Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

BIALI NIEWOLNICY MAINE REID OPRAWA JURKOWSKI 1930

25-01-2012, 11:29
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Aktualna cena: 78 zł     
Użytkownik inkastelacja
numer aukcji: 2063702762
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 47   
Koniec: 27-01-2012 19:51:56
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO SPISU TREŚCI

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO OPISU KSIĄŻKI

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

KLIKNIJ ABY ZOBACZYĆ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT

PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ SPRZEDAWANEGO PRZEDMIOTU, WYSTARCZY KLIKNĄĆ NA JEDNĄ Z NICH A ZOSTANIESZ PRZENIESIONY DO ODPOWIEDNIEGO ZDJĘCIA W WIĘKSZYM FORMACIE ZNAJDUJĄCEGO SIĘ NA DOLE STRONY (CZASAMI TRZEBA CHWILĘ POCZEKAĆ NA DOGRANIE ZDJĘCIA).


PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI - BIALI NIEWOLNICY : PRZYGODY ROZBITKÓW W PÓŁNOCNEJ AFRYCE Z ILUSTRACJAMI
AUTOR - MAYNE REID, OPRACOWAŁ DLA MŁODZIEŻY K. ARNOLD, OKŁADKĘ I ILUSTRACJE Z. JURKOWSKI
WYDAWNICTWO - NOWE WYDAWNICTWO, WARSZAWA OK 1930
WYDANIE - 1
NAKŁAD - ??? EGZ.
STAN KSIĄŻKI - DOBRY MINUS JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM, PĘKNIĘCIA NA WYKLEJCE, PODPISY I ZNACZNIKI WŁASNOŚCIOWE, POLUZOWANY BLOK) (wszystkie zdjęcia na aukcji przedstawiają sprzedawany przedmiot).
RODZAJ OPRAWY - ORYGINALNA, TWARDA Z PŁÓCIENNYM GRZBIETEM
ILOŚĆ STRON - 190 + TABLICE Z ILUSTRACJAMI
WYMIARY - 19,5 x 13,5 x 2 CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - 0,292 KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE, MAPY ITP. - ZAWIERA KOLOROWE ILUSTRACJE
KOSZT WYSYŁKI 8 ZŁ - Koszt uniwersalny, niezależny od ilośći i wagi, dotyczy wysyłki priorytetowej na terenie Polski. Zgadzam się na wysyłkę za granicę (koszt ustalany na podstawie cennika poczty polskiej).

KLIKNIJ ABY PRZEJŚĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ

SPIS TREŚCI LUB/I OPIS (Przypominam o kombinacji klawiszy Ctrl+F – przytrzymaj Ctrl i jednocześnie naciśnij klawisz F, w okienku które się pojawi wpisz dowolne szukane przez ciebie słowo, być może znajduje się ono w opisie mojej aukcji)

MAYNE REID
BIALI NIEWOLNICY
PRZYGODY ROZBITKÓW W PÓŁNOCNEJ AFRYCE
OPRACOWAŁ DLA MŁODZIEŻY K. ARNOLD
Z ILUSTRACJAMI
NOWE WYDAWNICTWO WARSZAWA
OKŁADKA I ILUSTRACJE Z. JURKOWSKIEGO




SPIS RZECZY.

I. Rozbitkowie ............ 5
II. Ocaleni .............. 13
III. Samum .............. 19
IV. Dromader ............. 24
V. Narada .............. 28
VI. Pojawienie się wroga......... 33
VII. Okręt pustyni ........... 37
VIII. Przerwany bal ........... 42
IX. Dwaj szejkowie .......... 45
X. Śladem Billa............ 50
XI. Hiena............... 56
XII. W kryjówce.........- . . . 60
XIII. W obliczu wroga .......... 64
XIV. Walka o życie.......... 68
XV. W duarze ............ 74
aVL Przebudzenie........... 78
XVII. Znów kłótnia.......... 83
XVIII. Golah .............. 87
XIX. Próba oporu............ 93
XX. Spotkanie w pustym......... 98
XXI. Przy źródle ............ 106
XXII. Napad Beduinów.......... 112
XXIII. Zemsta Golaha ........... 120
XXIV. Na wybrzeżu............ 127
XXV. śmierć Golaha ........... 135
Poławiacze skarbów .........142
XXVII. Drogocenne kamienie......... 151
XXVIII. Żyjąca rzeka............ 164
XXIX. W wiosce arabskiej ......... 168
XXX. Handlarze niewolników........ 178
XXXI. Zwycięstwo............ 183
XXXII Zakończenie ............ 187





ROZDZIAŁ I Rozbitkowie.

Burza uspokoiła się wreszcie. Dwa dni i dwie noce szalała bez przerwy.
Wieczór zapada nad nieruchomem prawie morzem. Fale Atlantyku muskają długi cypel piaszczysty, który wrzyna się w ocean w pół drogi między przylądkiem Bojador i przylądkiem Białym.
Rozpalone piaski przywodzą na myśl jakiegoś ognistego węża, szukającego ochłody w przezroczystej wodzie morskiej.
Straszliwa burza minęła bez śladu, niczem koszmarny sen.
Jednak uważny obserwator spostrzegłby scenę, świadczącą o przejściu nawałnicy.
Oto w pewnej odległości od lądu unosi się reja, a do niej przylgnęli czterej rozbitkowie, walczący rozpaczliwie o życie.
Trzej z nich to dzieci prawie: najstarszy ma lal osiemnaście, najmłodszy siedemnaście.
Wszyscy trzej ubrani są w uniform kadetów marynarki brytyjskiej; noszą ciemno-niebieską kurktę z żółtemi guzami, czapkę, przybraną złote-
mi galonami. Na kołnierzu wyszyta jest korona i kotwica.
Najstarszy z kadetów, Henry Blount, jest czystej krwi Anglikiem; Tadeusz 0'Connor to Irlandczyk; najmłodszy, Colin Mac Pherson, jest Szkotem z pochodzenia.
Łączy ich szczera przyjaźń. Tak powszechne uprzedzenia narodowe rozwiały się bez śladu pod wpływem bliskiego współżycia na pokładzie statku, a niebezpieczeństwo jeszcze bardziej zbliżyło towarzyszy do siebie.
Czwarty rozbitek ma z pewnością lat tyle, ile ich sobie liczą razem trzej kadeci. Odzież świadczy, że to prosty majtek. Twarz ma porysowaną zmarszczkami, a krótka broda osypana jest szronem siwizny.
Marynarz odzywa się rzadko, mówiąc dziwną mieszaniną akcentu angielskiego, irlandzkiego i szkockiego. Towarzysze nazywają go „starym Billem".
— Sił mi już brak — jęknął Henryk.
— Odwagi, przyjaciele! Przecież minęły już dwie doby od chwili, gdy rozbił się okręt; ląd z pewnością jest niedaleko! — zawołał Tadek, najsilniejszy z młodzieńców.
— Oczy mi się kleją — szepnął Colin.
— Noc zapadnie wkrótce — mówił dalej Henryk — a tu ani śladu ziemi na horyzoncie; wciąż woda i woda...
— Myli się pan - mruknął Bili, który dotych-
czas nie brał udziału w rozmowie. — Widocznie moje stare oczy sięgają dalej, niż młode. Niech pan tylko spojrzy przed siebie...
— Ziemia! ziemia! — krzyknęli radośnie młodzieńcy! — To ławice piasku.
— Tak jest — odpowiedział Bili. - Ta błyszcząca, biała smuga to dziury. Jeszcze jeden wysiłek, a dostaniemy się na ląd.
Zresztą w gruncie rzeczy wysiłek był już zbędny.
Rozbitkowie ujrzeli teraz wyraźnie długi cypel, wybiegający w morze niby dłoń śpiesząca z pomocą.
— Niepotrzebna nam już tratwa — zaśmiał się Tadek, patrząc na szczątki rei.
W mgnieniu oka znikł głód i pragnienie, poszły w niepamięć przeżyte męczarnie. Zostało tylko zmęczenie. Opanowała ich jedna myśl: wydostać się na brzeg i spać, spać bez końca.
Jeden za drugim rzucili się na suchy, delikatny piasek i zapadli w kamienny sen.
Dwie godziny zaledwie minęły od chwili wylądowania, gdy rozbitkowie ocknęli się raptownie, czując, że się duszą.
- Co się stało? - krzyknął Colin. otwierając z wysiłkiem oczy.
Zerwawszy się na równe nogi, zauważyli, że woda sięga im powyżej kostek.
— To przypływ — mruknął Bili.
Zjawisko to zupełnie naturalne. Tylko straszliwemu zmęczeniu przypisać należy nieostrożność rozbitków. Marynarze bowiem wiedzą doskonale, że prawie zawsze wierzchołek półwyspu leży wyżej, niż część, łącząca się bezpośrednio z lądem. W czasie przypływu owe niższe tereny zalewane bywają wodą.
— Nic strasznego się nie stało — rzekł po chwili Henryk. — Pójdziemy teraz półwyspem aż do naprawdę stałej ziemi, a tam nic nam nie przerwie snu.
— Rada jest zupełnie dobra — krzyknął Bili. — Ale gdzie ta stała ziemia?
Słuszna to była uwaga. Dokoła panowały prawdziwie egipskie ciemności. Tylko szum fal świadczył, że rozbitków otacza morze. W dodatku wstała gęsta mgła i zaczął dąć gwałtowny wicher.
— Za wszelką cenę musimy dostać się na stały ląd. Chodzi tu o nasze życie — oświadczył Henryk wśród głuchego milczenia towarzyszy.
— A z której strony leży wybrzeże? — zagadnął Colon, najmłodszy i najmniej obeznany z trudną sztuką nawigacji.
— Nietrudno się o tem przekonać — odparł Tadek. — O iej porze wiatr i przypływ kierują się ku wybrzeżu. Musimy więc iść w ten sposób, by mieć wiatr za sobą.
I nie tracąc czasu, marynarze ruszyli w drogę.
Niestety, obrany kierunek okazał się błędnym; po kilku krokach woda sięgała ludziom po szyję.
— Co to ma znaczyć? — pomyśleli z trwogą rozbitkowie.
Przez chwilę błądzili poomacku, aż wreszcie wydostali się na miejsce płytsze, gdzie woda dochodziła im tylko do kolan.
Za każdym jednak razem, gdy próbowali posunąć się w kierunku zgodnym z ruchem fal, schodzili w głębię.
Po namyśle, odtworzywszy sobie wygląd ławicy przy świetle dziennem, doszli do rozwiązania zagadki. Oto cypel nie biegł prostopadle do stałego lądu, ale leżał równolegle do wybrzeża, tworząc rodzaj mierzei.
I— Co robić? — szepnął jeden z marynarzy.
— A woda w tych okolicach przybiera bardzo szybko — dodał stary wilk morski, badając uważnie kąt, pod jakim fale łamią się o mierzeję.
Wkońcu udało mu się dokładnie oznaczyć kierunek, w jakim należy szukać lądu.
A tymczasem przypływ nieubłaganie rośnie.
Woda sięga marynarzom aż do pasa. Z trudem posuwają się naprzód; nogi ciążą jak ołów. Walczą jednak ze zmęczeniem; instynkt samozachowawczy każe im szukać ratunku, choć sił już nie staje.
Wreszcie minęli miejsce, w którem ławica opada najniżej. Niestety woda podnosi się z zatrwa-
...



WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


WRÓĆ DO WYBORU MINIATUR ZDJĘĆ


Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.