Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

2 Popkultura dla blondynek

19-01-2012, 22:33
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 21.50 zł     
Użytkownik marian100dz
numer aukcji: 2004046448
Miejscowość PL
Wyświetleń: 11   
Koniec: 16-01-2012 17:11:42

Dodatkowe informacje:
Stan: Nowy
Okładka: miękka
Rok wydania (xxxx): 2009
Język: polski
Forma: poradnik
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha



Popkultura dla blondynek




 
Wydawnictwo: Editio  data wydania: sierpień 2009  liczba stron: 160   format: 19,5x19,5 cm  numer produktu:10[zasłonięte]734 EAN: 978[zasłonięte][zasłonięte]46144

 

Droga Czytelniczko, Szanowny Czytelniku!

Bez względu na to, jaki jest Twój kolor włosów (jeżeli w ogóle masz włosy), wiek, stan konta i cywilny oraz to, które z pierwszo- i drugorzędnych cech płciowych przyszło Ci reprezentować, na pewno zgodzisz się ze mną, że są takie dziedziny życia, w których jesteś... kompletną blondynką. W szkole pochłaniało Cię sporządzanie listy gości na weekendową imprezę, a i teraz bardziej Ci po drodze do multipleksu niż filharmonii. I bardzo dobrze. Sztuka przez duże "S" oraz kultura przez wielkie "K" są zwykle trudne w odbiorze, mało zrozumiałe i śmiertelnie nudne. Jakby autor za swe męki twórcze mścił się na odbiorcy. Nie ulega jednak wątpliwości, że na pewnych rzeczach znać się po prostu wypada!

Oto pigułka wiedzy. Wcale nie gorzka, napisana w sposób przystępny, zwyczajnie i dla ludzi. Bez niepotrzebnego intelektualnego zadęcia i zdań wielokrotnie złożonych. Chociaż właśnie o tym traktuje -- o wielkiej literaturze, zawartej w mnóstwie tomów, kakofonii dźwięków, składającej się na niepowtarzalną muzykę, historii malarstwa i różnicy między tym, co jest łatwo dostępne i przyswajalne, a tym, co wymaga pasji, talentu i zaangażowania. Jednak przede wszystkim jest to instrukcja poruszania się po zupełnie innym świecie.

Popkultura dla blondynek proponuje Ci nową rzeczywistość, złożoną z obrazów, słów, nut, a przede wszystkim z pracy Twojej wyobraźni. Poznasz wszystkie Muzy po imieniu, co zdecydowanie poprawi jakość innych Twoich przyjaźni. Zyskasz odrobinę ogłady, erudycji i świadomości. Pożegnasz się z dylematem, co wpisać w rubryce "zainteresowania" w Twoim CV. A jeśli nie masz czasu na intelektualną gimnastykę i wyrabianie sobie własnych opinii, zawsze możesz nauczyć się na pamięć prezentowanych tu poglądów i wypowiadać je jako własne. Prawa autorskie nie obejmują wiedzy.

Przyłącz się do krucjaty przeciw głupocie!

Uwaga: 
Limitowana edycja! 
Wersja specjalna, poszerzona o fragmenty dla Panów! 

UWAGA! Niektóre fragmenty mogą spowodować rozmazanie makijażu z powodu ataku nieopanowanego śmiechu.

 

 

Wstęp (7)

Rozdział 1. Twoje ulubione filmy. Na przykładach, których nigdy nie oglądałaś (9)

Rozdział 2. Być sobą? W żadnym wypadku! Jak być niepowtarzalną, będąc powtarzalną? (23)

Rozdział 3. Dlaczego książki są tak grube, skoro można je sprowadzić do paru zdań? (31)

Rozdział 4. Słuszne opinie, których raczej nie należy wypowiadać w towarzystwie (51)

Rozdział 5. Koszmar CV: moje hobby (59)

Rozdział 6. Tak to każdy umie namalować! (67)

Rozdział 7. Straszne nudy! Filozofia i zdania wielokrotnie złożone (77)

Rozdział 8. Czy wystarczy się nie znać na polityce? (85)

Rozdział 9. Suma cudem unikniętych wypadków drogowych, czyli prawo jazdy dla blondynek (91)

Rozdział 10. ...i inne dźwięki. Poradnik dla miłośniczek muzyki pop (99)

Rozdział 11. Miłość, seks, orgazm i te rzeczy. Opinie do bezpiecznej konwersacji z płcią przeciwną (109)

Rozdział 12. Jak, dzięki tej książce, zdobyć serce chłopaka (dziewczyny) i żyć długo i szczęśliwie? (121)

Rozdział 13. Czy blondynki mają migrenę? ABC stresu (125)

Rozdział 14. Łysa blondynka? (131)

Posłowie (137)

Słowniczek (139)

Skorowidz (155)

 

Recenzje

Mam kłopot z odczytaniem książki Michała Jędryki „Popkultura dla blondynek”. Autor chciał napisać przewrotny poradnik „lansu na intelektualistę”, jak informuje hasło na campowo - pop-artowej okładce. Pomysł dawał nadzieję na smakowitą i wytrącającą z dobrego samopoczucia lekturę dla człowieka uważającego się z grubsza za intelektualistę. Wyszło co innego. Chyba. Bo nie jestem pewien dla kogo jest ta książka. 
Najpierw sam autor: „...wykorzystując potocznie funkcjonujący stereotyp blondynki jako zespołu cech charakteru, powstrzymywania się od inteligencji oraz niechęci do korzystania z jej przeróżnych wytworów bardziej skomplikowanych od suszarki do włosów, próbowałem tę etykietę zakwestionować, albo przynajmniej ruszyć Cię [, blondynko] z miejsca, w którym się znalazłaś przyszpilona przez potoczną opinię i męskie stereotypy”. Dodajmy, że Jędryka już na początku zastrzega, iż „blondynka” to figura, pod którą kryć się może osobnik płci dowolnej i dowolnego koloru włosów. „Blondynka” Jędryki to stan umysłu. A jednak w wielu miejscach autor ulega własnej metaforze i momentami ma się wrażenie, że pisze jednak do blondynki faktycznej. Niemniej chwyt ten, choć nienowy, wciąga: białe kozaczki mogą się okazać brązowymi mokasynami, a na blondynkę może wyjść brunet na topowym stanowisku w dużej korporacji. Ale znowu: chwilami Jędryka znów się ześlizguje, opisując blondynkę tak, że nawet do niewielu blondynek ów opis pasuje (czyniąc choćby aluzje, jakoby sposobem na rozrywkę według blondynki było LSD). 
Napiszmy od razu: chwyt jest seksistowski i autor tego nie ukrywa. Tak, jak seksistowskie są dowcipy o blondynkach. Jednak założenie, że blondynka to stan umysłu, usprawiedliwia moim zdaniem ten chwyt. Rzecz jasna, etykietka „blondynka” seksistowską pozostaje i to mnie razi. Niemniej, na potrzeby tego skromnego omówienia, będę go używał, bo używa go Jędryka. Będzie na niego. 
Otwierając tę książkę, miałem nadzieję - i miałem ją prawo mieć, sugerując się tytułem - raczej na przewrotną diagnozę popkultury, na przewodnik po jej wzlotach i upadkach, ikonach i karykaturach. Liczyłem na książkę, która jest też smakowitą lekturą dla kogoś, kto jednak do bycia blondynką się nie poczuwa (rzecz jasna, może to być pierwszy nieomylny symbol bycia blondynką). Bo o to aż się prosiło w tej konwencji: jeśli „Popkultura dla blondynek” miała być instruktażem dostawania się na poziom, do którego aspirujemy, chciałoby się przeczytać - do czego aspirujemy. Czym jest popkultura. 
Może to był błąd mojego nastawienia, ale po lekturze pierwszych rozdziałów odniosłem wrażenie, że autor złożył mi obietnicę, a potem mnie wystawił. „Popkultura dla blondynek” okazała się... w istocie przyspieszonym kursem niewychodzenia na idiotę w każdej możliwej sytuacji. 
Co więc mamy w książce? Na początek wykład o tym, jakie filmy wypada znać. Jędryka zaczyna od „Casablanki”. Ależ to nie popkultura, lecz klasyka! - chce się zakrzyknąć? Nic podobnego: „Casablanka” w swoich czasach była czystej wody utworem popkulturowym, statusu klasyki dorobiła się z wiekiem (i, dodajmy, dzięki temu, że to absolutnie wybitny film). Jędryka bardzo sprawnie i przystępnie pokazuje, czym się różni film wartościowy od bezwartościowego. Często też przewrotnie: „Filmy dzielą się na takie, które wszyscy oglądają (tu możesz wydąć ładnie usteczka i rzucić z dobrotliwą pogardą: komercja!), takie które są oglądane przez elity (wiesz, te pryszczate, w swetrach), oraz takie, które Ty w sposób twórczy i subiektywny zaliczysz do prywatnego kanonu. Tylko proszę, nie mów o nich filmy kultowe! Tak mówią w telewizji i piszą w pismach kobiecych, a to, jak się słusznie domyślasz, wydymając usteczka - komercja. Czyli obciach”. 
Następnie trafiamy na rozdział o tym, jak być sobą i dlaczego warto być oryginalnym, oraz co to właściwie znaczy. Jędryka prowadzi swój weberowski typ idealny blondynki przez rozmaite strategie: od no logo do koneserstwa, tłumaczy czym się różni oryginalność od autentyzmu („Nawet jeśli zamieszczone tu poglądy nie zawsze są niepowtarzalne - w końcu autor też na ogół za kimś powtarza - to jednak są poglądami. Zapewne zgodzisz się ze mną, że blondynka z poglądami to niepowtarzalne zjawisko!”). 
Trafiam na rozdział trzeci: „Dlaczego książki są takie grube, skoro można je sprowadzić do paru zdań?” - i jest mi dziwnie. Najpierw jestem instruowany, dlaczego warto być oczytanym, a potem otrzymuję streszczenie (owszem, krotochwilne)... licealnego kanonu: Trylogia, Lalka, Proust, Noce i dnie, Dostojewski... To moment, kiedy „Popkultura dla blondynek” przestaje być książką, której się spodziewałem, i staje się podręcznikiem dla aspirujących nieco wyżej nieuków. 
Utwierdzam się w tym przekonaniu, czytając kolejne rozdziały: o filozofii, o znaniu się na polityce, a wreszcie... o seksie, o prowadzeniu samochodu i o radzeniu sobie ze stresem. Dla kogo Jędryka napisał tę książkę? - mogliby ją czytać uczniowie szkół średnich, żeby nabrać w ostatnim momencie przekonania, że jednak warto czasem wyłączyć telewizor. Ale z okładki nie dowiedzą się, że mogłaby to być propozycja dla nich. Mogłyby ją czytać blondynki (przypomnijmy: niezależnie od płci i koloru włosów). Ale pewnie nie przeczytają. Ludzie, którzy spodziewają się książki o popkulturze, znudzą się po pierwszym rozdziale. Szkoda. 
Ale - bo jest też ale - próbuję przeczytać tę książkę inaczej. Po pierwsze, zastanawiam się po co, u licha, rozdział o prowadzeniu samochodu, o stresie, czy poradnik nieobciachowego randkowania. Jędryka bardzo trafnie pokazał w ten sposób, że termin popkultura nie obejmuje tylko medialnych produktów dostępnych w w kinie, telewizji, w radiu, na CD i w księgarni. Że rozciąga się znacznie szerzej: na całe spektrum aktywności w świecie, w którym przyszło nam żyć. Elementem kultury popularnej jest posiadanie i prowadzenie samochodu, który staje się ikoną statusu i elementem dyskursu władzy. Elementem kultury popularnej są metody radzenia sobie ze stresem, bo tabletka nie jest tylko lekarstwem: jest obietnicą handlową niosącą konkretne konotacje i spełniającą aspiracje (bierzesz prozac - przynależysz do pewnej grupy). W tym sensie ultra-popkulturowy bywa też seks. A Jędryka szuka sposobów na to, jak się uwolnić od sprzedażno-partycypacyjnej logiki odnajdywania się w kulturze rozumianej w najszerszym sensie. 
Jednak żeby ten trop odnaleźć w książce Jędryki, trzeba się przebić nie tylko przez kolejne rozdziały przeznaczone dla zupełnie innego czytelnika (bezpieczniej powiedzieć: odbiorcy, bo rzadko bywa on czytelnikiem), a - co gorsza - przez mentorski ton autora. Ów, bez wątpienia biegły erudyta, nie pozwala o tym ani na chwilę zapomnieć. Jest belfrem, mentorem, tutorem - ale nie partnerem. Popatrz, mówi, ja się od tego wszystkiego wyzwoliłem, ty też, droga blondynko, możesz. Piekielna inteligencja i bardzo zaraźliwy humor autora w tej konwencji nazbyt często giną. 
Drugi sukces Jędryki, który wynika z poradnikowego charakteru jego książki, to demaskacja. Czuję się zdemaskowany tym, że świadczący o obyciu kanon daje się streścić w kilku filuternych zdaniach. Czuję się zdemaskowany orientując się, jak niewiele treści wystarczy, żeby uznać kogoś za przynależącego do świata ludzi mieniących się inteligentnymi. Jędryka pisze ABC oczywistości i w jakiś sposób dowodzi, że z tych kilku rozdziałów oczywistości składa się zadowolony z siebie uczestnik kultury. Kultury, która - czy tego chcemy czy nie - jest i będzie popularna. 
W tym celu czytelnik, który nie uważa się za blondynkę, może po „Popkulturę dla blondynek” sięgnąć. Żeby - jeśli zdoła w ten właśnie sposób książkę Jędryki odczytać - zweryfikować swoją pewność. 
Trochę żal, że musi najpierw zdołać.

popkulturalni.blog.onet.pl (2[zasłonięte]009-12)