Jeszcze niedawno myślałam o napisaniu recenzji biografii Beethovena, ale niedługo potem przeczytałam równie, a nawet bardziej pasjonującą książkę o Brahmsie (choć bliższy mi jest Beethoven) i życiu muzycznym jego epoki. I piszę, bo właśnie to życie zafrapowało mnie charakterem, bogactwem i ubóstwem zalet i wad serc znanych muzyków oraz ludzi kultury i sztuki. Osią sporów, zachwytów i negacji jest tutaj oczywiście Brahms i kompozycje jego. I od tej strony mój tekst będzie nabierał treści, choć bez wątpienia niewyczerpującej problemów ujętych w dziele; zaś wątek muzyczny - jako że melomanką nie jestem, ani muzykologiem – obok pobocznych wątków zasygnalizuję tylko, dając przyczynek potencjalnym Czytelnikom do ewentualnego wyboru tej fascynującej monografii autorstwa Ludwika Erhardta. Warto mieć na uwadze, że na temat Brahmsa i jego muzyki niewiele jest literatury w języku polskim.
By zacząć, musi być słów kilka o Ludwigu van Beethovenie[1] - klasyku wiedeńskim, romantyku, genialnym kompozytorze urodzonym w Bonn - w kontekście osoby i muzyki Johannesa Brahmsa; musi być także dlatego, bo kiedy pomyślę o Beethovenie, mam przed oczyma jego twarz z fotografii i narkotyczne spojrzenie, a w sobie współodczuwanie. I wreszcie chyba zrozumienie dla dramatu jego związanego z kalectwem; bo przy nadwrażliwości Beethovena łatwo jest sobie wyobrazić jego walkę wewnętrzną na co dzień, euforię i apatię, jak fale: naprzemienne uniesienia i rezygnacje, a niekiedy nieprzewidywalne zachowania; ale jednak to wszystko w końcu, i za każdym razem, wieńczone imperatywem tworzenia. W samotni. Samotni wyniesionej aż do religii samotności.
Bezsprzeczne jest zatem, że podwójna: i naturalna, i świadoma izolacja Beethovena od świata i ludzi, skąd czerpał on treści życia, przemieniając je w mowę dźwięków, aby ostatecznie czerpać je tylko z siebie - w ciszy bez treści – to największa jego osobista tragedia; a konfliktem wiążącym się z życiem społecznym - wahania jego wiary w ideę braterstwa ludzi. Dzisiaj idea ta - obok idei wolności i równości, ale i radości zbratanych miłością serc - pobrzmiewa dla niektórych jak bajka i mit, lecz trzeba pamiętać, że w okresie wczesnego romantyzmu idee te pobudzały całą Europę, właśnie w czasie, kiedy Beethoven żył. Ogrom jego twórczości koncentruje się na najdoskonalszym z możliwych wyrażeniu idei romantyzmu. I oto „Oda do radości” w wersji instrumentalnej - ostatnia część słynnej IX Symfonii Beethovena do słów Fryderyka Schillera, słów traktujących o radości bogów na Olimpie, marzeniu o krainie szczęśliwości, w której Beethoven wyraża, że faktyczne zbawienie leży w ręku człowieka - dziś (od 1972 r.), jako hymn europejski, przybliża idee tamtych dni, dając wizję autentycznego zespolenia Europejczyków.
Polskie Wydawnictwo Muzyczne
|