Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

BAROKOWE KOŚCIOŁY KRAKOWA PATRYCJAT KRAKOWSKI 1913

21-06-2012, 21:47
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Aktualna cena: 49.99 zł     
Użytkownik ikonotheka
numer aukcji: 2406096420
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 9   
Koniec: 21-06-2012 19:50:00
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

TREŚĆ:


Stronica
Stanisław Tomkowicz: Legendarna ś. Wilgefortis albo Fra¬
sobliwa i obraz na Zwierzyńcu przy Krakowie .... 1—21
Jan Ptaśnik: Studya nad patrycyatem krakowskim wieków
średnich 23—95
Franciszek Klein: Barokowe kościoły Krakowach .... 97^204
Kazimierz Kaczmarczyk: Bibliografia Krakowa za rok 1912 [zasłonięte]-233
Sprawozdanie Wydziału Towarzystwa miłośników historyi i za¬
bytków Krakowa za rok 1912 235—255



STUDYA NAD PATRYCYATEM
KRAKOWSKIM WIEKÓW ŚREDNICH
NAPISAŁ DR. JAN PTAŚNIK.




SŁOWO WSTĘPNE.




O
czyslości rasy dzisiaj w żadnym na¬rodzie mowy być nie może. W ciągu wieków bowiem wszystkie narody podle¬gały tak wielkim zmianom politycznym, tak wiele musiały wchłaniać w siebie elemen¬tów obcych, że dziś tylko język, mowa jest głównem kryteryum przynależności na¬rodowej, w wielu wypadkach zależy ona od poczucia osobistego różnych jednostek, które nieraz, chociaż z innego ośrodka narodowego wyszły, przyznają się do tej narodowości, wśród której swój charakter ukształtowały, przyczem poczucie naro¬dowe u pochodzących z obcych ele¬mentów, zwykle bywa żywszem, aniżeli u innych.
Nie można dzisiaj mówić o czystości rasowej nawet warstw niższych a cóż do¬piero klas wyższych społeczeństw naro¬dowych.
W historyografii polskiej wiele poświę¬cono czasu i sił na zbadanie, czy pow¬stanie organizacyi państwowej w Polsce jest początku rodzimego, czy też obcego, w drodze podboju. Czy więc wyższe klasy naszego społeczeństwa pochodzą od owych obcych najeźdźców, czy też są produktem historycznego rozwoju rodzimego pier¬wiastku, pochodzą w prostej linii od owych „starszyn", które stały na czele mniej-

szych i większych organizmów miejsco¬wych.
Pojęcie tego stanu, który nazywamy szlachtą, zawsze łączyło się i do dzi¬siaj się łączy z większą siłą ekono¬miczną, z posiadaniem większych ob¬szarów ziemi; jeżeli więc tą siłą rozpo¬rządzały jednostki, należące do ludności podbitej, to wcześniej czy później uzyski¬wały one znaczniejszy wpływ w państwie, wchodziły w szeregi szlacheckie, podczas gdy osobniki, pochodzące z klasy najeźdź¬ców, o ile z biegiem czasu majątek nie dopisał, przechodziły powoli do tego stanu, do jakiego należała uboga ludność pod¬bita. Tak było w państwie frankońskiem, longobardzkiem, wizygockiem i wszystkich wogóle, które na zachodzie powstały drogą podboju przez ludność germańską; dawni rzymscy właściciele latyfundyów, chociaż początkowo bez znaczenia, wnet uzyskali takie samo stanowisko, jak wielcy właściciele z pośród germańskich zdo¬bywców. Podobnie miała się rzecz na Rusi, a z pewnością także i u nas, o ileby nasza organizacya państwowa w drodze obcego podboju powstała. Wyższe warstwy społeczne i u nas w takim wypadku mu¬siałyby pochodzić i z silnych ekonomicznie zdobywców i owych miejscowych star-

szyn, zwłaszcza w tym czasie, kiedy róż¬nica językowa między obydwoma żywio¬łami się zalarła.
Obcy jednak element przybywał ciągle.
Nie wiemy wprawdzie do jakiej na¬rodowości należały drużyny Mieszka, tworzące jego stałe wojsko, ale wie¬my, że do Bolesława cisnęło się obce rycerstwo z Niemiec, Węgier, Rusi, nawet z pośród Pieezyngów. Niemieccy ryce¬rze, nieraz krewni książąt i margrabiów w szeregach Chrobrego walczyli prze¬ciwko własnemu cesarzowi.1) Na dworze Bolesława znajdowały się liczne rzesze „z wszystkich prawie narodów nagroma¬dzonych ptaszników i myśliwych, którzy swoim przemysłem łowili wszelki rodzaj skrzydlatego i czworonożnego zwierza"'2). Zapewne, że wielu, szczególniej ci, któ¬rzy tylko jako „goście" w szeregach księ¬cia polskiego służyli, powróciło do swoich krajów. Ale iluż z nich suto nagrodzo¬nych i wyposażonych pozostało w Polsce? Brak źródeł jednak nie pozwala nam wy¬świetlić, jakie i ile z pośród tych obcych elementów wtedy i przez wieki następne weszło w szeregi naszej najdawniejszej szlachty czy arystokracyi.:)) Uczyni to może kiedyś na właściwej, naukowej sto¬pie postawiona porównawcza heraldyka.
Jeżeli hipotezę powstania polskiej or-ganizacyi politycznej i społecznej w drodze obcego najazdu przyjmuje się ze scepty¬cyzmem i może słusznem powątpiewaniem, to nie może ulegać najmniejszej wątpli¬wości inny najazd obcy, jaki się w ciągu wieków XIII—XV dokonał, najazd ekono¬miczny. W wieku XIII przychodzi u nas do kolonizacyi niemieckiej, do zakładania miast i wsi na prawie niemieckiem. Dzi-

siaj jeszcze z powodu braku dokumentów nie można określić jej rozmiarów, to pe¬wne, że sięgała ona wtedy najdalszych stron wschodnich ówczesnej Polski, że o ile wśród kolonistów, osiadających na wsi można przypuszczać element polski lub słowiański wypierany ze swoich sie¬dzib na zachodzie przez Niemców, o tyle sami lokatorowie wsi i ludność zwykła świeżo założonych miast należeli pra¬wie wyłącznie do narodowości niemiec¬kiej. Kolonizacya przedstawiała przede-wszystkiem znakomity interes dla samych przedsiębiorców, dla tych, którzy spro¬wadzali jako ajenci ludność z zachodu, bo za ten trud uzyskiwali oni ogromne przy¬wileje i dochody. Lokujący miasto na prawie niemieckiem oprócz kiiku łanów na wła¬sny użytek, które otrzymywał jako wójt tego miasta, stawał się właścicielem róż¬nych sklepów, jatek, młynów, ogrodów, a oprócz tego cały szereg domów zwykle '/5 lub l/6 jemu tylko płacił czynsze. Można powiedzieć, że V6 miasta należała do wójta, a wszyscy jego mieszkańcy byli od niego zależni jako sędziego; z okazyi sądów zaś pobierał '/3 dochodów sądo¬wych. Im większe miasto, tem większe były dochody takiego wójta. Byli oni w ca-łem tego słowa znaczeniu możnowładcami, tem bardziej, że wójtostwo, a zatem wszyst¬kie dochody z niem złączone były dzie-dzicznemi, można je było dzielić i cz꬜ciowo sprzedawać, wszystkich spadko¬bierców swoich jego częściami obdarowy¬wać. Stąd też widzimy następnie, że różne osoby znajdują się w posiadaniu wolnych ogrodów, wolnych jatek i kramów czy też wolnych łanów wójtowskich, które na¬były drogą kupna lub spadku, stąd widzi-

my wójtostwo zwykle podzielone na drobne części między różnych spadkobierców, wła¬ścicielami jego cząstek są ci, którzy je odzie¬dziczyli lub od spadkobierców w drodze kupna nabyli. A przedstawiało ono ogrom¬ną wartość. Jeżeli z początkiem XV w. cały kompleks dóbr ziemskich, złożony z sze¬regu wsi, można było nabyć za 2000 kóp groszy !), to w tym samym mnie] więcej czasie wójtostwo olkuskie sprze¬daje się za 18002), wielickie przedsta¬wia wartość 2900 grzywien;f), lubelskie 2500 dukatów, sandeckie 2 tysiące grzy¬wien4) a nawet wójtostwo małego mia¬steczka Wolbromia przynosi tak wiele do¬chodów, że chcąc nabyć jego czwartą część, trzeba było wieś jego właścicielowi podarować i przeszło 100 grzywien dopła¬cić — czyli prawie wartość drugiej wio¬ski5). Jak wielki zaś wójtowie musieli mieć wpływ na stosunki w mieście, świadczy o tem ten fakt, że nie wiadomo, czy wszyscy, ale w każdym razie niektórzy z nich mieli przywilej mianowania rajców miejskich. Tak Morsztyn, kiedy wydzier¬żawią wójtostwo lubelskie, zastrzega so¬bie prawo mianowania radnych miasta, a o Pawle Czarnym wiemy, że jako wójt w Brześciu Litewskim naznacza dwóch rajców.6)
Tak samo i sołectwa przedstawiają wy¬soką wartość. Oprócz łanu, czy kilku ła¬nów na własność, wolnych od wszelkich ciężarów, oprócz zwykłych dochodów '/3 opłat sądowych, młynów i karczem, otrzy¬muje sołtys czynsz z każdego piątego względnie każdego szóstego łanu, co rów¬nało się własności '/a czy 1/fi całej wsi.

Jeżeli więc wieś obejmowała 60 łanów, to dochód co najmniej z 10 łanów równa¬jących się mniej więcej 300 morgom ziemi należał do sołtysa. Stawał się panem ich dziedzicznym, mógł je każdej chwili sprze¬dać. Taki sołtys prandociński tytułem lo-kacyi wsi na prawie niemieckiern otrzy¬muje dwa łany ziemi i każdy szósty łan po wykarczowaniu lasu ma do niego na¬leżeć; a kiedy odsprzedaje sołectwo Cy¬stersom w Mogile, pokazuje się, że oprócz innych praw jest właścicielem 13 łanów w Prandocinie. Otrzymuje też za sołectwo 410 grzywien.7) Widzimy więc z tego, że wójt czy sołtys stawał się rzeczywistym, dziedzicznym właścicielem co najmniej '/G miasta lub wsi.
Zakładanie wsi i miast na prawie nie-mieckiem było znakomitą lokacyą kapi¬tału i dlatego nie poprzestaje się na jednem wójtostwie lub sołectwie. Jedna i ta sama osoba lokuje częstokroć cały szereg osad czasem nawet i miast. Ditmar Wołk jest jednym z lokatorów Krakowa a oprócz tego na własną rękę lokuje miasto Skałę, Piotr Bogacz Czech w drugiej połowie XIV wieku posiada wójtostwo lubelskie i gródeckie, Mikołaj Trutlo jest wójtem sandeckirn i falkowskim, wójt Wolbromia posiada zarazem sołectwo we wsi Dłużec. Jak wielką ilość sołectw gromadziła jedna i ta sama osoba w swoim ręku poucza nas akt, którym Władysław Łokietek za zdradę w roku 1311 pozbawia różnych mieszczan krakowskich sołectw otrzyma¬nych od klasztoru tynieckiego. Suder-man występuje tu jako sołtys Pisar, Ka-szowa i Śmierdzącej, Jan jest sołtysem

w Radziszowie i Woli Radziszowskiej, jakób i Peczold z Rożnowa, może są soł¬tysami w Rożnowie samym, następnie w Prądniku i Krzywej Dąbrowie, a Hen¬ryk, jeden z wójtów krakowskich, posiada również sołectwo w Wilkowie.1) Są to same sołectwa w dobrach tynieckich, a przecież i inne klasztory lokowały swe dobra na prawie niemieckiem, przedewszystkiem Bo-żogrobcy i Cystersi a także i sami książęta. Naturalnie nie mogło być mowy o tem, żeby sołtys czy wójt mniejszego miasta siedział na własnem sołectwie czy wój¬tostwie, skoro posiadał ich kilka; dawał on swego zastępcę, a sam tylko, jako „advocatus" lub „scultetus hereditarius" dochody ze sołectw i wójtostw pobierał. Siedział on w większem mieście, przede¬wszystkiem w Krakowie, o ile chodzi oMa-łopoiskę, i tu zajmował się handlem lub przemysłem, jako rzeżnik w dalszym ciągu gromadził zapasy gotówki, jako złotnik lub płatnerz dalej zajmował się swem rzemio¬słem, póki znowu nie zdarzyła się sposo¬bność nabycia sołectwa czy wójtostwa lub nawet całej wsi. A kiedy taki mieszczanin zgromadził w swym ręku znaczniejszą ilość

ziemi w postaci wsi, sołectw czy wój¬tostw, on sam lub jego synowie wyno¬sili się z miasta, gospodarowali na roli, nie tracąc jednak kontaktu z miastem ani z dawnem zajęciem, handlem lub przemy¬słem. Stąd też niektóre z rodów szla¬checkich lub nawet magnackich przez długich lat szeregi nie gardzą dzierżawą ceł ni żup, bo na nich ojcowie ich do¬robili się majątku, tworząc podstawę eko¬nomiczną pod potęgę swego rodu.
A właścicielowi sołectw, wójtostw i wsi a przytem kupcowi czy rzemieślnikowi z zawodu łatwo było wejść w szeregi szlacheckie. Toć jako sołtys czy wójt obo¬wiązanym był na równi ze szlachtą do służby wojskowej, brać udział pod bo¬kiem właściciela wsi'2) lub pod chorą¬gwią króla czy odpowiedniego kasztelana w wyprawach wojennych3); jako dzierża¬wcy ceł, mennicy, czy żup lub wreszcie jako dostawcy towaru na dwór królewski uważani byli za urzędników królewskich i), nic dziwnego, że ci właściciele ziemscy mieszczańskiego i obcego początku'sta¬wali się szlachtą a bogatsi z nich nawet magnatami5).

Jak dzisiaj tak i wówczas, ten prze-dewszystkiem mógł z ziemi ciągnąć więk¬sze dochody, kto rozporządzał większym kapitałem, aby przy jego pomocy ziemię uprawić; kto nadto posiadał odpowiednie wykształcenie, wiedział, jak się z ziemią obchodzić, musiał wziąć górę nad tymi, którzy i z braku gotówki i należytego wykształcenia, na sposób swoich ojców na roii gospodarowali. Owi przybysze z za¬chodu jak na ówczesne stosunki i w rol¬nictwo nasze przynosili postęp, rozpo¬rządzali dzięki handlowi i przemysłowi ka¬pitałem, i dlatego większe ciągnęli z ziemi dochody, aniżeli zwykła szlachta, od któ¬rej też za bezcen skupowali majątki, two¬rząc dla siebie wielką własność ziemską.
Kto byli ci ludzie, którzy lokowali na¬sze miasta na prawie niemieckiem ? Pra¬wie wyłącznie Niemcy, może w części z dalszych stron, jak np. ów Franczko z Mo-guncyi, wójt lubelski, ale przedewszyst-kiem Ślązacy. Oni byli lokatorami Bochni i Krakowa, a następnie, kiedy Kraków spo-tęźniał w bogate niemiecko - śląskie miesz¬czaństwo, mieszczanie krakowscy z kolei stają się lokatorami pobliskich miast, jak Wieliczka, Olkusz, Wolbrom, Miechów, Sandomierz, Tarnów, Lublin, a pewnie i innych, stają się lokatorami okolicz¬nych wsi. Później zaś znowu i bogatsi mieszkańcy tych miast i miasteczek w dal¬szym ciągu lokują nowe osady. Z tych to czasów pochodzą tak liczne na ob¬szarze ziem polskich po większej części owe niemieckie nazwy miejscowości, po¬chodzące od .nazw wsi czy miasteczek, skąd koloniści przybyli, jak Lanckorona, Łańcut, Rabsztyn, Melsztyn, Felsztyn, Ol¬sztyn, Grybów (Grunberg), Tymbark i tyle innych, z tych czasów pochodzą nazwy

wsi, które od swych lokatorów otrzymały swą nazwę, jak Albigowa, czyli Helvigi villa, Frydrychowice-Friderici villa, Gie-rałtowice-Gerardi villa, Gieraszowice-Ge-rardi (Gerassii) viila, Gosprzydowa-Got-fridi villa, Harbutowice-Herbordi villa, Ja-nuszowa-Henussii villa, Jerzmanowice-Hermanni villa, Jugowice-Hugonis villa, Librantowa (Hildebrantowa)-Hildebrandi villa, Rynerzowice-Rineri villa, Tylmano-wa - Tilmanni vi!la, Tuszowa -Tilussii (Tilmanni) villa, Tymowa-Timonis villa, Wilamowice-Wilhelmi villa, Zebrzydowice-Zigfridi villa itd.
O ile chodzi o ogniska, z których wy¬chodziła ta wysokiej doniosłości akcya kulturalna dla naszego kraju, to w Mało-polsce były niemi w pierwszym rzędzie Kra¬ków, który najwięcej dostarczał lokatorów, w drugim Sącz, działający na całem Pod¬halu, następnie Sandomierz a może i Lub¬lin, wreszcie miasta górnicze Wieliczka, Bochnia i Olkusz. Z tych miast najwię¬cej pochodziło lokatorów miasteczek i wsi na prawie niemieckiem.
Lokatorowie można powiedzieć prawie wszyscy weszli w szeregi szlacheckie, bo oprócz sołectw posiadali i inne ziemskie dobra. Ogromna ilość szlachty w ziemiach krakowskiej, sandeckiej i sandomierskiej pochodzi z mieszczan miast tych ziem, kupców, rzemieślników, a przedewszyst-kiem sołtysów i wójlów. O niektórych z nich wiemy, że za mężne stawanie na wyprawach wojennych otrzymali szlachec¬two, inni, kiedy im zarzucono plebejskie pochodzenie wykazywali się szlachectwem śląskiem. Przypuścić należy, że wielu z nich ipso facto, z tytułu posiadania ziemi i po¬krewieństwa ze szlachtą, weszło w sze¬regi szlacheckie. Szlachcic bowiem bardzo

chętnie brał w małżeństwo córkę miesz¬czańską, skoro za nią mógł wziąć posag, większą wartość nieraz mający, aniżeli cały jego majątek wynosił. Sądzimy też, że tak jak później w wieku XVi i XVII, obcy za¬czepieni o nieszlacheckie pochodzenie wy¬kazywali się wątpliwej wartości przywi¬lejami na szlachectwo cesarzy lub książąt włoskich, którzy wystawianie tego rodzaju przywijejów uważali jako źródło dochodu, taksamo w wieku XIV i XV potomkowie przybyszów ze Śląska od książąt ślą¬skich za pieniądze łatwo takie przywile¬je uzyskać mogli; ubogi książę chętnie w ten sposób łatał swoje finanse. Tem chy¬ba należy tłómaczyć tak stosunkowo wiel¬kie pokrewieństwo herbów naszej szlachty z herbami niektórych miast śląskich.
Bardzo wiele do wyjaśnienia powsta¬wania naszych wyżyn społecznych przy¬czyniłaby się historya patrycyatu różnych miast i miasteczek, wójtostw i wójtów, sołectw i sołtysów, następnie żup i żup¬ników, ceł i celników. Niestety jak dotąd skromne do tego rodzaju prac posiadamy

materyały. Należałoby w tym celu wydać wszystkie najstarsze księgi miejskie i ziem¬skie, a przedewszystkiem najwyższych są¬dów prawa niemieckiego.
Zawsze żywo zajmowało mnie pytanie, co się stało z tymi najdawniejszymi rodami mie¬szczańskimi, które po lokacyi w Krakowie wybitniejszą rolę odgrywały. Przystąpiłem wreszcie do częściowego ich opracowania, o ile na to materyał źródłowy pozwalał. W opracowaniu tem zaś zwróciłem uwagę przedewszystkiem na sprawę wójtostw i so¬łectw, w których posiadaniu najdawniej¬szy pati-ycyat krakowski się znajdował, a zarazem pilnie notując każdy szczegół, któryby wskazywał na wejście w szeregi szlacheckie tej lub owej rodziny. Strona heraldyczna nie obchodzi mię zupełnie w tej pracy, dla mnie wystarcza skon¬statowanie samego faktu, lub wskazanie jego prawdopodobieństwa.
Urzędnikom Archiwum krajowego Dr. Franciszkowi Dudzie i Dr. Abdonowi Kło-dzińskiemu za uprzejme ułatwienie po¬szukiwań szczerą składam podziękę.



SPIS ROZDZIAŁÓW.


Słowo wstępne ........ 25
Borusowie ......... 31
Pierwsi wójtowie sandomierscy ..... 33
Wójtowie myśleniccy ....... 38
Przybysze z Katscher i z Nissy ... .41
Racibory . ....... 44
Morycowie .... .... 48
Brigerowie .... .... 50
Rodzina Romanczów i wójtostwo w Wolbromiu ... 51
Borkowie ......... 55
Waldorfowie ........ 61
Bochnerowie ........ 63
Michał Czirla ........ 70
Wójtowie lubelscy ....... 73
Neorza ......... 80
Nowy Sącz ........ 81
Gallici ......... 87
Dodatek źródłowy:
1. Lokacya Bronowic Małych na prawie niemieckiem . 93
2. Zeznania żupnika Mikołaja Bochnera przed spccyalną
komisyą w sprawie długów . . . . 94
3 Henryk VI, król angielski, poleca Jerzego Morsztyna wła¬
dzom angielskim ...... 94



BAROKOWE KOŚCIOŁY KRAKOWA NAPISAŁ DR. FRANCISZEK KLEIN.


A
rchitekturę barokową kościołów kra¬kowskich można podzielić na dwie zasadnicze grupy: na budowle podłużne i na budowle centralne. Otóż w obecnej pracy chcę przedstawić grupę kościołów, jako budowli podłużnych — powstałych w okresie siedmnastego i ośmnastego wieku, przyczem chodzi mi głównie o o-kreślenie łych budowli pod względem ich planu, układu wnętrza, niekiedy malarskiej dekoracyi ścian, o ile wiąże się ściśle z architekturą i kompozycyą fasady. Na¬stępnie wyjaśniam powstanie i związek omawianych pomników budownictwa ze sztuką obcą. Tę genezę form i stosunek ich do obcej sztuki przeprowadzam na podstawie samych pomników architektury. One w tym wypadku są dla mnie najwa¬żniejszym dokumentem, mogącym wyja¬śnić powstanie i charakter form, o które chodzi. Aby zaś czytelnikom, interesują¬cym się dziejami sztuki, nie sprawić za¬wodu, zaznaczam zawczasu, że praca ta nie jest bynajmniej ani monografią histo¬ryczną omawianych kościołów, ani mo¬nografią artystyczną, wyczerpującą wszy¬stkie dziedziny twórczości artystycznej, związane z kultem kościoła. Jest to tylko studyum architektury pewnej liczby ko¬ściołów, które na podstawie wspólności i pokrewieństwa form, tworzą grupę bu¬dowli podłużnych.

Dlatego nie zajmuję się szczegółowo historyą tych kościołów, uważając ją za przedmiot i studyum osobnych monografii. Historyę ich uwzględniam tylko o tyle, że przytaczam potrzebne daty i główne da¬ne, odnoszące się do powstania tych dzieł architektury. Z tych samych wzglę¬dów również nie chodzi mi o odkrycie twórców naszych kościołów barokowych i przedstawienie ich działalności i życia. Przytaczam ich nazwiska tu i ówdzie mi¬mochodem, o ile znani mi są z obcych prac lub własnych.
Praca ta rozpada się na dwie części: na budowle wzniesione w XVII wieku i budowle XVIII wieku. Pierwszą część dzielę znowu na dwa główne rozdziały: na zasady planów, wśród których roz¬różniam trzy różne typy, i na fasady. Układ wnętrza omawiam przy planach. Podział taki uważam za potrzebny dla lepszego przedstawienia wspólności pla¬nów i form architektury. Drugą część tworzy grupa czterech kościołów XVIII wieku. Wykazują one również pewne po¬krewieństwo w planach i układzie wnętrz. Najpierw omawiam kościółXX.Misyonarzy, następnie razem budowle Pijarów, Trynita-rzy i dodatkowo kościół na Skałce. Wkoń-cowym rozdziale zestawiam jeszcze raz wyniki pracy i stosunek architektury kra¬kowskich pomników do sztuki obcej.

Równocześnie spełniam miły obowią- a następnie p. Jerzemu Struszkiewiczowi,
zek i składam serdeczne podziękowanie architektowi, p. Adamowi Chmielowi, ar-
wszystkim, którzy dopomogli do powsta- chiwaryuszowi Archiwum miejskiego, Kła¬
nia tej pracy, w pierwszym rzędzie prof. sztorowi na Biskupiem PP. Wizytek,
Drowi Stanisławowi Krzyżanowskiemu WP. Biskupskiemu, kustoszowi Muzeum
i prof. Drowi Julianowi Pagaczewskiemu XX. Czartoryskich i Drowi Papćemu, dy-
za udzielenie mi wielu cennych uwag rektorowi Biblioteki Jagiellońskiej.



W S T Ę P.




O
kres baroku, jeden z najbujniej-szych i najżywszych w dziejach ludzkości, na gruncie krakowskim rozwi¬nął się może najsilniej w życiu religijnem miasta. Gdzieindziej, w krajach południo¬wych i zachodnich, a nawet w samej sto¬licy ówczesnej Polski, t. j. w Warszawie, okres ten znalazł podatny grunt do roz¬woju w świeckiem życiu narodu. War¬szawa w okresie baroku była daleko wię¬cej stolicą państwa, niż nią był Kraków w wiekach średnich. Kraków w czasach swego największego rozkwitu, a zatem w wieku XIV do XVI był i pozostał za¬wsze miastem na wskroś mieszczańskiem.

Był za ciasnym, aby w jego ramach mo¬gło się pomieścić życie butnej i hulasz¬czej szlachty XVII i XVIII wieku. Opasany murami fortecznymi, bardzo nieznacznie tylko rozszerzył swe granice w ciągu stu¬leci. Inaczej Warszawa. Po przeniesieniu do niej stolicy państwa w r. 1609 nieba¬wem poczęła powiększać swe granice te-rytoryalne, które aż do upadku Rzeczy¬pospolitej nieustannie się rozszerzały. Do¬koła starego miasta wyrasta nowe, naj¬pierw drewniane, potem murowane, oto¬czone wielkimi ogrodami, błyszczące bo¬gactwem a nawet przepychem. Byty to bowiem pałace i dwory magnatów i za-

możnej szlachty.1) Za przykładem dworu zaczęli oni zamieniać spokojne życie wiej¬skie na okazale i pełne rozmaitości — miejskie. W tych czasach otrzymała wła¬śnie Warszawa owo piętno, które do dziś tworzy jej główną cechę, piętno wielko¬miejskiej stolicy, gdzie obok mieszczań¬stwa swobodnie i przestrono mogły po¬ruszać się i żyć wyższe warstwy narodu. Tego właśnie brakło Krakowowi. Nie zaznał on ni blasku, ni rozkoszy ówcze¬snego życia, którem jaśniały dwory wiel¬kich panów tak za granicą, jak w samym kraju. Był zawsze miastem średniowiecz-nem, ciasno zabudowanem, o ulicach wą¬skich i krętych, zamkniętych najczęściej basztami murów fortecznych. Brakło mu, poza Rynkiem, większych placów i szer¬szych ulic, gdzieby się front pańskiego pałacu godnie przedstawiał. Były, co pra¬wda, siedziby wielkich panów, rozrzucone tu i ówdzie po mieście, jak hrabiów Tar-

nowskich na Gródku (gdzie dziś kościół N. Panny Maryi Śnieżnej), jak Koniec-polskich (gdzie dziś klasztor św. Józefa) a obok w sąsiedztwie Opalińskich, jak kasztelana Ocieskiego i Marcina Stadni c-kiego na Żmigrodzie (na miejscu kościoła i klasztoru św. Piotra), dalej margrabiów Wielopolskich i pana kasztelana Mniszcha na Stradomiu (dzisiejsze grunta i zabu¬dowania XX. Misyonarzy) i wiele innych. Ale to nie były magnackie pałace, jakimi pyszniły się ówczesne stolice zachodnich państw, jakie również Warszawie zaczęły coraz liczniej w tym czasie przybywać. Nie. Te wyżej wymienione siedziby, to były raczej obronne dworce szlacheckie o typie i założeniu jeszcze prawie śre-dniowiecznem. Zamknięte silnym murem zdawały się bardziej bronić przystępu, niż zapraszać do środka. Przykład takiego dworca zachował się poniekąd do dziś w zabudowaniach klasztoru na Gródku.

Pierwotnie siedziba wójta Alberta i jego następców, przeszła potem do rodu Tar¬nowskich, od których nabyta przez Annę Lubomirską w r. 1621, obróconą została na klasztor.1) Że budynki klasztorne za¬trzymano niewiele zmienione, przekony-wują gotyckie oprawy okien, widoczne od strony plant, a pochodzące najpóźniej z XV wieku. I to jest charakterystycznym bardzo objawem, że te dworce szlachec¬kie znikają po większej części w XVII w. zwła-szczawpierwszej jego połowie. — Przyczyna tego leżała głównie w przeniesieniu stolicy królew¬skiej do War¬szawy, w której dokoła dworu monarszego sku¬piało się życie wyższych warstw narodu. Na miej¬scu dworców da¬wnych powsta¬wały kościoły i klasztory.
Z chwilą prze¬niesienia stolicy z zamku na Wa¬welu brakło mia¬stu odrazu tego głównego czynnika pu¬blicznego życia, który obok tego, że na¬dawał Krakowowi dominujące stanowisko w państwie, był jeszcze źródłem wielkich dochodów ludności miasta. Obecność dworu i szlachty równoważyła także wpły¬wy i znaczenie licznego kleru, tak świec¬kiego, jak i duchownego, którego udział w życiu publicznem społeczeństwa był,

jak wówczas, bardzo znaczny i nieraz decydujący. Pozostawało jeszcze mie¬szczaństwo, a zwłaszcza jego wpływowsze i zamożniejsze warstwy tj. patrycyat. Ten doborowy zastęp mieszczaństwa, choć je¬szcze w pierwszej połowie XVII w. wcale zasobny, a nawet bogaty, nie mógł prze¬cież zrównoważyć wpływów i znaczenia licznych i coraz to nowych zakonów i kla¬sztorów, powstających w Krakowie. Te
właśnie warunki sprawiły, że o-kres baroku roz-winąłsię na grun¬cie krakowskim najsilniej w ży¬ciu religijnem. Do kilkunastu za¬konów, osiadłych tu jeszcze w wie¬kach średnich, przybywa w cza¬sach baroku sze¬reg nowych, jak Jezuitów, Refor¬matów, Kapucy¬nów, Wizytek, Karmelitów Bo¬sych, Karmelita¬nek, Bonifratrów, Misyonarzy, Pi¬jarów i Trynita-rzy. Wiele z tych zakonówrozrosło
się_ w naszem mieście tak, że posiadło po kilka klasztorów i kościołów w swem ręku, jak np. Jezuici (kościół św. Piotra, św. Barbary i św. Macieja, nieistniejący), jak Karmelici Bosi (kościół św. Łazarza i św. Michała), jak Bernardynki (kościół św. Agnieszki i św. Józefa) i t. d. Razem ze świątyniami parafialnemi, złożyły się one pod koniec XVII w. na istotnie imponu-

jącą — w stosunku do małego miasta — liczbę 64 budowli kościelnych.1) Jeżeli dalej uwzględni się, że każdy z tych za¬konów i kościołów, których już dzisiaj przeszło dwadzieścia nie istnieje, posia¬dał znaczną posesyę klasztorną lub ple¬bańską a nadto po dwa lub więcej do¬mów (nawet po kilkanaście jak Domini¬kanie, kapituła i inni),'2) wtedy łatwo mo¬żna zrozumieć, że własność duchowna w tak małem mieście, jak Kraków, (dzisiejsze śródmieście, Stradom, Ka¬zimierz i bardzo słabo zaludnione przed¬mieścia) była rzeczywiście olbrzymią.
Trzeba także uprzytomnić sobie, że w tych czasach własność duchowna była przeważnie wolną od wszelkich podatków i danin na rzecz miasta. Była ona zatem wielkim ciężarem, utrzymywanym nawet w niejednym wypadku przez miasto. Nic

też dziwnego, że rada miasta opierała się i przeszkadzała osiedlaniu się nowych za¬konów, przeważnie jednak bezskutecznie. Kraków ubożejący coraz bardzie] wsku¬tek najazdów szwedzkich i innych, nie mógł już utrzymać w swych murach tak wielkiej własności duchownej. Wymo¬wnym bardzo tego dowodem jest list bi¬skupa krakowskiego, Piotra Gembickiego, z roku 1654 z dnia 9 sierpnia, pisany do Rzymu, w którym sprzeciwiając się osiedleniu księży Pijarów, mówi między innemi: „Patres Scholamm Piarum na¬pierają się sedem figere w Krakowie, w czem mieli listy do mnie a princi-pibus; Kraków jest tak pełny zakonni¬ków i zakonnic, że vi et u m mieć nie mogą. Zaczem contradicentibus aliis reli-giosis nie myślę na to dać mego con-sensu".3)



TREŚĆ:


WSTĘP 101
CZĘŚĆ PIERWbZA: Budowle XVII. w. ... 104
Zasady planów.
I. Kościoły wzniesione na planie krzyża łacińskiego . 106
II Kościoły jednonawowe z kaplicami . . . . 116
III Kościoły jednonawowe bez kaplic . . . . 119
Fasady.
I. Kościoły nie mające fasad ..... 126
II. Fasada U Gesu i wpływ jej w Krakowie ... 128
III Fasada dwuwieżowa ...... 137
IV. Fasada kościoła PP. Wizytek na Biskupiem . . 148
CZĘŚĆ DRUGA: Grupa kościołów XVIII w. ... 151
I. Kościół QO. Misyonarzy na Stradomiu ... 156
II. Kościoły 00. Pijarów i Trynitarzy (Bonifratrów). . 170
ZAKOŃCZENIE . . ... 193


WIELKOŚĆ 28X20,TWARDA INTROLIGATORSKA OPRAWA ,LICZY 255 STRON.

STAN :OKŁADKA DB,POPLAMIONE KILKA PIERWSZYCH KARTEK I 2 OSTATNIE,ZAGIĘTE DLN.ROGI OD 55 STRONY DO KOŃCA /ZAGIĘCIE TYCH ROGÓW ZMNIEJSZA SIĘ KU KOŃCOWI KSIĄŻKI,POZA TYM STAN KSIĄŻKI DB.

KOSZT WYSYŁKI WYNOSI 8 ZŁ - PŁATNE PRZELEWEM / KOSZT ZRYCZAŁTOWANY NA TERENIE POLSKI,BEZ WZGLĘDU NA WAGĘ,ROZMIAR I ILOŚĆ KSIĄŻEK - PRZESYŁKA POLECONA PRIORYTETOWA + KOPERTA BĄBELKOWA / .

WYDAWNICTWO TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW HISTORYI I ZABYTKÓW KRAKOWA 1913.

INFORMACJE DOTYCZĄCE REALIZACJI AUKCJI,NR KONTA BANKOWEGO ITP.ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE "O MNIE" ORAZ DOŁĄCZONE SĄ DO POWIADOMIENIA O WYGRANIU AUKCJI.

PRZED ZŁOŻENIEM OFERTY KUPNA PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z WARUNKAMI SPRZEDAŻY PRZEDSTAWIONYMI NA STRONIE "O MNIE"

NIE ODWOŁUJĘ OFERT KUPNA!!!

ZOBACZ INNE MOJE AUKCJE

ZOBACZ STRONĘ O MNIE