeczone, ululanó Niemcy w sen o jedności, wielkości

nowego, zrodzić się ma|ącego cesarstwa, bu¬dzono lub podtrzymywano nienawiść przeciw Francji. Po odebraniu wszystkich praw, nada¬nych ludności przez „zaborcę" Napoleona, miano też na pruski sposób oswobodzić Alzację i Lotaryngję. To był i taki pozostał zresztą patriotyzm prusko - niemiecki. Romantyczna poezja zawracająca do podań, legend i tema¬tów średniowiecza zrodziła atmosferę, którą przewrotna polityka Prus posłużyć się umiała dla swoich celów. Heine, który sam wyszedł ze szkoły romantycznej, ale potem, jak się wyraził, „okładał mistrza swego kijami", spo¬strzegł się na niebezpieczeństwie i żądał od poezji zajęcia stanowiska wyraźnego przeciw zakusom rządów małych i większych państw niemieckich. Stąd poszły zatargi z „Szkołą szwabską" poetów (prócz Uhlanda) mniej wy¬bitnych, a naogół politycznie bezbarwnych. I dlatego Uhlandowi i Mayerowi (z tejże szkoły) dostają się w „Baśni Zimowej" mniej lub wię¬cej złośliwe napomknięcia. Stąd też zrodziła się zjadliwa satyra o Niemczech uwolnionych z pod jarzma rzymskiego, dzięki zniszczeniu legjonów Varasa w lesie Teutoburskim (R. XI), stąd wspaniałe ustępy o legendowym cesarzu śpiącym, który wstanie ze snu i oswobodzi Niemcy (R. XIV—XVII).
Wszystkie te wycieczki były głęboko uza¬sadnione i po większej części mają dziś jesz¬cze swoją rację, nietylko poetyczną.
W końcu przy omawianiu treści utworu, której wyczerpać niepodobna, wspomnieć jesz¬cze wypada o kilku ustępach, które czytelni-

ków źle uprzedzić mogłyby do poety, nasu¬wając im pewne wątpliwości religijne.
Heine był racjonalistą; nigdy jednak nie miał zamiaru obrażać czyichkolwiek uczuć religijnych — jak wyraźnie zastrzega się w jed¬nym ze swoich testamentów, nieprzeznacżo-nych do druku, robiąc rachunek swego su¬mienia. Owszem, w uczucia religijne, o ile nie były nadużywane przez politykę, głęboko wczu-wać się umiał, jak tego dowodzi choćby „Piel¬grzymka do Kevlaar".
Mimo to opuściłem kilka zwrotek (R. XIII), które fałszywie mogłyby być zrozumiane wksią-żce, przeznaczonej dla szerszej publiczności polskiej.
Ustępy jednak zwracające się przeciw kul¬towi trzech króli w tumie kolońskim (R- IV i R. VII) zatrzymałem w całości.
Heine przyjął chrzest w kościele protestan¬ckim, który nie uznaje podobnego kultu — a przypuszczać musiał, że ogromna większość i katolików także, którzy czytać i rozumieć będą zdolni jego poemat, tak samo, jak i on uważać będzie to za zabobon, że Trzej Kró¬lowie ze wschodu dostali się do Kolonji i nie uwierzy, że ich relikwie znalazły się w ko¬ściele, którego budowa pierwotna sięgać może najdalej ósmego czy siódmego wieku po Chry¬stusie.
Nadto Heinemu wcale tu nie szło o żad¬nych świętych, ale o królów, co zaznacza w samym poemacie, a co dobitniej Jjeszcze występuje w warjancie, odrzuconym przy od-

daniu manuskryptu do druku, a ogłoszonym w pośmiertnych wydaniach. W tym warjancie pyta poeta, czy też „ten święty alians" (trzech króli ze wschodu) sprawował się zbożnie we wszystkiem, czy Baltazar i Melchior nie przy¬rzekli przypadkiem w opresji będąc, swoim ludom konstytucji i czy dotrzymali obietnicy — i czy Gaspar, król czarnych murzynów nie płacił czarną niewdzięcznością swojemu lu¬dowi?
Głęboka, jak wszędzie, symbolika Heinego dopuszcza więc tłomaczenia trzech króli jako trzech mocarzy, Rosji, Austrji i Prus (Świę¬tego przymierza).
O wartości poetycznej poematu wśród znaw¬ców piękna niema chyba dwóch zdań. Z wy¬cieczki do Niemiec wysnuć opowiadanie saty¬ryczne, w którem poezja snów i marzeń kłóci się wciąż z „drewnianą" rzeczywistością, mógł tylko jeden Heine, twórca tego kierunku w li¬teraturze niemieckiej, który bolesną ironją tłumi wszelki niezdrowy sentymentalizm. W ar-tystycznem radowaniu się baśniami i cudow¬nością i w bezlitosnem, krytycznem rozwie¬waniu czaru z nich płynącego, leżała cała jego właściwość.
Przezwyciężył romantykę, zwalczał łudzenie się cudami i nadzmysłowym światem i wiarę ive wszechmoc uczucia — a stąd też poszło, że, kiedy po wyczerpaniu i wyjałowieniu lite¬ratury w Niemczech z końcem lat osiemdzie¬siątych wieku dziewiętnastego zawrócono do

wzorów naturalizmu francuskiego, jako wiel¬kiego poetę, który z kierunkiem tym miał pewne dalekie pokrewieństwo, znowu wysu¬wać zaczęto Heinego... Ale Heine miał prócz zmysłu rzeczywistości, oprócz śmiałości w kre¬śleniu drażliwych szczegółów, zdolność też rzadką tworzenia symbolów wieczyście pięk¬nych i miał — czego naturalistom tak brakło — niezrównany humor.
A niesłuszne były zarzuty, że nadużywał swego dowcipu bez żadnej idei przewodniej. Heine nie był dowcipnisiem, na co zdobędzie się, wedle trafnego określenia Lessinga, lada „plebejuszowska (póbelhaft) głowa" — był hu¬morystą.
Posuwał się może tu i ówdzie za daleko, osobiste może czasem załatwiał porachunki w sposób niesprawiedliwy, którego sam póź¬niej żałował. W regule zaś straszliwej swojej broni używał w obronie wydziedziczonych i uciśnionych, w walce o polityczne i spo¬łeczne dążenia największych i najszlachetniej¬szych umysłów swojego czasu a posługując się dowcipem nie dla dowcipu tylko, ale w imię wielkiej idei, stał się — po zbogaceniu litera¬tury niemieckiej pieśniami i balladami, które zaliczać będą długo do pereł poezji, po stwo¬rzeniu stylu lekkiego fejletonu, który po dziś nieprześcignionym został wzorem dla publi¬cystów w Niemczech — jedynym w swoim ro¬dzaju, największym humorystą Niemiec.
Heine sam porównywał się czasem z Ari-stofanesem (w „Baśni" R. XXVII) — a na łożu boleści, w swym „grobowcu z materaców"

napisał raz: „Es stirbt der grosste der Hu-moristen" (umiera największy humorysta). Nie była to żadna przesada samochwalcza, a tylko poczucie siły umierającego poety.
Schopenhauer zastanawiając się nad ko-
micznością i różnemi jej przejawami (Samtli-
che Werke Stuttgart und Berlin I. H. Cotta'sche
Buchhandlung Nachf. IV Band, Seite 251 —
Welt als Wille und Vorstellung, Kap. 8 der
Erganzungen zum ersten Buch: „Zur Theorie
des Lacherlichen") pisze: „Jako prawdziwy
humorysta zjawił się Henryk Heine w swoim
„Romanzero". Pod wszystkiemi jego żartami
i farsami ukrywa się głęboka powaga, która
się wstydzi nago występować". ,
Jak trafnie wielki myśliciel ocenił tę wsty-dliwość humorysty, dowodzi choćby samo wy¬znanie poety w „Baśni Zimowej" (R. XXIV).
„Nie rad ja o tem mówię — wszak To chorobliwe są stany; Ja wstydzę się, zakrywam wciąż Przed publicznością swe rany"
Porównanie z Aristofanesem jednak, jak wszelkie porównania, utyka.
Aristofanes miał inną publiczność. Wyba¬czała mu niemożliwą czasem rubaszność. W wy¬brykach swego humoru rzucać się mógł bez¬karnie na Euripidesa i Sokratesa. Heine nigdy nie napadał na ludzi wielkich idei i talentu a potknął się raz tylko w swojem dziele o Bor-nem, w którem pewnych ustępów byłby lepiej nie napisał a które wytłómaczyć można chyba przepaścią, ziejącą między głoszącym radość

życiową „poganinem" Heinem a surowym, asce¬
tycznym „nazareńczykiem'f Bornem. •
Nie zdobył się też Heine nigdy na tworze¬nie postaci, na ujęcie ich i ugrupowanie w ca¬łość — mniejsza o to: epiczną czy dramatyczną. Stawał tylko wobec świata z uśmiechem pie¬śniarza — krytyka: Aristofanes potęgą swoją twórczą śmiesznym stronom świata nadawał — jak każdy wielki dramatyk — życie samoistne, kształtował je w odrębnych postaciach, w które tchnął duszę nieśmiertelnego komizmu. Podo¬bieństwo poetów leżećby mogło tylko w po¬rywającym temperamencie pisarskim, w środ¬kach zewnętrznych, w dosadności i wdzięku stylu.
Heine ma bowiem ucinkowość i zwięzłość, olśniewające bogactwo antytez: właściwości, dzięki którym mierzyć mógłby się z niejed¬nym wzorem klasycznym — a ma nadto no¬woczesne mistrzostwo rymów, potęgujących komizm, a których brakło starożytnym. Do mistrzów klasycznych zbliża go znowu prze¬waga starożytnej ironji nad humorem nowo¬czesnym.
W „Baśni' Zimowej" obie te strony ko-miczności występują w|równej prawie mierze, a mistrzowskie ich równoważenie nadaje dziełu urok tak rzadki.
Nie znam w literaturze niemieckiej dzieła o podobnem napięciu satyrycznem. A satyra ta ma ustępy o dziwnej piękności poetycznej. Poetę nawiedzają sny młodości, baśnie z lat dziecięcych i mieszają się w jego gorycz nad spodleniem prusaczących się Niemiec. I tak

motyw pieśni ludowej, zasłyszanej niegdyś od niańki („Słońce, Skarżąca pochodnio!") roz¬snuwa się w polityczną legendę o Barbarosie, traktowaną z takim humorem, a w końcu z tak niedościgłą ironją.
Poeta rozłamuje formę wiersza i bez oglą¬dania się na prawidła i tradycje rytmiki nie¬mieckiej, z dozwolonego czasem mieszania anapestów (u u -} z jambami (u -) urabia wła¬sną nową formę, melodyjną a idealnie przy¬legającą do kapryśnej treści. Jest to rodzaj poetycznego tempo rubato, którego tak po mi¬strzowsku używać umiał jedyny u nas — Sło¬wacki.
W tym rytmie rozlewnym tu i ówdzie zna¬czą się obok najprostszych rymy z umysłu cudackie o dźwiękach wyszukanych ku zgro¬zie wszelkich gramatyków, prawdziwe poenty epigramatyczne dowcipu, na których czytel¬nik zatrzymać się musi. Nikt przed Heinem nie zdobył się w Niemczech na podobną formę; po nim naśladowano ją i naśladują wciąż jesz¬cze. Ale nikt jej tak użyć już nie umiał, bo nikt po Heinem nie posiadł ani jego talentu, ani jego odwagi, niezamąconej fałszywym sen¬tymentem dla bożyszczów dnia.
„Niemcy — Baśń Zimowa" dotychczas, ile wiem, nie znalazły polskiego tłómacza. Za¬brawszy się do wypełnienia tej luki w litera¬turze polskiej, tak bogatej zresztą w prze¬kłady Heinego, świadomy byłem całej trud¬ności podjętego zadania. Znany mi był sąd

wKrotce po ogłoszeniu oryginału dostał mu się w ręce. Heine stwierdził w tym swoim sądzie, że utwór bardzo trudny jest do tłó-maczenia, a to głównie z powodu tu i ów¬dzie użytych rymów, które sam nazywał „in-sipides", na których polega wielka część wa¬lorów poematu, a które oddać w języku fran¬cuskim niepodobnem mu się wydało.
Kładłem więc wagę na to, aby niektóre rymy, użyte w oryginale dla podkreślenia tre¬ści ile możności oddać w tłómaczeniu, czasem tych samych nawet używając słów i przesu¬wając je w toku zdania na koniec wiersza, nieraz zapewnię ze szkodą dla potoczystości. Rytmu użyłem zbliżonego do zasadniczego tonu oryginału; ścisłego trzymania się formy wiersza coraz to innej język polski nie do¬puszcza, a próby moje poczynione w tym kie¬runku wydały mi się zupełnie nieodpowiednemi. Dla ułatwienia czytelnikom wniknięcia głęb¬szego w treść poematu, podaję objaśnienia i krótkie charakterystyki osób w nim wymie¬nionych.
Henryk Monai.


WIELKOŚĆ 18X13,5CM,MIĘKKA OKŁADKA,LICZY 118 STRON.

STAN :OKŁADKA DB,BLOK KSIĄŻKI NIE JEST PRZYCIĘTY DO RÓWNA,EGZEMPLARZ KSIĄŻKI JEST CZĘŚCIOWO NIEROZCIĘTY,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB/DB+ .

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / .

WYDAWNICTWO KRAKÓW 1924.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE