Każdy, będąc dzieckiem, uwielbiał taplać się w błotku, ale takich okazji nie mieliśmy wiele, bo po prostu mama i babcia nam nie pozwalały - po pierwsze ubrudzilibyśmy ubranka, a po drugie - fuj, to nie zdrowe - same zarazki i choroby.
A tu proszę, nastała era błotnych kąpieli. Pojechać do wód i "wytarzać" się w błotku, należy do dobrego tonu - najlepiej nad brzegi Morza Martwego - tam błotko jest najzdrowsze, pełne dobroczynnych minerałów, a kuracja w jego "otchłaniach" to najlepszy sposób na zatrzymanie czasu i zachowanie pięknej i młodej skóry.
Morze Martwe leży na pograniczu Izraela i Jordanii, między wysokimi klifami i górami. Właściwie nie jest morzem, tylko dużym jeziorem znajdującym się w największej depresji świata, której głębokość wynosi prawie 400 m. Nie wypływa z niego żadna rzeka, a jedyna, jaka zasila jego wody, to Jordan. Kilkanaście tysięcy lat temu poziom wody Morza Martwego był tak wysoki, że łączyło się ono z leżącym 100 km na północ Jeziorem Tyberiadzkim. W wyniku intensywnego parowania wody skurczyło się do obecnych rozmiarów.
Relaksuje napięte tkanki skóry, stymuluje, rewitalizuje, oczyszcza i łagodzi skórę.
Sól, minerały, asfalt
Kąpiel w Morzu Martwym to niezwykła atrakcja, ponieważ nawet osoby niepotrafiące pływać doskonale sobie radzą, unosząc się na jego powierzchni. Jest to możliwe dzięki ogromnemu zasoleniu wody i dużej jej gęstości. Na powierzchni zasolenie wynosi ok. 22%, a na głębokości 50 m – 36%.
Znaczne parowanie powoduje obniżanie się lustra wody i wytrącanie pokładów soli. W ciągu roku z Morza Martwego odparowuje 1050 ton wody, natomiast sole i inne minerały pozostają. Dlatego jest ono najbardziej słonym akwenem na Ziemi.
Niespotykanym zjawiskiem związanym z Morzem Martwym jest wydobywanie się z niego asfaltu, którego grudy pojawiają się na powierzchni wody. Wydostaje się on z głębi ziemi poprzez szczeliny. Gdy dotrze do dna morza i uwolni się od soli, wypływa na powierzchnię.