Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

CZERWONY BÓG JACK LONDON RÓJ WARSZAWA 1927 UNIKAT

25-01-2012, 11:29
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Aktualna cena: 24.99 zł     
Użytkownik inkastelacja
numer aukcji: 2063702967
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 11   
Koniec: 27-01-2012 19:54:56
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO SPISU TREŚCI

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO OPISU KSIĄŻKI

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT

PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ SPRZEDAWANEGO PRZEDMIOTU, WYSTARCZY KLIKNĄĆ NA JEDNĄ Z NICH A ZOSTANIESZ PRZENIESIONY DO ODPOWIEDNIEGO ZDJĘCIA W WIĘKSZYM FORMACIE ZNAJDUJĄCEGO SIĘ NA DOLE STRONY (CZASAMI TRZEBA CHWILĘ POCZEKAĆ NA DOGRANIE ZDJĘCIA).


PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI - CZEROWNY BÓG
AUTOR - JACK LONDON, OKŁADKA S. NORBLIN
WYDAWNICTWO - RÓJ, WARSZAWA 1927
WYDANIE - DRUGIE
NAKŁAD - 10000 EGZ.
STAN KSIĄŻKI - DOSTATECZNY + JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM, PIECZĄTKI I ZNACZNIKI WŁASNOŚCIOWE, NIERÓWNE BRZEGI KART, POLUZOWANE KARTY, ŁADNIE ZACHOWANA ORYGINALNA OKŁĄDKA WYDAWNICZA) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).
RODZAJ OPRAWY - ORYGINALNA WYDAWNICZA, MIĘKKA, ŁADNIE ZACHOWANA
ILOŚĆ STRON - 126
WYMIARY - 18 x 12,5 x 1 CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - 0,134 KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE, MAPY ITP. - OKŁADKA PROJEKTU S. NORBLINA
KOSZT WYSYŁKI 8 ZŁ - Koszt uniwersalny, niezależny od ilośći i wagi, dotyczy wysyłki priorytetowej na terenie Polski. Zgadzam się na wysyłkę za granicę (koszt ustalany na podstawie cennika poczty polskiej).

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ

SPIS TREŚCI LUB/I OPIS (Przypominam o kombinacji klawiszy Ctrl+F – przytrzymaj Ctrl i jednocześnie naciśnij klawisz F, w okienku które się pojawi wpisz dowolne szukane przez ciebie słowo, być może znajduje się ono w opisie mojej aukcji)

JACK LONDON
CZERWONY BÓG
WYDANIE DRUGIE
WARSZAWA - 1927 SKŁAD GŁÓWNY W TOW. WYD. „ROJ".
OKŁADKA PROJEKTU S. NORBUNA,
ODBITO 10.000 EGZ. W ZAICŁ.
DRUK. F. WYSZYNSKI
i S-ka WARSZAWA,
WARECKA 15
W LIPCU
1927.





SPIS RZECZY.

Czerwony Bóg ... 5
ladacznica .... 47
Jak Argus z dawnych dni .... 81





Prawa do dzieł Londona na Polskę W wyłączną własnością Stanisławy Kuszelewskiej. Przekłady i przedruki nieuprawnione ścigane będą sądownie.
Oto fest! Nagle wyzwolenie Hźwłęku! Bassett spojrzał na zegarek i porównał rozlegający się dźwięk 2 trąbą archanioła. Istotnie, rozmyślał, mury miast mogą opadać na tak doniosłe i rozkazujące wezwanie. Po raz tysiączny usiłował napróżno zanalizować rodzaj tonów potężnego głosu, ktćyy zapanował nad ziemią, aż hen, daleko, aź do siedziby sąsiednich plemion. Wąwóz górski, z którego głos wychodził, rozbrzmiewał rosnącym wciąż dźwiękiem, aź wreszcie potęga tonu wzniosła się wyżej, napełniła ziemię, powietrze i niebiosa. Swawolna wyobraźnia chorego porównywała melodję do potężnego okrzyku jakiegoś Tytana Starszego Świata, którego dręczy nędza lub porusza gniew. Dźwięk wznosił się wyżej i wyżej, wyzywał i błagał taką głębią tonów, że zdawał się być przeznaczony dla słuchu umieszczonego gdzieś poza granicami systemu słonecznego. Był w nim również okrzyk protestu, że niema uszu godnych usłyszenia go i zrozumienia ukrytej w nim myśli.
Fantazja chorego człowieka. Starał się jednak zanalizować ten dwięk. Rozległy jak grzmot, dźwięczny jak złoty dzwoneczek, cienki i słodki jak brzęk napiętej srebrnej struny; żaden z tych dźwięków, ani też zbiór ich wszystkich razem. Brakło słów w słowniku i doświadczeniu Bassetta, by opisać całość tego dźwięku.
Czas mijał. Minuty zamieniały się w kwadranse, kwadranse w pół godziny, dźwięk trwał, zmieniał wciąż początkowy impuls głosu, lecz nie przybierał nowego — zniżał się, omdlewał, zamierał tak potężnie, jak wzniósł się w pierwszej chwili swego istnienia. Wreszcie przeszedł w mieszaninę niespokojnych szmerów, gwarów i olbrzymich szeptów. Cofał się zwolna, jęk za jękiem, wracał w olbrzymie łono, jakie mu życie dało, aż wreszcie użalał się śmiertelnym szeptem gniewu i nie mniej pełnym uroku szeptem rozkoszy, usiłując wciąż być dosłyszalnym, podać jakąś tajemnicę, jakieś pojęcie nieskończenie ważne i pełne znaczenia. Ubywał, stał się zjawą dźwięku, zjawą, która straciła grozę swą i moc obietnicy, stał się czemś drżącem w świadomości chorego przez długie minuty jeszcze, gdy już zapanowała cisza. Skoro już nic nie mógł dosłyszeć, Bassett spojrzał na zegarek. Godzina minęła, nim trąba archanioła przeszła w zupełną nicość tonów.
Czy to właśnie jest jego czarną wieżą? myślał Bassett, wspominając Browninga i spoglądał na ręce swoje, chude jak szkielet, trawione gorączką. Uśmiechnął sig do, swej r^pli B fi Childe Rolanddej
gdyby ręką tak słabą, jak jego ręka, róg do ust podniósł. Miesiące, czy lata minęły, pytał sam siebie, od chwili, gdy po raz pierwszy usłyszał to tajemnicze wezwanie na wybrzeżu Ringmanu? Nie umiał odpowiedzieć na te pytania, nawet, gdyby życie od niego zawisło. Długa choroba trwała bez końca. W chwilach, gdy odzyskiwał przytomność, zdawał sobie sprawę z czasu, wiedział o całych miesiącach! nie miał jednak sposobu, by określić długie przerwy spowodowane gorączką i brakiem przytomności. Co porabiał kapitan Bateman z Nari? rozmyślał; czy ten jego pomocnik, pijak, umarł już na białą gorączkę?
Od tych pytań, na które nie miał odpowiedzi, Bassett przeszedł myślą leniwie do wszystkiego, co zaszło od tego dnia na wybrzeżu Ringmanu, gdy po raz pierwszy usłyszał dźwięk i poszedł za nim w głąb dżungli. Sagawa sprzeciwiał się. Widział go jeszcze, z jego śmieszną, małpią twarzyczką, wymowną od strachu, z plecami uginającemi się pod ciężarem skrzynek z okazami, w ręku miał Bassetta siatkę do łowienia motyli i strzelbę, i mówił łamaną angielszczyzną: „Ja bać się dżungli. Źli ludzie chodzić wzdłuż dżungli za wiele".
Bassett uśmiechnął się smutno na to wspomnienie. Chłopak z New Hanover bał się, lecz był wierny, poszedł za nim w gąszcz bez wahania w poszukiwaniu źródła cudownego dźwięku. To nie wypalony pień drzewa, niosący pieśń wojenną poprzez głębie dżungli^ orzekł Bassett. Mylny był jego wnio-
sek następny, a mianowicie, że źródło, lub przyczyna dźwięku nie mogły być oddalone więcej, niż o godzinę drogi i że z łatwością powróci przed wieczorem, i że łódź statku Nari, która wyruszyła na połów wielorybów, zabierze go z powrotem.
„Ten wielki hałas nic dobrego, on szatan - szatan", osądził .Sagawa. I Sagawa miał słuszność. Czyż nie miał rozciętej głowy w ciągu tegoż dnia? Bassett zadrżał. Sagawa został niewątpliwie zjedzony przez „złych chłopców zawiele", którzy ukrywali się wzdłuż gąszczu. Zdawało mu się, że go widzi, tak Jak widział go po raz ostatni, ograbionego ze strzelby i wszystkich przyborów naturalisty, należącyeh do jego pana, leżącego na wąskiej ścieżynce, na której przed chwilą ucięto mu głowę. Tak, stało się to w ciągu minuty. Minutę przedtem Bassett obrócił się ł widział go, jak szedł cierpliwie, zgięty pod ciężarem. Odtąd zaczęły się nieszczęścia Bassettd. Spojrzał na okrutnie zgojone kikuty dwuch pierwszych palców swej lewej ręki, potarł je lekko o wgłębienie z tyłu czaszki. Jakkolwiek szybki był rzut tomahawku o długiej rączce, zdążył jednak zakryć głowę i częściowo unieszkodliwić uderzenie wzniesieniem ręki. Dwa palce i brzydka rana skalpowa — za tę cenę okupił życie. Jednem nabiciem swej dziesię-ciostrzałowej strzelby wydarł życie buszmenowi, który go mż prawie schwytał: drugi magazyn, rozpędził buszmenów nachylonych nad Sagaws S Bas-setta cieszyła pewność, że główna część. aaboju trafiła tego w-łaśflie buszmena, który umykaj z, głową
Sagawy. Wszystko to zaszło w mgnieniu oka. Na wąskiej, wydeptanej przez dziki ścieżce pozostał tylko on, Bassett, zabity buszmen i szczątki Sagawy. Żaden szmer ruchu, ani dźwięk życia nie dał się słyszeć z dżungli po obu jej stronach. Poniósł dotkliwy, okropny cios. Pierwszy raz w życiu zabił człowieka i osłabł na widok tego, co uczynił.
Potem zaczęło się ściganie. Cofnął się na ścieżkę przed napastnikami, którzy stali pomiędzy nim i wybrzeżem. Nie mógł odgadnąć ilu ich było. Są" dząc z tego co widział, mógł być jeden - lub stu. Że niektórzy z nich weszli na drzewa i wędrowali wzdłuż sklepienia dżungli — tego był pewien, widział tylko jednak chwilami przesuwające się cienie. Nie słyszał świstu strzał; co chwila jednak przelatywały mimo niego, niewiadome skąd wypuszczone drobne strzały, lub trafiały w drzewa i padały na ziemię obok niego. Miały ostrza z kości i pióra po bokach, pióra wyrwane z piersi ptaków, lśniły barwami klejnotów.
Raz jeden — i teraz, gdy wiele czasu minęło, zaśmiał się na samo wspomnienie — ujrzał nad sobą cień, który zatrzymał się natychmiast, skoro podniósł głowę, aby nań spojrzeć. Nic nie mógł rozpoznać, lecz postanowił spróbować, wystrzelił ciężkim nabojem numer piąty. Cień spadł poprzez paprocie drzewiaste i orchidee z wrzaskiem wściekłego kota, zarył się w ziemię u stóp jego, i wrzeszcząc dalej z wściekłości i bólu zagłębił swe ludzkie zęby w bul "go, iuż praw kostce. On ze swej strony nie tracił
...



WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.