Historia, którą opowiada Paul Verhoeven w Człowieku widmie nie jest ani nowa ani oryginalna. W gruncie rzeczy zachowany został schemat znany choćby z klasycznej powieści Herberta George’a Wellsa „Niewidzialny człowiek”. W tajnym laboratorium grupa naukowców prowadzi badania nad substancją, dzięki której można stać się niewidzialnym. A właściwie już tę substancję wynaleźli, a teraz chodzi jeszcze o opracowanie serum, które pozwoli odwrócić ten proces. Po udanych eksperymentach na gorylu, genialny i butny naukowiec – Sebastian Caine przedwcześnie dokonuje eksperymentu na sobie samym. Tyle, że antidotum na niego nie działa. Grozi mu, że już do końca życia pozostanie niewidzialny. Koledzy starają się jak mogą, ale bez rezultatów. Tymczasem Sebastian zaczyna lubić swoje nowe wcielenie. Staje się agresywny i nieobliczalny. Niewidzialność daje mu poczucie bezkarności i wszechwładzy. Naukowcy starają się o wszystkim zawiadomić przełożonych, ale Sebastian za wszelką cenę stara się do tego nie dopuścić. Nietrudno zgadnąć, że niewidzialny człowiek kończy źle, tak samo zresztą jak u Wellsa. Bo też w gruncie rzeczy chodzi tu o to samo. Różnica tkwi jedynie w dekoracjach i w jednym maleńkim, ale za to jakże istotnym szczególe. Otóż u Wellsa naukowiec jest owszem szalony, fabuła tak samo naiwna, ale za to z niegłupim filozoficznym przesłaniem. Natomiast Człowiek widmo nawet nie próbuje zgłaszać takich aspiracji. Jest po prostu historyjką szaleńca, który w imię swego geniuszu i zazdrości o kobietę zaczyna mordować wszystkich wokół. Cała ta fabuła służy w gruncie rzeczy jednemu celowi – demonstracji efektów specjalnych, o których nam się nawet nie śniło. Sekwencje przywracania widzialności, kiedy to substancja wstrzyknięta w żyłę wypełnia najpierw „zawieszony w powietrzu” układ krwionośny, dociera do bijącego na naszych oczach serca, odsłania układ kostny, potem mięśniowy, a dopiero na końcu powlekający ciało skórą to prawdziwy majstersztyk współczesnej filmowej techniki. Równie niesamowity jest proces stawania się niewidzialnym, albo rozgniecenie na krwawą miazgę psa przez coś, czego nie widać. Cudeńkiem są też chwilowe wizualizacje niewidzialnej postaci, a to w wodzie, a to w snującym się dymie. Słowem perfekcja, prawdziwe mistrzostwo w budowaniu ekranowej iluzji. Dodatki: reportaż z planu, dokument "Narodziny człowieka widmo", zwiastun.