Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

ŻAKI XVI. WIEKU STUDENCI PIECHOCKA 1910 50 EGZ.

25-01-2012, 11:20
Aukcja w czasie sprawdzania nie była zakończona.
Aktualna cena: 39.99 zł     
Użytkownik serdecznie
numer aukcji: 2059702552
Miejscowość Kraków
Wyświetleń: 15   
Koniec: 25-01-2012 20:34:30
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha



PONIŻEJ ZNAJDZIESZ MINIATURY ZDJĘĆ ZNAJDUJĄCYCH SIĘ W DOLNEJ CZĘŚCI AUKCJI (CZASAMI TRZEBA WYKAZAĆ SIĘ CIERPLIWOŚCIĄ W OCZEKIWANIU NA ICH DOGRANIE)



PEŁNY TYTUŁ KSIĄŻKI -
AUTOR -
WYDAWNICTWO - , WYDANIE - , NAKŁAD - EGZ.
STAN KSIĄŻKI - JAK NA WIEK (ZGODNY Z ZAŁĄCZONYM MATERIAŁEM ZDJĘCIOWYM)
RODZAJ OPRAWY -
ILOŚĆ STRON -
WYMIARY - x x CM (WYSOKOŚĆ x SZEROKOŚĆ x GRUBOŚĆ W CENTYMETRACH)
WAGA - KG (WAGA BEZ OPAKOWANIA)
ILUSTRACJE -
KOSZT WYSYŁKI - 8 ZŁ - KOSZT UNIWERSALNY, NIEZALEŻNY OD ILOŚCI I WAGI (NP. JEŚLI KUPISZ 7 KSIĄŻEK ŁĄCZNY KOSZT ICH WYSYŁKI WCIĄŻ BĘDZIE WYNOSIŁ 8 ZŁ), DOTYCZY PRZESYŁKI PRIORYTETOWEJ NA TERENIE POLSKI. ZGADZAM SIĘ WYSŁAĆ PRZEDMIOT ZA GRANICĘ. KOSZT WYSYŁKI W TAKIM PRZYPADKU, USTALA SIĘ INDYWIDUALNIE WEDŁUG CENNIKA POCZTY POLSKIEJ I JEST ZALEŻNY OD WAGI PRZEDMIOTU.




SPIS TREŚCI LUB/I OPIS - PRZYPOMINAM O KOMBINACJI KLAWISZY CTRL+F (PRZYTRZYMAJ CTRL I JEDNOCZEŚNIE NACIŚNIJ F), PO NACIŚNIĘCIU KTÓREJ Z ŁATWOŚCIĄ ZNAJDZIESZ INTERESUJĄCE CIĘ SŁOWO O ILE TAKOWE WYSTĘPUJE W TEKŚCIE WYŚWIETLANEJ WŁAŚNIE STRONY.

ODBITO 50 EGZ. AMATORSKICH, NUMEROWANYCH OD 1—50.
DWIE ILUSTRACJE WEDŁUG OBRAZÓW MATEJKI: „DZIEJE CYWILIZACJI W POLSCE".
MARJA PIECHOCKA
ŻAKI XVI. WIEKU
OBRAZY SCENICZNE Z ŻYCIA STUDENCKIEGO W PIĘCIU AKTACH.
KRAKÓW
ODBITO W DRUKARNI POLSKIEJ FRANCISZKA ZEMANKA. UL. TADEUSZA KOŚCIUSZKI 3.

Bardzo mi drogim uczenicom, uczniom i współpracownikom „Łanu Młodzieży" poświęcam: „Żaków XVI w.".
M. P.





Kochana Młodzieży,
Obawiam sią, że niektórych froże zadziwią: „Żaki". Jakto? tyle pracy dla literatury, kiedy wspólnem dążeniem wśród nas był zawsze czyn naglący, prawie wyłączny; przed wojną ponieważ Polska nie była jeszcze wolną, później dlatego, że jest niepodległą.
Podzielałabym trochę wasz zarzut. Ileby to w zamian można urzeczywistnić próbnych zapasów waszych z życiem idei, co zawsze dawało nam ludzi gotowszych w danej chwili, szczędząc im nieudałych poczynań na stanowisku odpowiedzialnem właśnie przez owe harce przedwstępne z czasem, przestrzenią, oporem w ruchu, w bezwładzie, czuciu: trud, który wasz świeży i naiwny samopas czarował, a czasem wyzwalał.
Co warte wobec tego jakieś zamierzchłe obrazy bezpowrotnej przeszłości!
A jednak? lepiej żebyście raz jeszcze stwierdzili na tem tle, jak wielkie skutki, na metą wprost nieograniczoną wiekami, może mieć tak drobny zatarg uliczny, jak ów z dnia 14 maja 1549 roku. Rozranił studenterję z przed 400 lat i odwrócił losy nietylko jednostek ale i ociężałych powagą instytucji.
Znajcie swój glid w całokształcie zwyczajów tak odmiennych, a jednak bliskich dolą, niedolą i tem, co stale jedną lub drugą sprowadza.
A mój współudział szperacza?
Tłomaczy go trochę szereg obowiązkowych studjów, a wiecie sami jak te rosną w rękach, zazębiając nietylko autorów, ale i zbiorniki źródeł, tętniących odległe jakimś podziemnym, a jednak wspólnym nurtem.
Już sam najnowszy materjał historyków danych faktów, jest bardzo obszerny i ponętny. (Muczkowski, Korzeniowski, Bą-kowski, Morawski, Tarnowski, Karbowiak, Ptaśnik, prawie cała „Bibljoteka Pisarzy Polskich" wydawnictwo Akademji Umiejętności i i.).
Każdy tom, rozdział, niemal zdanie, daje możność selekcji w dobieraniu słów, zwrotów, nastrojów Wielkiego Złotego Wieku, tej przędzy kolców i jasnych pasm waszych poprzedników, gdy ci, jak wy dziś, sięgali po własny gmerk w dziejach Ojczyzny i świata.
Prócz dzieł naukowych, obce pamiętnikarstwo uwypukla jeszcze wyraźniej życie scholarów. Zanotowano n. p. w jednym z szeregu barwnych tomów Lacroix: „Średniowiecze i Odrodzenie", jak to pewien żak, wylał przypadkiem zawartość osobistego naczynia, na głowę Ludwika IX, gdy ten nocą z świtą wracał do Luwru. Także szczegół! ale bez feudalnie tragicznego końca, bo hryję zażegnał sprawdziwszy okoliczności sam król, chwaląc scholara, że po zgaszeniu ognia w mieście, sam w ciszy nocnej, studjował zawzięcie przy świetle ogarka w swym żakowskim wykuszu.
Gdy dr. Antonio Fawaro, z życzliwości dla rodaczki Bir-kenmajera, ułatwiał mi pracę w bibljotekach Padwy, rozglądnął się po szanownych, uroczystem zapomnieniem półkach mego działu i wyraził znaną przestrogę: „by znaleźć bardzo mało, trzeba przewertować bardzo wiele!" Niezawodnie, ale inaczej, nie da się odszukać żywotnego zetknięcia w tajni cieniów hi-storji.
Muszę się wam zresztą przyznać, że pracy tej dokonywałam z upodobaniem, jak robotnik w fabryce mozajkowych dzieł Watykanu, gdy z tysięcy różnobarwnych kamyków, dobiera właściwe odcienia, według danego wzoru. Prócz długiej cierpliwości, pomoc sztuk plastycznych, powinna wesprzeć żywością obrazów szare słowa zakurzonych tomów wśród mrocznych bibljotek, zcalając przygody stawania się życia studenckiego, jak to już uczynił Matejko dla Żaków i Humanistów, a czeskie malarstwo dla szeregu dryblasów, znanych też jako „Schola-rzy", choć wyglądają na mistrzów conajmniej.
„Arena" padewska wydaje się nad inne ciekawszą, a nie-wyzyskaną jeszcze i dlatego, bo oprócz Kopernika, Zamoj-
skiego i i. wybitnych znanych tam bodaj ze „stemmi" Polaków, dwu naszych królów było scholarami Padwy: Batory i Sobieski.
Jan III dałby może nawet uczuciową fabułę niezgorszą do opracowania: znał Elenę Cornaro, sławną z urody i rozumu do-ktoressę Uniwersytetu, pisywali do siebie po rozłące, miała lat 19, gdy 5 lipca 1665 r. żenił się z 24-letnią wdową Marysieńką, na swój i polski pech.
Wiadomo: intrygantka, skąpa, interesowna, uszczypliwa męczydusza, skorff, nasz bohater, niezłomny przed pohańcem,
0 mało nie spadł z konia, gdy mu ni stąd, ni zowąd przed jednym z licznych rozjazdów, rzuciła od niechcenia: „żegnam cię, może na zawsze!".
Słodka doktoresso Eleno Cornaro! dziecię rodu dożów
1 królowych zgasłe rok po Wiedniu, czemuż słoneczną idyllą padewską nie ogarnęłaś swego bohaterskiego kolegi, by mu raz na zawsze przesłonić możność szarpaniny marnych d"Arąuie-nów i nieszczęsnego ich wpływu na niedolę wielkiego króla i wielkiego narodu!
Kraszewski zasłużył się bardzo czytelnikom, dając nam od „Starej Baśni" szereg powieści historycznych.
Od „Świtu Żaków" do czasów najnowszych, możnaby ujmować losy duszy studenckiej wiekami; już i przedwojenna młodzież stanowi zamkniętą księgę gotową do syntezy.
Macie pretensję niektórzy, dlaczego nie odtworzyłam naszych czasów?
No tak, przywołać pamięcią parę lat, strzepnąć z rękawa tak dostępny materjał waszych pism, jednodniówek, wyczynów harcerskich i i. Łatweby to było ale i niemożliwe.
Znosiliście mi nieraz do czytania waszą korespondencję, wolny wstęp na tajne zebrania, lub z nich relacje. Jeden z was wróciwszy z podróży, już jako docent Uniwersytetu zagranicą, wręczył mi dawnym zwyczajem paczkę listów, dodając: „proszę nie czytać ustępów zakreślonych ołówkiem". To zastrzeżenie, wydało mi się tak nietykalne, że nie odważyłam się nawet rozmyślać czy ono obejmowało klamrę obcych ujemnych przeżyć, czy własnych załamań lub napięć, jak ów świstek - talizman Pascala, zaszyty w ubraniu, ślad exaltacji z d. 23. XI. 1654 roku, lub urywana notatka kwietniowego nastroju Słowackiego — mistyka.
Słowo: „mój" tak bardzo stopniowane w życiu, jest nieruchawe w gramatyce i stąża niezgodnie z prawdą do ilościowej wspólnoty: „najmojejsze" drgnienia jaźni.
Otóż, gdybym się zabrała do szkiców współczesnych, to jakbym się ośmieliła rzucić okiem, na iowe zakreślone ołówkiem ustępy, będące waszą najpoufniejszą własnością, chociaż to, co dokonywa się w głębi waszych sumień, jest najważniejsze dla kuźni charakterów.
Młody nałogowiec, wyjawia kolegom swój stan, ci nam, bo cel jego wielkiej odwagi jest ten: „chcę się powstrzymać przez tem większy wstyd, a wy mnie ratujcie!"
Podobnych przykładów wymagania od siebie integralności wysiłków każdy dzień wśród was, daje moc. Trzeba je zbadać, ale złożyć je ołowianym drukiem — nie!
I tak przeobfity temat, dają same n. p. Kolonje prac wakacyjnych, „Łanu Młodzieży" godne stanąć obok ślicznych odtworzeń plastyką, jakby zaklęcia w czasie, wspaniałych scen z dziejów Hiszpanji na wystawach w Barcelonie i Sewilli. W podziwie dla barwnego wyczarowania całego szeregu momentów wielkości państw ibero-amerykańskich, przeżywało się nastrój doskonale estetyczny, iż wiał odeń szept: „Sta uiator!"
Wartością dążeń nie stoicie niżej. Przeciwnie. Tam był Kolumb, ale i spazmy gorączki złota.
Niechże przyszły historyk waszej młodości, odszuka sobie w aktach: „Łanu Młodzieży" już w r. 1910, a więc przed traktatem wersalskim, rzecz o zmaganiu się naszych akademików z robotami portowemi w Słupioujściu, zakończonemi podniosłem czuwaniem całą noc, by ascetyczna wigilja rycerza, studenta U. J. Józefa Dwornika naprzeciw zamku w Malborgu.
Opis mniej mistycznej ale też malowniczej wędrówki „po szczytach" kreśli szef kolonji karczunku młodego lasu w uroczej „Psiej Dolinie" na Podhalu, gdy wracał z mandatami kolegów: gajnych i gospodarzy.
Albo tak patrjotycznie silny zespół śp. Franka Grudziń-skiego!
Uzbrojeni po zęby, jechali na ćwiczenia polowe, a jak zawsze na półdniowe roboty, tym razem u regulacji potoków górskich na Słonem, koło Rabki.
Ale ta bojowa dwudziestka, poległa kilka lat później, jako jedna z pierwszych formacji wojennych w Polsce, miała tkliwe odruchy subtelności naszej rasy.
Drogą na kolej wybrali przez ulicę Redakcji, która zdumiona chrzęstem delegacji po schodach, i ustawianiem się reszty na baczność naprzeciw, przyjęła wszystkich i utrwaliła zdjęciem, powstańców w myśli i dążeniu, u stóp portretów kilku pokoleń Sybiraków i wiecznych buntowników, do chwili zrealizowanej ofiarą ich drogiego życia.
W toku prac wakacyjnych „Łanu Młodzieży", było i zapoznanie się z fabryką armat w Creuzot, w sąsiedztwie „Mon-chanin łes Mines". Zawdzięczaliśmy ten ważny teren doświadczeń Hr. Marji Zamoyskiej z Kórnika; nasi chłopcy wyzyskali go go do wszelkich możliwości. Po rocznym kursie francuszczyzny szła praca pod zdrowotnym dozorem kolegi z V roku medycyny w fabryce dachówek, w sercu Francji, a ten szczegół jest dość humorystyczny, wobec tego, że deputowany z Arles, na III Kongresie hygjeny szkolnej w Paryżu, jako objawienie postawił wniosek, by młodzież gotująca się do zawodów spekulacji umysłowych, na wakacje wysyłać do środowisk prac ręcznych.
Trudno było przełknąć, tem mniej strawić, że Arlezjanie wynaleźli tę Amerykę, którą Krakowianie odkryli przed pięciu laty nietylko immanentnie, ale w drobiazgowej organizacji praktycznej.
Nie trącając nadmienionych i już tradycyjnych dla nas zainteresowań: „Słoń i kwestja polska" podałam w początku samorzutnie, potem na żywe zajęcie sekcji, odpowiadając wedle pytań, kilka obojętnych profilów tej akcji u nas. Wprawdzie starannie przygotowaliśmy każdy szczegół, ale młodzież usada-wiała się w każdem nieprzewidzianem położeniu po kilku próbach improwizacji tak dziarsko, z takim nakładem praktycznej przezorności, rzewnych arabesek rodzinnych i koleżeńskich uczuć, wreszcie ^niefrasobliwego komizmu żakowskiego, że zdobyliście szczery poklask: przez dalszy ciąg zebrań Kongresu, garden par-ties, rautów, wśród 39 narodów reprezentowanych, miałam bezimiennie numer bieżący osoby: „która nam tyle ciekawych rzeczy opowiadała o młodzieży polskiej".
Przedstawił mi się z tej racji jakiś amerykański doktón szpitali małych Polaków, twierdząc, że umie do nich przemawiać w ojczystym języku. Oho! najlepiej nawet wyszło: „Pokaż język!"
Na dyżurze w dziale wystaw, u repliki Parka Jordana, wśród stosów slójdu i i. waszych arcydzieł, jeden stary Szwvd, powiedział ze łzami w oczach: „Pani, to już nie talent ale gen-jusz". Wyryłam to sobie we wdzięcznej pamięci, żeby wam to kiedyś powtórzyć, ale między sobą mniej byliśmy zachwyceni misterną dłubaniną waszych cacek, a wśród podobnych działów obcokrajowców, wybraliśmy raczej ich małe taczki, sprząty domowe, wynalazki upraszczające robotą, jako rękojmia chętnej pracy studenta w domu, na codzień.
To jest dobre, że jak Beanję, owo dzikie błazeństwo będące zmorą nowozaciężnej młodzi, u nas zniesiono paręset lat wcześniej od innych krajów, tak już III Kongres hygjeny szkolnej w Paryżu, przyznał publicznie, że wyprzedziliśmy niektó-remi agendami nawet te narody, które nam skwapliwie, a bez potrzeby dwormistrzują.
Jest nawet beznadziejnie smutna książka p. J. Galzy: „La femme chez les garcons". Kreśli przeżycia nauczycielki w zakładach męskich.
Nie zdaje mi się, by ktokolwiek z wychowawców młodzieży polskiej, mógł choć w przybliżeniu być narażony na tak wstrętne uwagi. U nas inaczej, Bogu dzięki!
Posłuchaj mamo Jarosława, który w zacietrzewieniu jakichś spraw musiał być przywołany do karności.
Przychodzi upamiętanie.
— Proszę mi darować!
— Jak? notatka utrwalona.
— O niech już wszystko zostanie, tylko żeby pani do mnie żalu nie miała.
Rozumiesz studencka publiko? Karne skutki muszą iść prawną drogą, ale głównie ważne to, że wybryk jest złem po-dwójnem, raz w sobie samym, a potem, że dotyka tych, co stoją na straży porządku pracy wspólnej.
Inni. Spotykamy się w teatrze, gawędzimy między aktami. Ale sztuka się udrastycznia, że już nie mam ochoty ruszyć się z miejsca, by dzielić uwagi z uczniami. Po przedstawieniu, wracając późno, widzę, że stacje opróżniają tramwaj, prócz sterczącego nademną sąsiada. Podnoszę oko. Widocznie na to tylko czeka: „To ja! to ja Henryk! Ja też z nimi byłem. Tytuł nas w błąd wprowadził". Wiedzieli, że nie można szpiegować ale i darować. Więc rzetelnie trzeba było dostawić się do ogółu win-
nych, którzy w wyborze dozwolonych sztuk teatralnych, mieli zbyt szerokie rękawy. Czołem.
Inni odwiedzili mnie na wycieczce, po zmianie miasta i terenu pracy, co jest rzecz zwykła.
Ale to mniej, że w miłym odruchu ustanowili dyżur do zmiany na każdej mojej wolnej przerwie ujmując sobie swobody i zwiedzania, by pogawędzić, że Stach się przerzucił do Szkoły nauk politycznych, a Tadek zapuścił wąsy d la Barymore, a prof. X., jak zawsze prosty, kochany, bo nigdy nie udaje, i na ich interpelacje mówi szczerze:
— „Ja tego nie wiem! Skądże jabym to wiedział!" A wy dziewczątka nasze i piękne panie, jedyne! najdroższe! O ile też przerastacie niezjełczałą dotąd treścią rodzimego podłoża, lotne piaski formacji niewieścich z za gór, i wód granicznych.
Samopoczucie u zadań chwili przenika was i dotąd jeszcze nasuwa pewne zrzeczenia: „bo chłopcy zawsze są jeszcze bliżej spraw zasadniczych w ojczyźnie niż my".
Wy i oni. Każdy na swoim punkcie ważności, zwłaszcza wśród łagodzenia sporów, tak częstych jeszcze na tle współżycia, bo jak w Rozproszeniu Żaków, młodzież nie zawsze umie wyzyskać stosownie, a w miarę okoliczności, ani chwycić silnie podaną sobie żerdź ratunku.
Przypomnę wam, pamiętne posiedzenie „Łanu Młodzieży", w sprawie skargi o obrazę przeciwnika naszych dążeń i działań, przez członka Redakcji Młodych.
" Ludzie zaufania opozycji, „na złość" jakby umyślnie wybrani wśród żywiołu skrajnego.
Jak na bój, hurmem zgłosili się na rozprawę, wrogo patrząc z podełba, niechętnie zaszyci w kącie sali, ciężyli na każ-dem słowie nieżyczliwą interpretacją.
Nasz współpracownik spokojnie rozbierał zarzuty, w dyskusji przeciągającej się godzinami.
Starsi przerwaliśmy beznajdziejne spory krótkiem porozumieniem, by podsunąć myśl zgody, niezbędnej dla ujęcia bez zaognień istotnego celu współpracy, w należytych warunkach spokoju i wzajemnego szacunku.
Przyjąło z trudem podsuniętą drogą wyjścia; choć na wątłą i trzęsącą kładką rozdrażnień, wstąpiliśmy śmiało i życzliwie, niezrażeni, serdeczni, na przekór co prawda topniejącym z każdą chwilą wstrętom, świadomie i uparcie posuwając się w zdobyciu „wrogów".
Koniec końców, odłożono zredagowanie formuły pojednania, a tę za kilka dni mieli odczytać obrażony i nasz stronnik, by ją przyjąć lub odrzucić.
Spotkanie następne w Redakcji odbyło się już w nastroju bardzo życzliwym, a jak nam później doniesiono: „zagniewany szef partji, był gotów przyjąć bezwzględnie nasz tenor w jakiejkolwiek formie i treści bylibyśmy go przedstawili".
Moment ten uważam za jeden z najdodatniejszych w współpracy z Wami. Ale nie zgadzam się, żeby został unikatem, tem mniej jakiemś platonicznem wspomnieniem kultury towarzyskiej studenckiego życia.
Ponieważ aktorzy jego są na wybitnych stanowiskach, dziwię się dlaczego tak mało neutralizują chroniczną, choć jeszcze zrozumiałą drażliwość naszych zespołów wszelakiej natury.
Poglądowy wzór kojenia sprzeciwów, nie stał się w waszym promieniu kluczem dobierania się do stanów afektywnych przeciwników, by sobie stworzyć możność zgodnego zażegnywa-nia dramatów, opanowaniem zbędnych jątrzeń.
Niestety dużo z was padło pokotem pierwszych bohaterskich straży, ale pozostali ranni i cali, muszą podjąć ich poczynania byśmy nie stwierdzili, że najlepsi wśród was już... byli, i są nie do zastąpienia.
Wprawdzie przypomina Ptaśnik skargę Żaków: „zbrodniami złych, uciśniona jest wolność dobrych", ale i to prawda, że zło jest śmiałe, bo dobro jest obojętne lub trwożliwe.
Wasza zasobna indywidualność, jest sto razy (najmniej) bogatsza od innych narodów. Gdzieś nam się ona stale roztrwa-nia między szlakiem młodych lotów próbnych, a wybojami dróg ludzi dojrzałych.
Kolejny przegląd waszych lat nauki poza salami wykładów, jak ów majowy wieczór Żaków XVI w., pomógłby odnaleźć, gdzie właściwie zatraca się poważna część jednostek ogromnej wartości polskiej natury.
— A my? a my?
Byliście przecież każdy z osobna traktowani wyłącznie z uwagą na właściwości i miarę indywidualną; dawaliście temu wyraz mówiąc często: „Pani jest jak mama"; „całkiem jak mama!" Było to zawsze grubą, ale miłą przesadą. Stawiam swój warunek. Jak w Bibljotece Marciana w Wenecji najbrudniejsze i wyniszczone są fiszki katalogu nie z Dantem, Manzonim, U Annunzio, ale wyłącznie li z numerami: „Quo vadis", tak ja obok narodowej dumy, objaw ten sam w zakresie jednostki, z wami podzielę się dumą moją dziecięcej relikwji.
W książce Dunina mej Matki „Modlitwa za dzieci" jest najwięcej zniszczona, a już ledwie czytelne są słowa: „Dałeś mi je Panie, a żadne nie zginęło!"
Wśród was, tysięcy mych jedynaczek i jedynaków, nietylko żadne dla Ojczyzny zginąć nie może, ale i natychmiastowy porachunek z sobą, ma was utwierdzić lub skierować na drogę najwłaściwszą wydatnej służby dla Polski.

Marja Piechocka.





TREŚĆ.

W Krakowie:
Akt I; Beania vel Otrzęsiny - Zatarg. Akt II: Więzy i Rozproszenie Żaków.
W Padwie:
Akt III: Befana - Pierwszy śnieg - Twierdza Miłości - Kłopoty Im-i Exmatrykulacji.
Akt IV: Ogród botaniczny - Anatomija.
Akt V: Przeszkody tryumfów doktorskich i poetyckich - Refekcja -Turniej idei - Powrót.





DO SWOICH I OBCYCH: ZAMKNIENIE.

Łatwiej byłoby utasować dawne obrazy z nowymi warunkami sceny, gdyby nie groził sprzeciw znawców, a ci mają doń prawo, w imię szacunku dla wiarogodności osób, spraw i tekstów zamierzchłych epok.
Tylko że tu ścisłość jest czasem nieosięgalna.
Np. Marcin Glossa, był i nie był na czele wędrującej młodzieży, zależnie od tomu: „Obrazki z życia żaków krak." (str. 50) czy: ^.Rozprószenie młodzieży krak." (str. 30 i 31) Pta-śnika, a więc i od źródeł, na których się ten sam autor tu i tam opiera. W rzeczach wątpliwych kompromis ratuje.
Drugi objaw zapalenia sumienia autorskiego, tyczyłby pisowni tak dowolnej, nawet dłuższy czas po wynalezieniu druku.
Zecerzy Drukarni Polskiej, chłopcy bardzo nowocześni, na swoją rękę ją prostowali w kopji. Coś jednak zostało: „na posmak" dobrych czasów, kiedy to jeden wyraz na tej samej stronie pisano na trzy sposoby!
Co do realizacji scenicznej, „Żaki XVI w", jak się to odnajdzie w prasie odnośnej kadencji, były przyjęte w Dyrekcji Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Tam też są szkice ubiorów do I i II aktu, według Eljasza Radzikowskiego, Matejki i i.
O włoskiem Odrodzeniu jest dużo w Polsce dzieł bardzo pięknych. Mnogość ślicznych ilustracji Dominium Wenecji, a więc i Padwy, daje już sam Molmenti w trzytomowem dziele, u nas: w Bibljotece Muzeum X. X. Czartoryskich. Zresztą ko-stjumy XVI w. ma każda dusza teatralna.
Olbrzymią część tworzywa zgromadzonego, musiałam odrzucić, przed możliwością pierwszych syntetycznych żłobień. I tak niezbędne skróty są przewidziane.
Skreśleń w tekście tej pracy nie dokonałam: kusiły drobne całości, by wedle wyboru można zaczerpnąć okolicznościowo, tę lub ową scenkę renesansu czy inną furfanterji żakowskich.
Właścicielem „Żaków" będzie Koło lwowskie T. N. S. W., jako wdzięczny wyraz koleżański.
Ten szczegół jest rękojmią naszej zawodowej życzliwości dla losów i spraw dawnej i przyszłej studenteski w życiu i piśmiennictwie.




Możesz dodać mnie do swojej listy ulubionych sprzedawców. Możesz to zrobić klikając na ikonkę umieszczoną poniżej. Nie zapomnij włączyć opcji subskrypcji, a na bieżąco będziesz informowany o wystawianych przeze mnie nowych przedmiotach.


ZOBACZ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG CZASU ZAKOŃCZENIA

ZOBACZ INNE WYSTAWIANE PRZEZE MNIE PRZEDMIOTY WEDŁUG ILOŚCI OFERT


NIE ODWOŁUJĘ OFERT, PROSZĘ POWAŻNIE PODCHODZIĆ DO LICYTACJI