Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

GRYCZ-ŚMIŁOWSKI ZIEMIA ŚWIĘTA GOLGOTA NAZARET 1934

25-02-2012, 19:45
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 49.99 zł     
Użytkownik inkastelacja
numer aukcji: 2084503375
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 14   
Koniec: 06-02-2012 19:57:07
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO SPISU TREŚCI

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO OPISU KSIĄŻKI

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY ZNAJDUJĄCE SIĘ W TEJ SAMEJ KATEGORII

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT

PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ SPRZEDAWANEGO PRZEDMIOTU, WYSTARCZY KLIKNĄĆ NA JEDNĄ Z NICH A ZOSTANIESZ PRZENIESIONY DO ODPOWIEDNIEGO ZDJĘCIA W WIĘKSZYM FORMACIE ZNAJDUJĄCEGO SIĘ NA DOLE STRONY (CZASAMI TRZEBA CHWILĘ POCZEKAĆ NA DOGRANIE ZDJĘCIA).


PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI - Z ZIEMI ŚWIĘTEJ NOWOCZESNE "WIERZĘ"
AUTOR - KAROL GRYCZ-ŚMIŁOWSKI
WYDAWNICTWO - NAKŁADEM SAMODZIELNOŚCI, KRAKÓW 1934
WYDANIE - 1
NAKŁAD - ??? EGZ.
STAN KSIĄŻKI - DOSTATECZNY JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM, NIERÓWNE BRZEGI KART, PRZYBRUDZENIA I USZKODZENIA, ODKLEJAJĄCY SIĘ GRZBIET) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).
RODZAJ OPRAWY - ORYGINALNA, MIĘKKA
ILOŚĆ STRON - 263
WYMIARY - 24 x 17 x 1,2 CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - 0,339 KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE, MAPY ITP. - ZAWIERA
KOSZT WYSYŁKI 8 ZŁ - Koszt uniwersalny, niezależny od ilośći i wagi, dotyczy wysyłki priorytetowej na terenie Polski. Zgadzam się na wysyłkę za granicę (koszt ustalany na podstawie cennika poczty polskiej).

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ

SPIS TREŚCI LUB/I OPIS (Przypominam o kombinacji klawiszy Ctrl+F – przytrzymaj Ctrl i jednocześnie naciśnij klawisz F, w okienku które się pojawi wpisz dowolne szukane przez ciebie słowo, być może znajduje się ono w opisie mojej aukcji)

KAROL GRYCZ-ŚMIŁOWSKI
Z ZIEMI ŚWI ĘTEJ NOWOCZESNE „WIERZĘ"
Wierzą w Boga Ojca, Ducha wszechświata; Przez Chrystusa Człowieka wierzę w człowieka; Wierzę w zjednoczenie człowieka i ludzkości z Bogiem.
KRAKÓW 1934. NflKŁflDEM SAMODZIELNOŚCI.




SPIS ROZDZIAŁÓW.

... I
Wstąp...........................
CZĘŚĆ PIERWSZA.
9
Droga do Ziemi św.................. ^
Morija............-..... ^
Z ziemi św. nowoczesne „wierzę"............. ^
Wieczerza Pańska i spowiedź..................ffi
Getsemane........................ ^
Góra Oliwna.................. l
Golgota.................... gg
Grób Chrystusowy. Zmartwychwstanie............ gg
Kościół św. Grobu............... - - ^
Betlehem...................... 1Q7
Jerycho, Jordan, Martwe Morze............... - ^
Wycieczka do Galilei..................... " J22
Nazaret ....................... .^4
Góra Karmel.................. ..-g
Staruszek flbrahamowy..................
CZĘŚĆ DRUGR.
.......131
Wiara a wiedza................... ^
Materja a duch...... ........... 15g
Wszechświat a Bóg.................... " lgg
O Bogu............................. 185
O człowieku.................... ^gg
Nieśmiertelność ................- .... - ^
Zło i cierpienie a zbawienie................ 041
Kościół a nowoczesna społeczność chrześcijańska..........^
Zakończenie....................





WSTĘP.

Zaczęło się to w szóstej klasie gimnazjalnej, mój religijny światopogląd starannie budowany wychowaniem w domu, szkole i kościele, doznał poważnego wstrząśnięcia u samych podstaw: zoologja i somatologja, nauka o budowie ciała zwierząt i człowieka, wykładana w duchu nowoczesnym wykazywała jasno powolny rozwój życia organicznego, począwszy od najprostszych form, pojedynczych komórek życiowych aż do form najwyższych, do których należy i człowiek, którego ciało tyle ma pokrewieństwa z ciałem wyższych zwierząt, że wprost narzuca się tu myśl, że wyszedł on ze świata zwierzęcego. Ta nauka o rozwoju czyli teorja ewolucyjna, poparta doświadczeniami Darwina, w konsekwencji obala biblijną naukę, że człowiek bezpośrednio wyszedł wprost z ręki Bożej, ba nauka ta staje się podstawą materjalistycznego poglądu, że wogóie wszelkie życie organiczne rozwinęło się powoli samo od siebie z nieorganicznej materji, która jest wieczną ; mamy tu więc już zaprzeczenie Boga, który przecież jest podstawą wszelkiej religji. Bardzo dużo wewnętrznego niepokoju sprawiały mi te myśli.
Nauka religji nie dawała mi tu uspokojenia; poruszała ona te tematy, ale argumenty jej nie trafiały mi do przekonania. Ma dowód, że życie organiczne może pochodzić tylko od Boga, omne vivum ex vivo = życie tylko z życia, ksiądz przytaczał takie doświadczenie: w retorcie, zupełnie zamkniętym naczyniu szklannym zabito przez gorąco wszelkie życie i czekano długo, czy powstanie tam samo od siebie życie organiczne i — nie powstało; to jest dowodem, że ono wogóie nie może powstać samo z ziemi, ale musi tu być Bóg, dawca życia.
Myślałem sobie: przecież świat to nie retorta: panują w nim tak potężne materjalne siły, jakich nigdy w retorcie nie pomieścimy; one to mogły przez współdziałanie wywołać życie, mając do tego i miljony lat czasu.
Drugim dowodem przeciwko teorji ewolucyjnej było pytanie: a dlaczegóż wszystkie małpy i inne zwierzęta nie rozwi-
nęły się do godności człowieka, jeśli człowiek powstać miał powoli przez rozwój z małpy i zwierząt ? Ale powiadałem sobie na to, widocznie przyroda w gospodarce swojej potrzebuje i takich typów jak różne zwierzęta i małpy i dlatego pozostały one na tym stopniu rozwoju, podczas gdy pewna tylko część i to w sprzyjających warunkach mogła się rozwinąć w człowieka; zresztą są i między ludźmi różnice w rozwoju.
Z kolegami prowadziliśmy namiętne dysputy na ten temat; między innemi gwałtownie sprzeczaliśmy się o wolność woli.
Mimo wątpliwości nie zaprzestałem regularnego czytania biblji, ale ta na takie pytania nie dawała odpowiedzi, bo one wtenczas były nieaktualne.
Było mi bardzo ciężko, bo z natury mam usposobienie religijne. Raz wieczorem ukląkłem wobec gwiaździstego nieba i krzyknąłem w zwątpieniu: Boże! jeśliś jest, to muszę się o tem upewnić!
Nie rozumiałem wtenczas, że teorja ewolucyjna wcale nie musi wyłączać pojęcia Boga, owszem przeciwnie! Dziś rozumie, że Bóg jest w każdej najdrobniejszej cząstce wszechświata, jak mówi i ap. Paweł: „W Nim żyjemy, ruchamy się i jesteśmy" Dzieje flp. 17, 28. Każdy atom jest centrum wszechświata, a życiem atomu jest Bóg, wszystko przenikający i z każdego atomu jako z centrum kierujący wszechświatem i tem właśnie wielki, że trzyma się tych odwiecznych praw i nie łamie ich przez jakieś nienaturalności, jak dawniej myślano; dziś każdy „cud" staramy się naturalnie wytłumaczyć i mówimy, że wszystko jest jednym wielkim Bożym cudem a niema specjalnych cudów, nie mówiąc już o cudactwach.
Wszystko jest żywe; nawet w martwym pozornie kamieniu wre życie i działają przepotężne siły a Bóg, inteligencja wszechświata tak te siły kombinuje, że mogło powoli ewolucyjnie, napozór tylko samo od siebie a jednak w gruncie rzeczy kierowane wyższą świadomością, powstać organiczne życie. Gen. 2, 4 mówi: „I wywiódł Pan Bóg z ziemi wszelkie drzewo", Gen. 1, 24 „rzekł Bóg: niech wyda ziemia duszę żywiącą według rodzaju swego..."
Dziś jest mi to rzeczą jasną, ale wtenczas zakryte to było przed mym zrozumieniem i jak po omacku szukałem wyjścia i nie znachodziłem, choć nadziei nie traciłem; obcowanie

z umiłowaną przyrodą i objawiająca się w niej mądrość i piękno kazała mi się jednak domyślać poza nią czegoś wielkiego Nieznanego.
Po zdaniu matury ciągnęła mię teologja, spodziewałem się tu zresztą rozwiązania zagadki; z drugiej strony w tym stanie bałem się tego powołania, ale zaryzykowałem. Ewangelicka teologja jest nauką, wiedzą w całym tego słowa znaczeniu; nie cofa się ona przed żadną krytyką, naukowo bada biblję, krytycznie rozsądza dogmaty i historję kościoła. Starałem się poznać wszystkie jej kierunki, począwszy od t. zw. pozytywnego (konserwatywnego), poprzez różne odcienie aż do liberalnego, wolnomyślnego; zmieniałem uniwersytety jeden po drugim: Wiedeń, Halle, Berlin, Lipsk były etapami tej drogi; słuchałem przy tem i wykładów z filozofji i psychologji.
Przekonanie o istnieniu Boga stawało się coraz silniejsze, ale zato ośrodkiem wątpliwości stała się teraz postać Chrystusa i biblji. Porównywanie tekstów Pisma i pojedynczych jego ksiąg ze sobą i wychodzące stąd różnice, ba sprzeczności obaliły mi bezpowrotnie nieomylność tego źródła nauki chrześcijańskiej. Raziła mię niepomiernie postać Ch-a (= Chrystus) jako ją przedstawiają ewangelje, w świetle cudów i nienaturalności.
Nie umiałem jeszcze wtenczas jak dziś szukać poza tym sztucznym Ch-em onego prawdziwego, jakim on był w rzeczywistości, Chrystusa-Człowieka; nie rozumiałem, że taki właśnie jest największą postacią, jaką ludzkość wydała, najidealniejszym człowiekiem, jakiego sobie w danych warunkach wyobrazić możemy i jedyną w swoim rodzaju postacią, w jakiej objawił się Bóg.
Wtenczas tego nie rozumiałem i wątpiłem. Nosiłem się wobec tego z zamiarem porzucenia teologji.
Wtedy zetknąłem się z głębokim praktycznym życiem chrześcijańskim: w Miechowicach na G. Śląsku stworzyła „matka Ewa" wielkie zakłady miłosierdzia; była to pani wysokiego arystokratycznego rodu, postać tak świetlana, jakich się rzadko spotyka w życiu; głęboka wiara, objawiającą się nie we wierzeniach, ale w czynnej miłości, w osobistej ciężkiej pracy i poświęceniu, wierze w Boga i człowieka potężnie działała na każdego, kto się z nią zetknął. Odczułem, że to jest chrześcijaństwo, wyczułem, acz jeszcze nie v tej świadomości co dziś, że Chrystus to nie dogmat, to nie system nauk,
ale Życie i to tak potężne, że wszędzie, gdzie się Go poznar stwarza życie idące swoistą drogą a nie oglądające się na nic i nikogo, bo życie ma swoje odwieczne prawa; rna je i życie religijne. To mnie skłoniło do pozostania w obranym powołaniu. Przyczyniła się tu i miłość do ludu polskiego ewangelickiego na Śląsku, z któregom wyszedł, a który wtenczas ciężki bó| toczył o swą duszę a pomóc mu można było przez kościół, do którego serdecznie jest przywiązany.
Praktyczne życie duszpasterskie przyniosło mi ciężkie walki: zarząd kościoła spoczywał w rękach ludzi niechętnych ruchowi polskiemu ewangelickiemu a ja do niego przywarłem całą duszą a giętkiego karku nie mam.
Długo wogóle pracy znaleść nie mogłem a znalazłszy posadę, ciągle osobiście odczuwałem skutki zażarcie toczącej się walki narodowej i politycznej w kościele; choć miałem duże sympatje u ludu w zborze, przy wyborach na stałą posadę przepadłem wskutek nieprzebierającej w środkach agitacji; zostałem znowu bez pracy na dłuższy czas i szukać jej musiałem zdaleka od ojczystego kraju i umiłowanego ludu. Tu zaczęły się nowe poważne wątpliwości, teraz co do kościoła, jak przedtem co do Boga i Ch-a.
Coraz więcej narzucało się mi zdanie, że kościół, a co-najmniej zarząd jego, to polityka, to środek do uzyskania władzy nad ludem.
W przeciwstawieniu do takiego kościoła znowu w Gorycji przy Trjeście, gdzie zostałem wybrany proboszczem, zetknąłem się z podobnie jak matka Ewa świetlaną postacią hrabiny La Tour, która tam założyła wielkie domy miłosierdzia i sama w nich pracowała; i znowu umocnił sie we mnie szacunek dla takiego chrześcijaństwa naprawdę Ch-owego. Z drugiej strony stał kościół z wiecznymi sporami a bezwładem swoim w dziedzinie religijnego życia.
Wielka wojna, w której od r. 1915 jako kapelan wojskowy brałem udział, jaskrawo oświetlała mi niemoc kościołów i brak wpływu na etyczne życie świata.
Przeszedłem jako wojskowy kapelan do polskiej armji i już w niej pozostałem jako zawodowy ze stanowiskiem podpułkownika, przez 12 lat obsługując wielki okręg.
I na nowym stanowisku natknąłem się na podobne, co przedtem stosunki: w łonie kościoła zacięte walki narodowe.
fttóre prawie wszystko i nas wszystkich porywały w swój wir, zasłaniając właściwy cel.
Ostatecznie wybuchł ostry konflikt pomiędzy mną i zwierzchnią władzą kościelną, na pozór na tle osobistym a jednak zasadniczym, bo w gruncie rzeczy rozeszło się o to, czy duchowni przez hierarchiczną zwierzchnią władzę mają być traktowani jak pionki czy też według chrześcijańskich demokratycznych zasad.
W konflikcie tym natknąłem się na smutne objawy życia kościelnego, tak że wypełzły z zakamarków mej duszy wszystkie wątpliwości, przenicowałem w sobie wszystko, co tam naniosło życie, przemyślałem cały ten system, w który zostałem wprzągnięty i zaszedłem dalej, niżbym był kiedykolwiek myślał: runął mi zupełnie i to chyba bezpowrotnie, autorytet kościoła. Doszedłem do bolesnego przekonania, że kościół chrz. taki, jakim jest, nie spełni dziś swego zadania, jak tego potrzebuje ludzkość.
Z kościołów uciekło po wiekiej części życie Ch-owe a zostały symbole jego, symbolów tak dużo, że przesymbolizowano tam religję, życie.
Z żalem i bólem to mówię; dałbym sobie krwi z żył utoczyć, by móc inaczej powiedzieć, by widzieć, że tak potężne instytucje pracują w myśl tak szczytnych haseł, jako je głosił i ucieleśnił w sobie Chrystus!
Nie chcąc być hipokrytą złożyłem swój urząd duchowny, co w ewang. kościele jest możliwe, bo instalacja tj. pobłogosławienie starszych przy wprowadzeniu w urząd nie ma sakramentalnego, niezniszczalnego charakteru.
Znalazłem się bez domu, bo mimo wszystko kościół był mi przez długi czas domem. Wyszedłem na tułaczkę, tym jazem boleśniejszą niż ta, którą opisałem w swym pamiętniku z czasów wojny.
Rozglądam się dookoła siebie i widzę, że nie jestem sam, pełno takich tułaczy na wszystkich drogach; całe rzesze, mil-jony, prawieże narody całe uciekają z kościołów; niejednych gniew za zawód ogarnia i na rozstanie burzą i niszczą, co im przedtem było święte — Rosja, Hiszpanja, Meksyk! Jakiś przełom religijny wisi w powietrzu! Po przewrocie na polu technicznym, naukowym, gospodarczym, politycznym idziemy do najgłębszego do przewrotu religijnego, co mówię, on się już
zaczął i coraz nowe ogarnia kraje; ostatnio i Niemcy w jega wir wkroczyły. Na razie przewrót ten jest tylko burzeniem i szukaniem nowych dróg do nowego domu. Jeśli tym torem dalej te rzeczy pójdą, nie powstanie prędko nic pozytywnego i pójdą na darmo olbrzymie energje duszy ludzkiej, zawarte w religijnym pragnieniu i wypaczy się nasza kultura, stając się jednostronnie materjalistyczną.
Jeśli się prędko nie zdobędziemy na najdalszy program (bolszewizm) religijny i nie zaczniemy go wcielać w życie, to bolszewizm antyreligijny wyprze religję z wpływu na życie społeczne; bolszewizm rosyjski taki jest, bo zna tylko kościelną religję a nie zna widocznie głębokich podstaw religj Ch-owej
Mając za sobą teologiczne wykształcenie i 25. letnią pracę duszpasterską na różnych placówkach, przeszedłszy sam na gruncie religijnym walkę wewnętrzną, zakończoną odpadnięciem od wielu zasadniczych podstaw chrz. kościoła, postanowiłem publicznie poruszyć te kwestje.
Poruszyć, podkreślam, bo sam jeden nie jestem wprost w stanie rozwiązać je; za mało mam wiadomości z przeróżnych działów dzisiejszej wiedzy, aby wiedzę pogodzić z religją. Któż zresztą ogarnąć potrafi sam jeden ogrom dzisiejszej wiedzy i wogóle kiedyż wiedza ogarnąć potrafi tajemnice naszego bytu ? Nad rozwiązaniem pytań religijnych będzie musiał pracować cały szereg uczonych, przez cały szereg wieków, ale trzeba koniecznie do tej pracy się zabrać, bo są to podstawowe kamienie gmachu naszej kultury, o którym wielu krzyczy, że się wali - w każdym zaś razie chwieje się bardzo poważnie!
Najważniejsze jednak narazie, w jaką stronę skierować kroki swoje i tych miljonów tułaczy, by trafić do jakiegoś domu. Gdzież jaki przewodnik, któryby drogę wskazał? Czy myśl religijną można wogóle pomieścić w jakim systemie, domu ?
I oto staje przedemną Ten, który również był tułaczem,, który wyszedł ze swojej religijnej społeczności, by dla siebie i ludzkości nowy dom znaleść... „Ptaki mają gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma gdzieby głowę skłonił", Mat. 8,20; taki on był, Chrystus!
On nam zbudował najnowszy, najbardziej zawsze nowoczesny dom, w którym się każdy, co jest człowiekiem, pomieścić może : życiową a nie dogmatyczną społeczność swoją.
Odzywa się wtedy we mnie głęboka potrzeba podróży do-Ziemi św. Miejsca historycznych wydarzeń wywierają nieprzeparty urok, tak jakby w nich samych odbijały się te wydarzenia. Tak i mnie bezdomnego całą silą pociągnął kraj, gdzie wielki Bezdomny nowy dom dla ludzkości budował. Tak się mi zdawało, że tam w Ziemi św. łatwiej mi będzie znaleść ten dom i dla siebie, łatwiej wniknąć w ducha Ch-owego tam, gdzie on żył, i nowe drogi ludzkości torował.
Komu w drogę, temu czas! Któż pojedzie ze mną?
Z góry zaznaczam, że jako towarzyszy nie zapraszam: takich, którzy mają dom i w nim dobrze się czują; prze-dewszystkiem mam tu na myśli ludzi, którzy mają zdolność dziecięcego wierzenia a męskiego działania: b. wysoko takich cenię i nie chciałbym zakłócać ich spokoju ducha a przedewsz. pracy chrześcijańskiej.
Wszakże i tacy z wątpliwościami innych na każdym kroku się dziś chyba stykają i dobrze jest umieć tu wskazać drogę a do tego ap. Paweł mówi: Wszystkiego doświadczajcie a co jest dobrego tego się trzymajcie 1. Tes. 5, 21.
Są i tacy, którzy dobrze się w kościołach czują, bo nie mają usposobienia krytycznego. 1 takich nie zapraszam, niech zostaną w domu, gdzie się dobrze czują; gdyby z domu wyszli, toby im go ktoś mógł skraść, bo dzisiaj to i domy kradną, w każdym razie są „djabli", którzy dusze wykradają z kościołów; takim djabłem to ja absolutnie być nie chcę, a już bynajmniej nie chcę wykradać ludzi takiego pokroju. Nie przeciw Ch-owemu kościołowi, ale dla bezkościelnych ta praca !
Któż więc pojedzie ze mną? Kogóż zaproszę?
Przedewsz. was wszystkich, wy tułacze, bez domu, którzy domu szukacie, bo go potrzebujecie; was, wieczni krytycy, którzy wszystko na ręby przewracacie, a mikroskopy do wszystkiego przystawiacie; ciebie zapraszam, młodzi niespokojna, budująca sobie życie w tych dziwnych dzisiejszych warunkach; wiem co to znaczy młodemu szukać w zwątpieniu dróg życia 1
Całą tę kupę niespokojnych duchów zapraszam w swą drogę !
„Poważne" społeczności, wielkie systemy z was rezygnują, ba boją się was; tam wy jesteście niepożądani, wobec tych nastawień bezrobotni — mnie się wy jednak b. wartościowi widzicie! 1 nas takich potrzeba, skoro takimi nas stworzył Bóg!
dniczS:;1; C-f,... cy,u„ bwg. rr^s;^
, - La ręka Brvt Towarzystwo Biblijne, Warszawa,
chyba że sie. rozchodzi o zdanie wtrącone.

Karol Grycz-Śmiłowski.
Kraków, wiosna 1934.



WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.