„Erik von Kuehnelt-Leddihn był dzieckiem wielonarodowego imperium Habsburgów. Katolik, monarchista, pisarz, historyk, dziennikarz, podróżnik i lingwista operujący kilkunastoma językami, znał też polski. Znał właściwie wszystkich i podróżował prawie wszędzie na kuli ziemskiej. Po obaleniu Habsburgów w Austrii, przeniósł się na Węgry, gdzie studiował. Potem w latach trzydziestych, został zagranicznym korespondentem prasy konserwatywnej w Moskwie, jedynym z niewielu, którzy pisali prawdę o Sowietach. Następnie wysyłał korespondencje z Białej Hiszpanii (1[zasłonięte]936-13). Podczas II wojny światowej był uchodźcą politycznym w Stanach Zjednoczonych. Zawarł tam wiele cennych przyjaźni w środowisku katolickim i konserwatywnym, m. In. Był jednym z założycieli słynnej „National Review”. Lubił USA, choć Amerykanów uważał za naiwne dzieci. Pozostawał też cały czas krytyczny w stosunku do demokracji. Otwarcie oświadczył, że jego ulubionym systemem jest monrchia absolutna. Von Kuehnelt-Leddihn wierzył w Orawa i przywileje lokalne, na podstawie których powinien funkcjonować miejscowy samorząd. W końcu Ludzie w Mszanie Dolnej zwykle wiedzą lepiej, jak rozwiązać swoje problemy, niż biurokraci w Warszawie. W młodości, jako monarchista i katolik, przeciwstawiał on gospodarkę naturalną (agrarną) bezdusznemu kapitalizmowi. Po II wojnie światowej, gdy socjalistyczny totalitaryzm poczynił straszliwe zdobycze na całym świecie, von Kuehnelt-Leddihn doszedł do wniosku, ze wolność zawarta w kapitalizmie, a więc wolnym rynku, może uratować nas przed socjalizmem. Dlatego został współzałożycielem „The Mount Pelerin Society” (MPS). Gdzie przyjaźnił się z Friedrichem Augustem von Hayekiem oraz Ludwikiem von Misesem. Skarżył się tylko czasem, że libertarianie z MPS przesadzają w swoim antykatolicyzmie. Von Kuehnelt-Leddihn stale podróżował. Jeździł zawsze trzecią klasą. Gdy konserwatywny działacz Bill Buckley spytał się, dlaczego, odparł: „Bo nie ma niższej”. Był najwspanialszy w wystąpieniach publicznych, które nie różniły się wiele od jego wygłaszanych prywatnie poglądów. Dla większości były szokujące. Konserwatywna młodzież kochała go. Widziałem Erika von K-L, okazuje się, że po raz ostatni jesienią 1998 roku. Powiedział, że właściwie zakończył wszystkie swoje prace i chociaż jest wciąż w wyśmienitej formie, gotowy jest na to, aby Pan go powołał do siebie. W międzyczasie gotował się na różne wyprawy, w tym na tę ostatnią podróż.” Fragmenty wspomnienia Marka Jana Chodakiewicza.
|