Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

DOPÓKI ŻYJĘ STANKIEWICZ POSPIESZALSKI WĘGRY ORBAN

07-07-2012, 18:40
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 9.99 zł     
Użytkownik bit0101
numer aukcji: 2441613770
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 12   
Koniec: 02-07-2012 23:48:59

Dodatkowe informacje:
Stan: Używany
Opakowanie: Koperta kartonowa
Liczba płyt w wydaniu: jedna
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha


DOPÓKI ŻYJĘ - OPOWIEŚĆ O WĘGRZECH

ZWIASTUN FILMU:

http://vimeo.com/39[zasłonięte]957

Jan Pospieszalski O FILMIE:

"Im większa była nagonka na Viktora Orbana, im bardziej europejskie media (a za nimi polskie) oskarżały węgierski rząd o łamanie demokracji, nacjonalizm i antysemityzm, tym bardziej zależało nam, by u źródeł zweryfikować te doniesienia. Po długich staraniach, dzięki zabiegom naszych węgierskich przyjaciół udało się załatwić wywiad z Viktorem Orbanem. Termin ustalono na 19 stycznia i okazało się to niezwykle szczęśliwe, ponieważ poprzedniego dnia w Parlamencie Europejskim odbyła się debata poświecona sytuacji na Węgrzech z udziałem premiera, a na 21 stycznia organizacje społeczne, popierające politykę rządu, zapowiedziały w Budapeszcie Marsz Pokoju. Europejska lewica nie mogła chyba zrobić lepszego prezentu węgierskiemu premierowi, ponieważ to, co działo się podczas debaty w Strasburgu, na pewno debaty nie przypominało.

Nasz film zawiera fragmenty niektórych wystąpień - to po prostu trzeba zobaczyć. Całość wydarzeń z sali obrad Parlamentu Europejskiego transmitowała węgierska telewizja i jestem przekonany, że właśnie ten obraz wyprowadził Węgrów na ulice. Gdyby nie ton wyższości i pogardy, a czasem wręcz wściekłości, jaki zaprezentowali deputowani wobec Viktora Orbana, manifestacja poparcia pewnie nie byłaby aż tak liczna.

Zanim zarejestrowaliśmy to, co działo się na ulicach Budapesztu, w czwartek przeprowadziłem wywiad. Viktor Orban właśnie wrócił ze Strasburga. Mimo tego, co go wczoraj spotkało, był rozluźniony, spokojny, uśmiechnięty. Pytał o Polskę, dziękował za wyrazy solidarności - wiedział już o pikiecie, jaka odbyła się poprzedniego dnia w Warszawie. Rozmowa dotyczyła nie tylko bieżącej sytuacji. Wiedziałem, że dla potrzeb polskiego widza i czytelnika musimy zaczynać od początku. Fragmenty naszej rozmowy Ewa Stankiewicz wplotła w film. Pytałem go o podstawowe sprawy, od zmiany konstytucji, poprzez politykę wobec zagranicznych banków i korporacji, rozmawialiśmy o podatkach, ulgach dla rodzin, aż do spraw duchowych takich jak modlitwa, patriotyzm, poczucie dumy z własnej historii. Wywiad trwał ponad godzinę i jeszcze tego samego dnia udało się go wyemitować w TVP Info. Potem ukazał się w "Gazecie Polskiej" i był też pokazany w węgierskiej telewizji. Następnego dnia zarejestrowaliśmy rozmowy z artystą fotografikiem, przedsiębiorcą, politykiem, dziennikarzem ekonomicznym, zakonnikiem z klasztoru ojców paulinów i ministrem informacji.

Ale najbardziej emocjonalną warstwą filmu są rozmowy nagrane na ulicach Budapesztu, podczas Marszu Pokoju w sobotę 21 stycznia. Ja tyle ludzi widziałem tylko podczas wizyt Jana Pawła II w Polsce. Niesamowite tłumy dumnych, spokojnych, pewnych swojej siły obywateli. Było też coś z tej odświętnej atmosfery. Wzniosłej, godnej, bez zadym, kontr-pochodów, agresji.

Wspólnota losów, podobieństwo doświadczeń sprawia, że tak łatwo możemy rozpoznawać się w tym, co mówili nam do kamery ludzie na ulicach Budapesztu. Ewa zrobiła uniwersalny film. To nie jest tylko opowieść o Węgrzech, jak napisała w tytule. To film również trochę o nas. Bo to, co mówią bohaterowie tej opowieści o pragnieniu suwerenności, o umiłowaniu wolności, to także są nasze pragnienia i tęsknoty. W tym, co dzieje się u naszych bratanków, przeglądamy się i widzimy nas samych.

Pewnie dlatego 15 marca tak licznie Polacy pojechali do Budapesztu. Ale o tym powstanie kolejny i chyba nawet niejeden świetny film."

Wywiad z Ewą Stankiewicz o filmie:

Na Węgrzech decydują się też nasze losy.

Też mieli komunę i też nie przeszli dekomunizacji. Mają podobną sytuację w mediach, które uwłaszczyły się po 1989 r. i w większości są liberalno-lewicowe. Węgrów powinniśmy wesprzeć, ale też przejrzeć się w nich jak w lustrze – mówi Ewa Stankiewicz, reżyser filmu „Dopóki żyję”, w rozmowie z Sylwią Krasnodębską.

Pani film jest nie tylko prowęgierski. On jest również antyunijny… Takie było założenie?

On nie jest antyunijny, tylko antyreżimowy i prowęgierski. To, co w tej chwili dzieje się w Parlamencie Europejskim, jest prostą drogą do rozbicia Unii Europejskiej. Założyciel UE, Robert Schuman, mówił, że demokracja europejska będzie miała charakter chrześcijański albo jej w ogóle nie będzie. I odchodzenie od tych podstawowych wartości, które przyświecały Unii, jest drogą do upadku. To jest film o wielkim starciu dwóch cywilizacji i o walce o charakter przyszłej Europy. Czy to będzie Euroazja oparta na propagandzie i dominacji silnych nad słabszymi, czy to będzie Europa silna różnorodnością, spójna wartościami. Ten wrzask lewicy w Parlamencie Europejskim zderzony z Węgrami na ulicy, którzy szukają swojego miejsca w Europie, rozgrywa się na naszych oczach.


Pokazuje Pani wypowiedzi europosłów atakujących Viktora Orbána. Padają znamienne słowa jednego z nich: „Europa nie opiera się na wartościach chrześcijańskich”. Włos jeży się na głowie. Ale po obejrzeniu filmu nasuwa się smutne porównanie, że tak jak kiedyś komuna gnębiła Węgry, tak teraz robi to… Europa.

Nie nazwałabym tego w ten sposób. Rzeczywiście w Parlamencie Europejskim rodzi się coś niebezpiecznego. To atak lewicowej ideologii. On przybiera w tej chwili na sile. I ma to znamiona ingerencji w suwerenność, niezależność, wolność i swobodę poglądów. Narzuca taką poprawność polityczną, która jest nachalną lewicową ideologią, nieznoszącą sprzeciwu i posługującą się wrzaskiem. Węgrzy nie dostali dofinansowania z Unii, które było im bardzo potrzebne. To właśnie kara za niepoprawność polityczną. Kojarzę ten stan rzeczy z komuną, w której ideologia była najważniejsza. Nie zgadzam się z taką nachalnością. Nie chcę żyć w środowisku, w którym ktoś narzuca mi, jak mam mówić, myśleć i postępować. Unia musi być środowiskiem wolnych ludzi, którzy się szanują, a nie narzucają swoją wolę, bo są silniejsi. Ta walka Węgier z lewicą w Parlamencie Europejskim prowadzi do przechylenia szali historii i dla nas, Polaków, to też jest ważne. A ponieważ to walka nierówna, musimy wesprzeć Węgry, bo oni nie mogą być sami. Tu decydują się też nasze losy.

Czy ten finał nie jest przesądzony? Dominacja poprawności politycznej, o której Pani mówi, jest ogromna. Trudna do zwalczenia.

Nie. Nie jest przesądzony. Widać to było po święcie niepodległości na Węgrzech. Kilka tysięcy Polaków pojechało do Budapesztu wspierać Węgrów i ci przyjęli nas ze łzami w oczach. Widać, że ludzie oddolnie się organizują. Że mają poczucie wspólnoty.

Natomiast sztuczny organizm niszczący przejawy suwerenności narodów, tak jak robi to PE, nie utrzyma się na dłuższą metę. W tym sensie to może być początek końca Unii Europejskiej. Lewica działa na szkodę wspólnoty. Jeśli bliskie są nam ideały UE, a mnie są bliskie, to musimy o tę Unię zawalczyć. Europa może być silna poprzez zgromadzenie narodów i silna różnorodnością. Może być piękna. Eliminowanie suwerenności i narzucanie Węgrom, że szef banku węgierskiego nie może przysięgać na konstytucję, bo w pierwszej kolejności ma być lojalny względem UE, to nie jest dobra droga. Jeśli nam zależy na wspólnej Europie, to powinniśmy wyjść od szacunku do narodów. Jeśli lewica będzie dominować, to nie daję Unii więcej niż kilkanaście lat, no może kilkadziesiąt.

Liczyłam, że Pani to powie, bo z tego filmu wypływa silna tęsknota za wspólnotą europejską. Jakiś młody Węgier na ulicy powiedział dumnie, że jest i Węgrem, i Europejczykiem.

Ale najpierw powiedział: „Węgrem”. A człowiek, który mówi, że przede wszystkim jest Węgrem, może prawdziwie wzbogacić sobą Europę. Na tym polega ogromna różnica w myśleniu. Lewica nie rozumie tego, bo nie ma poczucia tożsamości, nie ma się do czego odwołać, nie ma korzeni, z których może czerpać, więc czerpie z pustych idei. A idee te wcielone w życie przyniosły eksterminacje i ogrom zła. Hasła wynarodowienia i ujednolicenia przyniosły miliony ofiar w historii świata. Ci, którzy odwołują się do wartości, rodziny, wewnętrznego kompasu, który pokazuje co jest dobre, a co złe, mają konkret i nie chcą z tego rezygnować.

Węgrzy mówią w Pani filmie: potrzebujemy przyjaciela w Europie. Potrzebujemy Polaków! Byliśmy świadkami i uczestnikami wielkiego wyjazdu na Węgry. Ale czy to wystarczy? Jak możemy im pomóc? Czy my sami nie potrzebujemy pomocy…

Widzieliśmy Węgrów, którzy witali nas ze łzami w oczach. Oni sami z siebie w domu przygotowywali listy, w których pisali: „Dziękuję. Polak – przyjaciel”, i wręczali Polakom idącym z flagami przez ulice Budapesztu. Kilku Węgrów nauczyło się polskiego hymnu i odśpiewali go przed dwiema dziewczynami, które z plecakami usiadły sobie na murku (najpierw się upewnili, że są Pol-kami). Widać, że byliśmy im bardzo potrzebni. Ale w drodze powrotnej w pociągu widziałam też, że i Węgrzy są nam bardzo potrzebni, i że oni nam dużo dali. Swoją serdecznością, gościną. My, Polacy, we własnym kraju nie jesteśmy w stanie przejść spokojnie w marszu, żeby nie być obrzuconym wyzwiskami przez bojówki Palikota czy światłą młodzież Słońca Peru. A tu klękano przed polską flagą, klaskano nam. Dopiero na Węgrzech dowiedziałam się, że wspólne losy naszych narodów nie były pojedynczymi przypadkami. Węgrzy przyczynili się do naszego cudu nad Wisłą, wysyłając nam ogromną ilość amunicji. Potem w 1956 r. Polacy oddawali krew dla Węgrów i oni to pamiętają. A teraz, kiedy są odosobnieni w Europie, kilka tysięcy Polaków z flagami dodaje im otuchy i przekonuje ich dziennikarzy, że Węgry są na dobrej drodze. To nie jest pojedynczy zryw, tylko jakaś ciągłość autentycznych więzów. Ten wyjazd nie był wynikiem działania jakichś organizacji, tylko też inicjatywą pojedynczych ludzi, którzy często autostopem jechali na Węgry. Spotkałam człowieka, który mówił, że jest bez pracy i głodował przez dwa tygodnie, żeby było go stać na ten pociąg. „Pierwszy raz jadę za granicę. Musiałem” – opowiada. To dla wielu było duże poświęcenie, ale i najpiękniejsze chwile ich życia. Nie da się tego opisać.

Film będzie pokazany w węgierskiej telewizji?

Mamy wersję węgierską. Trwają rozmowy. Zobaczymy.

Orbán wypowiada wojnę bankom, które robią z ludzi – jak to określa – niewolników. Zwalnia z podatków rodziny z dziećmi. Znienawidzony w Europie Orbán powinien być dla nas wzorem…

Ludzie w pociągu mieli refleksję, że przydałby nam się taki Orbán. Skuteczny, bardzo pracowity, zjednujący ludzi, z którymi przeprowadza reformy, i bardzo zdecydowany. W ciągu kilku miesięcy nie cofnął się przed niczym i umiał wychodzić z opresji, jednocześnie nie wchodząc w kompromisy, które zniszczyłyby główną ideę. Tego nam brakuje. Brakuje nam takiego premiera. Powinniśmy ich wesprzeć, ale też przejrzeć się w nich jak w lustrze, bo mają bardzo podobną historię do nas. Też byli podzieleni na trzy części, też mieli komunę, znacznie bardziej krwawo stłumione powstanie w 1956 r. Pamiętajmy, że oni też nie przeszli dekomunizacji i lustracji. Mają podobną sytuację w mediach, które uwłaszczyły się po 1989 r. i w większości są liberalno-lewicowe. Atakują Orbána i patriotyczno-prawicową część społeczeństwa. Orbán buduje kolejny rurociąg, który ma być alternatywą do źródeł rosyjskiej energii. Możemy się przyjrzeć, jak oni walczą o własne interesy.

O czym będzie następny film?

Na pewno zrobię film z tego wielkiego wyjazdu na Węgry. Mam niesamowite materiały, które są potencjałem na piękny film.