14 MINUT. HISTORIA LEGENDARNEGO BIEGACZA I TRENERA
ALBERTO SALAZAR, JOHN BRANT
Liczba stron 248
Format 158 x 240
Oprawa miękka
ISBN [zasłonięte]978-8379-279-9
Data wydania 11 września 2013r.
Londyn, 2012 rok. Mo Farah zdobywa na olimpiadzie złoto na pięć i dziesięć tysięcy metrów, Galen Rupp – srebro na dystansie dziesięciu tysięcy metrów. Ci dwaj rywale mają jednego trenera: jest nim Alberto Salazar.
14 minut to historia człowieka przepełnionego obsesją biegania. Autor szczerze opowiada o własnych sukcesach, ale i o błędach, dzięki którym udaje mu się teraz tak dobrze prowadzić do zwycięstw takich zawodników, jak Mo Farah czy Galen Rupp. Bohaterów, których w książce poznajemy jako dobrze zapowiadających się biegaczy, teraz świat darzy ogromnym szacunkiem za ich osiągnięcia. Warto wiedzieć, skąd przyszli i kto stoi za zwycięstwami najszybszych ludzi na świecie.
W tej chwili to Salazar jest jedynym człowiekiem, którego naprawdę boją się Kenijczycy i ich menedżerowie.
Krzysztof Dołęgowski, Akcja Polska Biega (www.polskabiega.pl)
Alberto Salazar to biegowy szarlatan. Jak bowiem inaczej określić faceta, który jako żółtodziób rzuca sobie wyzwanie bycia najlepszym maratończykiem na świecie? On realizuje marzenie milionów. Bije rekord świata. Trzy razy z rzędu wygrywa maraton w Nowym Jorku, a żeby urwać kilka cennych sekund podczas maratonu w Bostonie, na ostatnim odcinku decyduje się nie przyjmować żadnych płynów...
Wszystkie sukcesy podpiera katorżniczą pracą, ale często stąpa po kruchym lodzie i już w młodym wieku płaci za to otarciem się o śmierć. Po latach, będąc trenerem i aplikując swoim podopiecznym metody szkoleniowe ‒ tym razem opracowane naukowo, umiera naprawdę. Tak! Na czternaście minut jego serce przestaje pracować, brakuje pulsu, a przecież – zdaniem lekarzy – już po pięciu minutach bez oddechu i tlenu dochodzi w mózgu do nieodwracalnych zmian. Salazar tymczasem błyskawicznie ‒ po dziesięciu dniach! ‒ znów prowadził zajęcia swojej grupy biegowej.
Młodym biegaczem, dzwoniącym tamtego pamiętnego dnia po ratunek dla swojego trenera, był Galen Rupp, który jako pierwszy biały lekkoatleta po ćwierćwieczu, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie wdarł się na podium biegu na dziesięć tysięcy metrów. Zwycięzcą tego biegu został Brytyjczyk Mo Farah, również podopieczny Alberto Salazara.
I już choćby to wystarczy, by szczerze rekomendować tę książkę.
Paweł Januszewski i Krzysztof Łoniewski, PR III Polskiego Radia
Ta książka jest trochę jak bieg górski. Alberto, ambitny do bólu dzieciak, a potem młody człowiek, trenuje mocniej, niż się da, i biega lepiej, niż można – aż do trzech zwycięstw w maratonie w Nowym Jorku. Kiedy ma 25 lat, nie wie jeszcze, że za szybko wspiął się na szczyt. I że trudniejsze będzie szukanie bezpiecznej drogi, by z niego zejść.
W tej powrotnej drodze Alberto Salazara dotknie depresja długodystansowca, on sam odbędzie pielgrzymki do Medziugorie, wreszcie – zafascynuje go ultramaraton w Afryce. Pojawią się też podopieczni Salazara trenera, i to tacy, których oglądamy teraz zwyciężających na mityngach i igrzyskach olimpijskich. W tle zaś tych wydarzeń ‒ nieunikniona refleksja: czy warto wbiegać na szczyt za wszelką cenę? Czy warto ból traktować nie jak ostrzeżenie, a jak wyzwanie?
Będzie wreszcie tytułowe czternaście minut. I nie chodzi tu o granicę, którą łamał Salazar w biegu na pięć tysięcy metrów, kiedy ustanawiał rekord Ameryki. Chodzi o granicę życia i śmierci.
Książka, o której można pomyśleć podczas treningu.
Wojciech Staszewski
„Newsweek”, Kancelaria Sportowa Staszewscy
Alberto Salazar, Amerykanin z rodziny kubańskich uciekinierów, zwycięzca wielu biegów i wielokrotny rekordzista na różnych dystansach, na początku lat osiemdziesiątych XX wieku ochrzczony został przez dziennikarzy Maratończykiem Ery Kosmicznej.
Był moim idolem, bo trzy zwycięstwa w maratonach w Nowym Jorku i fantastyczny, wygrany pojedynek w maratonie bostońskim zrobiły na mnie, początkującym wtedy maratończyku, ogromne wrażenie. To jego sukcesy motywowały mnie do mądrzejszej pracy na treningach. Później ‒ ja się poprawiałem, a on się pogubił. Dopiero z tej książki dowiedziałem się, co było tego przyczyną.
Zwycięstwa sportowe i sukcesy trenerskie Alberta Salazara to jednak nie wszystko. W 2007 roku ponownie został rekordzistą świata, tym razem w takiej konkurencji, w której z pewnością nie chcielibyście z nim rywalizować. Zachęcam gorąco do tej niezwykle wciągającej i pouczającej lektury.
Jerzy Skarżyński
Salazar snuje urzekającą, pełną ciekawych szczegółów opowieść o nieśmiałym, chudym Kubańczyku z przedmieść Bostonu, który zostaje najlepszym maratończykiem swoich czasów. Po raz pierwszy otwarcie opowiada o burzliwych relacjach z ojcem, byłym towarzyszem broni Fidela Castro, który rozczarowany nowym porządkiem uciekł z ojczyzny. Opisuje swe pierwsze kroki na bieżni, gdy jako uczeń liceum trenował w barwach legendarnego Greater Boston Track Club. Pisze też szczerze o swojej niezdrowej obsesji na punkcie treningu na przekór bólowi, o dramatycznych zwycięstwach w Nowym Jorku, Bostonie i Republice Południowej Afryki, o współpracy ze swoimi podopiecznymi Mo Farah i Galenem Ruppem, i wreszcie o tym, jak przeżycie własnej śmierci nauczyło go żyć.
Kilkakrotny rekordzista świata w biegach długodystansowych o mały włos nie przegrał bowiem w wyścigu, którego nigdy nie brał pod uwagę: wyścigu życia z czasem. W 2007 roku serce Alberto Salazara zatrzymało się na czternaście minut. Powrócił z tamtej strony bez szwanku ‒ w dziesięć dni później znów trenował swoich podopiecznych i przygotowywał ich do spektakularnych zwycięstw.