Barwy
walki -część 1
Rozdział
1 -Gazeciarz
(...)Nadszedł
w końcu dzień, w którym zamilkł./Dobiegł nas wtedy nie znany
nam dotąd jeszcze odgłos: huk bomb.
Był
1 września 1939 roku. Samoloty niemieckie nie ominęły również
Łęczycy.
Wśród
ogólnego podniecenia i zdenerwowania, jakie wtedy zapanowały,
rozeszła się pogłoska o zwalnianiu więźniów. Nie wszyscy z nas
oczekiwali tak pomyślnego rozwiązania, jednakże nawet
pesymistom trudno było ukryć pewne nadzieje, optymiści zaś
widzieli już siebie w żołnierskich mundurach i z karabinem w
dłoni.
Gdy
drzwi celi otworzyły się ze zwykłym zgrzytem, lecz o
niezwykłej porze, wszyscy zwrócili się ku nim pełni
oczekiwania. Na progu stanął nasz klucznik, istne monstrum,
mające dwa metry wzrostu, ponure oblicze i kabłąkowate nogi,
na których stąpał z taką oryginalnością, że nazywano go
powszechnie „Bocianem".
-
- Wychodzić!
Wszyscy
ruszyli szybko na korytarz. Padły niecierpliwe
pytania:
-
Czy na wolność, panie starszy? Wychodzzimy
na
wolność?
„Bocian"
nie zdradzał żadnej chęci do jakichkolwiek wyjaśnień i w
odpowiedzi usłyszeliśmy tylko lakoniczny
rozkaz:
-
Za mną!
Rozwiązania,
które nastąpiło, nie oczekiwał chyba nikt. Z pierwszego
piętra, gdzie siedzieliśmy, przeprowadzono nas na piętro...
trzecie i tam zamknięto w nowej celi, pozbawionej nawet
sienników. Za posianie służyć nam teraz miała cementowa
posadzka.
Wszelki
optymizm rozwiał się od razu. W rozmowach i myślach wciąż
powracały natrętne pytania: Co zamierzają zrobić z nami?
Dlaczego wyprowadzono nas, więźniów jf politycznych, na
poddasze? Czy po to, aby łatwiej dosięgły nas
bomby?...
|