ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nikt nie przypuszcza chyba, że zorganizowanie ekspedycji fotograficznej, mającej zamiar spędzić jakieś półtora roku w dzikiej okolicy tak rozległego kontynentu, jakim jest Afryka, jest sprawą całkiem prostą. Już przygotowania do naszych poprzednich wypraw były wystarczająco skomplikowane. Robienie migawkowych zdjęć fotograficznych Kodakiem w parku lub na wybrzeżu morskiem w niedzielne popołudnie jest czemś tak dalece odmiennem od filmowania słoni w Kenji, czy lwów w Tanganajce, że wogóle niema co tego tłumaczyć. Skoro jednak stworzenie zwykłego filmu wymaga wielkiego nakładu pracy, to cóż dopiero mówić o przygotowaniu filmów dźwiękowych. Gdybym miał się uczyć udźwiękowienia filmu wówczas, gdym po raz pierwszy wziął się do filmowania, zdaje mi się, że wybrałbym jakieś łatwiejsze zajęcie, naprzykład murarstwo. Ale filmy dźwiękowe zaczęto wprowadzać wtedy, gdym umiał już filmować. Chociaż wydawało mi się to straszne, „zakasałem rękawyK i nauczyłem się również i tego trochę, a następnie, jakby nam nie wystarczało tych obu umiej ętności3 nauczyliśmy się z Osą1 latać i zabraliśmy ze sobą do Afryki dwie olbrzymie amfibje Sikorskiego, poprostu poto, aby „uprościć46 sobie zadanie.
Dawniej, t. j. w r. 1920 i przez jakiś czas potem, Osa i ja stanowiliśmy całą ekspedycję. Mieliśmy, oczywiście, ze sobą tragarzy i kucharzy, strzelców oraz ludzi do noszenia aparatów w liczbie równej mniej więcej jakiejś kompanji piechoty, ale byli to służący, dla których nasze słowa były prawem. Teraz jednakże, posiadając sporo aparatów fotograficznych (których same soczewki przedstawiały już wartość prawie 50.000 dolarów), aparaturę do udźwiękowiania filmu oraz dwa duże aeroplany — nie moglibyśmy sami już dać sobie rady z różnorodną masą tych mechanicznych narzędzi tortury.
1 Żona Johnsona i stała towarzyszka jego wypraw.
Lot nad dżunglami ^