|
|
Podróż Lévy'ego przez ten "wspaniały, szalony kraj" rzeczywiście przyprawia o zawrót głowy - kiedy autor krąży między jednym wybrzeżem a drugim, wspina się na szczyty bogactwa i władzy - by posłuchać sympatyków Johna Kerry'ego i Barry'ego Dillera - a zaraz potem pogrąża się w odmętach biedy i bezsiły miejskich gett i więzień. (W tym ostatnim naprawdę naśladuje Tocqueville'a, który poczytywał sobie za obowiązek zwiedzić więzienia młodej Ameryki). Scenki są bardzo krótkie, co z początku trochę frustruje, lecz wkrótce to szybkie następstwo obrazów zaczyna układać się w sugestywny, żywy portret Ameryki, pełen zaskakujących podobieństw i sprzeczności. Zaraz po Sharon Stone, która w swojej luksusowej posiadłości użala się nad losem biednych, następuje rozmowa Lévy'ego z kelnerką z Colorado, która z trudem wiąże koniec z końcem. Ogrodzony teren emeryckiej wspólnoty w Arizonie przywodzi autorowi na myśl więzienie, podczas gdy Angola, więzienie w Luizjanie, swoim luksusem przypomina osiedle zamożnych emerytów. Lévy, znany francuski intelektualista i publicysta, jest mistrzem miniatury - wtedy, gdy wyjaśnia, dlaczego w Seattle mógłby czuć się jak w domu, jak i wtedy, gdy zastanawia się, czy oczywista amoralność Dillera nie jest "zbyt ostentacyjna, by mogła uchodzić za szczerą". We Francji, gdzie antyamerykanizm jest niezwykle popularny, Lévy pozostaje anty-antyamerykanistą, i pomimo poważnych pęknięć, jakie dostrzega w społecznym pejzażu Ameryki, wierzy w przyszłość tego kraju, który podziwia za bogactwo jego kultury i polityczną wizję.
Stron 317, Sic
|
|
|
|
|
|