Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony, zgadzasz się na ich użycie. OK Polityka Prywatności Zaakceptuj i zamknij X

~ WYSPY MGIEŁ I WICHRÓW ~ CZESŁAW CENTKIEWICZ ~opi

24-01-2012, 4:33
Aukcja w czasie sprawdzania była zakończona.
Cena kup teraz: 4 zł     
Użytkownik _FENOOMEN_
numer aukcji: 2040804362
Miejscowość ŁÓDŹ
Wyświetleń: 8   
Koniec: 16-01-2012 12:28:02

Dodatkowe informacje:
Stan: Używany
Okładka: miękka
Rok wydania (xxxx): 1984
Język: polski
Rodzaj: wspomnienia
info Niektóre dane mogą być zasłonięte. Żeby je odsłonić przepisz token po prawej stronie. captcha

WITAM PAŃSTWA SERDECZNIE!!!!

PRZEDMIOTEM AUKCJI JEST WYSZUKANA i

JUŻ PRAKTYCZNIE NIEDOSTĘPNA

KSIĄŻKA

~~ WYSPY MGIEŁ I WICHRÓW ~~

CZESŁAW CENTKIEWICZ

Współcześnie trudno jest wielu ludziom podnieść czoło i wyrzec z całą mocą i przekonaniem – „jestem dumny z tego, że jestem Polakiem!”. Różne mogą być tego przyczyny. Wpływ na to mogą mieć zarówno indywidualne, jak i narodowe kompleksy wszelkiego rodzaju, i prawdziwe, i urojone, niestety. Żeby choć trochę podbudować i wzmocnić nasze ogólnospołeczne morale, a także poświęcić dłuższą chwilę na przeżycie arktycznej przygody - polecam wszystkim zainteresowanym „Wyspy mgieł i wichrów”. To świetna opowieść, porywająca czytelnika w świat kamienistych, zmrożonych i niebezpiecznych ostępów dalekiej Północy. W podróży tej towarzyszymy polskim naukowcom zawzięcie i z pasją badającym tajemnice Arktyki.

Rodacy nasi w związku z ogłoszeniem przełomu roku 1932/33 – Drugim Międzynarodowym Rokiem Polarnym, odbyć mieli daleką podróż na Bjørnøya – Wyspę Niedźwiedzią, stworzyć tam warunki do założenia stacji badawczej, po czym konsekwentnie prowadzić ją i zbierać materiał naukowy przez następnych trzynaście miesięcy. Prace Drugiego Międzynarodowego Roku Polarnego obejmowały następujące zagadnienia: 1) meteorologia, 2) aerologia, 3) promieniowanie słoneczne, 4) geomagnetyzm, 5) elektryczność ziemska, 6) elektryczność atmosferyczna, 7) radiometeorologia, 8) zorza polarna, 9) promieniowanie kosmiczne, 10) hydrografia, 11) inne badania. Zakres prac, którymi obarczeni zostali trzej polscy polarnicy, był rozległy jak sam Ocean Arktyczny, a na żadną pomoc z zewnątrz nie mogli oni, niestety, liczyć. Wiązało się to z wieloma wyrzeczeniami i poświęceniem. Naukowcy - jak pokazał czas - musieli wykazać się bystrością, inteligencją i wiedzą techniczną, a także hartem ducha, nieustępliwością i odwagą. O dziwo, opinia publiczna w kraju początkowo przeciwna była wysłaniu na tak odpowiedzialną i ważną misję młodych naukowców – oczekiwano, iż powinni to być raczej starsi i stateczni profesorowie z rozległym doświadczeniem akademickim. Jak okazało się już po kilku dniach, obawy ogółu były całkowicie nieuzasadnione.

Stateczni i dojrzali profesorowie z rozległym doświadczeniem akademickim zrezygnowaliby z wyprawy już w pierwszych chwilach po wylądowaniu na wyspie, gdyż rozładunek kilkunastu ton potrzebnego na miejscu sprzętu nastręczał wielkich trudności nawet młodym i silnym mężczyznom, którzy pojechali tam za nich. Sam fakt, że wyładowanie większych i mniejszych skrzyń z pokładu statku i przetransportowanie ich w okolice domku polskich naukowców trwało kilka tygodni, robi olbrzymie wrażenie i uzmysławia, jak ciężką robotę mieli oni do wykonania.

Codzienność na Bjørnøya była dla autora książki i jego dwóch przyjaciół żmudną i monotonną pracą. Obserwacje chmur, nieba, zorzy polarnej czy korygowanie i rejestracja pracy przyrządów mierniczych różnego rodzaju musiały być przeprowadzane o ściśle wyznaczonych porach – nie było mowy o jakimkolwiek odstępstwie od normy. Szczególnie we znaki dawała się ta mrówcza praca w okresie nocy polarnej, gdy organizm człowieka często odmawiał posłuszeństwa, a nerwy polarników napięte były do granic wytrzymałości.

Trzynaście długich miesięcy na niegościnnej, acz urzekającej surowym pięknem wyspie. Ponad rok ciężkiej i żmudnej pracy. Monotonia nocy polarnej i mechaniczna wręcz cykliczność obowiązków i kontroli precyzyjnych przyrządów. Tak wyglądał pobyt na Bjørnøya – Wyspie Niedźwiedziej, której powierzchnię smagały przez większą część roku porywiste wiatry dochodzące do stu kilometrów na godzinę, a mgła zdecydowanie częściej i intensywniej zasłaniała jej niegościnne i zdradliwe brzegi niż ulice osławionego pod tym względem Londynu.

Wśród natłoku obowiązkowych zajęć zdarzały się chwile wolne od pracy. Polarnicy w różnoraki sposób wykorzystywali dla siebie te nieliczne momenty, uprzyjemniając sobie czas na rozmaite sposoby. Jednym z ulubionych zajęć tymczasowych mieszkańców wyspy było wędkowanie wraz z zaprzyjaźnionymi radiotelegrafistami norweskimi w zimnych wodach Morza Barentsa. Pozornie beztroska wyprawa na ryby łączyła się z poważnym niebezpieczeństwem; kilkakrotnie zdradliwe morze w nagłym przypływie wzburzenia kierowało skromną łódkę nierozważnych rybaków na skaliste brzegi i tylko szczęśliwy zbieg okoliczności ratował naukowców od niechybnej śmierci w lodowatej wodzie. Podobnie rzecz miała się z polowaniem na alki i dzikie kaczki. Wybierając się po jaja ptaków czy po to, by ustrzelić kilka dorosłych sztuk, uczestnicy wyprawy musieli stawić czoło stromym klifom, na których znajdowały się ich gniazda. Jeden nierozważny krok, a polowanie skończyłoby się śmiercią w falach uderzających z wielką mocą o skaliste wybrzeże czterysta metrów niżej. Dzika przyroda i przewrotność natury często dawały się we znaki mieszkańcom wyspy. Podczas długich miesięcy ciemności w czasie trwania nocy polarnej, gdy nawet najsilniejsi i najbardziej wytrwali mężczyźni zbliżali się niebezpiecznie do granic psychicznej i fizycznej wytrzymałości, ratunkiem przed depresją okazywały się opowieści snute przez norweskich radiotelegrafistów, dotyczące przygód w innych rejonach Arktyki. Były to zazwyczaj zasłyszane bądź przeżyte w przeszłości na własnej skórze historie: „I znowu szczęśliwa gwiazda uśmiechnęła się do mnie: nie opodal chaty udało się nam zabić wołu piżmowego. Powróciliśmy do obozowiska – chory był już prawie zamarznięty, siny, nieruchomy, nie otworzył nawet oczu na nasz widok. Trzeba było szybko się decydować: zabraliśmy się do ratowania go sposobem Eskimosów. Natychmiast rozcięliśmy brzuch wołu, wypatroszyliśmy i wsadziliśmy chorego aż po szyję w ciepłe jeszcze ciało zwierzęcia. Daliśmy mu napić się świeżej, gorącej krwi – jest to jedyna rada w tych warunkach, żeby powstrzymać postępy choroby. Nie zapominając o sobie urządziliśmy wspaniałą ucztę z pieczonego świeżego mięsa. Towarzysz nasz szybko powrócił do zdrowia i sił”[1].

Ciekawostką „Wysp mgieł i wichrów” jest to, że w treść tego pamiętnika zostały wplecione ciekawe dygresje historyczne i opowiadania wielu podróżników oraz badaczy rejonów podbiegunowych: „Z dwudziestu czterech żołnierzy, którzy przyjechali na Północ, zaledwie siedmiu pozostało przy życiu. Zapomniani przez kraj, pozostawieni sami sobie, bez zapasów żywności, bez amunicji, przeżyli oni „orgię głodu”, jak to określił sam Greely. Nie mogli nic upolować. Co gorsza, zaczęły się systematyczne kradzieże resztek żywności. Któregoś dnia jeden z żołnierzy zwymiotował zbyt gwałtownie połknięte mięso z konserw – odkryto złodzieja. Greely kazał go rozstrzelać dla przykładu, ale to nie odstraszyło innych. Nikt nikomu nie ufał, każdy podejrzewał swego towarzysza. Głód skręcał kiszki. Gdy otwarto beczkę z zepsutymi konserwami dla psów, żołnierze w mgnieniu oka rozszarpali zbutwiały chleb. „Jak pies wydrapywałem ze śniegu najmniejsze, pokryte pleśnią okruchy” – pisze z goryczą jeden z uczestników wyprawy.

Gdy wreszcie wyczerpały się resztki żywności, ludzie zjadali wszystko, co dało się pogryźć lub wypić: obuwie, uprząż psów, skórzane ubranie, a nawet częściowo płótno namiotu, który ich chronił przed wiatrem i mrozem. Zaczęli wreszcie jeden po drugim umierać. Lekarz skończył samobójstwem, zażywając cały zapas środków nasennych z apteczki wyprawy. Jedne szczegóły, których dowiadywali się marynarze, były straszniejsze od drugich, a nie pochowane trupy z powycinanymi kawałkami ciała dopełniły grozy tego obrazu”[2].

Polska stacja badawcza na Wyspie Niedźwiedziej wypełniła swe obowiązki. Młodzi naukowcy prowadzący tam obserwacje i badania okazali się godni wielkiego szacunku i wszelkich pochwał. Wykazali się niesamowitą cierpliwością i systematycznością. Nie bali się żadnej pracy; czuli się szczęśliwi wiedząc, iż pomagają w odkryciu praw rządzących Arktyką. Odważni i wytrzymali ludzie, Polacy, z których możemy być dumni i z podniesioną głową wspominać o nich pośród innych narodów. Zastanawia mnie tylko pewien fakt. Dlaczego nie mówi się o tych arktycznych pionierach, o naukowcach-polarnikach, którzy wnieśli olbrzymi wkład w odkrycie tajemnic dalekiej Północy? Dlaczego nie wspomina się polskiego zaangażowania w poznanie wpływu tamtejszych zjawisk na globalny klimat i różnego rodzaju zdarzenia meteorologiczne? Jest się czym chwalić, jest co pamiętać. Twierdzi się, że młodzież nie ma autorytetów, nie ma kogo naśladować, bo współczesny świat oferuje jedynie skomercjalizowany na wskroś pogląd na życie, na człowieka. Myślę, że dla wielu osób uczestnicy tej ciężkiej wyprawy staliby się wzorami do naśladowania, autorytetami właśnie. Tymczasem zaś wydaje mi się, że zostali oni trochę zapomniani, niedocenieni – w ogólnej świadomości społecznej, ma się rozumieć.


WYDAWNICTWO - CZYTELNIK

ROK - 1984

STR. - 342

OKŁADKA - MIĘKKA

WYMIARY - 20,5 x 14,5cm

GORĄCO POLECAM!!!!!!!

STAN KSIĄŻKI JAK NA WIEK UWAŻAM ZA

BDB- !!!!

( niewielkie przybrudzenia, pieczątki, małe przytarcia i zagniecenia na grzbiecie i okładce )
ZAPRASZAM

DO LICYTACJI!!!!

UWAGI:
KOSZT PRZESYŁKI ZWYKŁEJ WYNOSI 4,30zł A PRIORYTETOWEJ 5,00Zł.
KOSZT PRZESYŁKI ZWYKŁEJ POLECONEJ WYNOSI 6,00ZŁ, A PRIORYTETOWEJ 7,00ZŁ
za przesyłkę niepoleconą nie odpowiadam

TEL: 0-888-[zasłonięte]-922

PYTANIA PROSZĘ KIEROWAĆ NA E-MAIL BĄDŹ KONTAKTOWAĆ SIĘ ZE MNĄ TELEFONICZNIE. DANE DO PRZELEWU ORAZ DODATKOWE INFORMACJE ZNAJDUJĄ SIĘ NA STRONIE O MNIE.