BIEDNY CHRYSTUS Z BOMBY
Mongo Beti
Tematyka misji katolickich w Afryce jest jego jednym z ulubionych tematów autora. Problematyka "Biednego Chrystusa z Bomby" do pewnego stopnia pokrywa się z tym, co później będzie ukazane w "Królu cudem ocalonym" - ewangelizacja a tradycje plemienne, ewangelizacja a poligamia, ewangelizacja a komunistyczne (sic!) zapędy wielkomiejskiej młodzieży.
Mamy więc ojca Drumont -już dwadzieścia lat zajmuje się swoimi owieczkami, zna je na wylot, a jego metody są niezawodne. Gdy jednak przychodzi czas nawiedzenia opuszczonych przed dwoma laty (w ramach kary) wiosek, a skrzętnie ukrywane przez mieszkańców grzechy wychodzą na jaw, Drumont zaczyna wątpić w zasadność swoich postulatów...
Choć powieść czyta się dobrze, to jej największą siłą nie są umiejętności pisarskie autora. Mongo Beti stworzył szereg dobrze nakreślonych postaci, i to one właśnie są głównym atutem jego książek. To dzięki nim wydarzenia następują po sobie płynnie. Całą fabułę ocenia się mimowolnie przez pryzmat bohaterów. Mamy ojca Drumont, któremu na początku chciałam skopać jego kabotyński zadek, ale który w miarę rozwoju akcji bardzo zyskał w moich oczach. Mamy Zachariasza, kucharza o nihilistycznym podejściu do życia, mamy Katarzynę, jego kochankę, mamy wreszcie Dionizego, młodziutkiego, naiwnego ministranta i jednocześnie naszego narratora. Wszystkie te i inne osoby dają nam swoistą panoramę misji katolickich w Afryce w połowie XX wieku.
Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie jedna jeszcze cecha pisarstwa Betiego - całkowite powstrzymanie się od oceny -trudno dopatrzeć się jakichkolwiek sądów odautorskich. Szczególnie Beti powstrzymuje się od tego w finałach swoich książek, co powinni docenić czytelnicy lubiący samodzielnie wyciągać wnioski z lektury.
Moje przymusowe zetknięcie z twórczością Betiego nie było, jak się obawiałam, bolesne, ale raczej ubogacające. Polecam spróbować samodzielnie
Wydawnictwo: PIW 1967
Ilość stron: 148
Stan: dobry (otarcia, przybrudzenia)
Pochodzenie: Zbiory własne
|