Dziesiata czesc Final Fantasy opowiada historie Tidusa. Tidus jest gwiazda sportu zwanego Blitzball. Podczas jednego z meczy, miasto zostaje zaatakowane przez potezna istote zwana Sin. Mieszkancy miasta ponosza smierc, podczas gdy Tidus wychodzi zywy z opresji, wraz ze „straznikiem” o imieniu Auron. Jak sie jednak okazuje, Tidus przenosi sie w niejasnych okolicznosciach do nieznanego mu swiata. I tu zaczyna sie standardowa rozgrywka znana z serii FF, choc realizacja i kunszt tej pozycji stoja non-stop na najwyzszym poziomie.
Tidus poznaje kolejne postacie, które przylaczaja sie, lub tez nie, tworzac druzyne. Toczymy walki, nabieramy doswiadczenia (w tym miejscu calkiem ciekawie rozwiazany system, choc nie tak bardzo innowacyjny, jak mogloby sie na poczatku wydawac), no i oczywiscie poznajemy coraz to nowe elementy fabuly, która jak zwykle w FF – jest bardzo mocnym punktem gry. Najwiekszym przelomem jest zastosowanie lektorów, zamiast napisów podczas wypowiedzi postaci. Ten element bardzo korzystnie wplywa na rozgrywke, a trzeba powiedziec, ze ilosc kwestii mówionych jest naprawde ogromna, jednoczesnie nie na tyle, by zanudzac gracza. Grafika to kolejny krok naprzód; jest piekna, bogata w szczególy i efekty specjalne (te oczywiscie daja o sobie znac glownie podczas swietnie prezentowanych walk). Przerywniki filmowe z FFX wyznaczyly nowy poziom ich realizacji pozostawiajac inne gry w tym elemencie daleko w tyle. Jak na serie FF przystalo, gra jest dluga, a ilosc i róznorodnosc zadan pobocznych (subqestów) pozwala na potezne wydluzenie rozgrywki lub tez kolejne podejscia do calej przygody, po ewentualnym jej ukonczeniu. Trudno sie w przypadku FFX doszukac jakichs minusów, choc mozna chyba uznac, ze takowym jest brak wiekszych zmian w charakterystyce rozgrywki, jej systemie, który znany jest od dawna dzieki poprzednim oslonom serii. Trzeba jednak przyznac, ze system ten zostal wspaniale oprawiony i znów pozwala zassac gracza na dlugie godziny.
źródło: gry-online.pl