Wielu z nas lubi dreszcz lęku podczas lektury, czego dowodem niesłabnąca popularność prozy Stephena Kinga. Jednak niewielu polskich pisarzy chce ich straszyć. Jednym z nielicznych jest Łukasz Orbitowski
Horror to jedna z najbardziej zaniedbanych w Polsce odmian literatury popularnej. Nasz klasyk prozy niesamowitej Stefan Grabiński (1[zasłonięte]887-19) to pisarz dzisiaj kompletnie zapomniany. Na szczęście dla wszystkich fanów gatunku ostatnio jest nieco lepiej - w zeszłym roku pojawiła się całkiem udana powieść Zygmunta Miłoszewskiego "Domofon", a także nowy zbiór opowiadań Łukasza Orbitowskiego.
Podobnie jak w tekstach z poprzednich książek ("Złe wybrzeża" z 1999 i "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" z 2001 r.) Orbitowski w "Wigilijnych psach" łączy opowieści grozy z fantastyką i prozą obyczajową. Mamy tu cały zastęp duchów i demonów, ale w gruncie rzeczy autor pisze głównie o naszym tu i teraz, o losach młodych ludzi, którzy łapią się doraźnych prac (jak bohater "Lombardu") albo porywają się na podejrzane "interesy" (Farmazon i Mikołaj z "Kacpra Kłapacza", dwójka oszustów wykorzystujących naiwność uczestników aukcji internetowych), próbując w ten sposób utrzymać się na powierzchni.
Orbitowski nie idzie na łatwiznę, nie tworzy całkowicie fikcyjnych światów i wydumanych sytuacji, aby spotęgować grozę opowiadanych historii. Wychodzi od opisów codziennego życia mieszkańców prowincjonalnych mieścin, krakowskich blokowisk i wynajmowanych na Kazimierzu klitek (akcja większości opowiadań rozgrywa się w Krakowie, który ukazywany jest nie jako kulturalne centrum pełne zabytków, ale jako miasto szarych blokowisk straszących rozpadającymi się budynkami, zaplutych podwórek kamienic i mniej lub bardziej podejrzanych knajp).
To, co zwyczajne, stopniowo nasyca się jednak niesamowitością. Jazda składem osobowym relacji Kraków - Katowice zamienia się w mroczną podróż z demonicznym rewizorem mordercą i duchem pociągu (opowiadanie "Serce kolei"). Śmierć taksówkarza w wypadku, jakich wiele na naszych drogach, okazuje się zemstą zza grobu chłopaka zakatowanego przez dwóch blokersów, któremu nie udzielił pomocy taksówkarz będący świadkiem bójki ("Opowieść taksówkarska"). Praca w lombardzie, do którego bohater trafia przez przypadek, wikła go w odwieczną walkę sił dobra i zła ("Lombard").
Duchy, demony czy nawet przyjmujący ludzką postać szatan ingerują w życie bohaterów opowiadań Orbitowskiego najczęściej wtedy, gdy ci stykają się ze złem albo sami popełniają zbrodnie i występki. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że autor "Wigilijnych psów", mimo iż tworzy prozę, która służyć ma głównie lekturowej rozrywce, niejako przy okazji zajmuje się całkiem poważnymi problemami - ukazuje zło z łatwością rozpleniające się na pożywce bylejakości życia i duchowej anemii ludzi. Orbitowski jest w swoich tekstach nieomal moralistą; w opowiadaniach z "Wigilijnych psów" niczym w balladach romantycznych kara za winę jest nieuchronna. Jak w opowiadaniu "Kacper Kłapacz", w którym dzikich lokatorów opuszczonego wieżowca co jakiś czas nawiedzają duchy przypominające o błędach życiowych i przewinach bohaterów.
Mimo iż u Orbitowskiego jest dużo trupów (pisarz lubi uśmiercać swoje postaci, może aż za bardzo), opisów zła i ludzkich słabości, to jednak nie ma w nich charakterystycznego dla prozy spod znaku czarnego realizmu ponuractwa i czarnowidztwa w diagnozowaniu rzeczywistości. Autor "Wigilijnych psów" doprawia mroczne miejskie legendy sporą domieszką humoru i ironii. A do tego umie zajmująco i sprawnie opowiadać. Jak na twórcę literatury grozy - to sporo.
Gazeta.pl (2[zasłonięte]006-01)