Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

Gdzie krokodyl zjada słońce Godwin Zimbabwe W-wa

28-02-2012, 21:20
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 30.50 zł     
Użytkownik recyklingpapieru
numer aukcji: 2034739032
Miejscowość Warszawa
Wyświetleń: 12   
Koniec: 02-02-2012 12:43:17

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: miękka
Rok wydania (xxxx): 2008
Język: polski
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

Nowa strona 1
 
  1. KONTAKT > TELEFON DO ANTYKWARIATU 022 [zasłonięte]2775 ANTYKWARIAT ZNAJDUJE SIĘ W WARSZAWIE NA UL. NIEMCEWICZA 5A , OBOK SKLEPU SPOżYWCZEGO I FRYZJERA) W ODLEGŁOŚCI OK. 500M OD PL. ZAWISZY I OK. 100M OD UL. GRÓJECKIEJ

    Antykwariat czynny

poniedziałek - 9.00-19.00 wt.,środa,czwartek 9.00-18.00

piątek- 8.00-17.00

Sobota - Nieczynne

Proszę o telefoniczne lub mailowe potwierdzenie odbioru osobistego przynajmniej dwa dni wcześniej przed planowana wizyta

 
 

Proszę pamiętać o wpisaniu w tytule przelewu  Nick-a.
Przy zamówieniu większej ilości książek ustalamy wspólny koszt wysyłki.
W przypadku zmiany adresu napisz maila.

 
  Książki  są wysyłane 1-2 razy w tygodniu

Nigdy nie wysyłam za pobraniem

 
 


Gdzie krokodyl zjada słońce

Patrząc na ojca, myślę o tym, jak naprawdę mało o nim wiem. Jego sposób bycia nauczył mnie nie wtykać nosa w cudze sprawy. Jest człowiekiem zadziornym, łatwo wpadającym w złość, wręcz wybuchowym i szorstkim. Reprezentuje współczesną wersję wiktoriańskiego ojca rodziny. Mama chętnie dzieli się tym, co czuje. Tata nie robi tego nigdy. Odgradza się od reszty rodziny, przypominając dumnie sterczącą niedostępną wyspę o skalistych brzegach. Nie da się do niej przybić samemu. Trzeba wziąć na pokład matkę, która jak pilot przeprowadzi przez niebezpieczne wiry. A sposób, w jaki to zrobi, będzie zależał od charakteru misji.
Czasem zdarzało się, że gdy się na nas wściekał, mama była jak ta mała zwinna rybka, która w pozornie samobójczej misji podpływa do rozjuszonego rekina i lekko skubie go w krwiożerczą paszczę. Wstrzymywaliśmy wtedy oddech, czekając na błysk zębów zatapianych w bezbronnej ofierze. Ale wielki ludojad nieoczekiwanie okazywał wielkoduszność – jakieś wrodzone zrozumienie dla emocjonalnej symbiozy, pozwalające mu tolerować jej bliskość. Ten model funkcjonował w naszej rodzinie przez dziesięciolecia.
Wyobrażam sobie, że muszę napisać pośmiertne wspomnienie o ojcu.
„George Godwin, urodzony w 1924 roku w Anglii…”
Gdzie konkretnie w Anglii? Tego nie wiem. Uzmysławiam sobie, że nigdy nie zaglądałem do jego paszportu. I że prawie nic nie wiem o jego rodzinie. O ile mi wiadomo, jego ojciec miał na imię Morris i zajmował się biznesem.
„Pobierał nauki w…”
Znowu pas. Chyba wspominał coś o prywatnej szkole w St Andrews w Szkocji.
„Po wybuchu drugiej wojny światowej…”
Teraz jestem już na nieco pewniejszym gruncie.
„Wstąpił do armii brytyjskiej…”
Ale do jakiej formacji? Zdaje się, że do piechoty…
„Po wojnie studiował na wydziale inżynieryjnym Uniwersytetu Londyńskiego i należał do zespołu, który zaprojektował i zbudował latającą łódź Sunderland. Na początku lat pięćdziesiątych wyjechał na kontrakt do Afryki, w której się zakochał. Kierował tam kopalniami miedzi, zakładami przetwórstwa drewna i państwowymi firmami transportowymi, by zakończyć karierę jako autor norm przemysłowych dla Stowarzyszenia Norm Zimbabwe.
Zostawił żonę i dwoje dzieci, przeżył trzecie”.

Obmyślanie tego szkicu przerywa matka. Każe mi pojechać do domu, umyć się i przespać. W tym czasie ona zajmie moje miejsce przy łóżku ojca.

Wydawnictwo:WAB


 

 


 

 

Możliwość wspólnej wysyłki z konta:

Nick : recyklingpapier2

 

 

 

Zapraszam do zakupu