Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

GERBAULT - SAM PRZEZ ATLANTYK ŻEGLARSTWO 1925

02-03-2012, 2:20
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 39.99 zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 2072780720
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 11   
Koniec: 04-02-2012 19:50:00

Dodatkowe informacje:
Stan: Używany
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

PRZEDMOWA


W domu przyjaciół pod New-Yorkiem wieczór tak cichy, tak cichy, że zapytuję sam siebie, czy praw¬dą są moje nadzwyczajne przygody ostatnich miesięcy
Widzę przez okno. cieśniną Long Island i o kilkaset metrów dalej maszt mego małego Firecrestu obok ta¬my Fort Totten,
To nie był sen. Sam jeden przebyłem Atlantyk, A teraz jestem w Stanach Zjednoczonych, Niema jesz¬cze miesiąca, jak pośród burz i fal bezmiernych mu¬siałem co chwila walczyć w obronie własnego życia przeciw żywiołom.
Mam pod ręką dziennik okrętowy, który prowa¬dziłem wiernie nawet podczas najgorszych nawałnic. Przewracam kartki, na których jeszcze nie wyschła woda morza i oczy moje padają na następujący ury-

v.ek mojej podróży: ,,Na pokładzie Firecrestu, 14-ego sierpnia, na morzu, 34 stopnie 45 minut szerokości pół¬nocnej i 56 stopni 10 minut długości zachodniej, silny wiatr z zachodu. Statek był okropnie wstrząsany przez całą noc, i bałwany morskie rozbijały się oń co chwila; 0 czwartej rano u loku pęka szkot; jestem zmuszony go sztukować. Pokład jest całkowicie zalany, Pomimo że luki są starannie zamknięte, wewnątrz wszystko za¬mokło. Przygotowanie śniadania nie jest rzeczą łatwą, musiałem zużyć dwie godziny wysiłków akrobatycz¬nych, aby przyrządzić sobie filiżankę herbaty i kilka plasterków smażonej słoniny, przyczem dobrze so¬bie głowę wytłukłem o ściany.
,,O dziewiątej rozdziera się kliwer, Statek kołysze się tak silnie a wiatr jest tak gwałtowny, że niema mowy o riaprawieniu żagla w danej chwili. Wszystkie szklanki i filiżanki poszły na drobny proch.
,,W południe potworna fala runęła na pokład i u-niosła ściankę od zasieku na żagle. Fale rosną, morze jest teraz olbrzymie, a wiatr dmie ze wściekłością. Wieje tak silnie, że żagle już nie mogą wytrzymać, W kliwerze ukazuje się dziura, a główny żagiel roz¬dziera się wzdłuż środkowego szwu, tworząc szparę długości trzech metrów. Aby uratować żagle muszę je zwinąć. Przy takim wietrze i przy takiem morzu jest to

rzeczą bardzo trudną, jeżeli się nie chce wylecieć za burtę.
„Zaledwie mogę się utrzymać na mokrym i ślis¬kim pokładzie; zużywam całą godzinę na wypełnienie lak niebezpiecznego zadania. Mam ochotę rozpiąć ża¬giel sztormowy, ale wiatr wzmaga się jeszcze bardziej. Teraz to już jest prawdziwa burza. Niema żagla, któ¬ryby wytrzymał podobną pogodę. Drganie want wy¬daje taki sam świst, jak pęd pociągu pośpiesznego. To znaczy, że wiatr osiągnął szybkość z górą sześćdzie¬sięciu mil na godzinę.
„Teraz albo nigdy nadarza się sposobność użycia pływającej kotwicy, która jest poprostu wielkim stoż¬kowatym workiem z płótna, zawsze rozwartym dzięki obręczy żelaznej, na którą naciąga się brzegi. Przywią¬zawszy jeden koniec czterdziestosążniowej liny do owej kotwicy, a drugi do łańcucha kotwicznego, rzu¬cam worek do morza, przyczepiwszy doń kawał drze¬wa nakształt pływaka. Worek napełnia się pod wo¬dą, sznur wypręża się i zwolna dziób statku zwraca się; wprost do wiatru,
„Firecrest zatacza się teraz już nie tak gwałtow¬nie, choć morze silnie nim wstrząsa. Trzeba okryć sta¬rem płótnem zasiek na żagle, aby nie przemiękły. Siły moje są zupełnie wyczerpane, a mam jeszcze ty-

te do roboty. Zabieram do kajuty podarte żagle i, zam¬knąwszy za sobą wszystkie luki, spędzam wieczór i większą część nocy na ich naprawianiu zapomocą specjalnej rękawicy i igły.
Teraz deszcz leje jak z wiadra. W salonie woda. jest na poziomie podłogi. Przekonywam się, ku wiel¬kiemu mojemu zmartwieniu, że pompa nie działa. Deszcz leje coraz gorzej, jestem przemoknięty aż do kcści; niema już na statku ani jednego suchego miej¬sca, me mogę już nic poradzić na to, że deszcz przedo¬staje się do wnętrza przez iluminatory i przez zasiek na żagle,
Zamykam mój dziennik okrętowy. To był zwykły dzień podczas miesięcy burzliwych, które musiałem przetrwać mniej więcej w połowie podróży. Ale za to jakże cudne życie.
Wylądowałem zaledwie od kilku dni, a wzdychasa już, ażeby podnieść kotwicę, wrócić do życia maryna¬rza na pełnem morzu. I zaczynam marzyć. Jakże to zostałem żeglarzem? Jak przyszło do mnie ukochanie
morza?
Większą część młodości spędziłem w Dinard,

obok przystani rybackiej Saint - Mało, w ojczyźnie słynnych korsarzy, chwały naszej marynarki z przed dwustu lat. Jeżeli ojciec mój nie zabierał mnie z sobą na swoim jachcie, starałem się zawsze spędzić dzień na barce rybackiej,
Saint-Malo jest miejscem, gdzie szorstcy rybacy bretońscy ekwipują statki na niebezpieczne wyprawy ku ławicom Nowej Ziemi, albo ku obficie zarybionym strefom Islandji.
Już wówczas ambicją moją było posiadać własny okręcik. Pewnego razu we dwuch z bratem zaoszczę¬dziliśmy sumę potrzebną do kupna statku, ale ktoś inny nas ubiegł.
Zazdrościłem rybakom bretońskim ich życia i drża¬łem, słuchając opowiadań o ich wytrwałości i odwadze.
Tam, w Saint-Malo i w Dinard nauczyłem się ko¬chać morze, fale i wichry burzliwe. Najulubieńszemi mojemi książkami były książki przygód, Wiele z nich opowiadało o poszukiwaczach złota na Alasce i w Klondyke, Słowo El Dorado wywierało na mnie nie¬słychany urok, Myślałem nieraz: „Kiedy będę już doro¬sły, odkryję El Dorado".
Józef Conrad, będąc jeszcze dzieckiem, wskazał palcem na mapie niezbadane okolice Afryki środkowej i rzekł: „Pojadę iam, gdy będę duży". Urzeczywistnił

SYÓ) sen: pojechał tam. Mniej szczęśliwy od Conrada,. nie urzeczywistnię nigdy moich marzeń dziecinnych; spotka mnie prawdopodobnie los bohatera Edgara Al-
lana Poe. . „A gallant Knight — Had journeyed long-Singint
a song - In search of El Dorado - But he grew old — This Knight so bold. „As he found — No spot o£
ground.
That looked like El Dorado".
„Był rycerz na schwał,
We światy się rwał
Za krajem, co go zwą Eldorado.
Postarzał nasz chwat,
Nie trafit na ślad
Tej ziemi, którą zwą Eldorado".
Po upływie szczęśliwych lat dzieciństwa w Di-nard, wysłano mnie na naukę do Paryża, gdzie zosta¬łem pensjonarzem w liceum Stanisławowskiem. Tam spędziłem najnieszczęśliwsze lata mego życia, zam- | krięty pośród wysokich murów, marząc o szerokim świecie, o swobodzie i przygodach. Ale trzeba się było uczyć, żeby zostać inżynierem.
Wybuchła wojna.
Wstąpiłem do lotnictwa. Skórom poraź pierwszy

liwskim, zrozumiałem, że nie mógłbym już nigdy pro¬wadzić życia siedzącego w mieście. Wojna wywiodła mnie z cywilizacji. Nie tęskniłem za powrotem.
Młody Amerykanin, kolega z eskadry pożyczył mi kiedyś książkę Londona, „Żeglarze Snark'a". Ta książ¬ka nauczyła mnie, że jest rzeczą możliwą opłynąć świat na statku względnie małym. Było to dla mnie wprost rewelacją, natychmiast postanowiłem spróbować szcz꬜cia, jeśli uda mi się wyjść cało z wojny.
Później wtajemniczyłem dwuch kolegów w moje z&miary. Mieliśmy zarmować statek na nas trzech i puścić się w drogę ku wyspom Oceanu Spokojnego,
Ale tamci przyjaciele zginęli w przestworzach śmiercią walecznych.
Wówczas powziąłem postanowienie, że pojadę sam jeden. Porzuciwszy zawód inżyniera, przez cały rok szukałem we wszystkich portach francuskich statku, który mógłbym obsługiwać bez niczyjej pomocy. Dwa i pół lata temu, odwiedzając na jachcie przyjaciela mego Ralfa Stocka, autora Żeglugi ,J)ream-8hip'u", odkryłem w porcie angielskim na kotwicy, mały state¬czek. To był Firecrest.



DODATEK NA UŻYTEK TYCH, KTÓRZY ZNAJĄ ŻEGLUGĘ


Ten rozdział o charakterze nieco technicznym, jest prze¬znaczony głównie dla jachtmanów, zawiera pewne wskazówki, zdobyte podczas mojej wyprawy, oraz te zmiany, jakie chcę wprowadzić do Firecrest'u przed najbliższą żeglugą.
Ponieważ, dzięki niemu, mogłem stawić czoło tylu burzom i urzeczywistnić wyprawę, o której tak długo marzyłem, — rzeczą jest jasną, że żywię dla mego dzielnego statku uczucie najwyższego uwielbienia. Nie jestem jednak dogmatykiem i nie twierdzę, żeby Firecrest był bez zarzutów. Każdy typ, każda forma pudła, każda armatura ma swoje strony dodatnie i ujem¬ne. Dobrym marynarzem można nazwać tego, który zna wszystkie zalety i wady swego statku, wie, jak on reaguje na burze, i zdaje sobie sprawę z granic jego wytrzymałości. Czę¬sto spotyka się dobre statki, rzadziej dobrych marynarzy. Mo-żoaby tu zacytować wiersze Kiplinga:
Gra znaczy więcej od gracza, A statek więcej od załogi.
. Jak było widać z powyższego, Firecrest jest statkiem do¬syć wąskim w stosunku do swej długości, i ma dość znaczną objętość wodną. Prócz tego, dzięki mocnemu kilowi z ołowiu,

w praktyce okazuje się mało wywrotnym, ale ciśnienie na maszt jest napewno większe, niż na statku szerokim i płytkim.
Doskonale dryfuje i wznosi się nawet na morzu burzli-wem. Przeciwnie, przy wietrze pomyślnym, trudniej nim mane¬wrować, niż statkiem o szerokiej rufie.
Główne kłopoty w mojej wyprawie były następujące:
Żagle były stare, bronzowy blok giku za słaby, bukszpryt zbyt długi, Water-sztag stale pękał, W beczułkach dębowych woda bardzo źle się konserwowała. Zwijanie i rozwijanie głów¬nego żagla podczas burzy, przedstawiało duże trudności, a to wskutek stłaczania się giku i gafu.
Po dokładnem zbadaniu tych wad, chcę wprowadzić pew¬ne zmiany w moim statku.
Przedewszystkiem sprawię sobie nowe żagle. Zatrzymam walec giku, tylko już nie z bronzu, lecz z żelaza galwanizowa¬nego, według wzoru statków-pilotów na kanale Brystolskim. Armaturę Firecresfu zmienię z typu kutra właściwego na typ bermudzki, co mi pozwoli skrócić bukszpryt o dziewięćdziesiąt centymetrów. Odtąd bukszpryt będzie stały, zarówno jak water-sztag, przyczem ten ostatni będzie sztabą z żelaza kutego i mc będzie, jak dotąd, wywierał nacisku na górną część masztu,
Gik będzie wydrążony, o piętnastu centymetrach w średni¬cy, konstrukcji Mac Gruer'a, składający się z pięciu warstw drzewa razem spojonych,
Jedną z największych trudności w mojej wyprawie było przeciąganie gafu między tsplinami, kiedy chciałem podnieść główny żagiel podczas burzy. Ciężar gafu utrudniał też często manewr z opuszczaniem głównego żagla.
Kiedy chciałem posługiwać się żaglem sztormowym, mu¬siałem ściągać gik na pokład, co nawet przy odpowiedniej za¬łodze jest manewrem bardzo trudnym i niebezpiecznym. Zredu¬kowany ciężar giku wydrążonego ułatwi znacznie manewr opusz¬czania żagla i da mi możność obchodzić się odtąd bez żagla sztormowego. Zresztą armatura bermudzka kasuje wszystkie

niedogodności gafu. Rolki wzdłuż giku pozwolą mi bardzo szybko i dokładnie zwijać główny żagiel i mieć w ten sposób dwa ożaglenia: pogodne i sztormowe,
Stenga będzie również wydrążona i będę mógł zużytkować segarsy masztu.
Wielka prostota armatury berroudzkiej bardzo mnie po¬ciąga. Ideałem dla mnie jest mieć tylko dwa żagle: żagiel główny i fok, bez bukszprytu. Jednak zatrzymałbym jeden fok i jeden kliwer oraz dwie sztagi.
Woda nie będzie już przechowywana w beczułkach dę-bswych, ale w rezerwuarach z żelaza galwanizowanego. Na moją najbliższą wielką wyprawę wcale nie wezmę mięsa, oprócz wę¬dzonej słoniny lub boczku. Żadnych konserw w puszkach prócz mleka, ryżu, kartofli, solonego masła, konfitur i sucharów. No¬wa maszynka naftowa, której będę używał, nie da się zepsuć i zaoszczędzi mi sporo kłopotów z mojej pierwszej wyprawy.
Tym razem zabiorę jeszcze z sobą: procę na ryby, broń palną, małe kino i dwa kilometry filmów, ułożone zwojami po dwadzieścia pięć metrów każdy w osiemdziesięciu puszkach cyn¬kowych, oraz aparat na filmy, cały z metalu.
Drugą kwestją techniczną, którą nie mogłem się zajmować w ciągu mego opowiadania, jest kwestja nawigacji. Będę się posługiwał nadal sekstansem z mikrometrem bez „nonjusza", ty¬pu, używanego przez admiralicję brytańską na torpedowcach. Zapomocą tego sekstansu otrzymuje się przybliżenie do pół mi¬nuty, które jest mniejsze od omyłek w obserwacji, spowodowa¬nych zbyt niskiem położeniem oka nad widnokręgiem.
Posługuję się tablicami nawigacyjnemi Johnsona, R. N,, które przy dostatecznem przybliżeniu pozwalają na bardzo szyb¬kie obliczenia. Korzystam też z nowych metod nawigacyjnych, używanych" przez Summers Linę,
Nie zabieram z sobą tak zwanych chronometrów, tylko dwa zegarki torpedowcowe typu, używanego w marynarce wojennej.
Do innych wad Firecresfu należą jego rozmiary. Kocham go do tego stopnia, że go zatrzymam na zawsze, ale gdybym miał

sobie budować statek umyślnie na podobną wyprawę, kazał¬bym go zrobić znacznie mniejszym. Przy dobrej konstrukcji trzymałby się doskonale na morzu, a zaoszczędziłby samotne¬mu żeglarzowi mnóstwo wysiłku fizycznego.
Ostatniemi czasy naszkicowałem w ogólnych zarysach ta¬ki jacht, który zbliża się mniejwięcej do ideału statku o po¬jemności pięciu beczek, statku, który z łatwością może obsłu¬giwać jeden lub dwu ludzi.
Przy długości ośmiu metrów pięćdziesięciu centym, i sze~ rokości dwu metrów osiemdziesiąt, ma on, podobnie jak dawne łodzie Wikingów i nowsze statki Colin Archer'a, silne oparcie w prostym kilu, co mu daje pewność i równowagę na morzu. Zupełnie zasklepiony poza jednym szczelnym cookpitem i so¬lidną rufą bez iluminatorów, może doskonale dryfować, nie oba¬wiając się bałwanów morskich. Konstruktor Janin, któremu po¬kazałem mój projekt, tak się do niego zapalił, że postanowił go urzeczywistnić i rozpowszechnić na wielką skalę ten typ jachtu, Taki statek odpowiada doskonale potrzebom Francji, pozwala żeglować nawet bez fachowej załogi. Daje dużo pomieszczenia w stosunku do swych wymiarów (1 m,, 80 w rufie). Trzeck amatorów żeglugi mogłoby w n'im mieszkać wygodnie, bez kło¬potu, jaki przedstawia szukanie sobie na noc hotelu.
Mogliby dajmy na to z minimalnem ryzykiem żeglować la¬tem w kanale La Manche, wzdłuż wybrzeży angielskich i fran¬cuskich, płynąć w górę Sekwany aż do Paryża, przycumować obok mostu Zgody, potem puścić się aż do Marsylji i zrobić wy¬cieczkę na Sycylję.
Miło jest pomyśleć, że gdyby jakieś nieszczęście przytra liło się Firecresfowi, mógłbym w krótkim czasie puścić się w dalszą drogę na nowym statku; czułbym s(ię jednocześnie bar¬dzo szczęśliwym, gdyby wytwórca wspomnianego monotypu zdo¬łał rozwinąć we Francji zamiłowanie żeglugi i przygód na morzu.


SPIS TREŚCI:


I
PRZEDMOWA

II
„F1RECREST"

III
ODJAZD 1 PRZEPRAWA PRZEZ MORZE ŚRÓDZIEMNE

IV ATLANTYK

V ALARMUJĄCE ODKRYCIA

VI POŚRÓD PASSATÓW

VII PRAGNIENIE. — DORADY

via
DNIE BURZLIWE

IX NOC PRZY STERZE

X PIERWSZE BURZE W SFERZE HURAGANÓW

XI PRÓBA

XII
PRZEPRAWA PRZEZ GULF-STREAM, SPOTKANIE NA MORZU

XIII MGŁA. — PRZYBYCIE DO NEW-YORKU

XIV PIERWSZE DNI NA LĄDZIE. — ŻYŁKA PRZYGÓD

XV WEZWANIE MORZA

SŁOWNICZEK
PRZEZNACZONY DLA TYCH, KTÓRZY NIE ZNAJĄ ŻEGLUGI *)

DODATEK NA UŻYTEK TYCH, KTÓRZY ZNAJĄ ŻEGLUGĘ


WIELKOŚĆ 18,5X12,5CM,TWARDA OKŁADKA,LICZY 142 STRONY.

STAN :OKŁADKA DB,STRONY SĄ POŻÓŁKŁE,ZAPLAMIENIE NA DLN.MARGINESIE DO OK.80 STRONY,POZA TYM STAN W ŚRODKU DB .

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / .

WYDAWNICTWO BIBJOTEKI DZIEŁ WYBOROWYCH WARSZAWA 1925.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE