Płyta IDEALNA !!! Nowa, nieużywana, nieskazitelna. Bez najmniejszych wad, bez najmniejszych rys, bez zagnieceń poligrafii, bez
jakichkowlwiek odcisków palców na poligrafii bądź krążku.
Egzemplarz mega kolekcjonerski. Edycja – plastikowe etui.
Etui bez rys. Folia z paskiem samoprzylepnym.
FMP, 1998
The Players: * Peter Brötzmann – tenor saxophone, tarogato and clarinet * Toshinori Kondo – trumpet and electronics * William Parker – bass * Hamid Drake – drums
Die Like A Dog Quartet - Little Birds Have Fast Hearts, No. 1 & 2
Działający od końca pierwszej połowy lat 90. kwartet Brötzman/Kondo/Parker/Drake znany także pod nazwą zapożyczoną z ich
pierwszej wspólnej płyty "Die Like A Dog", bądź niekiedy (szczególnie w początkach swej działalności) jako Peter
Brötzmann Quartet, jawi mi się jako jeden z najważniejszych zespołów na współczesnej scenie jazzowej.
Dlaczego? Pewnie to temat na poważniejszy esej, jednak postaram się dość skrótowo tezę tę tutaj uzasadnić. "Die Like A Dog", to grupa, która składem nawiązuje do legendarnego kwartetu Ornette'a Colemana: saksofon, trąbka, bas i
perkusja. W zespole tym jednak Brötzmann grywa jednak na saksofonie tenorowym oraz wykorzystuje również klarnet i
tarogato, zaś Toshinori Kondo nie gra na trąbce kieszonkowej, lecz na "zwykłej", za to często wykorzystując jej
elektroniczne preparacje. Nie tylko skład nawiązuje do Wielkiego Kwartetu sprzed czterdziestu lat - także pewna formuła
muzyczna, która bądź co bądź z doświadczeń free jazzu korzysta.
Cóż zatem tak osobliwego jest w tym zespole? Przecież podobnych jest wiele... Otóż nie. W zasadzie jedyne podobieństwo w
pewnym podejściu do materii muzycznej dostrzegam w ostatnich zespołach Tima Berne'a, choć realizowane są tam w odmienny
sposób. "Die Like A Dog", moim zdaniem, jest bowiem jednym z nielicznych zespołów funkcjonujących obecnie, którym udało
się w sposób doskonały odnowić formułę free jazzu, przenieść ją w lata współczesne i skonstruować muzykę, która jest
wykonawczo bardzo spójna i przekonująca. Zespołowi Brötzmanna udało się również udanie wpleść w swą muzykę elementy
wywodzące się z innych nurtów, przy czym można tu dostrzec zarówno pewne elementy muzyki etnicznej (ogólnie mówiąc
afrykańskiej), jak i sceny noise'owej, jak również zdobycze współczesnej elektroniki. Z drugiej strony w dalszym ciągu
muzyka grana przez kwartet jest bardzo silnie osadzona w tradycji. Wyznacza nową drogę tradycyjnej formule free jazzu,
która pewnie się nieco już dewaluuje.
O ile pierwsza z płyt kwartetu dość silnie nawiązywała do muzyki Alberta Aylera (była w końcu jej poświęcona), to
późniejsze płyty podążają już swoją własną drogą. W zasadzie obie płyty noszące tytuł "Little Birds Have Fast Hearts" No. 1 i 2 mogły i powinny być wydane razem. Są bowiem
nie tylko zapisem koncertów, jakie miały miejsce podczas "30th Total Music Meeting" 7 i 8 listopada 1997 r. w Berlinie,
ale również utwory składające się na obydwie, niezależnie wydane płyty są kolejno ponumerowane. Pierwsza płyta zawiera
"Część 1 i 2", zaś druga "Części 3-6", chyba tego samego utworu tytułowego - tak bowiem niekiedy są one nazywane w
prasie. Także materiał zaprezentowany na obu krążkach jest bardzo spójny, co nie powinno wywoływać zdziwienia.
Muzyka "Die Like A Dog" oparta jest o bardzo specyficznie, niemal bezkreskowo, realizowany rytm, który pomimo tego
pulsuje w "jazzowy" sposób, przy tym partie grane przez Hamida Drake'a mają coś z afrykańskiej pierwotności. Niejako nad
owym rytmem realizowane są linearne improwizacje dwu "melodyków". Piszę to słowo w cudzysłowiu, albowiem dość trudno
byłoby chyba wyłonić jakąś melodię z tych nut. Niekiedy głos Brötzmanna, szczególnie gdy gra na tarogato, zbliża się do
noise'owych wyczynów niektórych gitarzystów, kiedy indziej, gdy sięga po klarnet jest niemal liryczny i zmysłowy;
tenorzysta Brötzmann - to... Brötzmann grający na tenorze. Nic dodać - nic ująć. Ten muzyk, na tym instrumencie ma swoje
i poczesne miejsce w muzyce drugiej połowy XX wieku. Być może jest tu mniej gwałtowny, niż na swoich pierwszych płytach,
a poszczególne linie solówek mają w sobie zdecydowanie więcej melodii, niż miało to miejsce dotychczas. Jest też bardziej
free jazzowy niż przynależący do free improvu. Niech Was to jednak nie zwiedzie - Brötzmann Brötzmannem był, jest i
będzie. Zupełnie swoiste miejsce w zespole zajmuje japoński trębacz Toshinori Kondo, którego partie najczęściej
przetwarzane są przez elektroniczne instrumentarium. Na którejś z wkładek do tych płyt zostało napisane, że robi to
najlepiej od czasów poczynań Milesa Davisa z wah-wah. I autor tych słów miał rację. Był jednak nazbyt skromny w swej
opinii, bądź nie chciał się narazić kolegom po fachu uznającym każdy dźwięk zagrany przez Wielkiego Milesa z nadobną
pobożnością. Kondo (jeśli to właściwe słowo) jest lepszy. No, bardziej przekonujący. Efektem jest osobliwe połączenie
niemal wszelkich doświadczeń sceny free jazzowej, a także wywodzącej się z niej muzyki free improv, oraz noise, new
electronic i wielu innych, przy czym efekt ten jest niezwykle jednorodny, mający swój własny styl i co tak ważne w jazzie
- klimat. Klimatowi temu służy zwłaszcza koncertowe wykonanie tej muzyki.
Rozkładając tę muzykę na czynniki pierwsze (a przecież to zaledwie początek) niestety nie otrzymamy niczego co nas do
muzyki tej przybliży, niczego, co przekaże jej jakąś niesamowitą siłę. Jak powiedziałem - prawdopodobnie "Die Like A
Dog", wraz z nowymi zespołami Tima Berne'a - wymagają oddzielnego i niewątpliwie należnego im opracowania. Kończę zatem
już tę przydługawą recenzję, gorąco namawiając do słuchania tych płyt, jak również pozostałych kwartetu Brötzmanna. To
ważna grupa.
Na koniec mam jedną przestrogę, choć myślę, że wyraźnie z wcześniejszych słów to wynika - to nie jest muzyka dla
sympatyków mainstreamu. To wyzwanie dla free jazzowców.
Paweł Baranowski