Dr Robert Miller to niezwykle ciepły i pełen pozytywnej
energii człowiek. Weterynarz z zawodu, przyjaciel wszystkich stworzeń
(nie wyłączając gatunku homo sapiens) - z zamiłowania.
W świecie koniarzy znany jako ojciec rewolucyjnej metody
szkoleniowej źrebiąt zwanej „szkoleniem imprintingowym" a także jako
światowej sławy koński behawiorysta i propagator szkół tzw. jeździectwa
naturalnego. W przystępny sposób wyjaśniając dlaczego metody stosowane
w tych szkołach działają, dr Miller przyczynia się do lepszego,
bardziej humanitarnego a jednocześnie bardziej efektywnego trenowania
koni - w zgodzie z ich naturą.
Robert Miller to także obdarzony olbrzymim poczuciem
humoru i wspaniałą wrażliwością obserwator życia - książka, którą
trzymają Państwo w ręku jest tego najlepszym dowodem. Wierzymy, że i u
Państwa wywoła ona i uśmiech, i śmiech a czasem łzę wzruszenia. To
książka przede wszystkim dla miłośników zwierząt - ale czyż nie jest nas
coraz więcej?
Ciepłe, cudowne i nieodparcie zabawne spojrzenie
weterynarza zajmującego się z oddaniem końmi, bydłem, domowymi pupilami,
zwierzętami z cyrku i ZOO, a także gwiazdami Hollywood (czworonożnymi
oczywiście).
"Moje przekonanie, zrodzone dawno temu, że dr Miller
jest geniuszem, niniejsza książka potwierdziła na zawsze. (..) Bob
Miller pisze pięknie, unosząc czytelnika na falach czystej, przejrzystej
prozy. (..) Obraz wspaniałego człowieka, który wykonuje swoją pracę z
oddaniem, empatią, współczuciem i dobrym humorem znajdzie miejsce w
sercu każdej odczuwającej osoby."
fragment wprowadzenia James'a Herriota autora powieści
"Wszystkie stworzenia małe i duże"
W swojej karierze operował wieloryby, podawał
antybiotyki występującym na arenie lwom, ledwie uszedł z życiem przed
nieprzewidywalnymi szympansami, które leczył, opiekował się praktycznie
każdym możliwym do wyobrażenia gatunkiem domowego zwierzaka a co
najważniejsze, cieszył się przy tym każdą chwilą. Znany weterynarz,
autor karykatur, pisarz i jeden z największych światowych autorytetów w
dziedzinie behawioru koni - dr Robert M. Miller, dzieli się z
czytelnikami swoimi wspomnieniami z życia wypełnionego zarówno
radościami, jak i momentami tragicznymi, nieodłącznie towarzyszącymi
osobom zajmującym się zwierzętami. To opowieść, która poruszy twoje
serce i przypomni dlaczego twoja więź ze zwierzętami jest tak wyjątkowa.
Tytuł tej książki jest mylący. Bo widzicie, tak
naprawdę nigdy nie leczyłem mrówników. Ale kiedyś zadzwoniła do mnie
pewna kobieta i zapytała, czyje leczę.
- Tak - odpowiedziałem. - Ma pani mrównika?
- Nie - odrzekła. - Ale próbujemy go zdobyć.
Przyczyną dużej liczby egzotycznych zwierząt w Coneho
Valey były łagodne prawa zagospodarowania przestrzennego i bliskie
położenie od granicy hrabstwa Los Angeles, w obrębie krótkiego dojazdu z
Hollywood. W hrabstwie Los Angeles prawa zagospodarowania
przestrzennego były bardziej surowe i nigdy nie pozwoliłyby na to, co
było codziennym widokiem w Thousands Oaks. Na pustej parceli tresowano
słonie, zaledwie przecznicę od głównej ulicy. W pobliżu miasta
znajdowała się farma, gdzie hodowano wielbłądy. Dzisiaj jest tam osiedle
mieszkaniowe emerytów ironicznie zwane „Camelot". Tresowane lwy i
tygrysy, które normalnie trzyma się w małych cyrkowych klatkach na
kółkach, spacerowały główną ulicą prowadzone na smyczy, a w latach 50.
XX wieku były po prostu przywiązywane do dębów, które wzdłuż niej
rosły. Dzisiaj byłoby to już nie do pomyślenia.
Kiedy moje dzieci były jeszcze małe, bardzo lubiły pewną zabawę.
Brzmiała ona tak:
- Tato, leczyłeś kiedyś wallaby?
- Tak, kilka razy - brzmiała odpowiedź.
- Tato, leczyłeś kiedyś jaka?
-Tak.
- Tato, zajmowałeś się kiedyś arą hiacyntową?
- Pewnie, że tak. I to nie raz.
- Tato, leczyłeś kiedyś bawoła domowego?
- Jasne. Taki bawół jest w zoo przy Moorpark College.
Imię otrzymał po mnie - Roberto!
Moje dzieci nigdy nie zapytały mnie, czy leczyłem
dwugłowe cielę, ale jeśli przeczytacie tę książkę, dostępną w księgarni
Agroswiat.pl zobaczycie, że tak właśnie było.